1. Początek
To już druga część Preferencji Piratów z Karaibów. Jeśli nie widziałaś pierwszej części to zapraszam do czytania, ponieważ bez niej możesz się trochę pogubić, ale jeśli czytałaś to zapraszam na dalszy ciąg...
(okładka nie należy do mnie)
[T.I] - Twoje Imię [T.2.I] - Twoje 2 Imię
- Gdzie jest hrabina? - zapytała Mary krzątając się po pokoju.
- Nie mam pojęcia, być może znów jeździ konno lub strzrela z łuku. Tyle ma teraz zajęć - odpowiedział kamerdyner stojący przy drzwiach.
W tym momencie weszłaś do kuchni.
- Dzień dobry - przywitałaś się, łapczywie sięgając po szklankę wody.
- Późno dziś panienka wraca do domu - zauważyła Mary.
Nie odpowiedziałaś dopóki nie opróżniłaś szklanki.
- Dziś miałam dużo roboty - I na potwierdzenie swych słów machnęłaś końskim batem który trzymałaś w ręce.
***
Tego dnia, gdy wróciłaś do Port Thomas, wszyscy byli wręcz uradowani. Zwłaszcza wuj Randals. Wszyscy wypytywali się Ciebie o wszystko i z zaciekawieniem przyglądali się Tobie, ponieważ bardzo się zmieniłaś. Gdy wspomniałaś o ranie na boku natychmiast wezwani lekarza, lecz rana była prawie całkowicie zagojenia. Jedyne co doktor zrobił nasmarował Ci bok jakąś ziołową maścią i przewiązał czystym bandażem.
Co do Don'a, przyjęto go z nieufnością, ale i wdzięcznością. Większość uwierzyła w w niedopracowaną historię o bandytach, którzy Cię porwali, a szlachetny Dominik uratował Cię z ich łapsk. Choć było paru, którzy patrzyli na Don'a nie życzliwie i podejrzewali, że coś w tej opowieści jest nie tak, machnęłaś na to ręką. Przyjęłaś Don'a na stanowisko swojego doradcy i zaufanego człowieka. W Port Thomas spędziłaś kolejny tydzień, po czym razem z wujem i kilkoma podwładnymi, wróciliście do Denville, małego miasta z portem, którym od pokoleń zarządzał ród Randals. Tam zaczęłaś sobie szukać nowych zajęć. Nie byłaś już tą samą [T.I] i nie wystarczało Ci samo siedzenie W wystawnych salonach, w wykwintnych kieckach i rozmawiania ze szlachtą o byle pierdołach. Jazda konna, języki obce, strzelanie z łuku, tańce to tylko kilka z Twoich codziennych zajęć. Wszystko po to by zająć czymś myśli. Wciąż myślałaś o tym by ponownie wybrać się na otwarte wody. Sama czy z kimś? Nie ważne! Ważne, że to pragnienie rosło im dłużej siedziałaś bezczynnie na lądzie. Lecz z czasem (nawet tego nie zauważałaś) to marzenie powoli zamierało, do tego stopnia, że już w ogóle o tym nie myślałaś.
Minął już rok od Twojej wielkiej przygody i niemal kompletnie o niej zapomniałaś. Wspominałaś ją już jako coś co stało się dawno, jak baśń którą opowiada się wieczorami przy kominku. Oczywiście prawie co wieczór lub wcześnie rano chodziłaś na spacery po porcie lub plaży, ale były one wyłącznie w ramach relaksu i wyciszenia. Lubiłaś patrzeć na szumiące fale, lecz wcale Cię tak nie ciągnęło w otwarte morze. Było Ci wygodnie na miejscu.
Pół roku później zmarł Twój wuj. Miał już swoje lata. Co prawda opłakiwałaś go, nosiłaś żałobne suknie, ale szybko wróciłaś do siebie, bo wiedziałaś, że był dobrym człowiekiem i wszystko co chciał zrobił już na tym świecie. Pamiętałaś, że jego ostatnie słowa brzmiały: Obiecaj mi, że znajdziesz sobie kogoś kto się Tobą zaopiekuje. Wzruszyło Cię to, lecz wciąż byłaś sama.
Nie ominęły Cię jednak sprawy polityczne związane z jego śmiercią. Jego majątek (i tak nie wielki) został przepisany na Ciebie. Lord Classwar wciąż był przyjacielem waszego rodu i pomagał wam jak umiał. Sprawa Twojego małżeństwa z jego synem Teofilem została rozwiązana: Na pogrzeb wuja przyjechała Twoją daleka kuzynka Katie Randals. Do tej pory mieszkała z matką na drugim końcu państwa przez co nie utrzymywałaś z nią kontaktu. Zaczęła się spotykać z Teofilem i mimo, że według Ciebie urodą nie grzeszyła to oboje przypadli sobie do gustu. Było to Tobie na rękę z trzech powodów:
1. Nie musiałaś wychodzić na siłę za mąż.
2. Wciąż utrzymywałaś dobre stosunki z rodziną Classwar
3. Duża część majątku Lorda została ofiarowana młodej parze w prezencie "przed ślubnym", a Katie w akcie wdzięczności sporą część oddała Tobie.
Gdy skończyłaś jej dziękować, natychmiast ulokowałaś pieniądze w bezpiecznym miejscu na "czarną godzinę". W każdym razie po śmierci Twojego wujka odpowiedzialność nad miasteczkiem Denville spadła na Ciebie. Nikt nie narzekał na Twoje zarządzanie, ale miałaś wielu doradców. Np. Sędzia Jones i wysoko postawiony urzędnik Patrickson byli bardzo obyci w roli burmistrza, więc podpowiadali Ci jakimi drogami się kierować by rozwiązać konflikty lub zarządzać miastem.
Z racji, że sama nie miałaś smykałki do panowania nad miastem, oficjalnie oddałaś urząd burmistrza panu Patrickson. W papierach wciąż widziało Twoje nazwisko, lecz to Patrickson sprawował nad wszystkim opiekę. Dzięki tej odmianie mogłaś sobie pozwolić na rozwijanie swoich umiejętności i hobby, oraz na częste wycieczki do innych miast, ale oczywiście jednym z Twoich ulubionych było Port Thomas. Wciąż wiązałaś z tym miejscem wiele wspomnień, więc cieszyłaś się gdy dostawałaś oficjalny list z zaproszeniem od Lorda Classwar, co zdarzało się dość często. Zawsze gdy przyjeżdżałaś, witano Cię ciepło i z należytym szacunkiem. Zazwyczaj rodzina Classwar zapraszała Cię na obfity posiłek, a po krótkiej pogawędce dawano Ci wolną rękę. Wtedy najczęściej wybierałaś się na długi spacer po ogromnej plaży.
A Don? Cóż, jak już mówiłam był Twoją prawą ręką, lecz ostatnimi czasy nie często go widywałaś. Wciąż kręcił się przy porcie w Denville, a gdy czasem płynął z Tobą do Port Thomas, tam również większość czasu spędzał w porcie.
Kiedyś go pytałaś Czy nie czuje się na uwięzi i czy nie chciał by wrócić do dawnego życia, ale on odpowiadał: "Tak jak jest, jest dobrze. Dzięki mojemu statusowi mogę mieć wszystko pod kontrolą i doglądać tych niezdarnych marynarzy."
Ale kiedy Don się uporać ze sprawami na molo, to wracał do Ciebie i towarzyszył Ci w wieczornych spacerach. Dzięki temu stawał Ci się coraz bliższy i czułaś do niego coś więcej niż tylko przyjaźń...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top