Rozdział 25.
(Chcieliście to macie!)
Odstawiłem pusty kieliszek i podniosłem dłoń do góry.
- Jeszcze raz! - Poinformowałem barmana i podałem mu kieliszek.
Wokół ludzie przewijali się z butelkami lub tańczyli, a szczerze to ocierali się o siebie.
Spojrzałem przez ramię, ale mój wzrok był zamglony. Muzyka docierała do mnie, jakby zza muru. Westchnąłem i obróciłem się do baru, gdy usłyszałem dźwięk szkła.
- Trudny dzień? - Zagadnęła młoda dziewczyna, który patrzyła na mnie z uśmieszkiem.
- Chyba miesiąc. - Stwierdziłem i kolejna dawka wódki wpłynęła do mojego gardła.
- Dziewczyna? - Spytała piskliwym głosem.
Popatrzyłem na nią i obejrzałem jej ciało. A raczej próbowałem to zrobić, ale nie mogłem.
Pieprzona Agnes...
Kochasz ją, durniu.
- Jeszcze raz to samo. - Zbyłem dziewczynę i podparłem twarz dłońmi.
Czułem się... Pijany. Ale jakaś pustka była w moim wnętrzu i nic nie mogłem z nią zrobić. Byłem zmęczony, zdesperowany i najchętniej poszedłbym spać, ale zawsze, gdy zamykałem oczy widziałem ją. Uśmiechniętą, patrząca na obraz, a chwilę potem śmiejąca się do mnie i wymachująca pędzlem.
- Pierdole to... - Powiedziałem i próbowałem wstać, ale średnio mi to wyszło.
- Jack? - Usłyszałem głos przed sobą, więc uniosłem twarz.
- Zack! - Przywitałem go radośnie, ale chwilę później znowu poczułem tę melancholię... I ból w czaszce. - Co ty tu robisz? - Powiedziałem przedłużając końcówki.
Zauważyłem, że barmanka położyła trunek na blacie, więc odruchowo za niego złapałem.
- Jak dobrze, że bary są otwarte w Wigilie, nieprawdaż? - Popatrzyłem na przyjaciela z pół uśmieszkiem. - Po szopce na wigilijnym stole możesz iść i opić się w dwie minuty. - Zaśmiałem się, ale był to rodzaj zmęczonego śmiechu.
- Temu panu podziękujemy. - Powiedział Zack i wypił mojego shota.
- Ej! To moje! - Powiedziałem, jak małe dziecko.
Ten popatrzył na mnie ostro, więc zamknąłem się i przeczesałem moje włosy.
- Powinienem je obciąć.- Stwierdziłem.
Chłopak patrzył na mnie, jak na idiotę, a ja się tak czułem.
- Powinieneś lecieć do Agnes, upaść...
- Bla, bla, bla... - Przerwałem mu, bo nie chciałem tego słuchać. Mógł mnie uznać za bezdusznego chłopaka, który obraził się na cały świat, ale tak naprawdę to za każdym razem, gdy słyszałem jej imię moje gardło jakimś dziwnym trafem zatykało się.
- Przestań pieprzyć, Jack! - Poczułem dłoń na moim ramieniu, więc popatrzyłem na blondyna. - Czego ty nie rozumiesz!? Masz w tej chwili wstać, w podskokach iść do swojego mieszkania, wyspać się i iść do niej! A w ogóle, co ty tutaj robisz, Jack? Nie możesz pić. - Chłopak popatrzył na mnie uważnie, ale zbyłem go i powróciłem wzrokiem na alkohol przede mną.
- Muszę korzystać. Przez cztery lata nie mogłem się opić. - Westchnąłem.
- I robisz to, bo nie ma Agnes? Zachowujesz się jak dzieciak... Idziemy do domu. - Podniósł mnie za kurtkę z krzesła, ale wyrwałem mu się prawie, tracąc równowagę.
- Ja zachowuje się jak dziecko? - Zaśmiałem się zirytowany. - A kto mnie zostawił!? Kto zasłonił się ciążą!? Kto kłamał każdego dnia!?
Widziałem, jak jego twarz zamienia się w czerwony kolor. Ludzie patrzyli się na nas, a muzyka ucichła.
Zack przyszpilił mnie do ściany, ale ja nie chciałem się bronić, nie miałem siły.
- A kto dawał ci miłość każdego dnia!? Kto pilnował cię na każdej imprezie!? Kto robił wszystko, aby depresja przeszła!? Kto kochał cię pomimo braku dziecka, pomimo ran przeszłości!? Kto pokochał cię bezwarunkowo!? Jack, tracisz coś, czego nigdy, nigdy nie odzyskasz, jeżeli teraz się nie ogarniesz!
- Skąd możesz to wiedzieć!? To nie jest twoja sprawa! - Wrzasnąłem i popchnąłem go. Popatrzył na mnie z pogardą, ale mnie to nie obchodziło. Zack miał rację, ale dla mnie po prostu było za wcześnie. Nie mogłem po prostu tego zrozumieć...
- Pożałujesz tego, a wtedy będzie za późno!
- Myślisz, że nie wiem!? Że nie wiem, że im bardziej się staczam tym ona się ode mnie oddala!? Wiem to! Ale boję się! Boję się, że jej nie pomogę! Że jakaś niepewność wzbudzi się we mnie i nie będę mógł jej zaufać. Że zostanie sama, a ja jej nie pomogę, bo coś będzie mnie blokowało. Nic o mnie nie wiesz, o Agnes i o naszym związku! - Wrzasnąłem i zamknąłem oczy, aby unormować oddech.
- Ale wiem, jak ją kochasz. - Szepnął i zbliżył się do mnie. - Przecież ty sobie dnia bez niej nie wyobrażasz. Jack, zrób coś z tym. - Popatrzył mi w oczy i czekał. - Ona potrzebuje tylko ciebie. Nikogo więcej. Albo przy niej będziesz, albo... - Nie dokończył i zrobił kilka kroków do tyłu. Ludzie zaczęli zajmować się sobą, a muzyka znowu dudniła w moich uszach
- Agnes, dlaczego nie mogę cię nie kochać? - Spytałem, gdy chłopak zniknął w tłumie.
***
Chce komentarze! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top