Rozdział 7
Wyczekiwała cierpliwie aż strażnik straci ostatki czujności. Na placu jak zwykle panował harmider, a jakaś bójka czy kłótnia była tylko kwestią czasu. Miała opracowany plan. Jednakże teoria mija się z praktyką.
Siedziała właśnie grając w karty z Alicją i bliźniaczkami. Poprzez wachlarz papieru obserwowała wyjście, przy którym znajdował się strażnik. Nie miała pojęcia, gdzie znajdzie tą broń. Ale musiała to zrobić. Inaczej Bronie ukręciły by jej głowę. Bardzo boleśnie.
Również nie interesowało ją po co Broniom pistolet. Ale pchanie nosa w nie swoje sprawy, było jedynie większym zagrożeniem dla jej życia. Ciekawość jednak brała górę. Chciała zapytać. Zbyt lekkomyślne.
Wreszcie strażnik popędził w kierunku bijących się więźniów, których nie zdołał rozdzielić jeden policjant. Wykorzystała okazje, gdy oczy wszystkich zwrócone były na piątkę walczących mężczyzn. Przemknęła się za plecami tłumu. Dotarła do drzwi. Szarpnęła za klamkę . Zamknięte. Przeklęła pod nosem. Rozejrzała się dookoła. Potrzebna była karta dostępu. Czy wszystko w tym pieprzonym więzieniu musi mieć elektroniczne zamki? Zerknęła na walczących strażników. Jeden musiał mieć kartę w kieszeni. Zagryzła mocniej zęby, zmuszona cofnąć się i obmyślić inny plan.
Głupia byłam, że sądziłam, iż drzwi będą tak łatwe do otwarcia, przemknęło jej przez myśl. Muszę wymyślić coś innego. Nie będzie łatwo wykraść kartę dostępu bezpośrednio z kieszeni policjanta. Cześć z nich trzyma je przypięte do pasa, albo zawieszone na szyi, co nie ułatwia sprawy. Dodatkowo jeżeli przyłapie mnie na gorącym uczynku, wyląduje w izolatce. A stamtąd ucieczka nie będzie prosta. Będę potrzebować pomocy. Nie. Teraz potrzebuje pomocy.
Zasiadła z powrotem przy stole, biorąc kilka kart do ręki. Alice nawet nie zauważyła jej zniknięcia, pochłonięta całkowicie kłótnią pomiędzy więźniami. Bliźniaczki również.
To niemożliwe, żeby się tam dostać, pomyślała patrząc na opuszczających plac więźniów. Żeby w ogóle poruszać się po całym kompleksie, musiałabym wyłączyć kamery na całym terenie. Żeby to zrobić musiałabym przejść większość więzienia, by się tam dostać. W skrócie. Niemożliwe, ażeby przejść tam i być niezauważony.
Nie miała żadnego sensownego pomysłu. Musiała coś wymyślić, ale pustka świeciła w jej umyśle.
Zbliżała się godzina pracy. Podniosła się ociężale z siedzenia i skierował do kuchni. Dzisiaj bowiem była jej kolej na rozwożenie posiłków, wśród więźniów w izolatkach.
Po kilku turach w końcu trafiła do celi Kristiana. Postanowiła wykorzystać sytuacje i poprosić o pomoc. Nie było to w jej stylu. Wiedziała, że ją wyśmieje. Nie miała jednak innego wyjścia. Przy podawaniu tacy przez specjalny otwór w drzwiach, przytrzymała ją mocniej. Chłopak na początku nie był w stanie jej wyciągnąć. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Jedna brew chłopaka uniosła się znacznie ku górze.
-Potrzebuje twojej pomocy. - szepnęła przez zaciśnięte zęby. Jego wargi wykrzywiły się w chytrym uśmieszku.
-A dlaczegóż to miałbym ci pomagać? To twoje zadanie. - syknął, zabierając tace.
-Myślałam, że mam je wykonać dla ciebie. - warknęła. Zatrzymał się w półkroku. Odłożył jedzenie na maleńki stolik z boku pokoju. Odwrócił się.
-Owszem. Ale nie oferowałem swojej pomocy. - zaśmiał się krótko, po czym całym ciężarem ciała opadł na łóżko. Śledziła jego poczynania wzrokiem. Zaczął bawić się własnymi palcami, w wyczekaniu aż odejdzie spod jego celi.
-No dobrze. Zlituje się. - mruknął po krótkiej chwili. Podniósł się z posłania i podszedł do krat. - Codziennie jeden policjant znajduje się w pomieszczeniu sterującym wszystkimi kamerami.
-Chciałam się tam dostać, ale to niemożliwe bez karty dostępu.
-Nie przerywaj mi. - zaszczebiotała zębami. - Nie o to mi chodziło. Przy spacerniaku znajdują się specjalne schody prowadzące na górę. Do pokoju, gdzie zazwyczaj policjanci urządzają sobie przerwę na kawę. Dostań się tam, a pistolet jest twój.
-Po pierwsze: Będzie mi potrzebna karta dostępu. Po drugie: Nawet jeśli ją dostanę, to wejście tam będzie jak samobójstwo.
-Rusz główką, kochana. - dodał, po czym już na stałe odszedł od krat. Posłał jej jedynie ostatnie spojrzenie. Odwróciła się. Już miała odchodzić. Gdy usłyszała jego głos.
-Pomogę ci. Zdobądź kartę dostępu. - rozkazał, po czym ucichł. Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona ze swoich poczynań.
Odeszła. Wykonała do końca swoją pracę. Znów wróciła do Alice. Usiadłszy na krześle, przypatrywała się jak blondynka pokonuje w jednej partii szachów Maję. Każdy ruch był przemyślany przez jej koleżankę.
To zadanie jest praktycznie niemożliwe do wykonania, myślała patrząc jak goniec młodszej dziewczyny zbija wieżę Alice. Nie jestem w stanie dostać się do tamtego pokoju, a nawet jeśli, to nie wymknę się z niego niezauważona. Jest zbyt dobrze chroniony poprzez wszystkie kamery i strażników.
Jej wzrok powędrował na jednego z policjantów. Stał właśnie przy drzwiach, obserwując wszystkich więźniów i pilnując porządku wśród nich. Zupełnie tak jak każdy. Przy jego pasie przypięta była czarna pałka. Podrapał się po łysej głowie. Zauważyła że przy jego pasie błysnęło coś jeszcze. Karta dostępu.
Wzięła głęboki oddech, zmuszona do wykonania tego, czego nie chciała.
-Alice, pomożesz mi w czymś? - spytała niepewnie. Blondynka skierowała swój zaciekawiony wzrok na nią.
-Poczekaj. - rzekła, po czym figurkę, którą trzymała w palcach postawia na jednym z pól. - Szach-mat. - zaśmiała się. Bliźniaczka westchnęła ciężko, nie mogąc pogodzić się z przegraną. - W czym? - dodała po chwili, spoglądając na nią z życzliwym uśmiechem.
-Potrzebuje się z kimś pobić.
-Że co? - spytała, nie dowierzając.
-Po postu zlej mi dupsko. Czy o tak wiele proszę? - łypnęła na nią groźnie.
-Mam nadzieję, że masz to uzasadnione. - westchnęła ciężko, podnosząc się z krzesła. Wskazała głową na puste miejsce pod celami.
Mary posłusznie poszła w tamtym kierunku. Oparła się plecami o ścianę, podrzucając w dłoni pierwszy przedmiot jaki znalazł się w jej kieszeni. Trafiło akurat na kulkę papieru. Obserwowała swoją koleżankę, która szła wzdłuż cel z napojem w dłoni.
Przechodząc tuż obok niej, niby przypadkiem potknęła się o własne nogi i wylała zimną zawartość na jej kombinezon. Dużej wielkości wiśniowa plama wykwitła na jej brzuchu. Oburzona popatrzyła na blondynkę, na której twarzy gościł kpiący uśmieszek.
-Nie daruje ci tego! - krzyknęła, po czym odbiła się nogą od ściany. Dodatkowa siła jaką zyskała, pozwoliła jej powalić przeciwnika na ziemię. Blondynka cicho jęknęła pod wpływem uderzenia o twardą podłogę.
-Ale możesz być trochę bardziej delikatna. -szepnęła Alice.
-Wymiękasz? - zaśmiała się.
Blondynka mocno chwyciła ją za nadgarstki, po czym przetoczyła się kilka metrów. Mary wykorzystała chwilowy przystanek i mocno uderzyła ją kolanem w tyłek. Dziewczyna wychyliła się do przodu i lekko poluzowała uścisk. Wytraciła swoje nadgarstki z jej dłoni, po czym szybko wygramoliła się spod jej ciała. Stanęła na równe nogi.
-Przepraszam. - szepnęła. Ciężar ciała przestawiła na lewą nogę, gdy drugą unosiła w powietrze. Z jak najmniejszą siłą, na jaką mogła się zdobyć, uderzyła ją stopą w głowę. Słyszała jak za jej plecami, ktoś krzyczy wzywając strażników, inny wiwatuje im zwycięstwa.
Blondynka poprawiła swoją szczękę, po czym posłała jej groźne spojrzenie. Jednym ruchem odbiła się od podłoża i uderzyła Mary pięścią w brodę ku górze. Obraz lekko jej się zachwiał, ale nie pozwoliła wytrącić się z równowagi. Zręcznie obróciła się na pięcie, po czym zaatakowała lewym łokciem wykorzystując siłę obrotu. Tak jak myślała Alice uchyliła się przed jej uderzeniem. Ta jednak nie ukrywała swojego tryumfu. Bowiem tuż za łokciem szła jej pięść, która na szczęście, a może i nieszczęście, ugodziła blondynkę z pełną siłą w policzek. Odrzuciła ją na bok. Zachwiała się na nogach, o mało nie lądując z głuchym łoskotem na ziemi.
Potrząsnęła gwałtownie głową by otrząsnąć się z chwilowego szoku. Ruszyła na przeciwniczkę. Ugodziła ja pięścią w brzuch na tyle mocno, iż poczuła jak jej obiad przewraca się w żołądku. Zacisnęła mocniej zęby. Widziała jak pięść przeciwniczki zmierza prosto w kierunku jej twarzy. Zamknęła oczy, po czym poczuła mocne uderzenie. Odrzuciło ją na jakiś metr w tył.
Nie zdążyła zauważyć jak blisko jest jej przeciwnik, ale zdążyła zauważyć jej sylwetkę. Wystawił pięść do przodu, wciąż mając zamazany obraz. Blondynka z łatwością wyminęła jej dłoń, po czym ugodziła ją łokciem w brzuch. W to samo miejsce, przez co poczuła jeszcze większy ból.
Udawana walka nie trwała jednak tak długo, jak zamierzały. I dobrze, gdyż dwóch policjantów złapało je za ręce. Te wymieniły jedynie porozumiewawczo spojrzenia. Zaczęły się szarpać wykrzykując w swoją stronę najróżniejsze i najbardziej plugawe obelgi. W końcu policjanci posadzili je na kolana głowami w dół. Na to czekała. Sięgnęła ręką do jego pasa. Delikatnie wyjęła kartę dostępu z jego kieszeni, kiedy ten wymieniał jakieś uwagi z drugim strażnikiem.
-Zamknijmy je po prostu w celach. - usłyszała, po czym została mocno szarpnięta za trzymane ręce. Szybkim ruchem ukryła kartę w swoim rękawie. Wręcz wrzucił ją do jej celi. Uśmiechnięta położyła się na łóżku. Obracając kartą w palcach, ciekawa była co Krystian wymyślił..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top