14. Wielki Powrót


Elena postawiła pierwszy krok na chodniku i z trudem powstrzymywała łzy. To dokładnie tutaj ponad rok temu ojciec odbierał ją i witał, gdy pierwszy raz przyjechała za nim do Polski. Oczyma wyobraźni widziała go podbiegającego i krzyczącego coś o zmartwionej matce, która zapłakana siedzi w domu i wyobraża sobie najgorsze. Nie tym razem. Zmartwiona matka nie siedziała już w domu, czekając na powrót córki, a ojciec nie witał jej z troskliwym uśmiechem na rumiennej twarzy. Obojgu już zwyczajnie nie było. Mimo czasu, który upłynął ból nadal pozostawał ten sam. Głupci ci, którzy powtarzali, że leczy rany, bo on z leczeniem nie ma absolutnie nic wspólnego. Czas jedynie pomaga nam przyzwyczaić się do jego natężenia, a z czasem, zwyczajnie się uzależniamy, by być gotowym na kolejne, silniejsze dawki. To działało i sprawdzało się w praktyce.
Po dojściu na parking Elena liczyła na to, że będzie na nią czekać jedynie Magda. Miała jej mnóstwo do opowiedzenia i koniecznie chciała jej wyjawić to, dlaczego nie odzywała się przez ten czas. Magda nie miała pojęcia o tragedii, która wydarzyła się trzynaście miesięcy wcześniej, a i Elena nie wiedziała czy się nie rozpłacze opowiadając o tym wszystkim po raz kolejny. Nie chciała, by Borys czy ktokolwiek z chłopaków widział jak się załamuje.
Mijając kolejne auta, powoli zaczynała się denerwować. Parking był długi, ale przeszła już kilkanaście metrów, a Jeepa nadal nie było widać. Bała się, że może nikt po nią nie przyjechał i zjawiła się tam na darmo, ale już po chwili, kątem oka, dojrzała znajomą postać, która wydawała z siebie znajomy, piskliwy, bardzo denerwujący głosik. Gdy tylko ją zobaczyła i usłyszała, zaczęła płakać jak małe dziecko. Marzyła o tym, by w końcu opowiedzieć jej o wszystkim co się działo i usłyszeć choć dwa słowa, które dodadzą jej otuchy. Magda jednak nie była sama. Obok niej stał Borys i Tomek.
Przystanęła kryjąc się za autami i spojrzała na nich wszystkich. Borys znacznie przytył, miał krótszą brodę niż dawniej, a poza tym w ogóle się nie zmienił, reszta również pozostała taka jak dawniej, jak wtedy kiedy poniekąd byli jedną ekipą:

- Magda! - krzyknęła wychodząc zza aut i dostrzegła podrygującą koleżankę, z która z uśmiechem na twarzy podbiegła, by dotoczyć walizkę do auta.

- Boooże! Dlaczego się nie odzywałaś?! - przytuliła ją mocno. - Jak ty pięknie wyglądasz! Pomalowana, zrobione włosy. Jak nie ty!

- Przez ten czas trochę się zmieniłam.

- Dlaczego płaczesz? No kurwa, nie płacz - zaśmiała się.

- Magda, to nie tylko łzy szczęścia, a ja nie przyjechałam tu bez celu - oznajmiła - Opowiem wam na miejscu, ale przez drogę nie pytajcie, proszę...

Uśmiech Magdy zszedł z twarzy, bo przeczuwając coś złego, umierała z nerwów. Nie domyślała się o co chodzi, nawet sobie nie wyobrażała tego, o co może chodzić i w jakim celu Elena nagle zjawiła się w Warszawie:

- Cześć. - Rzucił Borys.

- Cześć Borys - Elena uśmiechnęła się przez łzy.

- Aż tak za nami tęskniłaś? - otworzył drzwi i wpuścił Elenę do auta.

- Opowiem wam wszystko w bazie, ale fakt... - wsiadła i dodała zanim Borys zamknął drzwi - Tęskniłam za wami.

Dla Borysa pojawienie się Eleny po takim czasie było niczym powracająca klątwa, niczym wielokrotnie usuwany grzyb, który za każdym razem i tak pojawiał się na swoim miejscu. Nie chciał, by wracała.
Przez niemal całą drogę w aucie panowała niezręczna cisza, którą przerywała jedynie Magda. Ta ciągle paplała, jak nie o pogodzie, to o jedzeniu, ale mimo prób, nie udało jej się nakręcić szczególnej gadki. Borys siedział w ciszy na siedzeniu pasażera od czasu do czasu zerkając na Słowaczkę, Elena z tyłu przez niemal całą drogę wpatrywała się w szybę, a Tomek w skupieniu prowadził, marząc o tym, by się drzemnąć choć przez godzinę.
Gdy tylko na horyzoncie pojawiła się znajoma polana usłana miękką trawą i podkopana ziemianka z wymienionymi, stalowymi drzwiami, na jej twarzy zagościł uśmiech. Mimo, że to miejsce kojarzyło jej sie tylko ze złem, to chyba w głębi tęskniła za atmosferą i ludźmi, lub zwyczajnie potrzebowała posiedzieć w zamknięciu, by powoli dojść do siebie:

- No więc, co cię tu sprowadza? - zapytał Borys, siedając na swoim krześle. Elena rozsiadła się naprzeciwko niego i starała się jakoś zacząć, tylko nie bardzo wiedziała jak.

- Potrzebuję twojej pomocy, Borys. - Oznajmiła.

- To znaczy?

- Tej nocy, kiedy dojechaliśmy do Szczyrby, kiedy wróciliśmy od was, ktoś zaczaił się na drodze na nasze wzgórze. Szliśmy niczego nie podejrzewając, rozmawialiśmy o tym co będziemy robić, gdy już dojdziemy do domu, aż nagle usłyszeliśmy szmery, kroki i jeszcze głośniejsze kroki - pociągnęła nosem - Oni zabili moich rodziców. Obojgu.

Borys zatrzymał się i zmarszczył brwi:

- Jak to? Kto zabił twoich rodziców?

- Nie wiem - przetarła zapłakane oczy - Mówili po niemiecku i było ich paru. Może pięciu, ale byli bardzo brutalni... Widziałam jak podcięli gardło ojcu.

Borys podniósł się z krzesła i zaczął chodzić w tę i spowrotem, jakby nerwowo:

- A co z tobą?

- Nie wiem. Nie pamiętam. Wsadzili mnie do samochodu, uspali, a potem obudziłam się w samych majtkach przy rzece za Popradem.

- Psy mają już jakiś trop? - usiadł spowrotem sprawiając wrażenie intensywnie przejętego.

- Nie, oni schowali to wszystko pod dywan.

- Zamietli pod dywan. - poprawił.

- Tak. Po prostu przekazali sprawę do Bratysławy i wszystko ucichło. Nawet nie przyjechali obejrzeć drogi, a krew sprzątał Wiktor. - Rzuciła - Borys, to musiał być ktoś od was. My nie mieliśmy wrogów, a oni najpierw byli po moją mamę. Wiedzieli gdzie mieszkam, wiedzieli, o której wracam i gdzie się zaczaić.

- To napewno nikt z bazy, Elena. Znam swoich ludzi.

- Więc kto? Kto znał mój adres i się mścił? - zapytała ze łzami w oczach.

- Nie wiem.

- Proszę, pomóż mi ich odnaleźć i osobiście zabić.

- Musisz wiedzieć, że pomagając ci, pcham siebie i swoich kolegów w kolejne kłopoty. Jeśli to zagraniczny gang, będę musiał zgarnąć resztę ekipy, a to nie na moją korzyść, bo póki co mam spokój i czysto u psiarskich. - oznajmił.

- Czyli co?

- Czyli nic. Przemyślę to, ale nie obiecuję. - pobujał się na krześle i dodał luźno - Na razie możesz zostać, ale niedługo. Skończyłem z przyjmowaniem obcych do środka.

- Okej, dzięki. - podniosła się i wyszła powoli na korytarz, gdzie czekała już Magda. Elena była trochę zawiedziona zachowaniem Borysa. Może dlatego, że była pewna jego pomocy?

- I co tam? - zapytała koleżanka, podchodząc bliżej.

- Ma sie zastanowić, ale jest jakiś dziwny. Taki oschły.

- Oschły? Jak dla mnie to jest zupełnie normalny.

Obie weszły do dawnego pokoju Eleny i zaczęły go trochę urządzać, nadal rozmawiając. Magda znosiła do środka różne stoliki, dodatki i wazony, a ta druga ciągle dzieliła się spostrzeżeniami na temat zmiennego zachowania Borysa, który w tym samym czasie również rozmawiał o niej z Tomkiem. Dla Eleny wydawał się być taki bezuczuciowy. Ten rok czasu zapewnie znacznie wpłynął na niego i jego uczucia, co by znaczyło, że już nie był tak przychylny ku niej jak dawniej. Dlatego był oschły. Po prostu nic do niej nie czuł:

- Czuję coś do niej. Po chuj wracała? Wszystko mi spierdoliła... - oznajmił łażąc po gabinecie nerwowo. Od biurka do szklanych drzwi, od szklanych drzwi do biurka.

Tomek spojrzał na niego spod byka i pokiwał głową:

- Musisz wybierać albo jedna, albo druga.

- Wiesz, że ożeniłem się tylko po to, żeby wypełnić sobie tę jebaną pustkę? Co mam teraz zrobić?

- Wiem, że się ożeniłeś żeby nie myśleć o Słowaczce i nie wiem co masz teraz zrobić. Od samego początku powtarzałem, że ożenek jako zapełnienie pustki to chujowy pomysł, ale ty się uparłeś.

- Jak mam wybierać? Jak Elena się dowie, że mam żonę, to znowu będzie się zachowywać tak samo, jak rok temu. - Usiadł na kanapie bezradnie - Będzie mi mówić, że mnie nie chce, że nie jestem dla niej, że jestem jaki jestem.

- To nie mów jej, że się ożeniłeś. - Odparł Tomek zupełnie nie interesując się tym, co mówi Borys.

- Tak kurwa... - popukał się w głowę.

- I co dalej będziesz robił? Wypierdolisz ją z bazy i powiesz, że ma spierdalać czy rozpierdolisz tych typów? - zapytał.

- Chciałbym jej odmówić, ale nie mogę. Gdyby jeszcze nie była dla mnie taka ważna, to byłoby pół biedy, ale okrągły rok waliłem konia wyobrażając sobie jak ją rucham, przez cały czas o niej myślałem, dzień i noc zastanawiałem się co robi... - odparł, a Tomek zaśmiał się. - Nie mogę jej nie pomóc.

- A kiedy jej powiesz?

- Nie wiem. Na razie jej nie powiem i mam nadzieję, że nikt inny jej nie powie, tymbardziej Magda... - westchnął i jedną ręką poprawił złoty łańcuszek z krzyżem, który wisiał przekręcony na jego szyji.

- Wiesz, powiem ci coś Borys. - Tomek podniósł się i poklepał kolegę po ramieniu - Może i twoje nie odzywanie się, by coś dało, gdybyś kurwa zdjął obrączkę. Teraz już napewno wie. - uśmiechnął się i wyszedł, a Borys przetarł dłońmi czoło.

Faktycznie zapomniał zdjąć z palca lśniącą złotą obrączkę, która miała być symbolem miłości między nim, a jego żoną. Poklepał się po czole, ale jak głupi miał nadzieję, że Elena nie dowie się prawdy. Może decyzję o ślubie podjął zbyt pochopnie, ale w dobrej wierze. Musiał szybko zapomnieć o Elenie, a taki stabilny związek nawet mu się przydał. Przychodzi do domu dostaje obiad, seks, pranie, a potem wychodzi i całymi dniami pracuje, nie musząc zbyt długo z nią przebywać. Jedyną wadą jest to, że ciągle myśli o Elenie, to, że kochając się z Sylwią, zamyka oczy i wyobraża sobie Elenę, że, gdy tylko kładzie się do łóżka, a żona wtula się w jego ciało, on wyobraża sobie Elenę. Jakby był jakiś psychiczny.

- Borys? Przesadzasz. Po twoim wyjeździe długo chlał, ale zaraz się pocieszył. - zaśmiała się Magda, przeglądając ubrania Eleny.

- Aż tak źle zniósł moje odejście?

- Powiedzmy, że sobie nie radził. Pił, spał, wstawał i znowu pił, ale potem poznał tą swoją Sylwię i szybko mu przeszło.

- Jaką Sylwię? O czym ty mówisz? - zapytała Elena chwytając kwiecisty wazon, który nie bardzo pasował jej do pokoju. Chciała go odnieść. Wstała i stanęła obok Magdy:

- No Borys się ożenił. Nie mówił ci?

W tym momencie z rąk Eleny wypadł wazon, który roztłukł się na setki małych części, a jej serce na chwilę znacznie zwolniło. Dlaczego, skoro nie była w nim zakochana? Dlaczego tak zabolała ją ta wieść? Słysząc to, poczuła się okropnie zła i zazdrosna, na Borysa, o Borysa.

- Wybacz... - schyliła się szybko i zaczęła zbierać szkła.

- Co ty... - Magda odłożyła czarną bluzkę na stertę ubrań, które wyjęła z walizki i kuchnęła przy koleżance.

- Nie, po prostu wypadł mi z ręki. - Odparła zakłopotana.

- Nie jestem głupia. Nie mów mi, że jakoś cię to ruszyło, bo jeśli cię to ruszyło, to wiesz co to oznacza... - niedokończyła.

- To nie oznacza tego. Po prostu wypadł mi z ręki i już.

Trudno było się tłumaczyć, gdy twarz cała czerwona od złości, a ruchy niezdarne. Kłamać nie potrafiła, dlatego Magda od razu wiedziała o co chodzi. Postanowiła się jednak upewnić i dopytać, by niepotrzebnie nie drażnić dziewczyny:

- Wiesz, ta Sylwia to super babka. Miła, ładna, zgrabna, uczynna, no i można z nią pogadać. - wrzuciła partię szkła do worka na śmieci, ciągle obserwując koleżankę - Pasują do siebie i bardzo się kochają. Spędzają razem każdą wolną chwilę.

- Mogłabyś już przestać? - Elena rzuciła na nią poważnym wzrokiem.

- Czyli jednak...

- Nie wiem jak to możliwe. Może to chwilowe, może zwyczajnie się za wami stęskniłam... - niedokończyła.

- A może do momentu kolejnego przyjazdu to uczucie było uspane i obudziło się dopiero teraz, co by oznaczało, że od samego początku byłaś w nim zakochana, tylko o tym nie wiedziałaś.

- Po tym co zrobił Buremu? Nigdy!

- Nigdy nie mów nigdy, koleżanko. - Rzuciła.

Sytuacja dosyć niezręczna, ale na szczęście po chwili temat został zakończony. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo Magda wcale nie zapomniała i cały czas zamierzała powracać do tego, co się wydarzyło. Źle? Dobrze? Nie to było priorytetem dla Słowaczki, najmniej o tym myślała. Z drugiej strony atakowała ją jednak myśl o tym cholernym ożenku Borysa i o tym, jak się zachowuje. Kim była jego żona i czy faktycznie ją kochał? W zasadzie wydawał się być jakby obojętny względem niej, więc na myśl Elenie przyszło tylko jedno. Musiał być naprawdę bardzo zakochany w żonie:

- A co ona tu robi? - zapytała Julka, mijając dziewczyny na korytarzu.

- Odpuść... - powiedziała Magda i minęła ją bez słowa. Obie udały się do kuchni, gdzie zrobiły pyszną herbatę. Usiadły przy pustym stole i nadal rozmawiały. Wewnątrz nie zmieniło się kompletnie nic. Kuchnia była ta sama, łazienki, pokoje, korytarze również. Jakby cały bunkier zatrzymał się w czasie:

- Myślisz, że Borys zechce mi pomóc? - spojrzała na Magdę sypiąc do szklanki kolejną łyżeczkę cukru.

- Myślę, że tak. Dlaczego miałby ci nie pomagać?

- Nie wiem. Mówił, że zastanowi się, bo sporo ryzykuje i póki co ma spokój, a ja to wszystko zburzę...

- A podejrzewasz kogoś konkretnego? - zapytała.

- Nie, ale jestem pewna, że ktoś z bazy maczał w tym palce. Osoba, która za tym stoi wiedziała kiedy mam pociag, gdzie dokładnie mieszkam i o której dojadę.

Magda uniosła dłonie do góry:

- Na mnie nie patrz. Ja nawet nie wiem gdzie dokładnie mieszkasz.

- Ja nie myślę o Tobie. Myślę o Julce. - Oznajmiła, a Magda spojrzała na nią i zainteresowała się tematem jeszcze bardziej.

- O Julce? Nie, ona nie byłaby w stanie nikogo zabić. Chyba...

- Sama nie jesteś pewna.

- Skąd by ci kurwa Niemców wzięła? Nie. Wątpię.

- Jesteś pewna, że nie ma kontaktów? Że nie ma znajomych z zachodu?

- To znaczy, no ja nie wiem czy ma, ale wiem, że nie mogłaby tego zrobić. Wszyscy wiemy, że z zewnątrz jest taka, jaka jest, ale w środku to słabizna... - odparła.

- Nie odpuszczę i sprawdzę każdy trop. Jeśli nie ma nic na sumieniu, to nie będzie protestować, a jeśli ma...

- To będzie protestować?

- To ją zabiję. - Oznajmiła pewnie i spojrzała na poważną Magdę.

Może trochę ją poniosło, lecz w zasadzie była gotowa się do tego dostosować. Śmierć rodziców była warta tego, by poświęcić swoje sumienie i uspokoić emocje. Była wręcz przygotowana do mordu tego, kto odważył się zniszczyć jej życie.

- Ja rozumiem, że jesteś wkurwiona, ale nawet tak nie mów... Jeszcze rok temu byłaś wściekła i brzydziłaś się Borysem, bo zabił, a dziś chcesz zrobić to samo?

- Za matkę i ojca? Tak, chcę zabić. Najlepiej tak by te osoby cierpiały, jak Bury, tylko dłużej i gorzej.

- Nie poznaje cię. - odparła - To znaczy, rozumiem sytuację, ale...

- Ludzie się zmieniają. Nie ma na ziemi tego, kto pod wpływem innych nie stawałby się taki jak oni - chwyciła szklankę i wzięła łyka gorącej herbaty - Po powrocie do Szczyrby myślałam, że wszystko wróci do normalności i nie będę musiała tu wracać. Chciałam zapomnieć, ale chyba było mi pisane, by znów tu zagościć.

- Pomożemy ci odnaleźć tych ludzi, okej? Ale pozwól Borysowi samemu zdecydować co ich czeka. Nawet nie wiesz, jakie wyrzuty sumienia by cię męczyły potem. Uwierz mi, ja wiem o tym najlepiej.

No i wątek zemsty został zakończony. Magda nie przekonała Eleny do tego, by przestała myśleć o zemście, a wręcz przeciwnie. Ta, jakby bardziej zafascynowana zaczęła kombinować jak jeszcze z tego skorzystać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top