ch.7
W progu drzwi stanął Daishou. Tetsurou w trybie natychmiastowym wstał z kanapy i ruszył w jego stronę, jednak zatrzymał się w półkroku, gdy za nim ujrzał Tendou. Chłopak związał mu ręce za plecami. Czerwonowłosy z widocznie zdenerwowaną miną szarpnął Suguru. Ten jedynie zaśmiał się wrednie.
–Kto by pomyślał, że spotkamy się w takich okolicznościach? – powiedział ze słyszalną kpiną w głosie.
Kuroo nie należał do grupy nerwowych osób. Był raczej osobą opanowaną, trzymającą swoje zdenerwowanie w ryzach. Jednak ten młody, zielonowłosy mężczyzna potrafił go zirytować samym spojrzeniem.
–Co się stało,że akurat jego przyprowadziłeś? – zapytał po chwili kociooki. Trzymany chłopak zaczął się szarpać widocznie zirytowany.
–Kręcił się podejrzanie w okolicy. Postanowiłem go chwilę pośledzić,jak się okazało chciał dokonać włamania w twoim domu – wytłumaczył Satori i złapał go za kark,schylając w dół. Suguru syknął z bólu. Tetsurou postanowił jednak się nie udzielać,jedynie kopnął niechcianego tu z kolana w brzuch.
–Gadaj,szczeniaku. Po jaką cholerę chciałeś włamać się do mojego mieszkania? – warknął brunet i złapał za podbródek chłopaka podnosząc do góry,by patrzył mu w oczy. Daishou znowu zaczął się szarpać,co skłoniło Kuroo do kopnięcia go w krocze. Niższy jęknął z bólu i podniósł nienawistne spojrzenie na kapitana przeciwnej mafii.
–Tetsurou... grabisz sobie – syknął. Ten jedynie zaśmiał się rozbawiony jego wypowiedzią.
– Kto tu sobie grabi,głupia żmijo? – pokręcił głową. – Chcesz w końcu zdechnąć?
Kociooki spojrzał wymownie w stronę Tendou,po czym na chwilę odszedł. Poczłapał do swojego pokoju,po czym otworzył szufladę z której wyjął pistolet. Wrócił do nich kręcąc nim na palcu.
–Pchasz się do piekła,mój drogi – przyłożył spust do jego czoła. Daishou zaczął się wyrywać. Prawie dałby radę,gdyby nie kolejny cios w brzuch od znienawidzonej mu osoby stojącej przed nim. – Przestań się do cholery szarpać,bo strzelę!
–Kuroo,uspokój się. Nie możesz go zabić w naszym mieszkaniu – za chłopakiem znalazł się Kenma,mając na celu uspokojenie swojego partnera. – huk będzie słychać w klubie i ktoś może zadzwonić po policje.
Czarnowłosy wziął kilka głębokich wdechów i odsunął broń od głowy chłopaka.
–Przy następnym spotkaniu ci nie odpuszczę – warknął i schował pistolet do kieszeni bluzy. Zielonowłosy wypuścił powietrze ze świstem. – puść go,Tendou. Niech w tym momencie spierdala mi z oczu. A jeszcze raz naślij swoich ludzi,by włamali się do kogoś z nas...albo ty co gorsza,szczególnie do mnie,to nie będę się hamował przed zajebaniem ciebie tutaj. Nawet jeżeli miałbym zapłacić za to odsiadką.
Tendou niepewnie puścił Suguru,po czym rozplątał jego ręce. Ten niemal od razu chciał rzucić się na Kuroo,jednak on to przewidział i strzelił mu z pięści w nos.
–Chyba zapomniałeś,że doskonale cię znam. Przewidzenie twoich ruchów to błahostka – parsknął rozbawiony. Z nosa Daishou zaczęła cieknąć krew,przez co przyłożył do niego wierzch dłoni. – Wypieprzaj za drzwi.
Chłopak tym razem się poddał. Opuścił mieszkanie,trzaskając za sobą drzwiami.
Cześć i czołem
Patrzcie kto wyjątkowo nie zrobił dowalonego polsatu >.>
Pisałam ten rozdział na szybko podczas rozmowy,więc spieprzyłam zapewne totalnie.
Noo... to tyle co mam do powiedzenia.
nieodpalone
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top