Rozdział 9

-Stać! Ani kroku dalej! - rozległ się głośny krzyk. Po chwili dwie ogromne lampy ustawione po bokach muru ochronnego, oślepiły ich, kierując na nich swój promień światła. Odruchowo podnieśli ręce wysoko w górę w geście poddania. Zanim zdążyła to zrobić, ukryła broń w spodniach. Nie była to dobra kryjówka. Stres spowodował, iż postąpiła pochopnie.

-Na kolana! - wrzasnął jeden ze strażników, podchodząc do więźniów. Spojrzała na Kristiana. Bez wahania wykonał polecenie. Postąpiła tak samo.

Celując w nich pistoletem, zbliżył się pierwsze do dziewczyny. Jedną ręką, gdyż drugą cały czas trzymał przytknięty pistolet do jej skroni, obmacał jej koszulę. Trzymała dłonie za głową, starając się opanować strach. Miała ochotę odtrącić jego ręce, jednakże wiedziała, że nie będzie to dobrym posunięciem.

-Czysta. - rzekł do drugiego policjanta, stojącego naprzeciwko nich. Ten podszedł do Kristiana. Chłopak obserwował jego poczynania. Gdy strażnik schylił się, by przeszukać klatkę piersiową Kostova, ten gwałtownie zamachnął się łokciem, po czym ugodził go w brzuch. Policjant mocno skulił się, wstrząśnięty chwilowym bólem.

-W nogi! - wykrzyknął Kristian, będąc już kilka ładnych metrów od dziewczyny. Niewiele myśląc, puściła się biegiem. Usłyszała za sobą krzyki. Kilka strzałów. Na szczęście niecelnych. Biegła co sił w nogach. Przed oczami miała jedynie ciemną sylwetkę Kristiana, którego z powodzeniem udało jej się nie stracić z oczu.

Biegli poprzez całe więzienie. Chłopak skręcał różnymi uliczkami, starając się zgubić policjantów. Czasami trafiali na ślepy zaułek. Kristian jednak zdawał się znać każdy zakamarek kompleksu. Podczas gdy natykali się na jedne zamknięte drzwi, on potrafił znaleźć inne, które akurat ustąpiły. Nie zadawała pytań. Po prostu biegła, całkowicie ufając swojemu "partnerowi". W końcu nie miała innego wyboru, a zapuszczenie się w nieznane korytarze samemu, było samobójstwem.

Skręcili zaraz za drzwiami do stołówki. Biegli wciąż. Czuła jak jej oddech ostro wbija się w płuca. Nie przejmowała się tym. Wciąż wzrokiem śledziła chłopaka, którego pomarańczowa bluza trzepotała w powietrzu. Jej nogi zaczęły się plątać. Podczas gdy on gładko poruszał się do przodu, przeskakując przez każdy stół, ona musiała je omijać, nie mając siły na zebranie się do skoku.

Zakręcił po raz ostatni i wparował do celi. Jej celi. Wpuścił ją dosłownie w ostatniej sekundzie, po czym zatrzasnął drzwi.

-Ty na łóżko, ja pod. - rozkazał. Przez chwilę stała zdezorientowana. Czas jednak nie ubłagalnie płynął, nie działając na ich korzyść. Policjanci zbliżali się, a światło latarek wpadające poprzez małą szybkę w drzwiach celi, ją w tym uświadamiało.

Widząc jak chłopak zgrabnie wślizguje się pod łóżko, ona wskoczyła na materac, i szczelnie okryła się kołdrą. Udała, że śpi. Wyjęła wcześniej schowaną broń ze spodni i wcisnęła ją pod materac. Po kilku sekundach z maleńkiego okienka w drzwiach, po jej oczach ktoś poświecił latarką. Wciąż twardo udawała, że śpi. Nie było to łatwe.

Odeszli. Nie otwarli celi. Słyszała jak coś do siebie mówią. Jak wymieniają uwagi i jak sprawdzają jeszcze kilka cel.

Poczekali. Kilka minut. Potem dziesięć minut. Wszystko się uspokoiło. Kristian wyglądnął spod łóżka.

-Poszli. - szepnęła, widząc jak rozgląda się po pokoju.

-Masz broń ? - spytał, otrzepując ubranie z brudu.

-Tak. - odpowiedziała szybko, spoglądając za szybkę drzwi.

-Trzymaj ją. Oddasz mi ją jutro, w nocy. Tylko tym razem przyjdź. - syknął nieprzyjemnie.

-Jakim cudem udaje ci się tak swobodnie poruszać po całym więzieniu? - zapytała ciekawa, gdy chłopak już chciał wychodzić z jej celi.

-Siedzę tu dłużej niż ty. - sapnął, wyglądając przez szybkę z uwagą.

-Pół roku. To nie jest dużo. - podniosła się z łóżka. Zwrócił swoje ciemne oczy na nią. Zaświeciły groźnie w świetle księżyca. Zauważyła krótki błysk. Nóż zalśnił w jego dłoni. Obrócił nim jak długopisem.

-Dla mnie wystarczająco, by nauczyć się paru sztuczek. - lustrował ją spojrzeniem. Zauważył, że jej ręka mimowolnie drgnęła.

-Jak? - pozbierała resztki odwagi, robiąc mały krok w przód. Cela była mała. Znajdowali się w odległości mniej więcej metra. Co nie koniecznie było na jej korzyść.

-Normalnie. Żeby przetrwać tutaj musisz być twardy, maleńka.

-Maleńka? - warknęła nieprzyjemnie, starając się opanować drobną złość kreującą się w jej wnętrzu.

-Nie umiesz przystosować się do tutejszego klimatu. Minęły już prawie trzy tygodnie, a ty nie potrafisz nawet ukraść pistoletu bez żadnej pomocy. W pierwszym miesiącu zdążyłem posłać do szpitala trzech strażników. Dodatkowo zyskałem przydomek, dostałem się do najniebezpieczniejszego gangu i wszyscy trzepią portkami przede mną. A ty? Popisz się. Co zrobiłaś? - skrzyżował ręce, opierając się o przeciwległą ścianę. Milczała. Miał rację.

-Dokładnie. Nic. Nie zrobiłaś nic. Nikt nie wie kim jesteś. Nikt nie zwraca na ciebie uwagi. A gdy pojawisz się w jakimś towarzystwie, jesteś tylko bezwładnym manekinem, czekającym na rozkazy. Pomyśl. Gdybyś była twarda, słuchałabyś mnie? - jego czarne oczy znów zalśniły. Nóż w jego dłoni zatrzymał się ostrzem skierowanym ku niej. Drgnęła. Nie wiedziała czy to zauważył. Miała cichą nadzieję, że nie.

-Skąd wiesz, że nie jestem? Może po prostu wolę zaskarbić sobie twoje zaufanie. Może chciałam wykorzystać to zaufanie do własnych celów. - rzekła spokojnie, starając się ukazać jakąkolwiek pewność siebie.

-Niby jakich? - zadrwił.

-Zdobycia informacji. - ściągnął brwi.

-Ciekawe jakich?

-A co cię to interesuje. - warknęła, stąpając krok do przodu. Pożałowała. Nóż wraz z jego dłonią gwałtownie wystrzelił w jej kierunku. Ostrze zatrzymało się tuż przy jej gardle. Nawet na nią nie spojrzał.

-Widzisz. Trzęsiesz się. Nie sprzeciwisz się mi. Mam cię owiniętą wokół palca. Zrobisz co ci każę. Nawet jeżeli to będzie rozebranie się do naga i zabawa w pościeli. - jego wargi wykręcił się w obleśnym uśmiechu. - Dopóki się nie zmienisz i nie staniesz się tak twardą jak każdy tutaj, to dostaniesz klaustrofobii i zwariujesz. Zaczniesz się bać wszystkich i wszystkiego. Zaczniesz mieć halucynacje. A co ważniejsze będziesz bała się wyjść z celi. W zamknięciu człowiek pozostawiony jest samemu sobie. Sam z myślami. Po pewnym czasie myśli zaczynają być czarne. Rozumiesz o czym mówię. Zmienisz się. Ale nie na taką jaką chcesz. Nie będziesz się mogła niczemu postawić, a jedyne na co będzie cię stać to płacz bezsilności.

Jego oczy po raz ostatni zalśniły w ciemności. Poczuła dziwne zimno i zarazem gorąc ogarniający jej ciało. Zapadłą cisza, a dziwnego rodzaju strach ogarnął jej umysł.

-Widzisz? Właśnie. Koniec rozmowy. Śpij dobrze. - prychnął na odchodne, po czym opuścił jej cele.

Przez chwilę stała wpatrzona w drzwi, za którymi zniknął. Myślała. Czy naprawdę dałam mu się omotać, przemknęło jej przez umysł. Czy naprawdę jestem tylko na jego skinienie? Faktycznie. Nie mogę się sprzeciwiać. Ale to z powodu broni, którą posiada. Teraz ja również posiadam broń. I to o wiele groźniejszą.

Wygrzebała pistolet spod materaca i zaczęła nim obracać w dłoni.

Nie jest teraz bezpieczny. Ale czy jestem na tyle silna by wystrzelić kolejny nabój? By ugodzić kolejną osobę. By zranić... Nie. Nie mogę. Nie mogę postąpić tak jak z NIM. ON mnie zdradził. Spowodował, iż moje serce rozpadło się na miliony kawałków. Staram się te kawałki pozbierać, ale to miejsce... To miejsce mi na to nie pozwala. Za dużo tu mężczyzn. Mężczyzn, który mi o NIM przypominają. A on? Kostov? Wykorzystał moje załamanie. Odgadł, że jestem w rozsypce. Wykorzystał to. Nie jestem w stanie już zranić. Nikogo. Jedynie samą siebie.

Usiadła na łóżku. Otuliła się kołdrą. Myśli zaczęły ją pochłaniać. Te czarne myśli, o których wspominał. Nie zasnęła. Nie mogła...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top