Rozdział 6
Nie było mnie kilka dni... Miałem to już napisane, ale nie miałem kiedy wrzucić ^_^ . W sobotę ultramaraton, w niedzielę trzeba było odpocząć, w poniedziałek szkoła i japoński. No, ale w końcu jest, także zapraszam. Miło mi widzieć, że ktoś to czasami czyta ^^
Kiedy udało mi się zatrzymać Takeru u siebie na noc byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Następnego dnia obydwoje zaczynaliśmy lekcje dopiero po 9:00, więc mieliśmy ponad pół doby dla siebie. Siedzieliśmy na sofie w pozycji półleżącej, wtuleni w siebie. Przeczesywałem palcami gęste, ciemne włosy bruneta, na co ten reagował cichymi pomrukami wyrażającymi przyjemność. Po kilkudziesięciu minutach takiego bezproduktywnego acz niezwykle miłego leżenia postanowiliśmy wziąć kąpiel. Chyba pierwszy raz od czasu, kiedy wprowadziliśmy się z rodziami do tego domu, przyda się to, że wanna jest o wiele za duża dla jednej osoby.
- Haru?! – usłyszałem wołanie z mojego pokoju. Dźwięk był mocno zagłuszony i zniekształcony przez szum napełniającej wannę wody.
- Co, kochanie?
- Nie przesadzasz trochę – zaśmiał się i wszedł do łazienki, żebym mógł go lepiej słyszeć
- No, co? Kocham cię, więc chyba mogę tak do ciebie mówić...
- Pewnie, że możesz. Żartowałem tylko – powiedział i przytulił się do moich pleców
- A tak w ogóle to po co mnie wołałeś?
- Masz może jakieś czyste ubrania, które mógłbym jutro założyć?
- Hmmm, niech pomyślę. W pokoju gościnnym zawsze mamy nową bieliznę na wszelki wypadek. Mam kilka koszulek, które są na mnie nieco za duże, powinny ci pasować. A spodnie możesz chyba założyć drugi raz te same, nie?
- Jasne, nie ma problemu.
Poszedłem na parter po parę bokserek dla Takeru, przy okazji wszedłem też do kuchni. Wziąłem dwie szklanki i sok jabłkowo-brzoskwiniowy. Ogromnie żałowałem, że nie mam w domu truskawek. To moje ulubione owoce, zaraz obok bananów i miałem na nie ogromną ochotę. Wracając przechodziłem obok wykonanego na zamówienie portretu jednego z moich ulubionych wokalistów, niestety już zmarłego. Po wielu latach słuchania czyjejś muzyki tworzy się z nim niezwykła więź. Ja traktuję Lemmy'ego jak boga i jednocześnie bliskiego członka rodziny. Jego śmierć zdruzgotała mnie bardziej niż jakiegokolwiek innego krewnego. Zatrzymałem się na chwilę przy obrazie, by z nim porozmawiać. Robiłem tak zawsze, kiedy w moim życiu działo się coś ciekawego.
- Cześć Lem – rozpocząłem swój monolog – jak pewnie widzisz, przynajmniej mam taką nadzieję – nareszcie znalazłem sobie chłopaka. I wiesz co? To między innymi dzięki twojemu utworowi. Dałem mu do przetłumaczenia „Love me forever", a reszta potoczyła się sama. Dziękuję ci. Może dzięki temu trochę lepiej poradzę sobie z żałobą po tobie. Jest dobrym człowiekiem. Ma trochę twojej muzyki w telefonie, także to tylko kwestia czasu, kiedy zostanie twoim fanem, tak jak ja. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, gdziekolwiek jesteś. Szkoda, że nie mogę ci tego wszystkiego powiedzieć osobiście – kilka moich łez spadło na podłogę. Raz jeszcze dzięki i czekaj na mnie po drugiej stronie, kiedyś się jeszcze spotkamy. Nie pozwolę ci od tak odejść, bez pożegnania... Idę do Takeru. Przyjdę jutro. Odpoczywaj w spokoju
Ponownie chwyciłem tacę z napojem i skierowałem się do łazienki. Brunet już siedział w wannie, więc szybko rozebrałem się i dołączyłem do niego. Szklanki postawiłem na granitowej półce po prawej stronie wanny.
- Gdzie tak długo byłeś? – zapytał – zgubiłeś się po drodze? – zaśmiał się z własnego żartu
- Nie, musiałem z kimś porozmawiać
- A, ok. Ale teraz już jesteś tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji
- Yes, my lord – powiedziałem z podobnym do Sebastiana akcentem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że mój chłopak nie przepada za anime i raczej nie zna Kuroshitsuji.
- Kocham cię
- Ja ciebie też
Siedzieliśmy w wodzie o idealnej, bardzo wysokiej temperaturze. Jedynym źródłem światła były świece. Całe pomieszczenie wypełnione było ograniczającą widoczność parą wodną niczym w łaźni tureckiej. Oprócz tego zapaliłem zapachowe kadzidła. Robiłem tak za każdym razem, kiedy brałem kąpiel w tej łazience, a jednak nigdy nie czułem się tak magicznie jak w tamtej chwili. Leżałem między nogami Takeru, oparty o jego tors. Masował mi ramiona i bawił się moimi włosami. Sam kiedyś miał długie, ale nie miał cierpliwości, żeby się nimi zajmować, więc ściął je w drugiej klasie gimnazjum. Teraz sięgały mu tylko do połowy szyi. Po mniej więcej godzinie, kiedy woda zaczęła stygnąć, wyszliśmy ubierając puszyste, białe szlafroki. Wróciliśmy do mojego pokoju, kiedy usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego w zamku klucza i otwieranych drzwi. No tak, była już 23:00, więc moi rodzice mieli właśnie teraz wrócić z jakiegoś ważnego spotkania czy narady.
- Jesteśmy – zawołał mój tata z dołu
- Dobrze – odpowiedziałem
- Kolega do ciebie przyszedł? – pewnie zauważył buty Takeru stojące w progu
- Tak, kolega. Takeru. Zostanie dziś na noc, na HBO leci maraton Gry o Tron. Postanowiliśmy, że obejrzymy wspólnie
- Jasne, tylko nie róbcie zbyt dużo hałasu. Jutro też czeka mnie ciężki dzień
- Oczywiście. A tak w ogóle, to jak poszło to dzisiejsze spotkanie?
- Nie najgorzej. Coś czuję, że uda nam się zrealizować wszystkie nasze zamierzenia. Mam też dla ciebie ciekawą wiadomość, powinieneś się ucieszyć. Ale to dopiero jutro, nie mam dziś siły o tym gadać. Miłego oglądania, i pozdrów Takeru ode mnie.
- Ok.
Enigmatyczna informacja od ojca zaciekawiła mnie dość mocno. Co to takiego może być? Na pewno nic związanego z muzyką, bo jestem na bieżąco – pomyślałem – i raczej nic mi nie kupili, bo nigdy tego nie robią. Zawsze tylko dają mi pieniądze na to, czego potrzebuję. No nic, będę musiał poczekać do rana...
Tymczasem wróciłem do siebie. Takeru już rozłożył łóżko i właśnie wygładzał śnieżnobiałe prześcieradło, tak, żeby wyglądało idealnie. Duża, dwuosobowa kołdra, której powłoka wykonana była z jedwabiu, była kwintesencją mojego poczucia estetyki. Prosty i nowoczesny wzór. Po prostu jedna połowa była biała, a druga czarna.
- Ja śpię pod białą częścią – wykrzyknął Takeru. Jak dziecko...
- OK, brunet pod białą, blondyn pod czarną. To się zgadza z moim gustem.
Położyliśmy się do łóżka i włączyliśmy telewizor. Akurat leciała ekranizacja jednej z powieści Stephena Kinga, którego jestem wielkim miłośnikiem. Filmy na podstawie jego książek mają tę zaletę, że reżyserzy zazwyczaj nic nie zmieniają w fabule. Jeśli mistrz horroru tak napisał, to tak musi być. Oglądaliśmy „To", a każdy kto oglądał ten film wie, że jest bardzo dobry i bardzo straszny. Zwłaszcza jeśli ktoś boi się klaunów. W pomieszczeniu panował półmrok, oprócz telewizora jedynym źródłem światła była nieduża lamka stojąca na biurku. Po skończonym filmie, a do najkrótszych to on nie należy, uznaliśmy, że dobrze byłoby się wyspać chociaż kilka godzin przed jutrzejszymi lekcjami. Położyłem się plecami do Takeru i twarzą do ściany. Brunet pogładził i powąchał moje wciąż wilgotne włosy.
- Pięknie pachną
- Wiem, truskawkami – uśmiechnąłem się, ale on nie mógł tego zobaczyć – dlatego kupiłem ten szampon. Szkoda, że nie ma bananowego. No cóż, nie można mieć wszystkiego
- Wiesz jak ironicznie brzmi to w twoich ustach? Tak samo, kiedy mówisz, że pieniądze to nie wszystko
- Wiem – miał rację, co ja mogłem o tym wiedzieć, skoro zawsze miałem wszystko co chciałem. Nawet teraz, mam to, o czym bałem się nawet marzyć. Miałem miłość najważniejszej dla mnie osoby.
Odwróciłem się twarzą do swojego nowego chłopaka, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Było tak ciepło i przyjemnie, że od tamtej chwili zawsze mam problem z zasypianiem w pustym łóżku. Położyłem głowę w zagłębieniu jego szyi, splotłem nasze dłonie i po chwili obydwoje zasnęliśmy wtuleni w siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top