Rozdział 8

Równo o godzinie dwunastej w nocy drzwi do jej celi uchyliły się z cichym piskiem. Podciągnęła rękaw swojej koszuli, upewniając się iż karta jest dobrze ukryta. Wychyliła się zza drzwi, gdzie pod ścianą zauważyła skulonego Kristiana. Przytknął palec wskazujący do ust, dając jej jednoznaczny znak.

Mary zniżyła się na nogach. Wyszła z celi zamykając za sobą delikatnie drzwi. Podeszła do Kristiana. Jego czarne oczy zabłyszczały w słabym świetle księżyca. Zdawało jej się, że ujrzała nikły uśmiech na jego wargach. Szybko jednak otrząsnęła się z tej myśli.

-Masz kartę? – zapytał szeptem, rozglądając się dookoła. Zauważyła, że w jego dłoni błysnął srebrny nóż. Chyba się z nim nie rozstaje, pomyślała.

-Mam. – odpowiedziała równie cicho, wyjmując zza rękawa maleńka plastikową kartę, przypominającą debetową. Podała mu ją. Obrócił ją kilka razy w palcach, po czym schował do kieszeni na tyle spodni.

-Chodź za mną. Nie zadajesz pytań. Nie odzywasz się. – rozkazał, posyłając groźne spojrzenie. Przytaknęła w odpowiedzi.

Skierowali się na plac. Panowała całkowita ciemność. Dostrzegła kamerę znajdującą się zaraz nad drzwiami. Klepnęła delikatnie Kristiana w ramię, po czym wskazała palcem na urządzenie. Przytaknął. Podał jej kartę wskazując na, coś na wzór terminala znajdującego się z boku drzwi. Chwyciła ją. Chłopak celnie wymierzył swoim nożem w kamerę. Po chwili narzędzie już znajdowało się w urządzeniu, czemu towarzyszył krótki, elektryczny zgrzyt.

Przemknęła szybko pod drzwi. Przesunęła kartą wzdłuż wyznaczonej szpary. Po chwili zielone litery zapaliły się na małym wyświetlaczu. Posłała w jego kierunku triumfalny uśmiech, jednakże on całkowicie go zignorował.

Wymknęli się na zewnątrz. Niska temperatura dała o sobie znać. Lekkie drgawki wstrząsnęły dziewczyną. Chłopak pogonił ją klepnięciem w ramię. Srebrny nóż znów zalśnił w jego dłoni.

Na placu było całkowicie pusto. Ani żywej duszy. To miejsce zupełnie nie przypominało tego za dnia. Zazwyczaj zapełniony po brzegi, teraz lśnił pustką oświetlany jedynie księżycem. Wszystkie ławki i stoły zazwyczaj zapełnione po brzegi, teraz puściutkie. Z chęcią usiadła by na jednej z nich.

-Teraz po schodach. – szepnął, kierując się w tamtą stronę.

-Kamery! – zawołała za nim cicho. Odwrócił się do niej. Jego tęczówki przesiąknięte były gniewem. Na ślepo rzucił nożem, który ku jej dziwieniu trafił dokładnie w oko urządzenia.

-Powiedziałem stul pysk. – warknął. Zacisnęła wargi w wąską linię.

Podążyła za nim. Spokojnie, bez żadnych przeszkód dotarli do pokoju. Zamykając za sobą drzwi, odetchnęli głęboko z ulgą. A przynajmniej ona. Wyprostowała się na nogach. Przeciągnęła. Czuła promieniujący ból w kręgosłupie.

-Gdzie teraz mamy szukać? –spytała nieco głośniej, rozglądając się po pomieszczeniu.

-Jeszcze jedno pytanie, a cię zabije. – syknął przez zęby. Był poirytowany. Rzucił w jej kierunku małą latarkę, którą udało jej się złapać dopiero pod koniec jej lotu. – Stoję na czatach, a ty szukaj. Gdzieś tu muszą trzymać awaryjną broń.

Przytaknęła. Ugryzła mocniej swój język, chcąc coś powiedzieć. Zrezygnowała. Zaświeciła latarkę. Najpierw przeglądnęła biurko. Na wierzchu nie było nic poza bezwartościowymi papierami i dokumentami, plus pusty kubek po kawie, którego najwidoczniej zapomnieli wziąć. W pierwszej półce kolejne kartki papieru spisane drobniutkimi literkami oraz kilka długopisów. Otwierając trzecią szufladę zdobyła się na odwagę, by o coś zapytać.

-Do czego wam pistolet? – rzekła niepewnie, nie odrywając wzroku od zawartości szuflady. Jak zwykle nic ciekawego.

-Nie twój interes. – burknął. Opierał się o drzwi, jakby od niechcenia patrząc za szybkę.

-Chciałbym wiedzieć do czego się przyczyniam. – podeszła do pierwszej szafki stojącej z boku.

-Powtarzam to nie twój interes. – jego ton głosu nieco zgorzkniał. Westchnęła ciężko zamykając białe drzwiczki. Kucnęła by dostać się do kolejnych.

-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? – spytała bardziej pewna. Słyszała jak ciężko wzdycha.

-Bo nie potrzebne są ci takie informacje. – powiedział po krótkiej chwili namysłu.

-Jeżeli nas złapią, chciałabym wiedzieć, chociaż za co. – mruknęła podchodząc do dużej szafy.

-Bingo. – szepnęła pod nosem, widząc kilka karabinów zawieszonych pionowo przy tylnej ściance. Na dole znajdowało się kilka pistoletów, zapiętych srebrnymi obręczami. Bez większego zawahania wyjęła jeden z nich. Obróciła nim kilkakrotnie w dłoni podziwiając jego strukturę. Już od ponad dwóch miesięcy nie miała w dłoni żadnej broni. Tęskniła za tym.

Nagle zimna ręka przytknęła jej usta. Druga zawinęła się wokół jej tali pociągając w tył. Odruchowo przeładowała pistolet, który jak się okazało miał kilka naboi.

-Uspokój się. – usłyszała szept tuż przy swoim lewym uchu, gdy broń miła wycelowaną za siebie. Rozpoznała głos Kristiana, na co odłożyła broń. Wczołgali się razem pod biurko. Mary zdezorientowana patrzyła na chłopaka o czarnych jak smoła włosach, który ewidentnie się czemuś przysłuchiwał. Nie musiała czekać długo.

-Mówię ci, ktoś zniszczył kamery. – odezwał się mężczyzna z dość zachrypniętym głosem.

-Pamiętasz dzisiejsze rozkazy. Mieliśmy pozwolić mu działać.

-Gdyby to był on to rozpoznałbym go na kamerze. Jacyś więźniowie musieli się wykraść.

-Sprawdzałeś cele?

-Tak. Wszystkie są zamknięte.

-Więc nikt nie uciekł.

-Jak wyjaśnisz dwie postacie poruszające się w ciemności? Duchy? A może psy się jakoś zawieruszyły?

-Może ci się przywidziało ?

-A kamery same wybuchły.

-Jeżeli to był Eris, to osobiście ukręcę ci łeb.

-Mówię, że gdyby to był Eris, to bym go rozpoznał.

-O kim oni gadają? – szepnęła w kierunku Kostova, który wciąż mocno trzymał ją przy swoim ciele. Pod biurkiem nie było dużo miejsca, a najmniejsze wychylenie mogło zdradzić ich pozycję.

-Ciszej, bo nas znajdą. – zwrócił jej uwagę, posyłając groźne spojrzenie. Niechętnie lecz posłusznie nie odezwała się już słowem.

-Dobrze wiesz, że miał tu dzisiaj przyjść. - znów rozbrzmiał głos jednego z policjantów.

-Tak, ale miał przyjść do godziny dwudziestej drugiej. A jest północ.

-Posłuchaj. Jesteś zbyt nadpobudliwy. Masz jakiegoś fioła. Posłuchaj. Eris doskonale wie co robi i doskonale wie o co gra. Nie potrzebuje pomocy. Dajmy mu działać.

-Działać to ja mu mogę dać na teranie cel. Niech sam się zajmuje tymi śmierdzącymi gnojkami. Ale niech nie wchodzi nam w pracę.

Jeżeli ma rozwiązać to gówno, to niech nawet chodzi sobie w moim mundurze.

-Aż takie nadzieje pokładasz w tym smarkaczu.

-Nie bez powodu go tutaj przywieźli.

-Tak, tak. Nie sobie innym pachołkom tak wmawiaj, ale nie mi. Wiele razy już ktoś chciał rozwiązać to gówno. Problem w tym, ze każdy kończył zaszlachtowany we własnej celi. Ile ich już było, co? Czterech? Więcej? On skończy tak samo.

-Trochę zaufania do innych.

-Dawno temu to ja komuś zaufałem i wiesz co? Teraz mógłbym być tam, w niebie. Tak to jest jak ufasz każdemu.

-Nie. Tak to jest jak ufasz niewłaściwym osobą. Człowieku, po coś go przysłali. Daj mu chociaż szansę się wykazać.

Policjanci chodzili po całym pokoju, głośno rozmawiając. Głównie dyskutowali nad rozwalonymi kamerami, które znaleźli na drodze do pokoju oraz tajemniczym Erisie przysłanym do więzienia by pomóc im w rozplątaniu jakiejś sprawy. Zastanawiało ją o jaką sprawę może chodzić w więzieniu, że aż musieli przysyłać kogoś z zewnątrz. Było to nie tyle co ciekawe, co intrygujące.

 Po kilku minutach jednak porzucili nadzieje znalezienia sprawcy popsutych urządzeń i opuścili pomieszczenie. Gdy panowała całkowita cisza, Kristian niepewnie wychylił głowę by rozglądnąć się po pokoju.

-Czysto. – szepnął wychodząc spod biurka. Przy okazji przydeptał jej dłoń, którą podpierała się o podłogę. Posłała spojrzenie, którego nie sposób opisać. Zignorował je. – Masz broń? To spadamy. – pomachał ręką zachęcająco w kierunku drzwi. 

Nisko, wręcz na klęczkach, wyszli z pomieszczenia zamykając zasobą potężne wrota. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top