Rozdział Pierwszy
Zaczynam coś zupełnie nowego, mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu. Dajcie znać jak pierwsze wrażenia 😊
Rozdział pierwszy
Spacerował nieznanymi uliczkami, rozglądając się dookoła i chłonąc całym sobą niesamowite otoczenie, które było mu tak obce, a w pewien sposób boleśnie znajome. Czasami zerkał pod nogi, by nie potknąć się o wystające kamienie. W tym miejscu chodniki raczej nie istniały. Spojrzał jeszcze raz na swoje lekkie sandały i skręcił w pierwszą uliczkę prowadzącą do głównej ulicy tego wyjątkowego miasta. Nie miał zamiaru pokaleczyć sobie stóp na tych kamienistych dróżkach, więc chciał jak najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie będzie normalna ulica i chodniki, do których był przyzwyczajony. Nie był pedantyczny, nigdy to nie była jego cecha, ale teraz patrząc na swoje brudne i zakurzone stopy w sandałach pomyślał, co powiedziałby Lou, gdyby go zobaczył. Zaśmiał się cicho do samego siebie i zbiegł szybko stromą dróżką, a już po chwili znajdował się na ruchliwej ulicy w samym centrum Gangtoku.
Nie widział zbyt wielu osób o białym kolorze skóry, ale to nawet go nie zaskakiwało, w końcu to były Indie. Jednak od czasu do czasu przed oczami przemknęły mu grupki osób mówiących coś do siebie po angielsku, najpewniej to byli turyści, którzy spędzali tu dzień lub dwa i mieli zamiar kierować się w głąb kraju, by zobaczyć historyczny Tybet.
Na razie nie chciał korzystać z żadnych skrótów, bał się, że zgubi się pomiędzy tymi podobnymi do siebie domami, małymi hotelikami i bujną roślinnością, której tutaj nie brakowało. Całe to miejsce tętniło życiem i jakąś mistyczną energią, którą Harry przypisywał buddystom. Podczas swojej wędrówki minął już tyle miejsc kultu tej religii. Na razie nie odważył się wejść do żadnego z nich, wolał wyglądać wtedy lepiej i być czystszym, niż w tym momencie. Sprawa jego brudnych stóp cały czas do niego powracała. Miał jeszcze dwa dni na zwiedzanie i w zasadzie nie planował niczego innego, więc wiedział, że zdąży odwiedzić kilka miejsc, o których myślał już wcześniej, kiedy był jeszcze w domu.
Pogoda była zachęcająca, powietrze bardzo ciepłe, a niebo stało się jednym, wielkim błękitem. Harry spojrzał w górę i uśmiechnął się, błękit to zawsze był jego ulubiony kolor. Nie sposób było nie dostrzec, jak błękit i zieleń mieszają się w tym miasteczku, jak dopełniają się i harmonizują, tworząc niezwykłą całość. To mogło być ich miasto, zdecydowanie to było ich miasto, jedno z wielu, które dla siebie wybrali.
Czuł zapach aromatycznych przypraw i automatycznie usłyszał, jak jego brzuch wydaje mało eleganckie dźwięki. Uzmysłowił sobie, że ostatni raz jadł coś jeszcze w Londynie. Był tak podekscytowany tą wyprawą, że nawet nie myślał o jedzeniu i piciu. Teraz jednak, kiedy z każdego mijanego miejsca docierał do niego ten przyjemny zapach indyjskich potraw, czuł, że umiera z głodu. Tak bardzo kusiło go wejście do jednej z restauracyjek i zamówienie czegoś pysznego, ale tak bardzo jak chciał zanurzyć zęby w jakimś pysznym daniu, wiedział, że w hotelu czeka na niego rodzina. Mama pewnie już zamartwiała się i zastanawiała, gdzie się podziewa, zawracając głowę swojemu przyszłemu zięciowi. Mimo jego wieku, mama nadal traktowała go jak tego nastolatka, który wyjechał na studia daleko od domu, a później pojawiał się tam coraz rzadziej.
Przyspieszył swój krok, przeciskając się przez tłum ludzi. Hotel, w którym się zatrzymali, majaczył mu już w oddali, a jego żołądek skręcał się coraz bardziej z głodu. Zerknął na zegarek i jęknął. Jeżeli dobrze pójdzie, zdąży dotrzeć do hotelu i może nawet nie spóźni się na umówioną kolację i wtedy nikt nie będzie zrzędził mu do ucha. Marzył o szybkim prysznicu, ale w tym momencie wiedział, że musi wybić to sobie z głowy. Przeczesał swoje krótkie włosy i otarł pot z czoła. Pewnie wyglądał niezbyt zachęcająco, ale w końcu nie potrzebował już na nikim robić wrażenia, miał narzeczonego, więc nikt więcej nie musiał być w nim zakochany. Zresztą nie był nastolatkiem, zdawał sobie sprawę z upływającego czasu i zbliżającej się czterdziestki na karku. To przypomniało mu o tym, by wypomnieć Gemmie jej wiek, dawno już nie nabijał się z siostry, a przecież niezależnie od tego ile mieli lat, nadal był jej młodszym bratem, a to do czegoś zobowiązywało.
Przekroczył próg hotelu i od razu usłyszał głos swojej mamy, która przywoływała go ruchem ręki. Tak, zdecydowanie nie zdąży wziąć prysznica.
- Nareszcie Harry, gdzieś ty się szwendał? Czekaliśmy na ciebie, ale wszyscy byli już tacy głodni, że poszli do restauracji hotelowej. W taką pogodę nikomu nie chciało się wychodzić na zewnątrz i szukać jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy zjeść. Tu jest tak gorąco, już tęsknię za pogodą w Szkocji. Nie ma to jak nasze lato.
Przewrócił oczami na słowa matki, nie lubił takiego zrzędzenia i ciągłego marudzenia. Narzekania na wszystko, łącznie z pogodą. Zastanawiał się, dlaczego ludzie nie mogą cieszyć się po prostu z tego, że są, że żyją tu i teraz, są z bliskimi i mogą oddychać powietrzem w miejscu, w którym jeszcze nigdy nie byli. To męczyło go coraz częściej. Kiedyś nie miał takich myśli, ale teraz czasami miał ochotę uciec z dala od takich marud, które ciągle dostrzegały tylko wady. Gdyby ludzie byli odrobinę bardziej pozytywni, świat mógłby być przyjemniejszym miejscem.
Usiadł na pierwszym wolnym krześle, posyłając szczery uśmiech najbliższym, którzy już zajadali się czymś pysznym i pachnącym. Brzuch zaburczał po raz kolejny, a z ust uciekł mu cichy śmiech.
- Zamówiłem ci już coś, kelner zaraz powinien przynieść - usłyszał tak znajomy głos tuż przy swoim uchu, a uśmiech na jego twarzy automatycznie poszerzył się jeszcze bardziej. Jego rodzice mogli zrzędzić, ale przecież miał obok siebie kogoś, kto zawsze stawał za nim murem.
- Dzięki - uścisnął krótko dłoń narzeczonego pod stołem i rozpromienił się, widząc, jak kelner stawia przed nim jakieś danie, którego nie znał, ale pachniało dobrze i wyglądało jeszcze lepiej, więc musiało być pyszne. Jedli w milczeniu, gdy ciszę musiała oczywiście przerwać największa zrzęda w tym towarzystwie, jego przyszły teść.
- Przepraszam, że przerywam kolację, ale muszę o to zapytać. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego znajdujemy się w tym miejscu. Z tylu pięknych miejsc na świecie, w samej Anglii jest przecież wiele urokliwych miasteczek, mogliście wybrać każde z nich, przecież was stać, więc powiedz Harry, ponieważ mój syn nie potrafił udzielić mi odpowiedzi na to pytanie, dlaczego ślub mojego jedynego syna odbywa się tutaj na tym dziwnym końcu świata?
Wzrok wszystkich przy stole skierował się w stronę Harry'ego, który naprawdę miał ochotę przewrócić oczami i parsknąć śmiechem. Tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego biorą ślub właśnie tutaj, no dobrze może Louis wiedział, ale w tym wypadku się nie liczył.
- Tato przestań, poważnie po co o tym rozmawiać?
- Niczego złego nie powiedziałem, a Harry może mi przecież odpowiedzieć i wyjaśnić. Prawda Harry?
- Tak, oczywiście - wzruszył ramionami w stronę narzeczonego, który przyglądał mu się z zaciekawieniem. - Cóż bierzemy ślub w tym miejscu dlatego, że ono tutaj jest, dlatego, że istnieje - odparł lekko i nie czekając na reakcję rodziny, wrócił do jedzenia. Nie miał zamiaru pozwolić, by jedzenie się zmarnowało. W głowie miał cały czas odpowiedź Louisa, kiedy na jedno z jego pytań na początku ich znajomości odpowiedział właśnie w podobny sposób. Wiedział, że był może niezbyt miły, ale nie miał zamiaru nikomu tłumaczyć się ze swojego wyboru. Jeżeli nie chcieli przyjeżdżać, to naprawdę nie musieli, nikogo przecież nie zmuszali, każdy podjął decyzję sam.
- Cóż - Gemma przerwała ciszę, która zapanowała po jego odpowiedzi. Widział, że siostra stara się rozluźnić napiętą atmosferę, był jej za to wdzięczny, ponieważ sam nie miał zamiaru nikogo przepraszać za dokonane wybory. - To jakie macie plany na wieczór?
- Wieczór kawalerski - odparł Niall, uśmiechając się do wszystkich mężczyzn przy stole. - Tak naprawdę powinniśmy się już wszyscy zbierać, niedługo zacznie się ściemniać.
- Tak, to prawda - Harry poczuł, jak miejsce obok niego zwalnia się i patrzył na wszystkich facetów, którzy nagle podnieśli się ze swoich krzeseł i zaczęli szykować się do wyjścia. - Harry? Nie idziesz się przygotować?
- Nie, wybaczcie, ale nie potowarzyszę wam - spojrzał w jasne oczy narzeczonego i posłał mu lekki uśmiech. - Ale bawcie się dobrze i nie upijajcie się, jutro chcę trochę pozwiedzać.
- Poważnie Harry? Nie chcesz mieć wieczoru kawalerskiego? - Niall spoglądał na niego z niedowierzaniem. - Takie wydarzenie jest tylko raz w życiu stary.
- Odpuszczę sobie Niall, jestem zmęczony po podróży i chciałbym tylko wziąć prysznic i położyć się. Zaopiekuj się moim przyszłym mężem.
- Jak chcesz Styles, ale żebyś później nie żałował - szwagier poklepał go po plecach i wymaszerował razem z resztą mężczyzn.
- Nie wrócę późno - zapewnił starszy, pochylając się i muskając lekko jego usta. - Miłego wieczoru, w razie czego dzwoń.
- Baw się dobrze i nie przejmuj się mną - pomachał mu na pożegnanie, a po chwili uśmiech zniknął z jego zmęczonej twarzy. - Mamo odprowadzić cię do pokoju? - wstał i wyciągnął dłoń do swojej matki, która podniosła się z trudem i z uśmiechem chwyciła go pod ramię. - Odpocznij trochę, połóż się spać i nie martw się niczym dobrze?
- Nie bądź taki zestresowany kochanie, w przeciwieństwie do twojego teścia nie mam ochoty przepytywać Cię i dopytywać, dlaczego tutaj jesteśmy. Gdybym była trochę młodsza, pozwiedzałabym to miejsce, ale mam nadzieję, że z twoją pomocą uda mi się zobaczyć chociaż jedną świątynię buddyjską. Czytałam kiedyś w jakiejś książce, że jest tutaj takie piękne miejsce.
- Spokojnie mamo, jutro pójdziemy pozwiedzać, widziałem kilka pięknych miejsc niedaleko hotelu. Na pewno będziesz zadowolona - ścisnął dłoń rodzicielki i zatrzymał się przy drzwiach do jej hotelowego pokoju. - Śpij dobrze.
- Ty również - Anne pocałował go w policzek, a uczucie jej ust na swojej skórze było dla Harry'ego takie znajome, jakby znów miał kilka lat i matka dawała mu buziaka na dobranoc. - Słodkich snów Hazz.
***
Zdążył wyjść z łazienki, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać teraz z nikim, chciał położyć się i spać, ale natarczywy dźwięk nie ustawał.
- To ja Harry - głos siostry zaskoczył go, więc szybko podszedł do drzwi i otworzył je. - Nie przeszkadzam?
- Nie, wejdź. Stało się coś?
- Nie, ale jest jeszcze wcześnie, Nialla nie ma i nie chciałam siedzieć sama w pokoju, więc pomyślałam, że mogę ci trochę poprzeszkadzać. Przyniosłam też coś smacznego - brunetka pokazała butelkę czerwonego wina i Harry nie mógł nie roześmiać się. Gemma nigdy go nie zawiodła. - To co? Zrobimy sobie swój wieczór?
- Jasne, siadaj - zaprosił ją i opadł naprzeciwko na miękkie łóżko. Patrzył, jak nalewa wino do dwóch szklanek, ponieważ najwyraźniej kieliszki to byłoby już zbyt wiele.
- Jaki ten jego ojciec jest wścibski - powiedziała, podając mu szklankę i cóż, Harry nie mógł się z nią nie zgodzić. - Myślałam, że zaraz rzuci się na ciebie przy tym stole.
- To starszy facet, ma prawo marudzić na to, że jakiś idiota zmusza go do przyjazdu do Indii.
- Mówiąc idiota, miałeś na myśli siebie czy jego syna? - zażartowała Gemms, a Harry uchylił się od odpowiedzi, biorąc łyk ciepłego wina. Cóż nie można być zbyt wymagającym, a w swoim życiu pił o wiele gorsze trunki. - Rozumiem dyplomatyczne milczenie - mrugnęła do niego okiem i uśmiechnęła się.
- Idziesz jutro zwiedzać? - zagadnął siostrę, która rozłożyła się wygodnie, moszcząc swoje stopy na jego kolanach.
- Pewnie, jeśli mój braciszek zbzikował do końca i wymyślił sobie ślub w Indiach, to mam zamiar wykorzystać to i poznać trochę ten świat. Naprawdę to nie mogły być Karaiby albo Brazylia? Tam też jest ciepło.
- Wybacz - roześmiał się, widząc grymas na jej twarzy. Byli już tacy starzy, ale nadal potrafili siedzieć na jednym łóżku, pić tanie wino ze szklanek i bawić się naprawdę dobrze.
- Podekscytowany?
- Niespecjalnie - wzruszył ramionami, widząc zdziwione spojrzenie Gemmy. - No co? Nie osądzaj mnie.
- Nigdy tego nie robiłam, przecież wiesz, ale ślub to tak jakby wielka sprawa. Wiesz te całe dopóki śmierć nas nie rozłączy i takie tam - gdy nie odezwał się, wiedział że siostra zaraz zacznie jakiś inny temat, taka już była i kochał ją za to. - Wiesz Harry, tak sobie myślę, że nigdy nie zapytałam cię nawet, jak wy się poznaliście. Do cholery, mój mały braciszek bierze ślub za cztery dni, a ja nie wiem, jak poznał miłość swojego życia! - wykrzyknęła oburzona. - Musisz to naprawić Harry, najlepiej w tej chwili jasne?
- Ale co?
- Masz mi opowiedzieć, jak się poznaliście, nawet jeśli to okropnie nudna historia - brunetka poprawiła się na stosie poduszek i spojrzała na niego wyczekująco.
- To długa historia, nie starczy nam czasu - chciał ją zbyć, ale widząc wyraz jej twarzy, mógł być mądrzejszy i wiedzieć, że jest na przegranej pozycji. Tuż przed nim siedziała kobieta z misją.
- Mamy czas, dobrze wiemy, że oni wrócą nad ranem, a przecież są jeszcze kolejne dni. No dalej nie daj się prosić, daj znudzonej życiem siostrze jakąś pikantną historyjkę proszę, proszę, proszę - patrzył, jak siostra składa błagalnie dłonie i pomyślał, że niczego nie straci, a przecież jeśli ktoś mógł poznać tę opowieść to właśnie Gemma.
- Dobrze, opowiem ci, jak się poznaliśmy, ale musisz mi coś obiecać. Dopóki nie skończę mówić, a pewnie ta historia zajmie nam cztery dni, nie będziesz mi przerywać i zadawać żadnych pytań zgoda? I nie opowiesz o tym nikomu, nawet mamie czy Niallowi. Obiecaj.
- Zgoda, będę siedziała cicho i słuchała - obiecała, dramatycznie przykładając dłoń do serca. - A czy to będzie ekscytująca opowieść?
- Uwierz mi, to będzie najciekawsza opowieść, jaką kiedykolwiek słyszałaś - zapewnił i odchrząknął cicho, odwrócił wzrok w stronę okna, starając przypomnieć sobie ten dzień, kiedy historia tak naprawdę się rozpoczęła. Trudno było uchwycić tę jedną jedyną chwilę, ponieważ składało się na nią wiele momentów, spojrzeń, żartów, dotyków i pragnień, ale przecież doskonale pamiętał ten dzień, gdy zobaczył go po raz pierwszy.
- Harry - głos Gemmy przywołał go do porządku i sprowadził na ziemię.
- Pamiętasz to lato, kiedy postanowiłem wyjechać zupełnie sam na wakacje? Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem, że mam dość, wyjeżdżam na swój pierwszy prawdziwy urlop i macie się nie martwić i nie dzwonić.
- Byłeś wtedy taki odważny - parsknęła brunetka. - Mały buntownik. Mama bała się, że zwariowałeś i chciała zmusić mnie do wyjazdu razem z tobą, a ja nie chciałam być twoją niańką, więc odmówiłam. Gdybyś widział, jaka była wściekła, okropnie się o ciebie martwiła.
- Niepotrzebnie, ale wracając do historii, cofamy się właśnie do tamtego lata, które w Cardiff było całkowicie zwyczajne i nudne. Nie działo się nic niezwykłego i siedząc za biurkiem myślałem, że zaraz oszaleję, jeżeli nie zrobię czegoś innego, niż oferowanie ludziom kolejnych wspaniałych wycieczek. I wtedy poczułem impuls, wiesz, jakby ktoś mówił mi, zrób to Harry, zaryzykuj chociaż raz w swoim nudnym życiu, nie będziesz żałował, przyrzekam. Chociaż to nie był impuls, po prostu jakiś mężczyzna wszedł na chwilkę i zapytał o oferty wakacyjnego wyjazdu na Sycylię, wyszedł dość szybko, ale te zdjęcia pięknych widoków zostały mi przed oczami. Nie wiedziałem i do dziś nie wiem, co mi wtedy właściwie odbiło, ale wyszukałem jakąś ofertę, która zaprowadziłaby mnie do małego miasta, gdzieś gdzie jest ciepło, pięknie i ludzie są tam szczęśliwsi i radośniejsi niż tutaj. Nie myślałem o strachu, pierwszy raz czułem się odważny i zdolny do zrobienia wszystkiego, byleby poczuć coś, cokolwiek. Zarezerwowałem hotel, lot i nagle zrozumiałem, że wyjeżdżam na wakacje na cały miesiąc, zupełnie sam bez żadnych znajomych, bez rodziny, sam jak palec. I zamiast oszczędności przeznaczyć na kupno czegoś potrzebnego jak na przykład nowa pralka, wziąłem urlop, spakowałem się i wyjechałem. Nie myśląc, że po powrocie nic już nie będzie takie jak wcześniej, ani moja pralka, a już tym bardziej ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top