30.1
Paliło go całe ciało. Najbardziej dokuczały skute metalowymi kajdanami przeguby i kostki, za które został przymocowany do kamiennego stołu, ale platyna działała chyba nie tylko od zewnątrz. Musieli mu ją wstrzyknąć lub podać w jakikolwiek sposób, a może potraktowali go wyjątkowo paskudnym zaklęciem? Nawet gdyby jakimś cudem pokryte platyną kajdany dawało się rozerwać, to i tak nie miałby na to siły, taki był słaby.
Ostrożnie otworzył oczy. Jaskrawe światło jarzeniówek potwornie go raziło, lecz już po chwili oczy przyzwyczaiły się do widoku. Spodziewał się ciemnego lochu, tymczasem znajdował się w pomieszczeniu, które nawet nie przypominało więzienia. Raczej szpitalną salę. Regulowane łóżko, wyposażone w solidne pasy, stało jednak obok, a on leżał na tym przeklętym stole. Ktoś musiał zadać sobie wiele trudu, by przytargać tu taki głaz.
Ktoś musiał to zaplanować. Wiedzieć, że Mara z ich śmiesznymi pasami i łóżkiem poradziłby sobie szybciej, niż zdążą powiedzieć "Fundacja", więc dobrze się przygotował. Na piątkę z plusem.
Mara poczuł mdłości i nieprzyjemne skurcze w głębi brzucha. Powstrzymał się jednak — już od dawna nic nie jadł, nie miałby więc czym zwymiotować, a torsje pustego żołądka, jeszcze w takiej pozycji, nie byłyby niczym przyjemnym. Drgnął nerwowo, kiedy duży cień zasłonił mu światło jarzeniówki. Zmrużył oczy, próbując dostrzec twarz przybyłej osoby.
Nic z tego. Postać miała maseczkę chirurgiczną, rękawiczki ochronne, a nawet czepek zasłaniający włosy. Pod nimi równie dobrze mógłby się kryć mężczyzna, co i kobieta, a nawet inna istota. Mara chciał się odezwać, ale postawił nie marnować na to sił. Ktokolwiek kryje się za tym przebraniem, i tak nie okaże litości, bo nie widzi w nim człowieka.
Postać nachyliła się jeszcze bardziej i już po chwili M. poczuł dotyk zimnego metalu na boku. Stalowe nożyce, chrzęszcząc nieprzyjemnie, rozcinały koszulę najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Po chwili to samo stało się ze spodniami. No tak, to był jedyny sposób, by go rozebrać, nie rozpinając jednocześnie kajdan i nie ryzykując ucieczką.
Już po chwili leżał na kamiennym stole całkowicie nagi, pozbawiony godności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top