Sen
25.11. 2017.
Piotrek
- Masz nie przepisowy kombinezon - powiedział mężczyzna i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W pierwszej chwili nie zrozumiałem o czym on mówi.
- Słucham - nie chciałem dopuścić do siebie tej wiadomości, to po prostu nie mogła być prawda. Nie teraz. Nie dzisiaj. Nie podczas konkursu drużynowego. To musiał być nieśmieszny, wyjątkowo okrutny żart.
- Musisz zejść, nie możesz skakać. No słuchaj, przykro mi - wzruszył ramionami, w jego głosie słychać było sarkazm. Jakby dyskwalifikacja mnie, sprawiało mu radość.
- To musi być pomyłka, przecież nawet nie zrobiłeś tego dokładnie. Zrób to jeszcze raz - powiedziałem. Zaczynałem się pocić. To tylko sen, koszmar, z którego zaraz się obudzę...
- Znasz procedury - miałem wrażenie, że się uśmiechnął. - Następny proszę!
Musiałem wrócić na dół. Czułem się winny, jak oszust, ale przecież to nie ja zawiniłem. Jeszcze parę minut wszystko było ok? Co się stało? Dlaczego ja? Dlaczego podczas konkursu drużynowego? Przecież w takim momencie, to nie tylko ja ponosiłem konsekwencję? Stracimy mnóstwo punktów, stoczymy się na sam dół...
Mijając kolejnych zawodników, czułem na sobie ich wzrok. Pewnie już wiedzieli, jeden rywal mnie. I to dzięki mnie. Mieliśmy z nimi rywalizować o zwycięstwo, teraz pozostała walka o... no właśnie? Czy dopuszczą ich do drugiej serii, gdyby jakoś im by się udało zająć przynajmniej ósme miejsce? Dlaczego mieliby ponosić za mnie konsekwencję?
Bo byliśmy drużyną. Trener tyle razy to powtarzał. Wierzył w nas i robił wszystko, abyśmy stali się jednością, jednym, sprawnie działającym organizmem. Dotąd to działało, ale wcześniej nie było takiej sytuacji.
Nagle zobaczyłem Adama. Do głowy wpadł mi szalony pomysł, szalony, ale mógł zadziałać...
- Adam! - zawołałem i ruszyłem w jego stronę. Mężczyzna był wyraźnie zdziwiony.
- Piotrek, spokojnie, właśnie Dawid...
- Posłuchaj, z tym kombinezonem... to pomyłka. Gwarantuję ci, z mojej strony wszystko było dobrze, naprawdę, tylko ten facet, on źle to zrobił. Zwróciłem mu uwagę, prosiłem, ale... wiesz co? Ja go znam... to chyba ten sam...
- Przestań - Małysz pokręcił głową. - Nie ma co robić afery, zdarzyło się i trudno. Nie będziemy dyskutować z tą decyzją, rozumiesz?
- Chyba żartujesz?
- Nie, idź do sztabu, przygotują cię na drugą serię, jest bardzo duża szansa, że wystąpicie. Nie mam zamiaru robić afery z byle powodu...
- Mieliśmy szansę na podium - jęknąłem. Nie wiedziałem co mam jeszcze dodać, jak zmusić go do działania.
- No właśnie, czas przeszły - wzruszył ramionami. - Przepraszam, ale idę wypełniać swoje obowiązki, tobie też to radzę.
- Twoim obowiązkiem jest walczenie o nas. Każdego z nas...
- Nie będę robił awantury - powiedział, ale jakoś tak bez wiary i mocy. On tak bardzo się zmienił...
***
Wszystko to było, jak sen. Znów musiałem wjechać na skocznię. Stres, który mi wtedy towarzyszył był ogromny, ale jednocześnie czułem się otumaniony. Wszystko jakby się działo obok.
Dawid i Maciek starali się to wszystko obrócić w żart. Klepali mnie po plecach, przytulali i naśmiewali się z faceta, który robił te pomiary.
- A to nie ten sam co cię zdyskwalifikował w Lillehammer rok temu? - uniósł jedną brew Kot i wykrzywił usta w pół uśmiechu. - No wiesz, może go tak podniecasz, że zamiast tobie, zmierzył sobie i...
- Bardzo śmieszne - mruknąłem, ale doceniłem próbę pocieszenia mnie.
- Moim zadaniem to na twój widok ten cały sprzęt zamarzł - zaśmiał się Dawid.
- Piotrek jest taki gorący, że się sprzęt przegrzał - wyszczerzył zęby brunet i spojrzał porozumiewawczo na blondyna.
- Ewentualnie, wracając z łazienki poluzowałeś kombinezon i...
Na horyzoncie zobaczyłem Kamila, nie potrafiłem tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób, ale to spotkania z nim się najbardziej obawiałem.
- Wiecie co, chyba będę musiał się zbierać - mruknąłem i spojrzałem w okno.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Teraz ten facet nie wytrzyma i się na ciebie, tak po prostu rzuci - poruszył brwiami Maciek.
- I nie tylko w kroku ten kombinezon będzie za luźny - dokończył Dawid i obaj zanieśli się śmiechem.
Uśmiechnąłem się i machnąłem w ich kierunku ręką. Ruszyłem za Wąsaczem, z nartami na ramieniu. Szedłem oddać swój pierwszy i zarazem ostatni skok. Musiałem sprawić, aby był idealny...
Kamil
- Gdzie Piotrek? - zapytałem, kiedy wreszcie udało mi się przedostać do chłopaków. Mógłbym przysiąść, że jeszcze przed chwilą stali tutaj we trójkę, teraz ci dwaj zanosili się śmiechem, skutecznie odstraszając od siebie innych skoczków.
- Właśnie poszedł na gorące spotkanie - ledwo odpowiedział blondyn, ale widząc moje spojrzenie lekko się zmieszał. - Chyba ja też powinienem się zacząć szykować.
Kiedy odszedł, zostaliśmy z Maćkiem sami.
- To nie wina Piotrka - powiedział za nim zdążyłem otworzyć usta. - Mówi, że ten facet co go mierzył, zrobił to nie prawidłowo...
- Co na to Adam? - jeżeli udałoby się udowodnić, że Piotrek ma rację, to mielibyśmy szansę nawet na zwycięstwo, Małysz musiałby tylko...
- Nie chce robić afery, uważa, że to niedopatrzenie ze strony Piotrka i...
- No chyba żartujesz. Przecież on musi to załatwić. Albo przynajmniej dowiedzieć się, kto to był i...
- Ten sam, co w Lillehammer rok temu
Przypadek?
Miałem ochotę walnąć pięścią w szybę. Po raz kolejny robili z nas idiotów. Nie chcieli nas wśród najlepszych drużyn na świecie. Dawali nam jasno do zrozumienia, że nie pozwolą nam na długo zagrzać miejsca wśród najlepszych.
- Co by się nie działo, musicie bronić Piotrka. Zamieńcie to w żart, zasugerujcie, że to wina procedury. Podkreślcie, że skacze, że skacze w tym samym kombinezonie...
- I to jest największy paradoks - mruknął Maciek. Spojrzał na mnie i zapytał: - A co ty zamierzasz?
- Porozmawiać z Adamem. On nie może zmarnować miesięcy mojej pracy...
Piotrek
To był sen. Musiał. Jakim cudem udało nam się zdobyć szóstą pozycję. No właśnie nam, mogłem skoczyć i chociaż, i tak nie była to pełnia moich możliwości, to skok był dobry. Wystarczający, aby po raz kolejny nie zawalić.
To był sen, bo gdy szedłem wśród kibiców, to oni uśmiechali się w moją stronę i wołali pozytywne zdania. Nie mieli do mnie pretensji.
To był sen, bo chłopcy stanęli w mojej obronie. A potem uściskali mnie. Żaden nie miał do mnie pretensji. Przestali poruszać ten temat. Zamknęliśmy ten koszmarny rozdział i mogliśmy zacząć kolejny...
To był sen, bo nie mogłem otworzyć ust i tak po prostu, każdemu z nich podziękować. Maćkowi za to, że skakał, jakby za nas dwóch, z podwójną energią i mocą, Kamilowi, że mi uwierzył, że nic nie powiedział, tylko ukazał, że jest ze mną, bez względu na to, co się dzieje, Dawidowi, że był, że chciał obrócić to w żart, że nie miał żalu, tak samo jak inni.
To był sen, bo zdarzyło się to w czasie Pucharu Świata, w prawdziwym życiu nie byłoby tak kolorowo...
Hej, to taki shot pisany na szybko pod wpływem emocji, więc proszę o wyrozumiałość. Shot bierze udział w akcji #pocieszamypiotrka zapraszam do przyłączenia się:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top