#11
Biegłem ile sił w nogach. Rano odebrałem bowiem niepokojący telefon od Patryka, brata Kamili. Policjanci znaleźli ją w lesie ledwo żywą. Od razu przystąpili do pomocy przedlekarskiej. Potem zabrała ją karetka i przywiozła do szpitala. Wiedziałem już, gdzie leży moja była od Patryka. Chłopak uznał, że skoro byliśmy kiedyś razem to może mój widok poprawi jej humor albo zechce wyjawić mi, co się z nią działo przez kilkanaście dni. Niechcący staranowałem jakąś pacjentkę tegoż szpitala. Ja to często kogoś potrącam. Muszę jakoś wykorzenić ten nawyk. Jako dobry dżentelmenem pomogłem jej wstać. Na pierwszy rzut oka widać było, że była już po kilku chemioterapiach. Jednak moją uwagę przykuły jej piękne, zielone oczy ukryte za granatowymi oprawkami okularów.
- Hej. Nic ci nie jest? Wybaczysz mi to haniebne staranowanie?
Dziewczyna zanim odzyskała zdolność mowy zlustrowała mnie swoim zielonkawym wzrokiem. Chyba dotarło do niej kim jestem.
- Ależ wybaczę.
- Dziękuję. Aczkolwiek odwiedzę cię jeszcze w twojej sali, by się upewnić czy to zdarzenie nie wpłynęło negatywnie na twoje zdrowie. Zdradziła byś mi swe imię, a także pokój, w którym przebywasz?
- Julia...
- Numerek?
- 26.
- Dobra. Dzięki. A teraz wybacz mi, droga Julio, gdyż muszę już odejść. - ukłniłem się jej teatralnie i puściłem do niej oczko.
Zaśmiała się cicho, a ja popędziłem prosto do pokoju mojej byłej. Przed nim zastałem Patryka.
- Co z Kamilą? - spytałem.
- Dopiero rano odzyskała przytomność. Na razie nie możemy wejść, bo lekarz z nią rozmawia. Dobrze cię widzieć. Mimo, że tobą zerwała, to może ucieszy się, że chociaż jesteś.
- Nie ma sprawy. Wiadomo już, co robiła tam w lesie?
- No właśnie nie. Policjanci chcą jutro z nią o tym pogadać. A jak tam wasz wczorajszy mecz?
- Przegraliśmy. Szkoda gadać.
- Ech... Dobra.
- A ty jak się trzymasz?
- Może być, chociaż martwię się o nią.
- W sumie ja też.
I tak jakoś straciliśmy chęci na dalsze rozmowy. Każdy z nas zatopił się w swoich własnych rozmyślaniach. Mimo, że Kamila mnie zostawiła wciąż ta moja miłość do niej jest nadal w moim sercu. Trudno jest mi się odkochać. W końcu razem przeżyliśmy tyle cudownych dni. Wciąż za nią tęsknię, mimo że ta już najprawdopodobniej mnie nie kocha. A myślałem, że będę mógł zamknąć nasz wspólny rozdział. Los postanowił inaczej i muszę to zaakceptować. Nasze osobne rozmyślania przerwało wyjście lekarza z pokoju Kamy. Patryk od razu zerwał się i poszedł z nim rozmawiać. Tymczasem ja skorzystałem z okazji i wszedłem do środka. Dziewczyna leżała na jednym z czterech łóżek. Na głowie miała bandaż, a pod okiem śliwę. Oprócz niej w pokoju była tylko jedna dziewczyna. Była to szatynka o brązowych oczach. Czytała książkę i sprawiała wrażenie, że nie obchodzi ją to, co się dzieje wokół niej. Platynowowłosa natomiast miała przymknięte oczy, ale chyba wiedziała o mojej obecności. Usiadłem na krześle obok jej łóżka. Niepewnie chwyciłem ją za rękę, która podłączona była do kroplówki. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Hej...
- Cześć. Co się stało?
- Jesteś... Nie sądziłam, że przyjdziesz...
- Tak, jestem.
- Dziękuję, ale przyjdź jutro... Proszę...
- Dlaczego jutro?
- Zobaczysz... Dzisiaj nie mam jeszcze siły... Możesz wyjść? Proszę...
Zdziwiłem się. Bardzo, ale w sumie mogłem się tego spodziewać. Mogłem wiedzieć, że już nie ma nas i nie będzie. Jednak postanowiłem spełnić jej prośbę, chociaż ten jeden raz. Wstałem, pocałowałem ją w czoło na pożegnanie.
- Jeszcze wrócę. - zapewniłem.
Dziewczyna się tylko lekko uśmiechnęła. Potem zamknęła oczy i zasnęła. Na mojej twarzy również zagościł lekki uśmiech. Rozdział z nią jako moją dziewczyną jest już zamknięty. A kto wie? Może zostaniemy przyjaciółmi?
Po krótkiej rozmowie z Patrykiem zacząłem szukać sali z wdzięcznym numerem 26. W końcu obietnice trzeba dotrzymywać. Tego nauczyłem się po zerwaniu Kamili. Na samo wspomnienie o tym liściku westchnąłem. Miałem dużo czasu na przemyślenia i chyba doszedłem do dobrego wniosku. Wreszcie stanąłem przed odpowiednimi drzwiami. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Od razu spostrzegłem ową Julię, którą niedawno potrąciłem. Była zajęta pochłanianiem stron książki. Oprócz jej w pokoju leżały jeszcze dwie młode dziewczyny. Rozpoznałem po kształtach. Tylko jedna z nich miała włosy, lecz te nie wyglądały najlepiej. Jednak postanowiłem wszelkie spostrzeżenia zachować dla siebie. W piwnych oczach dziewczyny na łóżku przy drzwiach rozpoznałem zachwyt. Pewnie była fanką siatkówki i kojarzyła moją twarz. Uśmiechnąłem się do nich.
- Czy może w tej sali przebywa panna Julia?
Dziewczyna słysząc swoje imię podniosła głowę znad lektury. Zdziwiła się moim przybyciem.
- Tak. Ale są jeszcze Faustyna i Magda. - odpowiedziała ta o piwnych oczach.
- Chwila. Zgadnę. Magdą zowiesz się ty, a Faustyna to ta z tyłu, co nie?
- Nieźle. Zgadł pan.
- O nie. Tylko nie pan. Mów mi Szymek, a w zasadzie mówcie.
- Dobrze.
- Droga Julio, czy mogłabyś łaskawie odłożyć tą jakże fascynującą książkę i podejść do mnie?
Zaśmięliśmy się wszyscy czworo. Dziewczyna wykonała moje polecenie.
- Obiecałem i oto przybyłem.
- Nie obiecywałeś nic.
- Nie? Ach, możliwe. Dobra młoda szykuj jakąś kartkę, mazak czy telefon, bowiem umilę wam życie autografem, który na bank kiedyś będzie wart kupę kasy.
Po chwili wszyscy czworo siedzieliśmy na łóżku Magdy. Zaczęliśmy szczerzyć się głupkowato do zdjęć. Ostatecznie skończyło się na dwudziestu wyjątkowych fotkach, a także podpisanymi kartkami z notatnika.
- Macie tu boisko do siatki? - spytałem po nietypowej sesji zdjęciowej.
Zanim dostałem twierdzącą odpowiedź rozległ się dźwięk mojego telefonu. Bez zastanowienia dałem na głośnik. Dzwonił Nowakowski.
- Elo Piotrek. Dziewczyny przywitajcie się, ale tak zgodnie, żeby fajnie wyszło.
- Hej. - powiedziały wręcz chórem.
- No witam. Szymek, gdzie jesteś? Nie masz zegarka. Omija cię trening. Graban jest na ciebie wściekły.
- Ojć... Dobra niedługo będę. Przekaż pozdrowienia chłopakom, a szczególnie trenerom.
- Weź nie śmieszkuj. Poważnie mówię.
- Spoko. Dzięki. Będę za godzinkę.
- Ty za godzinę to już trening się kończy.
- Wiem. Do zoba.
Rozłączyłem się i spojrzałem na dziewczyny. Patrzyły na mnie zdziwione.
- Dobra to chodźmy na to boisko. Powinienem mieć piłkę w samochodzie...
- Ale nie pozwolą nam wyjść na dwór...
- Szkoda. Ale nie ważne. Znajdziemy jakiś fajny korytarz. Czekajcie na mnie przy recepcji.
Spojrzały po sobie porozumiewawczo.
- Dobra. - odrzekła mi Julia.
Udałem się po piłkę. Po kilku minutach wróciłem i zaczęliśmy szukać idealnego korytarza. Wcale, a wcale nie było to wbrew regulaminowi szpitala, jeśli takowy istniał.
Rozdział dla darkknight37 proszę! 💙
W mediach prawidłowa odpowiedź na konkursik. Liczę, że się spodobał i nudny nie był ;) 💘 Warto było czekać?
Może jeszcze kiedyś zrobię jakiś konkursik? 😏 😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top