Jak ucieknę z psychiatryka to wezmę ślub, czyli sposób na życie Jadźki cz.2

Kapitan zaprosił je do środka i pokazał pokoje. W pierwszym pokoju...

- To pomieszczenie nie jest zgodne z zasadami feng shui... - powiedziała przejęta Gercia - Moja aura na tym ucierpi i jeszcze zrobią mi się wory pod oczami... Jakby to powiedziała moja religijna babcia... O mój słodki Jezu, który ukazał mi się w młodości na biszkopcie... - zebrani spojrzeli na Gercie. - W młodości dużo ćpała, ale od tamtego wydarzenia nie ruszyła nawet szampana na weselu... i zaczęła chodzić do kościoła... No co się jeszcze na mnie lampicie?! Przecież wyjaśniłam... - oboje odwrócili wzrok.

- Może pokażesz mi mój pokój? - zapytała brązowowłosa.

- Z przyjemnością - wyszli zostawiając Gercię przesuwającą meble... zabierała się właśnie za podwójne łóżko...

Steve zatrzymał się przed pokojem obok i otworzył drzwi przepuszczając najpierw Jadźkę. Zobaczyła jasne pomieszczenie z dużą szafą, podwójnym łóżkiem, dwoma fotelami i stolikiem między nimi. Na ścianie wisiało wielkie lustro.

- Ładnie. - mówiąc to rzuciła się na łóżko. Lekko podwinęła jej się spódnica ukazując fragment majtek. Nawet nie zwróciła na to uwagi. - Wygodnie... mogłabym w nim spędzić cały dzień... - Steve z niewyjaśnionych przyczyn stał się lekko różowy na polikach... brązowowłosa jednak wstała i ruszyła do łazienki... W czasie drogi usłyszała jeszcze:

- Powinniśmy pogadać... wszyscy chcą cię poznać...

- Kto? - zapytała nie zatrzymując się.

- Moi przyjaciele... którzy też tu mieszkają... więc są też współlokatorami... - podrapał się nerwowo po karku.

- Za dziesięć minut pogadamy... muszę wziąć prysznic...

- Poczekam... pospiesz się... za dwadzieścia trzy minuty mamy stawić się na obiedzie...

- Ok. - zniknęła za drzwiami, a Steve usiadł z założonymi rękami na fotelu.

Po paru minutach wyszła z łazienki. Była w samej bieliźnie. Stanęła przed nim... Stał się czerwony na buzi... i odwrócił wzrok. Dżentelmen... tylko co chwila łypał na nią wzrokiem... pogłębiając kolor polików...

- Nie wiem co włożyć! Pomóż mi! Jak mam się ubrać? Sportowo? Elegancko? - wyciągała rzeczy z torby. Gdy już prawie wszystko wylądowało na podłodze, lub łóżku, a na dnie torby został tylko Stefan... Steve się obrócił w jej stronę i opowiedział już lekko poirytowany tym, że zaraz się spóźnią i, że kompletnie nie wiedział jak ma się zachować w takiej sytuacji:

- Wygodnie! - odparł zakłopotany przeczesując włosy ręką.

- Jesteś pewien?

- Tak...

- Dobra... - sięgnęła do zapięcia od stanika.

- C..c..co ty robisz?! - jego twarz przybrała buraczany odcień.

- Miało mi być wygodnie... - Steve wyglądał jakby miał zaraz zemdleć...

- T..t..to może ubierz to! - zgarnął pierwszą lepszą szmatkę, którą okazała się być biała koronkowa sukienka do pół ud z długim rękawem. Dziewczyna wzięła ją od niego, po czym blondyn od razu skierował się w stronę drzwi.

- Poczekam na korytarzu!

Gercię w tym czasie olśniło... Stała na korytarzu czekając aż uzurpator opuści jej drogę przyjaciółkę... Gdy Steve zniknął za rogiem, po wyjściu od Jadzi, wpadła do jej pokoju jak burza.

- Wiedziałam, że kojarzę jego nazwisko... To Kapitan niebieskie gacie!

- Kto?

- No tak... tydzień zanim stworzono Avengers dałaś się zapuszkować... możesz nie być na bieżąco... a propos zapuszkowania... ten cały Tony jest do schrupania, widziałam jak przechodził korytarzem... byłam dyskretna, więc mnie nie zauważył... ta jego bródka mnie podnieca...

- Gercia! Uspokój się! Nie wyjaśniłaś, co to jest Avengers... I o kim ty do cholery mówisz?

- Grupka superbohaterów... nic ciekawego... a mówię o twoim kochasiu... a co do Starka... myślisz, że się ze mną umówi?

- Stark to ten miliarder, co uważa, że mu wszystko wolno? Ten co sobie robi piruety w powietrzy zakuty w oczojebną, czerwoną zbroję? Ten co zmienia panienki szybciej niż parę gaci?

- Tak... i prawdopodobnie zaraz go poznamy... jest właścicielem tej wieży i zastępcą twojego blondaska... i jak mówiłam widziałam go!

- Zastępcą?

- No hello! Umawiasz się z liderem grupy superbohaterów... ogarnij się wreszcie, najlepiej zanim Kapitan Ameryka po ciebie przyjdzie... Jadźka? Wszystko w porządku? Dlaczego się nie ruszasz? Masz jakiś atak? Jadźka?! - Gercia zaczęła machać jej ręką przed twarzą.

- ... yyyy...

- Więc jednak w porządku. A co do Starka...

- Kapitan Ameryka... Kapitan... Kapitan... Kapitan Ameryka... On ma z dziewięćdziesiąt lat!

- Tak... ale jest sławny, jest w końcu superbohaterem... musi mieć jakiś majątek... z racji wieku i wykonywanej profesji może szybko kopnie w kalendarz... a wtedy ty i jego pieniążki...

- Gercia?

- Tak?

- Skończ... Już mi lepiej... chodźmy na ten obiad.

- Tak! Stark czekaj na mnie mój kochany! Już do ciebie biegnę!

Wyszły szybkim krokiem i ruszyły w stronę, gdzie miał być salon. Tuż za rogiem czekał na nie Steve, który odprowadził je tam. Wszyscy już czekali. Stark przemówił pierwszy...

- Gdzie wyście byli? Czeka... To ma być twoja żona?! - Gercia jak zwykle weszła pierwsza...

- Nie musisz być o mnie zazdrosny... ja jestem wolna, to ona bierze z nim ślub. - pociągnęła Jadźkę, która stała za nią do przodu i położyła jej dłonie na ramionach...

- Cześć... - Jadźka podczas gdy wszyscy wgapiali się w nią analizując sytuację pomachała im wyraźnie zawstydzona. - Jestem Jadzia... - blondyn przedstawił wszystkich, a potem Tony coś sobie przypomniał...

- Jadzia? A nie Janina? - zapytał Tony.

- Stark! Bądź miły... chociaż raz... - powiedział Steve.

- Ale jestem pewien, że ten list wysłałem do Janiny... sławnej modelki...

- Więc ty pisałeś listy?! I do jakiej modelki?!- odparła wojowniczo Gercia czując podstęp.

- Tylko pierwszy... w którym było wyjaśnienie sytuacji napisał Tony... nie wiedziałem o nim, dopóki nie odpisałaś... postawił mnie przed faktem dokonanym... ale potem... - zaczął tłumaczyć Steve.

- Wiedziałam o tym... pierwszy list był wydrukowany i... inaczej napisany... a reszta pisana odręcznie. - powiedziała Jadzia.

- Co masz na myśli mówiąc inaczej? - zapytał Banner.

- W późniejszych nie było słów, czy zwrotów typu: "imprezka z Lokim i jego wielką, kosmiczną latającą rybą"...  "zrobimy wielkie wesele, aż się chałupa będzie trzęsła, a do basenu nalejemy szampana i zrobimy zadymę. Będą pisać o tym w mediach!" albo słowo "hajtnąć".

- Rozumiem... - odpowiedział Banner. Wszyscy zebrani z Gercią na czele wpatrywali się teraz w miliardera, z tym, że ona od początku...

- To nie moja wina, że kapitan mrożonka jest taki sztywny i nie potrafi wyjąć kołka z dupy... - jęknął oburzony.

- Język!

- Mamy w końcu dwudziesty pierwszy wiek! Powinien się nauczyć gadać z ludźmi. Może brać ze mnie przykład. Prawda Banner? - zapytał milioner.

- Wolałbym się nie mieszać do tej dyskusji... Może zasiądziemy do stołu? - wszyscy się zgodzili i po chwili jedli spaghetti. Długowłosy blondyn opowiadał coś o Asgardzie, Banner o swoim nowym odkryciu, Stark o ulepszeniach nowej zbroi, Clint o ostatnim filmie, który obejrzał, a reszta w ciszy jadła swoją porcję, tylko Jadźka czuła na sobie badawcze spojrzenie rudowłosej, co trochę jej przeszkadzało. Po obiedzie wszyscy postanowili się rozejść... a Gercia postanowiła...

- To do zobaczenia Tony... będę na to niecierpliwie czekała. - zrobiła zalotny uśmiech, puściła mu oczko i posłała całusa, a on się wzdrygnął i szybkim krokiem opuścił salon... - Ohohoho... Nieśmiały... lubię takich. - po czym zrobiła minę zagorzałego zboczeńca...



Jedna z osób prosiła bym pokazała jeden z moich rysunków. Oto on... mówiąc szczerze zadowolona z niego nie jestem i gdyby nie prośba, ten szkic nigdy nie trafiłby do neta...

PS. Wiem, że brakuje rzęs, ale chciałam zachować symetrię, a na czarnej stronie zrobienie ich tak by były widoczne i nie raziły było praktycznie niewykonalne... więc z nich zrezygnowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top