13. Casino de la Lune

- Państwo może mnie nie zrozumieją, ale ja uważam, że to małe miasteczko zasługuje na więcej. Może z czasem rozbuduje się i rozsławi, jako wyspa z największym kasynem na świecie! Bo proszę mi wierzyć, lub nie, ale Casino de la Lune naprawdę robi wrażenie. - opowiadała Caroline, prowadząc was przez wąskie uliczki.

Szczerze mówiąc żadne z was nie przywiązywało szczególnej uwagi do tego co mówiła. Ty rozglądałaś się wokół, a Don szedł obok, zmyślony. Oglądałaś wystawy i z niemałym zachwytem podziwiałaś ręcznie robione dywany, suknie, koce, i kolorowe materiały.

- A oto jest stoisko Alana - powiedziała przewodniczka zatrzymując się przy chyba największym stoisku z biżuterią na tym targu.

Alan okazał się jeszcze starszym mężczyzną z gładko ogoloną głową i długą do piersi siwą brodą. Miał na sobie bardzo elegancki, granatowy garnitur, co świadczyło o tym, że nieźle mu się powodzi. Patrząc na jego stoisko pełne cekinów, brylantów i  diamentów, można było dostać oczopląsu. 

- Alan! Przysyła nas Douglas i przekazujemy Ci od niego pozdrowienia.

- Merci, mais sont-ils des voleurs? - burknął jakby żartobliwym tonem.

- Nie, nie! - zaprzeczyła zerkając na was z lekkim zaniepokojeniem - To hrabia z małżonką. Przypłynęli tu w szalupie, bo ich okręt zatonął. Hrabia szuka jakiejś biżuterii. - i zaraz dodała trochę ciszej - Ils sont riches.

- Skoro tak, zawsze coś się znajdzie. - powiedział zadowolony sprzedawca, ale z jeszcze mniej zrozumiałym akcentem - Mam dużo rzeczy. Naszyjniki z pereł, pierścienie z brylantami i wiele innych. A to, to absolutna nowość, prosto z Afryki.

Alan wyciągnął malutką skrzynkę w której znajdowały się pierścienie i wisiorki. Wyciągnęłaś jeden z pierścieni i jeden wisiorek. Pierścień miał wtopiony, bardzo dokładnie oszlifowany ciemno-fioletowy kamień. Srebrna obrączka była wygrawerowana we wzory czaszek i piór. Za to naszyjnik był z prawdziwego rzemyka. Na jednym z jego końców wisiała okrągła czaszka, zrobiona chyba z miedzi, której oczy były dwoma czerwonymi, drobinkami rubinu.

- To jest zaklęta biżuteria - powiedział Alan tonem mającym na celu dodać trochę powagi i grozy - Nazwano ją biżuterią Voodoo. Podobno jeśli założysz jedną z tych rzeczy drugiej osobie, mając jedną z nich, będziesz mógł sterować jej ciałem.

- Sterować? - zainteresował się Don.

- Tak mówią. Mógłbyś ją zmusić do wszystkiego.

- Przydałoby mi się coś takiego na mojego mari. - uśmiechnęła się Caroline.

- Nie, dziękujemy - delikatnie odłożyłaś ozdoby do pudełka.

- Wezmę cokolwiek Dorothy sobie za zażyczy. - powiedział Don, szturchając Cię znacząco.

- Skoro tak, to wezmę tamten naszyjnik. ten z górnej półki, tak ten.

Dostałaś do ręki srebrny łańcuszek z jednym białym diamentem na samym środku.

- To będzie 95 pensów - uśmiechnął się sprzedawca, myśląc, że robi dobry interes.

Sytuacja znów się powtórzyła. Mężczyzna nie chciał przyjąć srebrnego talara, lecz gdy Don wcisnął mu go do ręki, polecił mu się na przyszłość i odesłał was do swojego kolegi. 

- Nie ma już na to czasu - pośpieszała was Caroline - Za kilka minut otwierają kasyno, będziecie tam mogli zjeść co nie co, wypić, a nawet zagrać! Sama rzadko tam bywam, bo ceny są wygórowane, ale dla was ceny nie grają roli!

Zafascynowana kobieta szła przed wami, a wy nawet już nie zwracając uwagi na jej trajkotanie, rozmawialiście między sobą.

- I co teraz? - zapytałaś - Ta kobieta ciągnie nas do kasyna. Nie przypłynęłam rozwalić tu pieniędzy i to jedynych jakie mamy!

- Ufasz swojemu szczęściu? - zapytał nieoczekiwanie.

- Um...Nigdy nie powierzam mu mojego losu.

- Więc tym razem będziesz musiała. Jeśli dziś faktycznie zagramy i uda nam się trochę uzbierać, to bez żadnego "ale" kupimy okręt i wrócimy do Port Thomas.

- A co z Alexandrem? 

Don zamyślił się.

- Wiem, że to dla Ciebie ciężkie, ale będziesz musiała zrobić dobrą minę do złej gry. Jeśli już wrócimy do portu, to wyruszę ponownie i nie spocznę dopóki go nie znajdę.

Kiwnęłaś głową, ale bez przekonania. Caroline zaprowadziła was do  wielkiego, piętrowego budynku. Z zewnątrz prezentował się niepozornie. Cały z czerwonej cegły, duże przyciemniane okna, czarny, spadzisty dach. Lecz kiedy weszliście do środka, zaskoczył was gustowny przepych, którego pewnie nie uświadczysz nigdzie indziej na tej wyspie. Po podłodze z czarnych kafelków ciągnął się granatowy dywan. Ściany były blado-błękitne, a wisiało na nich mnóstwo obrazów w pozłacanych ramach, których motywem przewodniczym był księżyc: Księżyc nad jeziorem, zakochana para w blasku księżyca, miasto nad którym wschodził księżyc. Tuż przed wami były dwuskrzydłowe, białe drzwi, a napis nad nimi głosił "Casino de la Lune".

Ubrany na biało kamerdyner otworzył przed wami drzwi. Weszliście na piętro. Było ono otoczone niską barierą, tak aby można było widzieć co dzieje się na parterze, czyli w sercu kasyna. Po prawej stronie były jedyne schody, wymoszczone brunatnym dywanem, prowadzące piętro niżej. "Dno" kasyna było wypełnione mnóstwem ludzi, najprawdopodobniej gości z zagranicy. Kręcili się przy dużych okrągłych stołach, i innych atrakcjach przygotowanych dla fanatyków hazardu.

- Nie spodziewałam się tylu ludzi - przyznałaś.

- Tu zawsze są tłumy. - powiedziała żywo kobieta -  A teraz chodźcie, wymienicie swoje pieniądze na żetony.

Podeszliście do okienka za którym siedziała rudowłosa kobieta.

- Bienvenue! Witamy w Casino de la Lune. Proszę podać nazwisko i kwotę do wymiany.

- Nazywam się Hrabia Donovan. Proszę przeliczyć. - Don położył worek srebrnych talarów na ladzie.

Dziewczyna szybko przeliczyła talary.

- To będzie 5 żetonów po 100.

- Z takim budżetem możemy tylko pomarzyć o wygranej. Proszę wziąć jeszcze to. - Don wyciągnął z kieszeni spodni wyciągnął drugi worek z czarnej skóry.

Kiedy wysypał zawartość na ladę, kasjerce zaświeciły się oczy. Było to chyba z 20 złotych talarów. Dziewczyna nic więcej nie mówiąc zaczęła wam wydawać żetony.

- Skąd to miałeś? - zapytałaś gdy oboje odeszliście od okienka.

- Czy to ważne?

- Tak, bo nie jestem pewna, czy zdobyłeś je legalnie. - obruszyłaś się.

- [T.I], sam hazard jest nielegalny. Jeśli zaczniesz grać, przejdziesz na stronę łamiących prawo,  na stronę piratów. - uśmiechnął się zadziornie.

- Dobra, wygrałeś. - wzruszyłaś ramionami.

- Więc zaczynajmy. Weź połowę. Spotkamy się gdy oboje osiągniemy sumę wystarczającą na statek.

- To wystarczyłoby na statek! - zawołałaś za nim.

- Nie tutaj - wtrąciła Caroline - Jeśli chcecie wrócić do Londynu, musisz mieć co najmniej 10.000. Gdyby okręty były tańsze, wszyscy już dawno popłynęliby do Francji.

- Ale, ja nawet nie potrafię grać.

- W takim razie załatwię Ci szybki kurs pokera - zawołała uradowana Caroline - Podejdźmy do stołu, o tam. Jeszcze wygrasz nam miliony!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top