3. Bal
Już 10 minut podpierałaś ścianę, popijając szampana. Spoglądałaś jedynie na złoty zegarek w drewnianym obiciu, aby kontrolować czas.Nie mogłaś się doczekać upragnionej 21. O tej godzinie większość gości (Ci którzy mieszkali daleko) wychodziło. Wystarczyło wmieszać się w tłum, niby ich żegnając, a tak naprawdę po prostu wyjść z sali balowej. Chciałaś spotkać się z Don'em, miałaś do niego palącą sprawę, a mianowicie skąd on do diaska wytrzasnął tą broszę, która nie należała do niego. A skoro nie była jego, to alb ją komuś ukradł, albo gdzieś znalazł. Przez głowę przebiegały Ci różne myśli, np. "A co jeśli ktoś zabił Jack'a i go obrabował? Nie... raczej wątpię... Może ktoś go po prostu okradł? Może sam Don to zrobił? Ale nie...Don nie wybierał się nigdzie po za Port Thomas i Denville. Może ktoś Jack'a okradł, a potem tego kogoś okradł Don? W każdym bądź razie Don nie ma pojęcia co to za brosza i ile jest warta, mogę przysiąc.".
Zegar zaczął wybijać ósmą. Jak ten czas się wlecze. Dopijałaś już drugą lampkę szampana, a gwar wokół rósł. W tej właśnie chwili Lord Classwar zastukał w kieliszek. Wszyscy goście zwrócili głowy w jego stronę. "Przypuszczam, że teraz zacznie się długa i 'interesująca' opowieść" pomyślałaś i uśmiechnęłaś się sztucznie. Już od nieustannego uśmiechania się bolały Cię policzki. Musiałaś go 'nosić' bez przerwy, bo co i rusz przedstawiano Ci nowych przyjezdnych gości, których właściwie widziałaś pierwszy raz w życiu.
- Moi drodzy - zaczął przemowę Classwar - Zebraliśmy się tu z dwóch powodów: Po pierwsze aby uczcić 22 urodziny panny [T.I] Randals, która zawsze była dla mnie jak córka, której nigdy nie miałem...
Wśród zebranych zerwały się gromkie oklaski, a kilka osób stojących bliżej Ciebie, posłało Ci przyjazne uśmiechy.
- ...oraz po drugie: aby uczcić zaręczyny mojego jedynego syna Teofila Classwar z hrabiną Katrine Randals.
Przez minutę oklaskiwano parę, co dłużyło się niesamowicie.
- Pamiętam - ciągnął dalej Lord - że gdy syn oznajmił mi o pomyśle ożenku, w pierwszej chwili oburzyłem się. Szczerze mówiąc nie wiedziałem co to za jedna, więc miałem ochotę wybić mu to z głowy.
Kilku słuchaczy wybuchnęło śmiechem.
- ...Jednakże, gdy ją poznałem, zrozumiałem, że będzie to wspaniała kandydatka na żonę dla mojego syna. Zdrowie przyszłej pary!
Teofil objął swą przyszłą małżonkę. Katie uśmiechnęła się szeroko, pokazując białe zęby. Goście znów zaczęli klaskać i gratulować parze. Z tego co wiedziałaś Katrina lubiła być w centrum uwagi, więc nie peszyło ją to, że wiele osób nie spuszczało z niej wzroku.
Gdy muzykanci wznowili swój występ, zaczęłaś chodzić między ludźmi, aby odrobinę umilić sobie czas. Idąc tak zagapiłaś się na muzyka grającym na kontrabasie. Ewidentnie wybijał się z rytmu i fałszował. Wyglądał jakby parzył na zapis nutowy nie mając pojęcia co to za szyfr. Nagle wpadłaś na jednego ze szlachciców.
- Przepraszam, przepraszam! - zaczęłaś nerwowo zanim jeszcze zobaczyłaś kogo potrąciłaś.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział
Był to wysoki prawie na 2 metry blondyn z włosami związanymi tasiemką. Jego piwne oczy wpatrywały się w Ciebie z żywym zainteresowaniem.
- Jeszcze raz przepraszam - powtórzyłaś nie wiedząc co powiedzieć, próbowałaś sobie przypomnieć czy ktokolwiek Ci go przedstawiał.
- Naprawdę nic nie szkodzi. Rozumiem, że muzyka wciąga, ale proszę uważać na siebie i innych gości.
- Oczywiście, będę miała to na uwadze.
- A po za tym to Pani jest dzisiejszą jubilatką, nieprawdaż? Wszystkiego Najlepszego! Kończy pani już 22 lata.
- Czas leci...
- Ależ gdzie moje maniery - mężczyzna poprawił kołnierz - Nazywam się Patrick Hudson z księstwa Majers. - ukłonił się.
- [T.I] [T.2.I] Randals z Denville - przedstawiłaś się choć nie było potrzeby.
- A więc dobrze się tu panienka bawi?
- Tak. Jest tu całkiem sympatycznie. - powiodłaś wzrokiem za muzykiem ciągnącym kontrabas.
- Czy jako samodzielna, dorosła kobieta ma Pani jakieś plany na przyszłość? - dociekał szlachcic.
- Moim najbliższym planem jest położyć się do łóżka możliwie najwcześniej. - odpowiedziałaś bez namysłu.
Zmartwiłaś się, że Patrick odbierze to za nieuprzejme zbycie, więc dodałaś szybko:
- Oczywiście nie za wcześnie, w końcu jest tu tyle ciekawych osobistości...
Muzycy zmienili nastrój z prostych melodii na powolny i dostojny walc. Najczęściej, gdy tylko usłyszałaś pierwsze pierwsze dźwięki, uciekałaś jak najdalej od parkietu, ponieważ był to najtrudniejszy taniec jaki znałaś. Wychodziłaś z założenia, że ten walc to taniec nie do nauczenia. W tym właśnie momencie zabrzmiały słowa, których obawiałaś się najbardziej.
- Czy mogę poprosić panią do tańca?
Spojrzałaś na Patrick'a z wyrzutem, ale mimo wszystko zgodziłaś się.
- Oczywiście, ale od razu uprzedzam, że taniec nie jest moja najmocniejsza strona.
- Spokojnie, poprowadzę panią tak, że zapamięta pani ten taniec do końca życia.
Przez twarz przeszedł Ci cień zdumienia, wobec tak śmiałych słów, ale nic nie powiedziałaś. Stanęliście na parkiecie. Co gorsza reszta par go opuściła. Poprowadziliście taniec jako pierwsza para. Oczy zebranych były zwrócone na was, co jeszcze bardziej Cię speszyło. Spróbowałaś sobie wyobrazić, że na sali jesteś tylko Ty i Twój partner, wyższy od Ciebie o dwie głowy. Wcale nie było tak strasznie.
Na samym początku patrzyłaś tylko pod nogi, aby dotrzymać kroku Patrickowi, lecz później poczułaś się na tyle pewnie, że uniosłaś głowę patrząc na swojego partnera. Szło wam całkiem dobrze, nie licząc drobnych drobnych potknięć, które na całe szczęście były maskowane przez Twoją pastelowo-fioletową suknię. W końcu zaczęłaś zerkać na gości zebranych wokół. Wśród mnóstwa osób, które patrzyły się na was z delikatnym uśmiechem w oknie dostrzegłaś Don'a. Spoglądał na was przez szybę, lekko przekrzywiając głowę. Całe szczęście utwór się skończył.Skłoniliście się, a tłum dookoła zaczął klaskać.
Gdy oboje zeszliście z parkietu, a orkiestra zaczęła grać kolejny utwór, Patrick zagadnął.
- Pięknie Pani tańczy, brała pani jakieś lekcje?
- Może z kilka. - uśmiechnęłaś się zaglądając w stronę okna.
- Nie chcę już panienki zatrzymywać, ale może miałaby pani kiedyś chwilkę, aby się spotkać i porozmawiać?
- Oczywiście, z wielką chęcią - odparłaś na odczepnego.
- W takim razie do zobaczenia - Patrick ukłonił się
Kiedy szlachcic odszedł, ruszyłaś w stronę bocznych drzwi, aby spotkać się z Don'em.
- Nieźle Ci poszło, ale myślałem, że nie lubisz tańczyć.
- Tak, to prawda. To był przypadek,że w ogóle znalazłam się na parkiecie.
- A no tak. A kim był ten drągal?
- Patrick Hudson, szlachcic, ale nic o nim nie wiem. Ale mniejsza o to, powiedz co u Ciebie? -zapytałaś chcąc subtelnie zahaczyć o temat, który interesował Cię najbardziej.
- A jakoś leci. Strasznie dużo roboty w tych portach. Gdyby nie ja byłby tam jeden wielki burdel. - puścił Ci oczko.
- A co Ty tam robisz?
- Pobieram cło, odbieram towary i ładuję na bryczki.
- Nie brzmi skomplikowanie.
- Ale uwierz mi, z ludźmi, którzy nie chcą współpracować ta robota staje się 2 razy cięższa. Ostatnio przypłynęło kilka statków prosto z Danii.
- Z Danii?
- Tak. Duńczycy spierali się o ceny u nas panujące i nie chcieli wydać towaru. Na szczęście ze wszystkim sobie poradziliśmy. A jak Ty się miewasz solenizantko?
- Nah, nie narzekam. Wszyscy składają mi życzenia, chcą ze mną tańczyć i obdarowują mnie niezwykłymi prezentami. - spojrzałaś na Don'a kątem oka.
- A podoba Ci się ten ode mnie?
Właśnie na to pytanie czekałaś.
- Oczywiście jest piękny, błyszczący i drogocenny. Chciałam Cię zapytać, skąd go masz?
Don wyraźnie się zmieszał.
- Znalazłem.
- Znalazłeś? Gdzie?
- W piasku na plaży? - odpowiedział nie pewnie - Czy coś nie tak? Wiem, że może nie jest to coś niesamowitego, ale...
- Wszystko w porządku, tylko zastanawiam się jak coś takiego znalazło się na plaży.
- Może z jakiegoś rozbitego statku, lub... czegoś takiego.
- Może - powtórzyłaś w zamyśleniu - Don? Czy masz jakieś wiadomości o Jack'u?
Chłopak przez chwilę milczał
- Dawno nic o nim nie słyszałem. A co?
- Po prostu zastanawiam się co się z nim dzieje i... czy jeszcze żyje.
- Spokojnie, jak go znam to tak łatwo tego świata nie opuści. Ale jeśli chcesz się czegoś o nim dowiedzieć to poszukam człowieka, który na pewno coś będzie wiedział...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top