Rozdział 4
Siedzieli na placu. Gumowy dźwięk odbijającej się piłki od podłoża. Pomarańczowa kula mignęła w świetle słońca. Dźwięk metalowych łańcuchów rozniósł się po całym terenie. Po chwili donośne okrzyki tryumfu, pięcioosobowej grupy mężczyzn.
Śledziła wzrokiem czarnowłosego chłopaka, który z uśmiechem na ustach wpakował kolejną piłkę do kosza, zdobywając tym punkty dla swojej drużyny. Zaciekawiała jej jego postawa. Zachowywał się dość dziwnie. Nie był traktowany jako psychopata, który postradał wszystkie zmysły. Bardziej jako szef, lider. Wydawał się, że darzyli go zasłużonym szacunkiem. Zasłużony szacunek, pomyślała, nie mógł zdobyć czegoś, takiego w zaledwie pół roku. Było to praktycznie niewykonalne. Wraz ze swoja posturą musiał być niesamowicie silny i sprytny, ażeby zaskarbić sobie szacunek od innych.
Podskoczył po raz kolejny, starając się złapać lecącą w jego kierunku piłkę. Pomarańczowy bluza zafalowała na powietrzu, a biała koszulka podwinęła się nieco ukazując jego wytatuowany brzuch. Dostrzegła jedynie czarne linie wyrysowane na trupio bladej skórze. Na piersi, zaraz za koszulką dostrzegła twardy, prostokątny kształt. Składany nóż. Nie był dobrze widoczny pod białym materiałem, jednakże wystarczająco by mogła go dojrzeć.
Podniósł koszulkę zahaczoną o dłoń, którą przetarł spocone czoło. Wysoka temperatura lejąca się z nieba, nie była pomocna przy grze, jednakże oni nie robili z tego wielkiego ambarasu.
Nie mieli zamiaru wracać do małych cel, o wymiarach mniejszych niż sześć metrów kwadratowych. Niezbyt wiele powierzchni jak dla dwójki osób. Możliwość opuszczenia małej celi, by porozmawiać z innymi ludźmi, skorzystać z kilku „atrakcji", albo chociażby spożyć posiłek. Jedyna okazja tutaj by pooddychać świeżym powietrzem, a nie zapachem wymiocin.
Ciężko oddychał, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Poskoczył jeszcze raz. Krótki brzdęk. Gwałtowna cisza. Strach w oczach. Kilku mężczyzn wymieniło z czarnowłosym niepewne spojrzenia. Po kilku sekundach strażnik podnosił z betonu mały nożyk. Oglądnął go dokładnie. Srebrny błysk dotarł do jej oczu, poprzez słoneczne promienie. Wszyscy zamarli. Patrzyli tylko na jedną osobę. Na całym spacerniaku słychać było ich rozmowę.
-Mówię przecież, że to nie moje. – warknął po raz kolejny chłopak, wskazując na mały, srebrny przedmiot, obracany przez strażnika w palcach.
-Skąd więc się to tu znalazło? – spytał po raz kolejny. Na twarzy chłopaka widać było złość. Mrużył złowrogo oczy wraz ze ściągniętymi brwiami.
-A dlaczego mnie pan podejrzewa?! Nie tylko ja tutaj grałem! – bąknął nieprzyjemnie. Przenikliwy wzrok policjanta, jedynie wzmagał gniew wewnątrz czarnowłosego.
Strażnik milczał.
Doprowadzało to do szewskiej pasji. Nie mógł tego wytrzymać. Osoby stojące wokoło niego, posyłały mu dyskretne spojrzenia. Jakby wiedziały co zaraz się dokona. Jakby chcieli go uspokoić.
Nie pomogło.
Chłopak przestawił prawą nogę do przodu. Oparł na niej swój środek ciężkości. Zamachnął się lewą ręką. Już po chwili kierowała się w twarz policjanta. Ten jakby odczytał ruch młodego i szybko sparował go dłonią, bez broni. Ten jednak znał swojego przeciwnika, lepiej niż mu się wydawało. Obrócił się płynnie stawiając droga stopę, na nodze policjanta. On zawył przenikliwie, po czym odskoczył od chłopaka.
Wykorzystał chwile nieuwagi i podbił prawą rękę strażnika. Mały nożyk wypadł z ręki mężczyzny. Poleciał na beton. Odbił się kilkakrotnie z charakterystycznym dźwiękiem. Wszyscy rozbiegli się. Wszyscy poza dwójką walczących.
Na ustach chłopaka wykwitł obleśny uśmiech. Gwałtownie cofnął swoją rękę, godząc mężczyznę łokciem w brzuch z całej siły. Ten skrzywił się lekko, ciężko wzdychając. Chłopak następnie podbił ręką jego brodę. Oszołomiło to mężczyznę i pozwoliło na kolejny ruch chłopakowi. Płynnie przeskoczył na jego plecy. Opierając środek ciężkości na lewej nodze, drugą ugodził go w plecy. Policjant wykonał kilka niezgrabnych kroków w przód, ledwo nie zahaczając twarzą o beton.
Szybko odwrócił się w kierunku młodzieńca, ale ten już biegł na niego z pięściami. Wymierzył w jego nos mocnego, prawego sierpowego, i na nieszczęście strażnika, celnego. Przewrócił się na plecy. Młodzik skoczył na niego przygwożdżając do podłoża.
Dopiero teraz Mary zauważyła srebrny metalowy nożyk będący w jego dłoni. Musiał go złapać, gdy biegł w kierunku policjanta, pomyślała. Chłopak jest niezły.
Nóż obrócony ostrzem w dół i mocno zaciśnięty w dłoni Kristiana, już zmierzał w kierunku klatki piersiowej mężczyzny. Dosłownie w ostatnim momencie dobiegł do niego drugi policjant. Dość mocno i celnie, kolanem kopnął w plecy chłopaka, na co ten wydał z siebie nieprzyjemny jęk. Wypuścił nóż z dłoni i przymknął powieki, starając się opanować uczucie bólu, rozchodzące się po jego kręgosłupie.
Broń upadła z cienkim dźwiękiem, odbijając się kilka razy od betonu. Policjant założył jego ręce na plecy, o mało ich nie wykręcając. Spiął brutalnie jego dłonie, za pomocą metalowych kajdanek. Na koniec uderzył ociężale butem w tył jego głowy, przez co odbił się o twarde podłoże nosem. Chłopak po raz kolejny wydał z siebie żałosny jęk.
Policjant wyciągnął czarną kostkę, przymocowaną do jego pasa. Po przyciśnięciu jednego przycisku rozbiegł się dźwięk jakby łamania tysiąca dłuższych wykałaczek. Po kilku sekundach słychać było jedynie okrzyk bólu, który odbił się echem. Chłopak opadł bezwładnie na beton, ciężko oddychając.
Coś ukłuło ją w serce. Mimo wszystko nawet po tylu latach pracy na wydziale kryminalistycznym, wciąż była wrażliwa na punkcie przemocy. Po kilku sekundach policjant szarpnął chłopaka za włosy, podnosząc go do góry. Kristian splunął na bok, przez co na betonie ukazał się biała plama z czerwonymi akcentami. Podciągnął go do góry stawiając na nogach. Chwiejnym krokiem z towarzyszącymi wrzaskami, wyprowadzili go ze spacerniaka.
Gdy tylko mijał pochylony framugę drzwi, zdołał rzucić ostatnie spojrzenie w kierunku Mary. Spojrzenie pełne pogardy. Dwa czarne węgielki, które w jednym momencie równocześnie zaświeciły, a ich blask był piękny niczym gwiazdy.
Odwróciła się zmieszana, w kierunku Alice, która siedziała po drugiej stronie stołu, grając w szachy z jedną z bliźniaczek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top