8. Statek
Stanęliście na drugim brzegu wyspy, który był porośnięty rozległymi, niskimi, ale gęstymi krzewami. Na nadbrzeżu zacumowany był wielki statek o czarnych żaglach. Przez chwilę stałaś osłupiała. Wyobrażałaś go sobie inaczej, ale w rzeczywistości wyglądał o niebo lepiej. Nie pozwolono Ci się nim długo zachwycać, bo pazerny kapitan Cię poganiał.
- Więc gdzie jest skarb? - zapytał zniecierpliwiony elegant
- Spokojnie, najpierw trzeba ustawić się w odpowiednie miejsce. Według legendy marynarz czekał na statku, 300 metrów od brzegu, na to aby zobaczyć swoją ukochaną, która miała podwoić jego skarb.
- 300 metrów?
- Ponieważ co godzinę odpływał 100 metrów - dopowiedziałaś szybko.
- Skąd znasz tą historię? - dopytywał się Nicolson
- Opowiedział jej taki pirat, Back. Dziwny, ale przyjazny staruszek. - uprzedził Twoją odpowiedź Jack.
- Dokładnie rzecz biorąc, nazywał się Bucky Norman - podłapałaś kłamstwo - Spotkałam go na Tortudze, opowiadał wiele legend...
Gdy kątem oka spojrzałaś na Sparrow'a, który dawał Ci znak, żebyś już nic więcej nie mówiła, zakończyłaś słowami "Ale mniejsza o to".
- Mam rozumieć, że i my musimy wleźć na pokład. - wtrącił Niki
Kiwnęłaś głową.
- Widzisz Jack, jednak twoja łajba jeszcze się na coś przyda.
- Tylko nie łajba. - burknął Jack.
Niki machnął ręką i z pomiędzy najbliżej rosnących krzewów, wyciągnął małą drewnianą łódeczkę.
"No. Jak widać są przygotowani na wiele" pomyślałaś.
Gdy do wiosłowaliście (dzięki Jack'owi) do okrętu, zaczęliście się wdrapywać po siatce grubych lin, zwisających na kadłubie. Wreszcie stanęliście na pokładzie. Nicolson nie pozwolił Jack'owi ruszyć steru. Sam odpłynął Czarną Perłą równe 300 metrów od brzegu.
Kiedy Niki był zajęty Jack podszedł do Ciebie i szepnął.
- Lepiej to skończ, bo zacznie się sypać.
- Czy to skończę, zależy tylko od Ciebie - odpowiedziałaś z delikatnym uśmiechem.
Odwróciłaś się do Nicolsona
- Która godzina?
- Być może druga, albo trzecia nad ranem.
- Jeszcze godzina i będziemy w idealnej pozycji - udałaś podekscytowaną.
I na 10 minut wszyscy zamilkli. Ze wschodu zerwał się silny wiatr, który poruszał gęstym lasem, do tego stopnia, że przypominał szum wzburzonego oceanu. Tymczasem woda której dryfowaliście była uśpiona, a gdy przyjrzałaś się granatowej wodzie, zobaczyłaś, że coś się w niej porusza. Ryby? Meduzy? Wtem usłyszałaś westchnięcie. To Nicolson zaczynał się nudzić. Jak małe dziecko, które zbyt długo czeka, aż ciasteczka wystygną i będzie można je zjeść. Ale to porównanie było tylko przenośnią. Niki był groźny, zaraz straci cierpliwość i wiarę w koloryzowaną legendę. I co wtedy? Jack'a zabije, a Ciebie... Może trochę później. Ciarki przeszły Ci po plecach. Jeśli Sparrow teraz nie zareaguje możecie się już pożegnać z życiem.
- Jak skończyła się ta legenda? - zapytał Niki
Nie odpowiadałaś, po prostu gapiłaś się w przestrzeń.
- Skończyła się tak, że kapitan wyskoczył ze swoich pięknych butów, a prawdziwy kapitan zajął miejsce za sterem. - usłyszałaś
Obróciłaś się. Zobaczyłaś Jack'a, który przykłada swój kordelas do karku Nicolsona. Ta scena trwała zaledwie parę sekund. Niki, ze zwinnością geparda, poderwał się na nogi i sam sięgnął po szablę. Odsunęłaś się najdalej jak mogłaś, bo w końcu o walce nie miałaś bladego pojęcia. Złapałaś za pierwszą-lepszą rzecz jaką miałaś pod ręką, aby na wszelki wypadek mieć się czym bronić. Był to kawał nieheblowanej deski, którą z trudem utrzymywałaś w obu rękach. Sparrow odpychał ciosy przeciwnika, który wpadł w furię najpewniej przez to, że dał się tak głupio oszukać. Chciałaś podnieść belkę, ale nie byłaś przygotowana na jej ciężar. Puściłaś ją. Uderzając o pokład wydała głuchy trzask. Jack spojrzał w twoją stronę zdezorientowany. W tej chwili Nicolson wytrącił mu szpadę z dłoni i skierował ostrze na jego szyję.
- Pożałujesz dnia w którym mnie spotkałeś, Jack... - warknął
- Od początku żałowałem, na świecie jest tyle ciekawszych ludzi...
- Milcz! - wrzasnął.
Postanowiłaś interweniować. Podniosłaś deskę do pionu, i cichcem zakradłaś się do Nicolsona.
- Uwierz mi, że jesteś jedyną osobą, której tak nienawidzę... Tak jak tą... - Niki odwrócił się do Ciebie.
Jednym uderzeniem powaliłaś go na ziemię. Po czym ponownie upuściłaś ciężki kawał drewna.
- Wstanie? - zapytałaś zaniepokojona, patrząc na nieruchome ciało.
- Będzie miał z tym pewien kłopot, ale raczej tak.
Znaleźliście kolejną, tym razem lżejszą deskę, po czym przywiązaliście do niej Nicolsona i wyrzuciliście za burtę. Belka pełniła rolę koła ratunkowego, dzięki czemu z czystym sumieniem mogliście go zostawić.
- Chciwy dwa razy traci...
Spojrzałaś na niego wymownie.
- Więc mam już swój statek - zawołał szczęśliwy i podbiegł do steru.
"Teraz jest czas, aby to i owo wyjaśnić" pomyślałaś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top