24. Medycyna
Pov. Mery
Punktualnie przyszłam na zajęcia pana Grace'a - naszego mafijnego lekarza, który odbierał w swoim życiu pięć porodów, zawsze i z dokładnością opatruje naszych ludzi, oraz ratuje nie jedno życie.
Też moje.
Uratował je między innymi wtedy kiedy chciałam iść na studia medyczne, a moi rodzice nie zgodzili się, argumentując to zbyt wielkim ryzykiem. Nie chcieli by któryś z ich wrogów strzelił mi w głowę czy spowodował moją śmierć. Cóż, jako siedemnastolatka tego nie rozumiałam. Byłam w przed ostatniej klasie liceum i miałam wielkie plany co do mojej przyszłości, które moi rodzice zgnietli w zarodku zanim na dobre się rozchylały.
Wtedy do akcji wkroczył Paul Harry Grace, szanowany w tym świecie lekarz i dobry małżonek Olivi Rose Grace ( ciepłej kobiecie, która zawsze przynosiła nam ciasteczka domowej roboty) . Powiedział, że spełni moje marzenia o zostaniu lekarzem, a nawet wyszkoli mnie lepiej niż nie jeden staż w szpitalach czy najlepsze studia na całym świecie.
Dzięki panu Grace'owi spełniło się moje marzenie i już od dwóch lat uczy mnie medycyny we wszystkich możliwych kierunkach.
Jest jednak jeden minus. Paul Harry Grace nie zna takiego słowa jak litość, szczególnie gdy chodzi o dziedzinę, którą kocha bardziej niż swoją żonę i dzieci. A jego drugą miłością jest właśnie medycyna. Codziennie dostaje umysłowy wycisk, jeśli chodzi o ten temat. Tydzień temu przez bite trzy godziny wałkowaliśmy wszystkie rany postrzałowe i po postrzałowe, blizny po nich, oraz sposobu na ich opatrywanie.
Dziś za to dostałam gruby egzemplarz o kardilogi - wady serca, jak je wykryć, jakie leki dawać by złagodzić objawy, sposoby leczenia i takiego typu rzeczy. Dostałam jedno polecenie od pana Grace'a i brzmiało ono:
- Czytaj. Od deski do deski. Przepytan cię.
Przez pierwszą godzinę czytałam w jego gabinecie lekarskim, gdzie zazwyczaj mnie uczy. On uzupełniał papierki i papierologię, a ja czytałam. Potem przenosiłam się do swojego pokoju, kiedy zrobiło mi się nie wygodnie na plastikowym krzesełku i małym biurku w kącie.
Książka liczyła tysiąc dwieście trzydzieści dwie strony, podzielona na różne działały. I nie da się nie zgodzić z tym, że było to jednocześnie nudne i ciekawe.
Jeśli chce się spełnić swoje marzenia zrobi się wszystko - nawet te najnudniejsze rzeczy. Dlatego teraz przewracam setną stronę, zaczynając jednocześnie nowy dział.
Następnego dnia dostałam od pana Grace'a trzykartkową kartę pracy. Zebrał książkę o kardilogi, kładąc ją równo na półce z innymi książkami. Z tego co mi wiadomo są poukładane alfabetycznie.
- Rozwiąż zadania. Jest ich trzydzieści cztery, więc może trochę ci zająć czasu. Jeśli będziesz miała pytanie co do któregoś pytania, pytaj. - oznajmia, kładąc przede mną plik kartek i długopis.
Mężczyzna usiadł za biurkiem i założył kwadratowe okularki na nos. Poprawił i tak już równe kartki z dokumentami, spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem jakim obdarza cię wychowawczyni za dobre zachowanie.
- Pamiętaj, że sześćdziesiąt pięć procent to ponowne przeczytanie niezrozumiałych zagadnień, a pięćdziesiąt to przeczytanie książki jeszcze raz od deski do deski, dopóki nie wbijesz sobie tego do głowy. - powtarza znaną nam obojgu formułkę, którą pierwszy raz powiedział po tygodniu naszej nauki.
Przytaknęłam, po czym zaczęłam rozwiązywać zadania. Wymieniłam w pierwszym zadaniu wszystkie aparatury do kardiologia, które mogą pomóc w wykryciu choroby lub schorzenia. W drugim zadaniu za to podałam przyczyny dwóch schorzeń, które były najbardziej szczegółowo omówione. W trzecim trzeba było za to napisać przyczyny danej choroby, a czwarte to w ogóle było banalne - Czy cukrzyca ma wpływ na choroby serca?
Tak więc po trzydziestu czterech zadań z ulgą odłożyłam długopis. Dłoń i nadgarstek mocno mnie bolały od ciągłego pisania. Potrząsnęłam nią, by złagodzić ból. Przyjrzałam jeszcze raz wszystkie pytania i oddałam pani Grace'owi arkusz.
Byłam dobrze nastawiona. Liczyłam na jakieś 87 procent. Zazwyczaj dobrze szacowałam wyniki, więc nie mogłam się pomylić. Paul skinął mi głową, dając znak że to koniec na ten tydzień. Przez resztę sześciu dni miałam powtarzać materiał, by mi się utrwalił, a za kilka miesięcy powtarzamy materiały.
Szczęśliwa weszłam do domu i od razu w podskokach weszłam do kuchni. Dopiero w progu usłyszałam cztery tubalne i grube męskie głosy i dwa kobiece. Przy wyspie kuchennej zgromadził się tata, Alex, Veronica, mama, wujek Marco i .... Nate.
Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się w miejscu, przyglądając się sceptycznie wszystkim po kolei.
- To nie fire! Jestem równie dobra co Alex, nic mi by nie było, tato! Chcę tylko pomóc...! - krzyczy z uporem maniaka moja siosta.
- Hej, co się dzieje? - pytam, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
- Oo, witaj kochanie. Jak było na lekcji?
- Całkiem. Miałam dziś test z kardiologii. - odpowiadam mojej mamie, nadal patrząc na jednego z zgromadzonych.
Nathaniel jak zawsze wyróżniał się wśród tłumu. Albo to ja umiał go zawsze znaleźć ilekroć gdzieś przebywał. Miał na sobie biały t-shirt i czarne jeansy, a na ramiona zarzuconą skórzaną kurtkę z lekko podwiniętymi ramionami. Wyglądał dobrze, trochę zbyt ten outfit kojarzył mi się z filmami z lat 90, ale ogólnie prezentował się bosko. Czyli tak jak Nate prezentował się zawsze.
Patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami, miałam wrażenie, że prześwietla nimi moja duszę. Zlustrował mnie od góry do dołu. Ja akurat miałam na sobie za dużą białą koszulkę z nadrukiem samochodów i ciasne legginsy, a włosy związałam w koczka, wypchanego wypełniaczem. Nigdy nie umiałam inaczej wiązać włosów, więc pozostawał mi ten koczek. Czułam się trochę brzydko przy nim, ale uczucie szybko minęło, gdy lekko się do mnie uśmiechnął
- Odpowie ktoś na moje pytanie?
- Nasi informatorzy wysłani w teren zaginęli, mieli wybadać sprawę. Mafia, która ma nas zaatakować już wie, że my wiemy o nich. Zebraliśmy się, żeby to przedyskutować. - opowiada spokojnie tata. Jednak jego ton wcale, a wcale mnie nie zachwycał.
Szatyn odwrócił ode mnie wzrok i wlepił go w podłogę, jakby był zawstydzony.
- I co dalej? - pytam niespokojnie, cały czas szukając wzroku Nate'a.
- Veronica chciała dołączyć do nowego składu ekip. Alex zadeklarował, że może iść na pierwszy front, razem z Lucą i Matteo. - opowiada wujek Marco.
- Zamierzacie wypowiedzieć im otwartą wojnę? - mój zdziwiony głos brzęczy mi w głowie, gdy oboje potakują głowami.
- Mery, nie mamy wyjścia. - broni ich mama.
- Ale to jak wysłanie was na śmierć! - burze się.
- Mery. - mówi łagodnie moja mama.
- Ja nie chcę w tym uczestniczyć. Przemoc nigdy nie była rozwiązaniem i nigdy nie będzie. - sarkam.
Nate idzie w moją stronę, kiedy cofam się w stronę schodów. Powstrzymuje bo gestem dłoni, ale on nie słucha mojego cichego rozkazu. Wchodzi za mną po schodach i w moim pokoju do mnie dopada. Przyciska mnie do swojej klatki piersiowej, o która bezwiednie się opieram.
- Boję się. - przyznaje beznamiętnym głosem.
- Wiem, Owieczko. Ale ja się nigdzie nie wybieram. - szepcze, gladac mnie po włosach.
- Nie chcę ich stracić.
- Nie stracisz. - odpowiada.
- Zostaniesz dziś. - pada kolejne pytanie z moich ust.
Nathaniel kiwa głową, całuje mnie w czoło, po czym wtula policzek w moje włosy. Przymykam oczy i także się w niego wtulam. Wierzę, że przynajmniej on mnie nie zostawi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top