9. Małpa
Nic więcej już nie przeszkodziło wam w wypłynięciu na otwarte morze. "Ciekawe, ile czasu minie nim załoga Nicolsona odkryje co się stało." pomyślałaś "Jeszcze godzina? Dwie?"
- Wiesz co - zaczął Jack nie odrywając się od steru - spodobała mi się twoją gra.
- Mówisz? - podeszłaś bliżej - Byłam pewna, że przez chwilę obleciał Cię strach.
- Nie prawda - zaprzeczył - To były jedynie wątpliwości, czy na pewno wiesz w co się wpakowałaś.
- A ty za to wiedziałeś?
Spojrzał na Ciebie jakby nie wiedział o co Ci chodzi.
- Gdybym sama czegoś nie wymyśliła to siedziałabym teraz na tej wyspie, a ty cały zadowolony płynął byś tym statkiem na Tortugę, albo jeszcze gdzieś. - żaliłaś się - Czy ty w ogóle wiesz co oni mi by zrobili?
- Nawet nie chciałem o tym myśleć. - mruknął
- Jack!
- Wtedy bym coś wymyślił. Mogę Cię zapewnić, że bym Cię tam nie zostawił. - poprawił się
- A Perła?
- Ją też bym zabrał, w końcu na czym byśmy wrócili?
- Rozumiem, że statek jest dla Ciebie bardzo ważny - uśmiechnęłaś się sarkastycznie.
Jack puścił ster i odwrócił się do Ciebie.
- Zrozum kwiatuszku, że ten statek wiele przeżył. Ja również wiele przeżyłem, i mnie Twoje odważne gadki nie bałamucą...
- Nie mów do mnie kwiatuszku... - warknęłaś
Wcześniej rozbudzona złość powróciła. Byłaś wściekła na Sparrow'a za to, że mimo zapewnień oddał Ciebie Nicolson'owi. Miałaś ochotę wykrzyczeć mu wszystko co by ślina na język przyniosła, ale... Waszą uwagę przykuł hałas pod pokładem. Przerwaliście i z ciekawością szukaliście przyczyny. Stałaś w miejscu i nie odważyłaś się ruszyć. Przez wyobraźnię przelatywały Ci najgorsze scenariusze. Za to Jack powoli podszedł do miejsca z pod którego dochodził stukot. Po czym zszedł pod pokład zostawiając Cię samą. Długo nie wracał (pewnie jakąś minutę, ale Tobie zdawało się, że trwało to wieki). Cicho zeszłaś po drewnianych schodach. Byłaś pewna, że zastaniesz tam, coś okropnego, ale to co zobaczyłaś najpierw Cię zdziwiło, po czym wybuchnęłaś śmiechem.
Jack stał z szablą w dłoni, w postawie gotowej do ataku. Mierzył w stronę małej, szarej małpki. Siedziała na jednej z belek i patrzyła zaskoczona na pirata, zupełnie jakby to on wprosił się na jej łajbę.
- Nie ufam temu zwierzęciu. - oświadczył Jack, prostując się
- Daj spokój, to tylko małpka. - podeszłaś bliżej, i mimo zakazów Jack'a pogłaskałaś zwierzę.
Ono oplotło się wokół twojej dłoni i jakby uśmiechnęło się. Wzięłaś je na ręce i przytuliłaś.
- [T.I.] jeśli nie pozbędziesz się tego...
- Jak ją nazwiemy? - zapytałaś nie zwracając uwagi na groźby.
- Mam uprzedzenie do małp...
- Myślę, że Jeny. Pasuje do niej.
- Małpy są wredne...
- No chyba, że to chłopiec, to wtedy...
- [T.I], czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Wybacz Jack, ale nie rozumiem jak można mieć uprzedzenie do takich mądrych i ślicznych stworzonek.
- Oboje nie grzeszycie urodą. - mruknął
Prychnęłaś i z małpką na ramieniu zaczęłaś się rozglądać po pomieszczeniu. Widać było, że poprzedni właściciele nie próżnowali. Dookoła leżało wiele pustych butelek i czegoś co przypominało drewniane miski.
- Nie mam zamiaru tego oglądać. - Jack odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Chciałaś odłożyć małpkę na belkę, ale ona za nic nie chciała się odlepić od Twojego ramienia. Westchnęłaś tylko i zabrałaś się za ogarnięcie tego bałaganu.
Nie licząc przedmiotów walających się po ziemi, które uprzątnęłaś w jeden kąt, nie było tego dużo. Za to w głębi pokoju znalazłaś kilka skrzyń. W jednej z nich było mnóstwo chleba. "Ciekawe co oni tu robili... Chociaż nie chcę wiedzieć" pomyślałaś i zajrzałaś do kolejnego kufra. Było tam mnóstwo butelek, pełnych alkoholu. Nie znałaś się na jego gatunkach, ale domyśliłaś się, że jest to rum. Najchętniej wyrzuciłabyś to wszystko za burtę, ale po pierwsze było to okropnie ciężkie, a po drugie Jack by Ci tego nie wybaczył.
Zamknęłaś obie skrzynie i ruszyłaś na górę razem ze swoim nowym zwierzakiem. W tym czasie Jack spuścił żagle, dzięki czemu statek mknął, pchany przez wschodni wiatr. Byliście już co najmniej 3 kilometry od Crowdeth, jak nie więcej.
- Jaki teraz obrałeś kurs?
- Port Thomas. - orzekł Sparrow - Muszę Cię odstawić, zanim narobisz jeszcze więcej zamieszania.
Małpka wskoczyła na ster i złapała jeden z drążków, który trzymał Jack. Mężczyzna wzdrygnął się i chętnie strzepnąłby zwierzę, ale mu na to nie pozwoliłaś.
- Uważaj na Jeny, bo spadnie.
- Jeny?
- Bardzo do niej pasuje to imię.
- To niech mi pomoże, i zwinie żagle.
- Sam będziesz musiał to zrobić. - powiedziałaś biorąc małpę na ręce.
- To może ty byś mi łaskawie pomogła.
Odłożyłaś podopieczną na ziemię i zabraliście się do pracy.
Przez kolejną godzinę zwijaliście żagle. Trwałoby to krócej, ale próba komunikacji pirackim żargonem zakończyła się niepowodzeniem. Przez większość czasu Jack tłumaczył Ci jak poszczególne rzeczy się nazywają. Gdy wreszcie skończyliście, byliście ledwo żywi, a przynajmniej Ty.
- Chodźmy spać.
- Jest 4 nad ranem, słońce już wschodzi...
- A ja jestem śpiąca.
- Zaprowadzę Cię do sypialni. - pirat wziął Cię za rękę.
- Tylko sobie za wiele nie wyobrażaj...
Gdybyście szukały o jaką małpkę mi chodziło to jest to Kapucynka Oliwkowa - No przecież jest słodka 🌟🌟
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top