Rozdział 6
Przesyłamy pieniądze. Trzymaj się.
Mama...
Odłożyła kartkę na stolik. Znów męczyły ją koszmary. Nie mogła spać, a obracanie się w łóżku jedynie pogarszało sytuację. Po raz kolejny przeczytała treść listu. Tęskniła za domem. Za wolnością. Siedząc jak szczur w klatce, czuła się nieswojo. Trudno się do czegoś, takiego przyzwyczaić, po tym gdy przez całe życie spacerowało się swobodnie po wszystkich uliczkach świata. Albo przynajmniej swojego miasta.
Cisza panująca na korytarzu napawała ją strachem. Chciała zasnąć, ale wszystko wokół było dość irytujące. Zabrała ze stolika butelkę wody. Wypiła dość dużą ilość płynu. Czułą się zarazem zmęczona i wyczerpana, jak i słaba. Ciepło otaczało ją z każdej strony. Najchętniej rozebrałaby się do naga, gdyby nie kamery rejestrujące każdy jej ruch.
Usłyszała pukanie do drzwi. Odwróciła się w ich kierunku, z nikłą nadzieją, iż ujrzy kogoś za szybką. Tak jak podpowiadała jej logika tego świata, nikogo nie było. Zapewne więźniarka z celi obok, znów wkurzona wali o ściany, by wyładować swoje emocje.
Po kilku sekundach dobiegło kolejne pukanie. Znów pustość za drzwiami, kolejna myśl o dziewczynie z pomieszczenia obok. Przetarła oczy rękawem ubrania. Czuła zmęczenie odkładające się na jej powiekach. Mimo wszystko wiedziała, że nie zaśnie.
Kolejne pukanie rozprzestrzeniło się po celi. Stawało się to irytujące. Całkowicie sfrustrowana podniosła się z posłania. Podeszła do drzwi, by zerknąć czy ktoś faktycznie próbuje się z nią skontaktować, czy może to tylko jej wyobraźnia.
Odruchowo oparła dłonie na metalowych drzwiach. Ku jej ogromnemu zdziwieniu, po lekkim popchnięciu zamek ustąpił. Wejście do jej celi powoli otworzyło się na oścież. Lekko przestraszona cofnęła się o pół kroku. Nie dobiegły do jej uszu żadne wrzaski, krzyki, czy też upomnienia. Nawet alarm, który był powinien zatrzeszczeć.
Niepewnie postąpiła pierwszy krok do przodu. Cisza. Kolejny krok. Znów cisza. Już pewniej wyszła z celi. Rozglądnęła się dookoła siebie. Po prawej stronie zasłaniały jej drzwi, natomiast z lewej – całkowita pustka. Z lekkim strachem przymknęła drzwi.
Poczuła jak coś mocno zacisnęło się na jej szyi. Odruchowo chwyciła się tego, co to spowodowało. Czyjaś dłoń przymknęła jej usta, gdy ta już chciała krzyknąć „Pomocy".
-Zamknij się, albo tego pożałujesz.- usłyszała cichy szept, mężczyzny mówiącego przez zaciśnięte zęby. Poczuła się przerażona. Zimny pot wystąpił na jej czole.
Z całej siły zamachnęła się i uderzyła oprawce łokciem, prosto w żołądek. Mężczyzna westchnął boleśnie czując, jak jej ręka wbiła się boleśnie w jego ciało. Nie wypuścił jej. Objął ją drugą ręką w talii i pociągnął trochę w tył, oddalając tym samym od wejścia do celi.
Pustka w głowie. Wiedziała, że wiercenie nic nie da. Uspokoiła się. Wyczekiwała. Uścisk nieco się osłabił.
-Puszcze cię, ale nie wrzeszcz, ani nie uciekaj. – usłyszała szept zaraz za jej prawym uchem. Niepewnie, lecz szybko i energicznie przytaknęła w odpowiedzi. Mężczyzna delikatnie zdjął rękę z jej ust, przy okazji przejeżdżając swoim kciukiem po jej dolnej wardze. Powoli odwróciła się w jego kierunku.
Odetchnęła głęboko z ulgą, gdy pod ścianą zauważyła czarnowłosego chłopaka, z kpiącym uśmieszkiem błądzącym na jego ustach. Chciała przetrzeć czoło materiałem rękawa, lecz nie chciała ukazywać swojego strachu. Powstrzymała się, mimo iż uczucie mokrej twarzy nie było dla niej przyjemne.
-Czego chcesz? – warknęła oschle w jego kierunku. Skrzyżowała ręce na piersi.
-Czemu tak groźnie na dzień dobry? – odpowiedział dość miłym tonem, co nie pasowało do jego osoby. Zmrużyła powieki. Milczała – Chciałbym wiedzieć, dlaczego mi się sprzeciwiłaś. – dodał po chwili, nieco poważniejszym głosem. Jęknęła przeciągle w zdziwieniu.
-Nie jestem psem, ani służącym. – syknęła, czując się coraz bardziej poddenerwowana. Igrała z ogniem. Dobrze to wiedziała. Nie chciała jednak dać się manipulować, ani robić za marionetkę.
-Owszem. Ale z tego co wiem, suką byłaś. – parszywy uśmieszek wykrzywił jego wargi. Zagryzła mocno zęby, chcąc zignorować chamski komentarz.
-Jak wydostałeś się z izolatki? – bardziej rzekła, niż zapytała.
-Nie będę odpowiadał na tak durne pytania. – westchnął ociężale, wkładając ręce do rozpiętego kombinezonu, pod którym zauważyła, już nie tak białą koszulkę.
-Inaczej. Jakim cudem stoisz tu teraz obok mnie, a nie syczysz i przeklinasz pod nosem, siedząc za zamkniętymi drzwiami? – bąknęła jakby od niechcenia. Ten posłał jej jedynie kpiące spojrzenie, zmęczony tym samym pytaniem. Wiedziała, że ta walka do niczego nie prowadzi. – Do rzeczy. Czego chcesz?
-Grzeczniej trochę. – zacisnął pięść na rąbku materiału. – Mam dla ciebie małe zadanie.
-Zadanie? A co ja jestem?
-Pies. – przygryzła jeszcze mocniej zęby, słysząc i czując ich szczęk. Miała ochotę z całej siły zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i zakończyć tę rozmowę. Starał się opanować oddech, który przez szybsze krążenie, również przyspieszył.
-Co by to miało być? – spytała, chcąc mieć to wszystko za sobą.
-Ależ spokojnie. Nie tak szybko. – zapewnił, a chytry uśmieszek uniósł kąciki jego ust. Przewróciła teatralnie oczami, już naprawdę mając dość. – Najpierw powiedź, czy masz dość odwagi?
-Dość odwagi na co?
-Na to by wykonać próbę bez zawahania.
-Próbę? A co ja do sekty chce dołączyć?
-A nie chciałbyś dołączyć, do najlepszego gangu na terenie całego więzienia? Tylko mi nie mów, że ta twoja przyjaciółeczka nie powiedział ci kim jestem.
-Podobno nazywają cię „Nożyk". – zachichotała kpiąco. Posłał jej groźne spojrzenie, które od razu uciszyło jej głos.
-Zadanie nie jest trudne, aczkolwiek nie zalicza się do prostych.
-Gadaj, a nie na ploteczki przyszedłeś. – uniósł brew w geście niedowierzania. Jakby jej komentarz bardziej go zażenował, aniżeli rozbawił. – Co to ma być? – przerwała niezręczną ciszę.
-Kradzież. – odpowiedział jednym słowem wyjmując z kieszeni niewielkich rozmiarów nożyk. Zaczął kręcić nim na kciuku, wydając się znudzony tą sytuacją.
-Czego?
-Własności policji. – chytry uśmieszek wykrzywił jego wargi po raz kolejny. Posłał jej krótkie spojrzenie, po czym ponownie skupił się na nożu, który płynnie zakręcił się na jego palcu wskazującym i wylądował między nim i kciukiem.
-Czego? – powtórzyła mocniejszym tonem.
-Pistoletu. – mruknął niezadowolony. Zatrzymał nóż w dłoni na samym koniuszku ostrza. O mało nie wyślizgnął się mu z rąk.
-Chyba postradałeś zmysły, że ukradnę broń by ci ją dać. Nie interesuje mnie po co ci ona, ale z pewnością JA ci jej nie dostarczę. – machnęła niedbale ręką, po czym odwróciła się na pięcie.
-Nie masz wyboru. – warknął, patrząc jak odchodzi. Zatrzymała się na jego słowa.
-Niby dlaczego? Zabijesz mnie? – zapytała, unosząc kącik ust.
-Mógłbym to zrobić, gdybyś nie była mi już potrzebna.
-Myślisz, że fakt, iż byłam policjantką jakkolwiek mi pomoże? – syknęła w jego kierunku. – Nie myśl, że pomogę ci w brudnych sztuczkach. Zamierzam odsiedzieć swój wyrok i zapomnieć o tym przez co tutaj trafiłam. – dodała na prędkości, posyłając mu groźne spojrzenie. Ponownie odwróciła się na pięcie, po czym pewnym krokiem weszła do swojej celi. Chciała zamknąć drzwi.
Kristian jednak nie pozwolił jej na tak łatwą odmowę.
Szybko, dwoma krokami znalazł się tuż za jej plecami. Mocno popchnął ją na przeciwległą ścianę. Mary opadła na nią chroniąc twarz przed bezpośrednim uderzeniem, poprzez oparcie się o ścianę dłońmi. Z jej ust wydobył się cichy jęk bólu, gdy przygwoździł je ciało. Nie pozwolił na chociażby jeden maleńki ruch, drgnięcie. Starała się ukryć swoje niezbyt małe przerażenie, gdy przyłożył do jej skóry niedawno obracany w palcach nóż.
Krzywy uśmiech zawitał na jego ustach.
-Zrobisz co będę chciał bez najmniejszej wymówki. – zagroził przejeżdżając ostrzem delikatnie po jej szczęce. Rozciął jej skórę od brody po szyję. Cienka stróżka krwi spłynęła po jej szyi. Kolejna blizna.
-Jak mam to zrobić? – spytała, usiłując wydostać swoje ręce spomiędzy ich ciał.
-To już twoje zadanie. – zaśmiał się cicho, po czym puścił ją wolną. Wyszedł z celi zamykając za sobą drzwi. Ona jedynie prychnęła widząc jak pomarańczowa koszula zafurgotała delikatnie w powietrzu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top