Poza zasięgiem
- To... co robisz w weekend? - zapytał Kyoutani, kiedy Yahaba oddał wreszcie kartkę i wrócił do ławki.
- Mamy dopiero poniedziałkowy poranek, a ty już pytasz o weekend? - Shigeru uśmiechnął się z rozbawieniem; przyjaznym, wolnym od ironii. - Myślałem, żeby pójść na maraton horrorów do kina.
- Sam? - zapytał mimochodem skrzydłowy.
- Nie całkiem. Z kuzynem.
- Mhm - mruknął Kentarou, nie wiedząc w gruncie rzeczy, jak podtrzymać rozmowę. A podtrzymać ją chciał. - To miłej zabawy, tak ogólnie.
Yahaba skinął tylko głową, bowiem sam nie miał pojęcia, co dodać. Nie starał się zresztą zbyt bardzo. Przyzwyczaił się, iż mu się rozmowy nie kleją, zwłaszcza z niezbyt bliskimi osobami.
A Kyoutani? Choć szczęśliwie nie byli dłużej na wojennej ścieżce, cóż łączyło go z tym typem, poza jednakim krojem mundurka i niezbyt zacieśnionymi więzami jednej drużyny?
No, może mogli mieć szansę na o tyle dobre układy, by skutki uwyraźniły się w dobrych zagraniach.
W koleżeńskich pogawędkach - ewentualnie.
Ostatecznie Kyoutani był nie najgorszą osobą i kimś, do kogo nie szkodziło czasem się odezwać. Tym bardziej że okupowali ten sam pociąg w drodze do domu i Shigeru zaczynał się powoli przyzwyczajać, by ściągać słuchawki i przyjaznym ruchem ręki zachęcać wahającego się blondyna do podejścia.
Bo może przyniesie to coś dobrego; a nuż uda się otworzyć bardziej na ludzi, wyjść poza wąskie grono osób, z którymi potrafił się dogadać. Zaszkodzić wszak nie zaszkodzi.
Kentarou zdawał się ostatecznie całkiem w porządku; miły, gdy być do niego przyjaźnie nastawionym.
xxx
Raz jeszcze zerknął na telefon, coby skontrolować, ile dzieliło baterię w jego telefonie od kompletnego rozładowania.
Takoż kolejny raz rozejrzał się za swoim krewniakiem, który dotąd się nie pokazał, a i nie raczył odebrać.
Po dwóch godzinach czekania był w równej mierze zaniepokojony, co przemarznięty. Bez szczególnej nadziei ponownie sprawdził, czy nie ma ze sobą ładowarki, nim spożytkował ostatnie procenty, na których ciągnęła komórka, na ostatnie połączenie.
- Mówiłeś, że gdzie mieszkasz? Jestem w pobliżu. Mógłbym może podładować u ciebie telefon?
xxx
Kentarou wyglądał, jakoby było mu niezręcznie.
Yahaba go rozumiał. Sam pewnie identycznie by się czuł, gdyby wproszono mu się w nocy do pokoju. Zastanawiał się zresztą, co mu się objawiło - psuć komuś wieczór dlatego, że jego własny nie okazał się zbytnim sukcesem.
- Więc nie idziesz już na ten seans? - upewnił się Kyoutani.
- Nie, raczej nie. Myślę, że straciłem ochotę. - Rozgrywający wbił wzrok w ekran komórki, którą usiłował uruchomić.
Właściwie rozumiał swojego towarzysza tym bardziej, że sam czuł się raczej skrępowany.
- Mhm... - mruknął blondyn niemrawo, zaś Shigeru przygryzł lekko wargę i uśmiechnął się przepraszająco, lubo późno było na takie gesty.
- Jeszcze kwadrans i sobie pój... - zaczął chłopak o orzechowych włosach.
- Zrobię ci coś ciepłego do pi... - wypalił Kentarou równocześnie. - Możesz jeszcze zostać - uzupełnił zaraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top