Poza pewnością
- Dokąd? - spytał Shigeru, jednak odchodzący Kyoutani już go nie słyszał.
Być może to blondyn szedł za szybko.
Być może to Shigeru odezwał się zbyt późno, po dłuższej chwili trwania w dość bolesnym myśleniu. Bądź też nazbyt cicho, z wahaniem, czy jeszcze ma ochotę istnieć. W tej akurat chwili.
- Chrzanić to - bąknął wówczas, by zainicjować w myślach algorytm wypychania nieznośnej myśli z głowy.
Tak, bolało.
Tak, bolało bardzo. Gdyby nie oczywiste, marne samopoczucie, powinien się niechybnie sam wyśmiać.
Że też przejmuje się małymi rzeczami. Gdyby tak umiał nie...
Bo to przecież nie tak, że Kentarou go spławił. Nie bez powodu w każdym razie.
Nie powinien widzieć w tym nic złego.
A widział i tak, od powinności niezależnie. Autodestrukcyjna podświadomość czegoś się doszukała.
Wrócił do swojego stolika czasie, który wydawał mu się wiecznością, gdy oceniał po tym, ile refleksji przemknęło mu przez głowę, a okazał się w rzeczywistości krótki, w granicy kilku minut, kiedy spojrzał na zegarek.
W przeciągu następnych, w pośpiechu niemalże, a z pewnością bez zwykłego elementu delektowania się, dopił herbatę. Starowinka-właścicielka popatrzyła na niego bacznie, nie mówiąc nic, podczas gdy odbierała od niego zapłatę. Przynajmniej i nie pokręciła głową z politowaniem, co bodaj jeszcze podkopałoby mu morale.
Ile w ogóle mogło upłynąć czasu? Pięć minut. Może dziesięć. Ile, odkąd jasna głowa osobnika chodzącego z nim do szkoły, należącego do jednej z nim drużyny, zniknęła mu za rogiem? Tak, pięć, najwyżej dziesięć minut - krótki okres. Po czym, tuż przed wyjściem z lokalu, dopadł go esemes od owej osoby, która ostatnimi czasy więcej i więcej okupowała jego uwagę.
Shigeru był nader drobiazgowy. Docenił.
Mimo że takie "przepraszam, naprawdę" niby wiele nie wnosiło. Może tyle, tylko tyle, że wyglądało to tak, jakby Kentarou o nim myślał.
Nie oceniał, ile w tym prawdy, ile przypadku, ile pozoru, po prostu podobała mu się ta koncepcja. Szalenie.
Głupi Kyoutani. Musiał przysparzać mu zmartwień.
A potem rozwiązywać je, jakby były niczym. Idiota. Głupi idiota.
Ale ten idiota... nawet do lubienia.
Trochę.
Trochę bardzo.
Nie zdążył odpisać jeszcze, choć wcale szczególnie z ową sprawą nie zwłóczył, gdy to już-już jego dzwonek ogłosił przychodzące połączenie.
- Słuchaj - usłyszał, wykonawszy odpowiednią sekwencję na ekranie telefonu w celu odebrania. - Naprawdę przepraszam, okej?
- Okej, okej - przyznał, możliwie poweselałym głosem. Skoro nawet jego głos jego rozmówcy zabrzmiał jakoś... milej niż na ogół. O wiele. Ozdobiony jakimś przymilnym tonem. Uznał, że również się postara.
- Na pewno?
- Tak. Jasne. Spieszysz się przecież, nie?
Obyło się bez odpowiedzi dłuższy moment. Wreszcie Kyoutani potwierdził markotnym pomrukiem.
- Coś nie tak? - wyskoczył Yahaba, za co później się napiętnował.
Gdyby nie hałasy w tle, po stronie Kentarou, łączyłaby ich przez chwilę niezręczna cisza. Znowu.
- Tak.
- Chcesz o tym porozmawiać? - Rozgrywający zaryzykował ponownie.
- Nie... - Blondyn odetchnął głośno, intensywnie, odprężając się nieco. - Jutro... to jest, może jutro, jak coś.
- Jeżeli chcesz. Nie zmuszam.
- Jasne. - Pauza; owe pauzy nie służyły sercu Shigeru. - Muszę kończyć.
xxx
Wyraźnie.
Niemiła atmosfera, jaka ogarnęła ich dwoje, gdy odchodził. Otóż to.
Świadomość jej egzystencji nie opuszczała Kyoutaniego nawet dalej, na trasie do metra. A pewnie ni na sekundę nie opuściłaby go w drodze z metra do domu, gdyby nie zdecydował się jednak odezwać stamtąd do Yahaby.
Rozmowa mu nieco ulżyła. Chyba chłopak nie był na niego zły.
Jeżeli czynnik stresu z innego źródła nie byłby wszystkiego dewaluował, może i następnego dnia nie przychodziłby do szkoły nieco zaniepokojony. Z tym wciąż silnym wrażeniem, że jednak w czymś zawiódł. Zranił.
Wbrew sobie.
Może lekko, może mocniej.
Nawet zrobił się irracjonalnie podejrzliwy, że Shigeru zbędzie go grzecznością miast powiedzieć prawdę.
Potem, dnia następnego, minęli się na korytarzu, a znajomy z drużyny obdarzył Kentarou uśmiechem. Przyjaznym, zachęcającym.
Cholera - zaklął w myślach. Uśmiechaj się tak do mnie częściej.
Zagotowało się w nim poważnie, pomimo że zatrzymał wzrok na licu zaledwie na ułamek sekundy. Zaczynało podobać mu się to uczucie - jakoby oczekiwania na coś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top