Piszczący kurak, czyli morderstwa po zmroku
Specjalna Dedykacja dla @_Verix_ dzięki której wpadłam na pomysł na tą szaloną opowieść. I pozdrowienia dla użytkowniczki @Sylvelaria.
Z ostatniej chwili! Na obrzeżach miast znaleziono kolejne ciało. Tym razem jest to młoda kobieta. Z wstępnych badań wynika, że zmarła na skutek wielokrotnego dźgnięcia ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem. Świadek mówi, że tuż przed morderstwem słyszał odgłos piszczałki. Dodatkowo morderca zostawił swój podpis w postaci ściągniętych z ofiary skarpetek i ułożonych w "x" na piersi. To już kolejne morderstwo dokonane przez Krwawą Piszczałkę. Policja zajmuje się tą sprawą. Prosimy zachować ostrożność i nie...
Kobieta wyłączyła telewizor i wyszła z domu. Było późne letnie popołudnie. Poszła do pobliskiego sklepu po chleb, mleko i kawałek ciasta. Upiekłaby sama, ale nie chciało jej się... Wróciła do domu okrężną drogą. Wstawiła mleko do lodówki. Ukroiła sobie kawałek ciasta i usiadła w fotelu, który znajdował się na przeciwko szarej ściany, na której wisiał duży obraz przedstawiający łąkę wieczorną porą z mnóstwem czerwonych kwiatów. Siedziała tak aż nastała noc... potem wstała i jak gdyby nigdy nic rozebrała się do naga, spięła włosy, założyła kapelusz z dużym rondem przepasany kokardą i małą torebkę na długim pasku, którą mogła sobie przewiesić przez ramię, do ramienia przywiązała sztuczną papugę, a na koniec wzięła do ręki gruby sznur, na końcu którego była przywiązana gumowa, piszcząca zabawka dla psa. Miała kształt kurczaka. Spojrzała na zegarek... dochodziła pierwsza. "Czas ruszać" pomyślała i wyszła, by w spokoju oddawać się swojemu hobby...
Szła powoli parkiem rozglądając się... minęło już pół godziny, a ona nikogo nie spotkała... zaczęło już jej się robić zimno... ale wytrwale szła dalej... była uparta... powrót uznałaby za poddanie się i tchórzostwo... nie chciała być tchórzem... już nie... prze całą szkołę... czyli przez pół swojego życia była popychadłem... obiektem drwin... wyśmiewania się... tą szarą myszką, która bała się odezwać i zawsze próbowała uciekać... unikać swoich oprawców... teraz jest inaczej, to ona ma władzę... to ona panuje nad sytuacją... to ona decyduje co zrobi innym, a nie na odwrót. Nagle zza rogu wypatrzyła staruszka, szedł o lasce w tą samą stronę co ona, więc był do niej odwrócony tyłem. Podeszła bardzo cicho. Nie miał prawa tego zauważyć. Z torebki wyjęła nuż szybkim ruchem zasłoniła mu usta ręką, by nie mógł wołać o pomoc i... dźgnęła faceta w plecy. Potem jeszcze raz i jeszcze... przewrócił się, ale to ją tylko zachęciło i dalej robiła w nim dziurki, z których leciały strużki pięknej szkarłatnej cieczy. Z jednych mocniej, z drugich słabiej... upajała się słodkim, mdłym zapachem krwi, który wdzierał się do jej nozdrzy i podostawał na skórze... to uwielbiała najbardziej... ten zapach, którym aż się dławiła, uczucie spływającej po skórze ciepłej cieczy i ten zastrzyk adrenaliny, który dostaje od wypatrzenia ofiary, aż do zniknięcia ostatnich iskierek życia z oczu. Przewróciła starca na plecy, zdjęła mu buty i położyła równiutko przy ciele. Następnie ściągnęła mu skarpetki i położyła na klatce piersiowej trupa, tworząc z nich znak "x". Na koniec wstała i sięgnęła po kurczaka... zapiszczała trzy razy i ruszyła w stronę domu. Skończyła na dziś... początek rytuału odprawiony... zostało jeszcze tylko wrócić do domu, stanąć umazana we krwi na środku salonu, w którym wcześniej zasłoniła okna, włączyć kaczuszki i je zatańczyć. Wszystko to po powrocie uczyniła. Potem wykąpała się i posprzątała. Cały sprzęt, w którym oddaje się swojemu hobby schowała w skrzyni, którą wepchnęła pod łóżko... położyła się spać i szepnęła zwracając się do gumowego kurczaka "Dobrych snów Stefan".
***
Następnego dnia po obudzeniu się i wyłączeniu najbardziej upiornej i upierdliwej rzeczy o poranku, a mianowicie... budzika, który wymyślił chyba diabeł we własnej osobie... Poważnie jak można było stworzyć tak upiorną rzecz..? Już wiem... istnieją przecież masochiści... Spojrzała się w lustro... nie jest wysoka... nie jest też niska... nie gruba, ani nie chuda... ani młoda, ani stara... po prostu przeciętna... do tego jasnobrązowe włosy... jak większość kobiet na ulicy... niczym się nie wyróżniała... była taka nijaka... lekko się umalowała, związała włosy i ubrała. Wyszła do pracy... do tych... ludzi... fałszywych... spoconych... śmierdzących... ludzi z zepsutą do szpiku kości duszą... tylko ona była inna... tylko ona postępowała właściwie... tylko Stefan ją rozumiał, nie oceniała jej... ona kochała tego kuraka całym sercem... wszystko co robiła, robiła dla niego, z myślą o nim... W łazience dla personelu przebrała się w uniform z plakietką z napisem "Pani Jadzia". Usiadła na kasie... Biedronka... ten sklep źle się jej kojarzył... może dlatego, że tam pracuje? A może dlatego, że spędza tu najwięcej czasu z ludźmi, do których czuje tylko obrzydzenie? Lekko się uśmiechnęła, nienawidzi tego, ale w końcu za coś jej płacą. Praca niewdzięczna, ale ma za co żyć... ledwo wiążąc koniec z końcem... ale jednak. Pierwszy klient wypakował na taśmę zakupy... pomału jechały w jej stronę... zaczęła kasować.
- Mamy promocje na płyn do prania i...
- Nie dziękuję. - odparł poirytowany.
- Trzydzieści dwa dziewięćdziesiąt osiem... płatność kartą, czy gotówką?
- Kartą. - podała terminal... zapłacił i poszedł... ufff jeden z głowy zostało... jakieś tysiąc... dlaczego jej zmiana trwa dziś dwanaście godzin? Pracowała tak jedenaście godzin... to strasznie wykańczające zajęcie... ciągle mówić tą samą regułkę... zapamiętać kody różnych produktów... uśmiechać się... Nagle... zepsuło się... taśma nie jedzie... na ekranie wyskakuje błąd...
- Szlak by go jasny...
- Szanuj język ojczysty... - przerwał jej jeden z czekających klientów. Był to wysoki, wysportowany, niebieskooki blondyn... bardzo przystojny przy okazji, nawet potrafił świetnie wyglądać w dresach. Kupował jajka, stos bułek, sześciopak mleka i dwa sześciopaki wody mineralnej.
- Przepraszam... Szalik by go jasny trafił... że też mi się znowu zepsuł... życzę ze szczerego serca naszemu technikowi... żeby go ten szalik trafił, owinął się wokół szyi, po czym zacisnął. Powodując powolną, bolesną śmierć w wyniku uduszenia... jeśli nie naprawi mi tego raz a porządnie. A państwa poproszę do kasy obok...
To była jedyna sensacja w pracy, jaka ją spotkała...
Wieczorem wróciła z pracy i przygotowała na nocny taniec ze śmiercią. Po trzeciej spotkała potencjalną ofiarę... młody mężczyzna. Szedł bokiem do niej... nie może podejść niezauważona... więc... podbiegła do niego... wołając, nie za głośno, ale tak by dostrzegł ją z daleka:
- Proszę mi pomóc! On mnie goni! Zgwałcił mnie! Ledwo uciekłam! - udała przerażenie i padła w jego ramiona... on stał sztywno nie wiedząc co się dzieje... w końcu rzuciła się na niego drobna, naga kobieta z papugą na ramieniu i w kapeluszu z kokardą... Po sekundzie oprzytomniał i odsunął ją.
- Kto panią goni? Musimy wezwać policję! - odwrócił się do niej plecami i sięgnął po komórkę. Tylko na to czekała. Złapała go od tyłu. Zasłoniła usta ręką i nim zdążył zareagować dźgnęła go w plecy na wysokości serca. Momentalnie padł na ziemię i przestał się ruszać... Jeszcze kilkanaście razy wbiła w niego ostrze... krew... zachwycała się jej szkarłatnym kolorem i obserwowała jak wsiąka w piach i spływa na chodnik... w takich chwilach czuła taki spokój jak w żadnej innej sytuacji... po chwili zdjęła mu skarpetki, ułożyła je, zapiszczała trzy razy i wróciła do domu, by zatańczyć kaczuszki i pójść spać... by być przytomna kolejnego dnia w pracy...
***
Cały tydzień padało... nie znosiła tego... deszcz przecież gdyby zabiła zmywałby krew z jej ciała... dlatego nie szła na łowy od tego czasu, ale nie może już wytrzymać... trudno... rozebrała się i przygotowała do wyjścia. Majtki zdjęła... torebka jest... nóż też... kapelusz i papuga na swoim miejscu... Stefan na sznurku... wszystko gotowe. Wyszła. Zabiła kolejnego... tym razem nastolatka i odprawiła rytuał, ale piszczenie ktoś usłyszał... patrol policji ją zauważył. Uciekała, już praktycznie zniknęła im z oczu, gdy... wypierdzieliła się na chodniku wpadając w kałużę... dogonili ją i założyli kajdanki... Odebrali jej torebkę i zabrali żółtą zabawkę.
- Błagam oddajcie Stefana! Oddajcie mi go! Proszę! - wołała zrozpaczona kobieta. Policjanci zlitowali się nad nią i oddali kurczakową piszczałkę, którą głaskała całą drogę na komisariat...
Następnego dnia w porannej gazecie pojawił się wpis:
Czy to koniec Piszczącego Mordercy? Cała prawda o zabójcy!
Krwawa piszczałka została złapana! Mordercą okazała się trzydziestoletnia kobieta, pracująca na kasie w pobliskiej biedronce, znana pod imieniem Pani Jadzia! Sprawczyni przeszła szereg badań psychologicznych i orzeczono, że jest niepoczytalna. To tylko kwestia czasu, aż sąd wyda wyrok skazujący ją na zamknięcie w szpitalu psychiatrycznym pod szczególnym nadzorem. Dzięki szybkiej interwencji i udanym pościgu policji możemy spać spokojnie.
Przeczytajcie również o skutkach nie szczepieniu dzieci! Promocja na trumny dziecięce w zakładzie pogrzebowym...
Tak oto skończyła się opowieść Jadzi, która została złapana, bo była niecierpliwa i zapomniała, że podczas deszczu chodnik może być śliski...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top