Rozdział drugi

Drugi rozdział przed wami, mam nadzieję, że się spodoba i podzielicie się ze mną wrażeniami. Miłego czytania:) 



Rozdział drugi

LATO

Harry czuł, że zwariował i że jest bliski obłędu. Kiedy wysiadł z autobusu, po pierwszym hauście gorącego, nieznanego i tak obcego powietrza, po chwilowym zachwycie i zderzeniu się z zaskakującym poczuciem wolności, nagle był przerażony. W ciągu godziny dotarło do niego, że jest na Sycylii, w jakiejś małej miejscowości, gdzie nikogo nie zna i jest tutaj zupełnie sam. Nie wiedział, co on sobie myślał, kiedy planował te wakacje. I tutaj wielka niespodzianka, przecież nawet nie planował tych wakacji, jak jakaś wielka spontaniczna ofiara wyruszył w podróż życia i teraz był bliski ataku paniki, którego nigdy w życiu nie przechodził. Dźwigał ciężką walizkę załadowaną w połowie letnimi ciuchami, a w drugiej połowie książkami, laptopem, lekarstwami. Chyba był trochę przewrażliwiony, mógł to stwierdzić, rozpakowując się w uroczym hotelu, w którym miał spędzić najbliższy miesiąc.

Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, był właśnie takim człowiekiem. Nie znajdował się tutaj dłużej niż godzinę, a już nie potrafił znaleźć sobie miejsca i zaplanować czegoś konkretnego. Był chodzącymi sprzecznościami. Kochał swoją rodzinę najbardziej na świecie, ale wyprowadził się na drugi koniec kraju, tak żeby być jak najdalej od nich. Nie robił tego świadomie, ani złośliwie, ale chciał się usamodzielnić i przeprowadzka wydawała mu się dobrym pomysłem. Lubił ciszę, ale kiedy trwała zbyt długo, czuł, że wariuje. Nie chciał mieć wielu przyjaciół, ale świadomość, że ma ich tak niewielu czasami mu przeszkadzała. Wyjechał tutaj zupełnie sam, by odpocząć od ludzi, od swojej szarej rzeczywistości, a teraz zaczynał myśleć, że postąpił niewłaściwie, może powinien wrócić do domu, zadzwonić do szefa i powiedzieć, że wraca do pracy. Nie nadawał się do spontanicznych akcji, czuł się z tym źle i zupełnie jak nie on.

– Ogarnij się Harry, nie bądź dzieciakiem i się ogarnij. Jesteś na urlopie, wyluzuj i zacznij robić to, co robi się na wakacjach – mamrotał sam do siebie, krążąc po pokoju, który nawiasem mówiąc, był bardzo ładny i myśl o spędzeniu tutaj tylu dni i nocy powinna wywoływać entuzjazm, ewentualnie jakieś grzeszne myśli, ale na pewno nie zniechęcenie i chęć powrotu do szarego Cardiff. – Dobra, będzie w porządku, to będą wakacje mojego życia. Mogę bawić się, tańczyć, upijać, sypiać z kim chcę i kiedy chcę. To będzie lato mojego życia, muszę tylko zdecydować się wyjść z tego pokoju.

Westchnął i opadł na łóżko, wpatrując się w śnieżnobiały sufit. O wiele bardziej wolałby patrzeć na błękit nieba i wiedział, że wystarczy tylko zrobić kilka kroków i będzie miał na wyciągnięcie ręki całe piękno tego miasta, regionu i kraju. Spojrzał na telefon, który leżał niebezpiecznie blisko jego dłoni, kusiło go zadzwonienie do mamy, ale sam powiedział jej, że ma dość i odcina się od wszystkiego i nie mają do niego dzwonić oraz zawracać mu głowy niepotrzebnymi sprawami. Westchnął po raz kolejny i zastanawiał się, czy ma zamiar spędzić wakacje właśnie w ten sposób, leżąc i jęcząc bez powodu. Nie to, żeby jęczenie kiedykolwiek miało jakiś powód ... dobrze czasami miało, ale nie uważał, że teraz jest czas, by o tym myśleć.

Skierował wzrok na ścianę naprzeciwko i zamarł, widząc jakieś słowa napisane piękną złotą czcionką, były ledwie widoczne i może taki właśnie był zamiar pomysłodawcy, by nie atakować ludzi natarczywym kolorem, zmuszać do ciągłego czytania tych słów w kółko od nowa. Podniósł się z wygodnego materaca i podszedł do ściany, skupiając się na napisie.

Jeśli kogoś bardzo kocham, przed nikim nie wymieniam jego nazwiska. Bo wydaje mi się, że wyrzekam się cząstki jego istoty. Nauczyłem się kochać tajemniczość. Ona jedna chyba może życie nasze uczynić niezwykłym i cudownym. Najpowszechniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy. Gdy wyjeżdżam z Londynu, nikomu nie mówię dokąd. Gdybym to zrobił, pozbawiłbym się całej przyjemności. Może to nierozsądne, ale mnie się wydaje, że taka tajemniczość wnosi w nasze życie trochę romantyzmu.*

Uśmiechnął się pod nosem, czytając jeszcze raz te zdania. Nie wiedział, kto był ich autorem, lubił czytać, ale zwyczajnie nie miał na to czasu, dlatego zapakował połowę swojej walizki nieprzeczytanymi książkami z nadzieją, że teraz znajdzie wolną chwilę i nadrobi te lata, gdy tylko kupował nowe powieści i odkładał je na półkę. To był ładny cytat, później koniecznie musiał sprawdzić, kto napisał coś takiego o tajemniczości. Spojrzał na swój strój i był przekonany, że musiał się przebrać, wyglądał jak typowy anglik, a tego chciał uniknąć. Za oknem panował upał, słońce świeciło wysoko na niebie, a błękit rozciągał się nad całym miastem jak magiczna kopuła, chcąca zatrzymać tych wszystkich ludzi, zapewnić im wieczne lato i nieskończone wakacje. Przejrzał się w lustrze i kiedy upewnił się, że wygląda jak całkiem zadowolony z życia urlopowicz, nasunął na nos okulary słoneczne i wyszedł z pokoju. Czas rozpocząć wakacje.

– Taormino nadchodzę.

***

Spacerował brzegiem morza i był trochę zaskoczony, że nie ma tu aż tylu turystów. Podsłuchał przechodniów i dowiedział się, że większość osób wyjeżdża na jakieś słynne kąpielisko, które podobno robi jeszcze większe wrażenie niż lazurowe morze Jońskie. Na razie nie miał w planach zapuszczania się gdzieś dalej, dowiedział się z informacji turystycznej, że jest tu kilka ładnych i zabytkowych miejsc do zobaczenia, ale wiedział, że ma dużo czasu na zwiedzanie. Na początek chciał wziąć leżak, położyć się na słońcu i zupełnie nic nie robić. Lenistwo było na pierwszym miejscu, takie miał postanowienie.

Gdyby wtedy wiedział, że pozna w tym miejscu kogoś, kto zmieni całe jego życie może postanowiłby uciec, może zaplanowałby ten czas inaczej, może wróciłby do domu, poszedł do pracy i zapomniał o lenistwie na oblanej słońcem plaży. Oczywiście to nie była prawda, nigdy w życiu nie chciałby zmienić swoich planów. Gdyby miał tysiąc żyć w każdym z nich pojechałby właśnie w to miejsce, spędzałby czas na tej plaży i czekałby na to spotkanie, które sprawiło, że słońce już zawsze będzie przypominać mu o tym lecie, błękit nigdy nie będzie tylko kolorem nieba i morza, a zapach olejku do opalania na muśniętej słońcem skórze stał się jego ulubionym zapachem.

Po latach zastanawiał się, w którym momencie to wszystko się rozpoczęło. Czy była to chwila, kiedy zobaczył go idącego plażą z tym głupim uśmiechem, gadającego coś do kamery? Czy może później, kiedy śmiał się głośno i rozmawiał z jakąś grupką dzieci, tak jakby właśnie spotkał swoich dobrych przyjaciół? Czasami wydawało mu się, że to rozpoczęło się, gdy zaczął mówić do niego jakieś głupoty, które irytowały go okropnie i chciał tylko odejść od tego faceta jak najdalej. Po latach dowiedział się, kiedy tak naprawdę rozpoczęła się ich historia, ale wtedy nie mógł mieć o tym pojęcia.

Westchnął, przeciągając się na swoim leżaku. Nie był przyzwyczajony do takiej pięknej pogody, do słońca, które świeci aż do wieczora zanim postanowi pożegnać się na kilka godzin i odstąpić trochę nieba księżycowi. Zastanawiał się, czy w tym miejscu wszystko wydaje się niezwykłe i wyjątkowe, bo jeśli tak, to już nie mógł doczekać się tego, jak wygląda księżyc. Najwidoczniej jakimś cudem nie odpoczywał na głównej plaży, ponieważ widział gdzieś w oddali tłumy ludzi wygrzewających się w słońcu, a dookoła niego było bardzo dużo wolnego miejsca. Jednak nie miał zamiaru na to narzekać, cisza przerywana szumem fal i delikatny, chłodny wietrzyk, który był bardziej orzeźwiający niż kąpiel, okazały się najlepszym, co mógł tutaj spotkać.

Wstał i podszedł bliżej brzegu pozwalając, by woda delikatnie muskała jego stopy, obmywając je z gorąca i piasku. Nie zastanawiając się długo usiadł na złocistej plaży i z cichym westchnieniem ulgi przywitał odrobinę chłodu. Był typowym Brytyjczykiem, nie przyzwyczajonym do upału i ciągłego słońca, ale czuł, że potrzebuje trochę tej ożywczej energii, która spływała na niego z każdym promieniem. Opadł na plecy, nie przejmując się piaskiem, który dostał się do jego włosów, to nie był czas na myślenie o czymś tak próżnym i błahym, chociaż normalnie przejmowałby się i oczywiście skłamałby, gdyby powiedział, że przez jego głowę nie przeszły właśnie myśli o tym, jak będzie musiał wytrząsać piach z loków. Postanowił jednak przymknąć powieki i leżeć w ten sposób, relaksując się i rozkoszując szumem fal.

Zaczął rozmyślać o tym, że może faktycznie takie wakacje były mu potrzebne i niepotrzebnie zwlekał tak długo, gdy błoga cisza została przerwana, a do jego uszu dotarł głośny śmiech dzieci. Przewrócił oczami i nadal leżał w tej samej pozycji, ciesząc się lenistwem, ale po chwili śmiech stał się jeszcze głośniejszy i do dziecięcych głosów doszedł jeszcze jeden, męski wysoki ton. Skrzywił się z niezadowoleniem, nie chciał dookoła siebie ludzi, wrzeszczących dzieciaków, rozgadanych dorosłych, zakochanych par, jedyne czego potrzebował to cisza i odrobina świętego spokoju. Czy to tak wiele? Udawał, że nie słyszy irytujących rozmów i chichotów, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem. Postanowił, że nie ruszy się z tego miejsca, było mu zbyt przyjemnie, ale mógł trochę podsłuchać nieznajomych, którzy ewidentnie zbliżali się w jego stronę. Obrócił lekko głowę tak, by nie zostać przyłapanym na podglądaniu i uchylił powieki, zerkając na brzeg plaży, gdzie grupka dzieci wbiegała do wody z piskiem radości, podskakując na małych falach razem z jakimś mężczyzną, który zachowywał się tak jak te dzieciaki, śmiał się głośno i piszczał razem z nimi. Wzruszył lekko ramionami, ignorując to dziwaczne, niedojrzałe zachowanie nieznajomego, były wakacje, każdy mógł się zachowywać tak, jak chciał, a ten facet był pewnie ojcem któregoś z maluchów i chciał po prostu dobrze bawić się z własnym synem bądź córką. Przymknął powieki, wiedząc już, że podglądanie nie ma najmniejszego sensu, to tylko jacyś urlopowicze spędzający czas z dziećmi. Nikt kim mógłby się zainteresować. Westchnął, przeciągając się leniwie, rozkoszując chłodem wody, ciepłem piasku i podmuchami wiatru, muskającymi jego rozgrzane i rozpalone ciało.

– Czy wulkan wybuchnie?! – wykrzyknęło jakieś dziecko, brzmiąc na bardzo podekscytowane tą myślą.

– Czy będzie trzęsienie ziemi? Mama straszyła mnie, że jeżeli nie będę grzeczny podczas wakacji, ziemia zacznie się trząść – stwierdził inny chłopiec. Cóż rodzice mieli różne metody wychowawcze.

– Spokojnie dzieciaki – mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie, starając się jakoś opanować radosną gromadę. – Po pierwsze możemy doczekać erupcji wulkanu, a nie wybuchu, a po drugie cóż Etna nie jest taka straszna, chociaż spójrzcie na nią – szatyn wskazał palcem na górę, która górowała nad miastem niczym strażniczka, obrończyni i karcąca matka w jednym. – Jak pięknie unoszą się dymiące gazy, łącząc się z chmurami, tworząc jeden wielki dywan bieli.

– Opowiedz coś jeszcze o wulkanie – poprosiła jakaś dziewczynka, a Harry zerknął po raz kolejny w ich stronę i zauważył, że mężczyzna przez cały czas miał w dłoni telefon i najwyraźniej coś nagrywał.

– Dobra moi mali słuchacze i ci starsi również, zróbmy kilka kroków do przodu i przybliżmy się jeszcze troszkę do głównej bohaterki dzisiejszego spotkania, czyli jej wysokości ... –urwał głos i spojrzał sugestywnie na dzieciaki, które wykrzyknęły głośno. – Dokładnie tak, jej wysokość Etna. Lubię ją tak nazywać, zresztą kto choć raz poczuł jej złość, z pewnością zgodzi się ze mną, że jest dość kapryśna i lubi hmm jak to się teraz mówi – po raz kolejny przerwał wypowiedź i pochylił się w stronę małej dziewczynki, która szepnęła mu coś do ucha. – A no tak, lubi strzelać fochy, jak dobrze, że podczas mojej wizyty mam swoich małych pomocników, którzy mogliby mnie już tutaj zastąpić, jestem przekonany, że kiedyś wygryzą mnie z tego biznesu. Wracając do tematu, zbliżmy się trochę i poprzyglądamy Etnie, którą widać dziś naprawdę świetnie, niebo jest bezchmurne i czysty błękit łączy się w całość w miejscu, gdzie woda spotyka się z niebem. Moi drodzy przed nami możecie zobaczyć syrenę wyrzuconą na brzeg, postarajmy się jej nie zbudzić, ponieważ nie wiem, czy jest coś bardziej przerażającego niż wściekła syrena. Jej śpiew mógłby nas omamić, ogłuszyć lub w najgorszym wypadku utopilibyśmy się w morskich odmętach – facet mówił, dzieciaki chichotały i Harry może nawet dołączyłby do tego śmiechu, ale w pewnym momencie zorientował się, że to on został nazwany syreną i oni wszyscy gapią się na niego i śmieją. Mężczyzna był bezczelny, mówiąc tak o nim, drwiąc z niego przy dzieciach. Harry miał zamiar się z nim policzyć, gdy te maluchy odejdą w końcu i przestaną wpatrywać w tego kogoś niczym w obrazek.

– Będziemy cicho i nikogo nie zbudzimy – odszepnęła najmłodsza, ciemnowłosa dziewczynka stojąca obok szatyna.

– Świetnie, to teraz posłuchajcie. Dawno, dawno temu, kiedy niebem, ziemią i wszechświatem władali Bogowie, pojawił się ktoś taki jak Tyfon. Jeżeli teraz boimy się syreny, to wyobraźcie sobie, że Tyfon był najstraszliwszym potworem, jakiego znał świat, był bogiem huraganu, jedno jego słowo, a wiatr zaczynał hulać po świecie, niszcząc wszystko, co napotkał na swojej drodze. Pewnego dnia Tyfon postanowił wybrać się w podróż, zmierzał w stronę Sycylii, był już tak blisko miejsca, w którym teraz jesteśmy, chciał znaleźć się tutaj, poznać Taorminę i pewnie ją zniszczyć, ale przecież był jeszcze Zeus, znacie go dobrze prawda? – mężczyzna zmieniał ton głosu, opowiadał barwne historie i zabawiał dzieciaki, które były zasłuchane i oczarowane. – Wściekły Zeus rzucił w Tyfona Etną, która przygniotła potwora swoim ciężarem. Starzy mieszkańcy mówią, że gdy teraz Etna dymi i wybucha, to właśnie resztki słynnych piorunów Zeusa odzywają się i przypominają o dawnych bogach, a kiedy ziemia zaczyna się trząść, to bezwzględny, przerażający Tyfon chce podnieść górę i wydostać się na wolność.

– Och ja wiem coś jeszcze – wykrzyknął jakiś chłopiec, podskakując z podekscytowaniem. – Babcia opowiadała, że w środku Etny swoją pracownię miał Hefajstos, bóg kowali. Moja babcia zawsze mówi, że kiedy widać ten dym, to znaczy, że najbardziej pracowity Bóg zabrał się za pracę – zakończył z dumą blondyn, pesząc się po chwili uwagą, jaką zyskał.

– Słyszeliście moi mili? Poznaliśmy dzisiaj dwie niesamowite opowieści o Etnie, mówiłem, że ta dzieciarnia mnie wygryzie, są niesamowici. Na koniec mogę powiedzieć jeszcze, że niektórzy mówią, że to dzięki wulkanom na ziemi nie zapanowała całkowita epoka lodowcowa. Kiedy ziemia zamarzła, to właśnie wulkany wybuchały tak długo, aż poziom dwutlenku węgla wzrósł i sprawił, że lód musiał się poddać. Etna to życie oraz śmierć, wszystko w naturze musi się zgadzać i najlepiej wiedzą o tym mieszkańcy tych pięknych okolic. Teraz pozwólcie, że pójdę rozkoszować się zachwycającymi widokami Taorminy, pozbędę się moich małych przyjaciół i spróbuję uniknąć gniewu syreny, która udaje, że nadal śpi, ale widzę jej narastającą wściekłość. Do zobaczyska niedługo, trzymajcie się ciepło.

Harry usiadł ze złością, zdejmując z nosa ciemne okulary. Nie miał zamiaru pozwalać na coś takiego. Co ten typ w ogóle sobie wyobrażał, że niby kim jest? Sapnął wściekle, wbijając w niego swój rozdrażniony wzrok, znalazła się jakaś gwiazdeczka, influencerka od siedmiu boleści, reklamująca pewnie krem do opalania. W milczeniu obserwował, jak mężczyzna przybija piątkę z każdym dzieciakiem i żegna się z nimi radośnie, tak jakby rozmowa z maluchami naprawdę sprawiała mu autentyczną radość. Po chwili młodsze towarzystwo odbiegło, a szatyn zamoczył stopy w chłodnej wodzie, uśmiechając się do siebie z zadowoleniem. Zachowywał się tak, jakby nie dostrzegał natarczywego wzroku Stylesa, który zerknął w stronę, w którą uciekało spojrzenie starszego. Była tam tylko ta góra, o której tyle opowiadał.

– Widziałeś delfiny? – zapytał nagle nieznajomy, nie patrząc na niego nawet przez chwilę.– Są niesamowite, ale raczej rzadko pojawiają się w tych okolicach. Teoretycznie morze Jońskie powinno im odpowiadać, ale jest tutaj tylu turystów, że nawet one stwierdziły, że nie chcą się tu zapuszczać. Pływanie z nimi to coś nie do opowiedzenia, są tak przyjazne i wydaje się, że uśmiechają się przez cały czas i pragną kontaktu z człowiekiem. Nie dziwię się, że ich tu nie ma, gdybym był delfinem, omijałbym to miejsce szerokim łukiem.

– Przepraszam, mówi pan do mnie? – zapytał, nie wiedząc, czy w ogóle odzywać się, bo facet najwyraźniej nie miał wszystkich klepek w odpowiednim miejscu. Zachowywał się trochę jak obłąkany, gadając tak od rzeczy, bo co Harry'ego obchodziły delfiny.

– Tak, jakby nie ma tutaj nikogo innego poza tobą, więc to oczywiste, że mówię do ciebie. Chociaż nie przeczę, czasami gadam sam do siebie, ale staram się nie mieć wtedy świadków, więc musiałbym cię teraz utopić albo posłać rekinom na pożarcie. Mógłbym wymyślić też coś bardziej kreatywnego, ale po co się wysilać, jeżeli mamy wodę w zasięgu ręki – szatyn mówił i mówił, a oczy Harry'ego otwierały się coraz szerzej, bo to był jakiś totalny wariat, szajbus, który może nawet był niebezpieczny. – Tak w ogóle jestem Louis – wyciągnął w jego stronę dłoń, przedstawiając się z radosnym uśmiechem, ale widząc jego minę i przerażony wyraz twarzy, chyba dotarło do niego, co przed chwilą wygadywał. – Boże, myślałeś, że mówię serio? Dobra, wyszło trochę niezręcznie i z mojego podrywu nici. No cóż, a liczyłem, na gorący wakacyjny romans rodem z powieści. A to pech, będę musiał się zadowolić stalkingiem na odległość.

Harry wpatrywał się w niego z mieszaniną szoku i strachu. Ten mężczyzna był tak dziwny, jak wydawało mu się od samego początku. Chciał tylko szybko wydostać się z tej plaży i zaszyć w klimatyzowanym, hotelowym pokoju z dala od tego podejrzanego typka. Uścisnął szybko jego wyciągniętą, ciepłą dłoń, po czym podniósł się z piasku, orientując się, że nadal wpół leży w wodzie. Od początku wiedział, że wakacje to zły pomysł, w dodatku pierwszą osobą, którą poznał, musiał być jakiś psychol z manią prześladowczą.

– Nie przedstawisz się? Wiem, że źle zaczęliśmy, ale naprawdę jestem nieszkodliwy, w rzeczywistości miły ze mnie typ. Zauważyłem, że jesteś tu zupełnie sam, więc ... – szatyn urwał, widząc powiększające się oczy bruneta. – Och znowu to zrobiłem prawda? Zabrzmiałem jak psychol. Dobra po prostu może sobie pójdę i przestanę cię straszyć, ale gdybyś chciał pozwiedzać wyspę, to zapytaj w hotelu o Louisa, będą wiedzieli, o kogo chodzi. To do zobaczenia nieznajomy, było mi niezmiernie miło poznać cię w tak pięknych okolicznościach przyrody – mężczyzna paplał dalej, oddalając się od niego w ten dziwaczny sposób, nie mógł nawet iść normalnie, szedł tyłem i machał mu przez cały czas, jak jakiś wariat. Harry obserwował go uważnie, dopóki ten nie zniknął mu z oczu za zakrętem. Zamrugał kilka razy i spojrzał po raz kolejny na Etnę, myśląc o tym, co wydarzyło się chwilę temu.

To było przedziwne spotkanie i miał nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka tego całego Louisa. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top