26. List
Złociste słońce powoli wschodziło wynurzając się zza horyzontu. Grube i puszyste chmury powoli przesuwały się po niebie, jak owiece na niebie. Woda pod nimi była czysta i ciemnoniebieska. Błyszczały w niej odbite promyki słoneczne co nadawało jej złoty odblask. Siedziałaś na drewnianym w stopniu tuż pod sterem. Rozpuszczone włosy calkowicie zakrywały twoją twarz, a smutnym wzrokiem zagapiłaś się w podłogę. W rękach trzymałaś zgniecioną i podartą kartkę, ze skrzyneczki. Ściskałaś ją, jakby to wszystko stało się właśnie przez nią. Spojrzałaś na kartkę jeszcze raz odświeżając sobie pamięć o tym co zostało w niej napisane:
Droga [T.I], piszę ten list w drodze powrotnej ze Szwajcarii. Piszę go ponieważ zdałem sobie sprawę że kiedyś w końcu odpokutuje za moje grzechy, a w dzisiejszym świecie nie ma skuteczniejszej kary niż śmierć. Pewnie teraz mi współczujesz, ale to współczucie nie potrwa długo. Chciałem ci wyznać, że jestem przestępcą i to muszę przyznać, że dość znanym. Nie chcę się tym przechwalać, ale moje imię i przydomek "Szmugla" są całkiem rozpowszechnione. Niestety, ta ksywka przyległa do mnie po pierwszej kradzieży. Pieniądze roztrwoniłem na Tortudze, gdzie w pijanej szczerości wygadałem, że środki mam z kradzieży. Wtedy zaczęły się zamówienia i prośby. Rankiem zbudziłem się z ogromnym kacem i listą nazwisk w ręce. Tak to się zaczęło. Od jednego klienta do drugiego i kolejnego... Aż pewnego dnia natrafiłem na Szwajcara. Obiecał mi 20% jeśli przeszmugluję mu 400 sztabek złota do Szwajcarii. Zgodziłem się, lecz to był ten sam dzień w którym dzięki Tobie objąłem urząd, który już nie pozwalał mi się włóczyć w poszukiwaniu pieniędzy. Byłem dość zdesperowany, moja piracka dusza kazała mi szukać wszelkiego rozwiązania aby się wzbogacić. Poza tym był jeszcze jeden powód. Zakochałem się w tobie. Byłem pewny, że Classwar, będący Twoim opiekunem, nie będzie chciał abyś wyszła za samozwańczego hrabiego bez pieniędzy. Więc zdobyłem się na ten czyn. Pamiętasz tą kradzież ze skarbca? Oskarżyliście o to Matta Andersa. W rzeczywistości był moim wspólnikiem, miał za odsiadkę dostać 5 czystych sztabek. Tak to wyglądało. Możesz mnie teraz nienawidzić, ale wszystko robiłem z myślą o tobie. Pewnie teraz jestem zimnym trupem, inaczej nie powiedziałbym ci gdzie znaleźć ten list. No chyba że znalazłaś go sama i teraz masz ochotę mnie spoliczkować. Nie krępuj się droga [T.I], zasłużyłem. Mimo, że są to nic nie warte słowa to i takie zapiszę: Przepraszam. Przepraszam za moją samolubność. Miłość i chciwość zaślepia mi oczy. Wybacz mi...
Nie sądziłaś, że tak może wyglądać prawda wzięłaś do ręki kuferek i zajrzałaś w dokumenty. Okazało się, że były to czecki i zaświadczenia o zrealizowaniu dostawy. "Po co mi to dał? Nie lepiej, żebym go zapamiętała takim jakim był?" pomyślałaś "Co prawda czasem faktycznie znikał na długo, lub, też zachowywał się jakby coś ukrywał...". W tej chwili w twojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. "Kłamca! I oszust! Okradał skarbiec Lorda który, mimo wątpliwości przyjął go do swojego domu!". Zgniotłaś papiery i rzuciłaś je ze wściekłością na podłogę. "Jak ja teraz spojrzę Classwar'owi w oczy? Sprowadziłam mu na głowę złodzieja!". Ukryłaś twarz w dłoniach. Smutek po stracie zniknął, został odepchnięty na bok. Pojawiła się za to złość i żal.
W tym poczułaś czyjąś obecność. Uniosłaś głowę i zobaczyłaś Jacka. Siedział obok, gapiąc się przed siebie.
- Wiedziałeś o tym? - zapytałaś - Wiedziałeś o jego przekrętach?
- Tak - odpowiedział z wahaniem - Ale te 10.000 talarów dałem na szczytny cel...
- Zaraz...Jakie 10 000?!
- No te które dostaliśmy za uratowanie ciebie...
Pokręciłaś głową z niedowierzaniem.
- N-nie pisał o tym?
Zmrużyłaś oczy.
- Wiedziałem? że powinienem najpierw sam to przeczytać. - mruknął i spuścił głowę.
Zerwałaś się z miejsca i przeszłaś kilka razy po pokładzie.
- Mam rozumieć, że zostałam oszukana przez osoby którym całkowicie ufałam? - stanęłaś na szeroko rozstawionych nogach podpierając boki.
- Wiesz... podobno piratom nigdy nie można ufać...
Jego próba usprawiedliwienia była żałosna i niewiarygodna. Przekrzywiłaś głowę i spojrzałaś mu prosto w oczy. Jack wyraźnie się zmieszał.
- [T.I], nie zrozum mnie źle, ale my nie należymy do szlachty. W jaki sposób mamy zdobywać środki na życie?
- Znajdując porządną i uczciwą pracę westchnęłaś - Wiem. Nie mogę was zmienić, ale czy mogłabym się chociaż dowiedzieć jak to naprawdę wyglądało? Powiedz mi jak trafiłeś do tej przerażającej maniaczki, - machnęłaś ręką w stronę oceanu - a przede wszystkim czy wiesz co tak naprawdę robił Don? Czym się zajmował?
- Nie jestem kapusiem - wyprostował się.
- Nie jesteś - zgodziłaś się - ale wyjaśniając tą skomplikowaną sytuację wręcz byś mu pomógł.
Jack spojrzał na ciebie przybity
- Niech ci będzie - wzruszył ramionami - Ale robię to tylko dla niego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top