ch.11
Atsumu chciał już ruszyć w stronę Daishou,który trzymał pistolet przy skroni jego brata,jednak Kuroo go zatrzymał.
– Ty cholerny draniu! Zamorduje cię, rozumiesz?! – wrzasnął zdenerwowany blondyn i zaczął się szarpać,ale kociooki za mocno go trzymał. – zgnijesz do cholery!
Zielonowłosy jedynie parsknął śmiechem i pokręcił głową rozbawiony. W każdej chwili był gotowy,żeby strzelić.
– Jak dobrze patrzeć mi na twoje cierpienie,Miya. Czyż to nie jest piękne? – wyszczerzył się wrednie. Podczas gdy Suguru był skupiony na dwójce przed nim,Matsukawa schował się za blatem,mając pistolet w dłoni. Za to pozostali weszli wgłąb lokalu,gdzie napotkali niektórych przeciwników. Iwaizumi wraz z Sakusą sprawnie pozbawili ich przytomności,a Tooru uważnie rozglądał się,trzymając w dłoni broń.
– Nieźle to sobie obmyśliłeś, żmijo. – prychnął czarnowłosy, lustrując jego sylwetkę. Był wściekły. Jego nienawiść do tego chłopaka pałała w tej chwili ze zdwojoną siłą. Nigdy nie pozwoliłby sobie, by ktokolwiek skrzywdził kogoś z jego najbliższych. Jakim cudem to się stało? Nie było mu dobrze z tym, że doszło do takowej sytuacji.
– Nie bądź głupi, Tetsurou. Naprawdę nie spodziewałeś się jakiegokolwiek ruchu z mojej strony? Myślałeś, że po prostu się poddałem? Dałem sobie spokój? – zielonowłosy po prostu go wyśmiał. W Kuroo aż się gotowało.
– Rozwiąż Osamu, bo strzelę ci w łeb! – warknął Atsumu i wycelował spluwę w środek czoła Suguru. Ten jedynie po raz kolejny się zaśmiał i zabrał broń ze skroni szarowłosego. Również skierował ją na blondyna.
– Puść broń, Miya. Chyba nie chcesz umrzeć razem z bratem, mam rację? – zapytał złośliwie. Złotooki mimo wszystko nie opuścił z powrotem pistoletu. Chciał się odezwać, jednak nagle podcięło nogi kapitanowi przeciwnej mafii i z hukiem padł na ziemię, mocno przy tym krwawiąc.
– Nigdy nie ignoruj naszych umiejętności, skończony idioto. – usłyszeli chrypliwy głos Osamu. Natychmiastowo na niego spojrzeli. Miał wolne ręce,a w jednej z nich nóż. To on sprawnym ruchem nożem głęboko poranił nogi przeciwnika. Kuroo podszedł do leżącego i nogę postawił na jego klatce piersiowej, mocno dociskając do kafelków, z których była zrobiona podłoga. Atsumu od razu przerzucił brata przez ramie i zaniósł na blat.
– Mattsun, wyłaź i mi pomóż... – powiedział cicho, ale na tyle, by kolega go usłyszał. Chłopak od razu podniósł się, a blondyn położył bliźniaka. Sprawnym ruchem podciągnął jego koszulkę, która cała była w krwi. Jak się okazało, jego brzuch jak i klatka piersiowa były mocno pochlastane nożem i widniało na niej już sporo świeżych siniaków. – zadzwoń natychmiast po Bokkuna i Akaashiego. Ruszaj się!
Issei był nieco zaskoczony zachowaniem wice kapitana. Nigdy nie widział go aż tak wściekłego. Posłusznie wyjął telefon z kieszeni spodni i zadzwonił do Koutarou. Podał mu dokładny adres oraz poprosił o wzięcie ze sobą bandaży, gaz i innych przydatnych rzeczy, które mogłyby im w tym momencie pomóc. W mgnieniu oka owa dwójka była już w lokalu.
Kuroo z całej siły kopnął Suguru w żebra. Powtórzył to kilkukrotnie, nie raz słysząc dźwięk łamanych kości. Nie miał zamiaru mu oszczędzać tym razem. Zielonowłosy dławił się własną krwią, która wypływała z jego ust. Nie mógł się poruszyć. Jego płuca najprawdopodobniej były już przebite, nie mógł złapać oddechu. Kociooki nawet nie zauważył kiedy przestał poruszać się i oddychać. Chciał wyładować na nim całą swoją presję. Mocno kopnął go w szyję oraz skroń, po czym nachylił się nad ciałem martwego już odwiecznego wroga.
– Słodko śpij, Suguru. – powiedział łagodnym głosem. Czuł, że pokonał największą przeszkodę na jego drodze.
– Osamu, żyjesz tam? – zapytał Keiji, gdy opatrywał jego rany. O dziwo nie wydał z siebie ani jednej oznaki bólu, także zaniepokoiła go cisza ze strony szarowłosego.
– Co to za głupie pytanie? – prychnął. Nie brzmiał najlepiej. – zawołaj Kuroo, proszę...
Akaashi nieco zaskoczony spojrzał na swojego partnera. Bokuto zawołał kapitana, a on będąc cały w krwi podszedł do nich. Każdy obdarzył go zdezorientowanym wzrokiem, w końcu nie widzieli, żeby cokolwiek robił. Za bardzo zajęli się Osamu.
– Coś się stało? – rozejrzał się po swoich towarzyszach. Poraniony Miya od razu zabrał głos.
– To... to on zamordował twoich rodziców.
Hi.
Jestem suką i nigdy nie przestane walić polsatów :))
Do następnego.
nieodpalone
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top