10. Rum

Otworzyłaś oczy. W pomieszczeniu panował półmrok. Przeciągnęłaś się po czym wstałaś z lozka/hammaka. Gdy rozsunęłaś zasłony, przez małe okienko wpadły jaskrawe promienie słońca, które oślepiły twoje oczy. Pamiętasz, że kiedy kilka godzin temu weszłaś do tej kajuty, padłaś na lozko/hammak i przwie od razu zasnęłaś.

Kiedy otrząsnęłaś się z senności usłyszałaś czyjś śpiew. Czyżby ktoś jeszcze był na okręcie? Szybkim krokiem ruszyłaś w stronę schodów. Gdy wyszłaś na zewnątrz z początku nie dotarło do Ciebie co tutaj się dzieje, po czym wrzasnęłaś z przerażenia. Na środku pokładu ułożona była sterta małych deseczek, które płonęły żywym ogniem. Natychmiast oprzytomniałaś i zadeptałaś ognisko. Na barierce usiadła Jeny i przypatrywała się Twojemu zabiegowi.

- Jack! - krzyknęłaś, ale w odpowiedzi usłyszałaś tylko sprośną i głupkowatą pioseneczkę.

Głos dochodził z przodu statku. Ruszyłaś w tamtą stronę, lecz omal nie upadłaś potykając się o kilka pustych butelek.

- Jack! - tym razem wściekłaś się nie na żarty.

Zobaczyłaś jak mężczyzna stoi na dziobie statku, jedną ręką trzymając jakąś luźną linę, idącą od masztu, a w drugiej prawie pustą butelkę.

- Kapitanie - powiedziałaś łagodnie, licząc, że Cię posłucha - Przywołuję Cię do porządku. Zejdź stamtąd.

Jack odwrócił się i zawołał:

- Witaj kwiatuszku, to cudownie, że wstałaś! Mamy dziś dzień jakich mało, zechcesz mi potowarzyszyć?

- Jesteśmy na siebie skazani... - stwierdziłaś podchodząc bliżej

- Cóż, mówisz tak jakby to cuś złego było. Zacieśnijmy naszą znajomość. - wydął wargi, lecz jedynie pociągną kolejny łyk z butelki.

- Złaź stamtąd, bo spadniesz! - powiedziałaś ostrzej

- Spokojnie kwiatuszku, nic mi się nie stanie.

W tej chwili Jack się zachwiał, i runąłby do wody, ale złapałaś go za koszulę i pociągnęłaś do siebie. Byłaś pewna, że napotkasz jakiś opór, więc użyłaś całej swojej siły, przez co Sparrow, zupełnie bezwiednie upadł na Ciebie.

- Jack, wstawaj - chciałaś, aby to zabrzmiało poważnie, ale ta sytuacja, Cię po prostu rozbawiła.

- O nie, nazwałaś mnie 'Kapitanie'. Takiej okazji nie przepuszczę.

Chciałaś go z siebie zrzucić. Przewróciłaś się na prawy bok, ale Jack przytrzymał Cię w talii i obrócił się na plecy. Teraz Ty leżałaś na piracie, który uśmiechał się do Ciebie dziecinnie.

- Jack, przyznaj się ile wypiłeś? - zapytałaś próbując powstrzymać się od śmiechu

- Nie wiele... Troszkę...

- Wiedziałam, że prędzej czy później dorwiesz się do kufra. - westchnęłaś

- Kufra? Wypiłem z mojej prywatnej kolekcji... Jest tu jakiś...

- Zapomnij! - przerwałaś - Po 'niewielu' butelkach rozpalasz ognisko na środku okrętu, i śpiewasz zboczone piosenki.

- Jakie zboczone? - usiadł przytrzymując Cię na kolanach - To bardzo ładne pieśni o kobiecych wypukłościach.

- Właśnie o tym mówię. - próbowałaś wstać, ale Jack Ci na to nie pozwalał - Puść mnie.

- Nazwałaś mnie kapitanem.

- Przejęzyczyłam się - wywróciłaś oczami.

- Jesteś seksowna.

- A ty pijany.

- A wieeesz dlaczego?

- Nie, i wcale nie chcę wiedzieć.

Wtem Jack sięgnął do górnej części twojej sukienki, po czym rozpiął pierwszy guzik. Odsunęłaś się.

- Jack, powtarzam jesteś pijany, więc pójdziesz do łóżka.

- A Ty ze mną? - zapytał z nadzieją w głosie

- Wstawaj! - zawołałaś, próbując ukryć rumieńce.

Pirat położył się, przewrócił się na bok i po czym z pozycji raczkującego dziecka stanął na chwiejne nogi. Wtem przed wami pojawiła się Jeny, i wrzasnęła głośno, jakby chciała coś powiedzieć.

- Precz poczwaro - zawołał bojowo Jack i wyciągnął kordelas ostrzem do góry.

- Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę.

- Nie mów mi co mam robić! - machnął nożem.

Nagle zachwiał się.

- Przecież ty się ledwo na nogach trzymasz.

- Grawitacja?

- O nie mój drogi, dzięki niej powinieneś twardo stąpać po ziemi.

Jack złapał Cię za biodro i przyciągnął blisko siebie.

- Wiesz co jeszcze jest twarde?

- Jack! - ponownie się zaczerwieniłaś.

- Moja szpada. - i jednym ruchem ostrza, rozciął górną część Twojej sukienki

Wszystkie szklane guziki potoczyły się po podłodze.

- Przegiąłeś! - krzyknęłaś zasłaniając się klasycznym gestem.

- Natychmiast marsz do kajuty!

-Z Tobą?

- Bez!

- Ale ja nie chcę spać - protestował.

W akcie desperacji, wyrwałaś Jack'owi broń i skierowałaś w jego stronę. Wyglądałaś iście władczo, gdyby nie to, że wciąż trzymałaś porwaną bluzkę.

- Idź! - rozkazałaś

Sparrow chciał coś jeszcze dodać, lecz odwrócił się i mrucząc coś pod nosem, chwiejnym krokiem zszedł pod pokład.

- Widzisz Jeny, co ja z nim mam... - zwróciłaś się do małpy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top