13. Naczynia

Trzymałaś w drżących rękach tacę z trunkiem i  wręcz bałaś się podejść. Lecz gdy któryś z mężczyzn uniósł rękę (sygnalizując, że nic już nie ma w kuflu) natychmiast podchodziłaś, nalewałaś piwa, po czym jeszcze szybciej się cofałaś.

- Widzę, że dobrze się tu bawicie. - stwierdził Jack.

- Bywałem w lepszych knajpach. - powiedział Joe.

- Za to obsługa jest o wiele lepsza - pirat siedzący po prawej stronie Joe, wyszczerzył do Ciebie zęby.

Uśmiechnęłaś się sztucznie i dolałaś mu piwa.

- Jack - zaczął posępnie Joe - Jesteś dla mnie jak przyjaciel, ale ja wciąż Cię nienawidzę. Jednak czasami się przydajesz...

- No ba. Ja zawsze się przydaję. Wystarczą mi jedynie odpowiednie środki.

- Tylko się nie rozgaduj. Oddaj mi co moje i po sprawie.

- I tu się zaczyna moja historia. - Jack oparł łokcie o stół i otwartą dłonią wskazał na Joe - Kiedy Ty się bawiłeś, ja szukałem tej świecącej ozdóbki. Nie mam pojęcia dlaczego jest taka ważna i cenna...

- Widać jesteś ignorantem w dziedzinie biżuterii - przerwał mu pirat siedzący po prawej stronie, a kilka pojedynczych głosów mu odpowiedziało.

- Riri, bierz przykład z Don'a i się nie odzywaj. - Jack spojrzał na milczącego pirata siedzącego po lewej stronie kapitana.

Również na niego zerknęłaś i wasze oczy się spotkały. Natychmiast opuściłaś głowę.

- Kontynuuj - ponaglał Joe.

- Więc wypłynąłem z portu, którego nazwy nie pamiętam. Wziąłem stamtąd służkę, która okazała się tańsza niż worek piasku, no to ją oddałem.

- Tą część historii znam, ale wciąż uważam, że mimo wszystko 100 talarów to wcale nie tak mało...

- Tak mówi tylko ktoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, a Tobie zdaje się, że to nie grozi.

Joe uśmiechnął się półgębkiem.

- Takie to zabawne? - żachnął się Jack

- Mów dalej.

- Teraz to mnie uraziłeś - Sparrow skrzyżował ręce.

- Nie zachowuj się jak baba. - Riri machnął ręką w jego stronę.

- Właśnie, a co ona tu robi? To zbyt poufne informacje, aby słuchała ich jakaś kelnerka.

Jack zwrócił na Ciebie powszechną uwagę. Speszyłaś się i zasłaniając twarz skierowałaś się do wyjścia. Gdy wychodziłaś, usłyszałaś jeszcze jak Joe ponownie prosi Sparrow'a, aby kontynuował, a tamten odpowiada "Zaraz, zaraz... Po kolei." Zamknęłaś drzwi. W kuchni panował ten sam tłok co wcześniej. Przecisnęłaś się między kobietami i poszłaś tam, gdzie zostawiłaś Jeny. O dziwo siedziała na tym samym miejscu. Gdy Cię zobaczyła krzyknęła głośno i wyciągnęła do Ciebie rączki. "Czy ona jest tresowana?" zapytałaś siebie, biorąc ją na ramię "I że jej nikt nie przegonił."

- Nastka, na zmywak! - krzyknęła kobieta do stojącej niedaleko dziewczyny.

- Nie mogę robić trzech rzeczy na raz!

- Ja się zgłaszam – zawołałaś

Dostrzegłaś okazję by „legalnie" opuścić to miejsce.

- Dzięki – Nastka podała Ci kosz pełen talerzy – za budynkiem są beczki z wodą.

Wyszłaś tylnymi drzwiami (wreszcie otwartymi) i ruszyłaś w stronę kilkunastu równo poustawianych beczułek. Skrzywiłaś się na widok brudnego zaplecza, ale zakasałaś rękawy i zabrałaś się do zmywania. Małpa zeszła z Twojego ramienia i rozglądała się dookoła. W tym czasie zaczęłaś się zastanawiać, dlaczego Jack przeprowadza transakcję z Joe, no i przede wszystkim jak zamierza to zrobić? Przecież to Ty miałaś diamentową jaszczurkę. Na pewno możesz stwierdzić, że kapitan gra na czas, może nawet na bieżąco wymyśla najwiarygodniejszą wersję? Najgorsze było to, że nic o tej sprawie nie wiedziałaś, przez co nijak nie mogłaś pomóc... Z resztą może to i lepiej?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top