Rozdział 22. Bezdomny wampir
Melissa przez chwilę nie do końca wiedziała, jak zareagować na uścisk Simona. Była zaskoczona jego gestem - zrobił to tak nagle i ufnie, że była tym aż zaskoczona. Podejrzewała, że Simon musiał mieć jakiś problem - gdyby tak nie było, nie zareagowałby tak emocjonalnie. Nawet jeśli był osobą o towarzyskim usposobieniu, to raczej nie rzucał się z przytulaniem na osobę, którą znał od niedawna. Bowiem z Melissą nie znał się aż tak długo, podobnie zresztą jak z pozostałymi Łowcami. Czymże był miesiąc znajomości?
Tym razem jednak Simon był na tyle pełen negatywnych emocji, że potrzebował przytulenia. Przez dłuższą chwilę pozostał w uścisku zaskoczonej Melissy, w pewnym momencie nawet poczuł, jak Melissa klepie go po plecach w pokrzepiającym geście... Wtedy zdał sobie sprawę, że postąpił nieco zbyt pochopnie, więc gwałtownie ją puścił.
— Wybacz, Melissa... Chyba nie powinienem cię tak z zaskoczenia przytulać — powiedział cicho.
— Nie martw się, nie mam nic przeciwko... Po prostu mnie zaskoczyłeś — wyjaśniła. — Co się właściwie stało, że tak zareagowałeś?
— Mówiąc w kompletnym skrócie, zostałem dzisiaj bezdomny — odrzekł, wzruszając ramionami, jakby było to nic wielkiego.
Melissa wyglądała na kompletnie wybitą z tropu. Nie było w tym nic dziwnego - w końcu kto spodziewałby się usłyszeć, że jego znajomy właśnie został bez dachu nad głową?
— Na Anioła, jak to się stało? — zapytała Melissa. Ona i Simon ruszyli spacerem w dół uliczki, chcąc znaleźć miejsce, w którym mogliby w porozmawiać z dala od gapiów i gwaru ulicy.
— Mama znalazła moje zapasy krwi — wyjaśnił wampir ze słyszalnym smutkiem w głosie. — Była tym bardzo zdruzgotana, podejrzewała mnie nawet o ćpanie i przynależność do sekty... Bała się mnie. W jakiś sposób udało mi się ją uspokoić, zasnęła... Więc wyszedłem z domu i najprawdopodobniej więcej tam nie wrócę.
Simon unikał wzroku Melissy, kiedy opowiadał jej o tym jak został zmuszony do opuszczenia domu rodzinnego. Miejsce to miało być dla niego schronem, dawać poczucie bezpieczeństwa i przeświadczenie, że ma dokąd oraz do kogo wrócić. Niestety, wydarzenia w życiu Simona poukładały się na tyle niefortunnie, że został wampirem, co obróciło jego życie do góry nogami. Nie dość, że miał chodzić po świecie do upadłego, a czas nie zostawiłby na nim żadnego śladu, to jeszcze bezpowrotnie utracił matkę i siostrę.
— Na Anioła — wyrwało jej się. — To... Straszne — powiedziała ostrożnie, znalazłszy odpowiednie określenie. — Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?
Simon spojrzał na nią i posłał jej blady uśmiech, zupełnie jakby chciał jej przekazać, że wszystko jest w porządku. Mimo że tak naprawdę nic nie było w porządku.
— Chyba niewiele, Melissa...
— Mogę chociaż wesprzeć cię duchowo? — zaproponowała mu.
W tamtym momencie Simon poczuł jakieś dziwne uczucie w okolicach serca. Tak właśnie zadziałała na niego świadomość, że nie jest sam, a Melissa ze wszystkich swoich sił życzy mu jak najlepiej i ma nadzieję, że prędzej czy później wszystkie jego problemy znikną jak ręką odjął.
— Co zamierzasz teraz zrobić? — zapytała go w pewnym momencie, kiedy przysiedli na schodkach jednego z nowojorskich budynków, w którym niegdyś znajdował się sklep jubilerski. Teraz drzwi i okna były zabite deskami, a ze starego szyldu nie dało się odczytać wypisanych na nim liter. Sprawiał wrażenie najzwyczajniej w świecie opuszczonego.
— Cóż... Chciałem poprosić Raphaela o pomoc — odpowiedział Simon. — Może mógłby pozwolić mi zostać w Hotelu Dumort dopóki się nie ustatkuję...
Melissa nie sądziła, aby Raphael poszedł na taki układ. Simon otwarcie pokazał wampirom, że wyrok bycia nieumarłym jest dla niego najgorszym, co go w życiu spotkało. Pokazywał, że nie godzi się z tym, kim jest i pragnie na powrót stać się człowiekiem. Na jego nieszczęście wampiry były honorowe - raczej nie przyjęłyby tak łatwo zbuntowanego wampira, który chce pozostać przy swoim człowieczym życiu. Swoje miejsce wśród klanu wampirów mogły znaleźć tylko te wampiry, które na dobre pogodziły się z tym, że ich poprzednie życie już nie wróci. Tylko te, które zamknęły przeszłość za sobą, a klucz wyrzuciły w dal, aby powrót nie wiódł ich na pokuszenie. Simon niestety do nich nie należał - w dalszym ciągu miał nadzieję, że uda mu się odratować to, co utracił.
Nocna Łowczyni wiedziała jednak, że Simon nie spocznie, póki osobiście nie porozmawia z Raphaelem. Nawet jeśli sam wiedział, że rozmowa ta z góry spisana jest na straty.
— Oby twoja rozmowa z Raphaelem potoczyła się po twojej myśli — powiedziała Melissa. — Choć tak naprawdę nie sądzę, aby Raphaelowi nagle wyrosło serce...
Simon roześmiał się cicho, rozbawiony słowami, jakimi Melissa potraktowała Raphaela. Łowczyni uśmiechnęła się, widząc, że wampir nieco się rozchmurzył.
• • •
Jeszcze tego samego dnia nowojorski Instytut obiegła wieść o śmierci Nefilim. Ciała zostały odnalezione przez faerie w parku, który był pod kontrolą królowej Jasnego Dworu. Tyle że Nocni Łowcy nie od razu dowiedzieli się, kim był zmarły Nocny Łowca - jak dotychczas Cisi Bracia byli w trakcie identyfikacji ofiar. Melissa zdążyła ponadto zauważyć, że Jace zachowuje się jakoś niepodobnie do siebie - jak zaobserwowała, ten stan utrzymywał się już od jakiegoś czasu. Wielokrotnie łapała się na tym, że chciała szczerze z nim o tym porozmawiać, dowiedzieć się, czy u niego na pewno wszystko w porządku. Świadomość, że ktoś jej bliski boryka się z jakimś zmartwieniem, zawsze sprawiała, że nie dawało jej to spokoju. Pomimo faktu, że dopiero od niedawna wiedziała, że Jace jest jej przyrodnim bratem, to jednak dosyć szybko się do niego przywiązała na tyle, że otoczyła go troską taką, z jaką podchodziła do Neila (który również był dla niej jak brat, tyle że powiązany z nią nie więzami krwi, a runą parabatai).
Tyle że ilekroć chciała porozmawiać z Jacem, szybko dochodziła do wniosku, że zapewne nie dowiedziałaby się od niego za wiele. Wiedziała, że o swoich zmartwieniach Jace nie powiedział nawet Clary, bo ta ktoregoś razu zwierzyła się Melissie, że z blondynem coś się dzieje. Pozostawało tylko jedno pytanie: co?
— Nie mam pojęcia, czy to dalej przez to, że jest rozdarty a propo tego, czy jest Waylandem, Lightwoodem czy Herondalem — powiedziała, kiedy pod wieczór wyszywała niezapominajki na kolejnej chusteczce. Dla niektórych Nefilim było to zajęcie pochodzące od Przyziemnych, a przy tym nieodpowiednie dla Nocnej Łowczyni, ale Melissę zawsze to relaksowało. Właśnie dlatego nie dbała o to, jak inni oceniają jej zainteresowanie haftowaniem. W pewnym momencie podniosła wzrok na Neila i spojrzała na niego przepraszająco. — Wybacz. Znowu cię tym zanudzam...
— Lissa, kiedy wreszcie zrozumiesz, że żadne twoje zmartwienie nie jest mi obojętne? — zapytał Neil. — Moich narzekań zawsze cierpliwie słuchałaś, tak tylko przypomnę.
— Potrzebowałeś, aby ktoś cię wysłuchał...
— Tak samo jak ty teraz — zauważył Neil. — Jeśli wyżalenie mi się miałoby ci pomóc, mogę słuchać tego choćby i do samej śmierci.
— No, może już się tak nie rozpędzajmy — zaśmiała się Melissa. — Może aż tyle nie będę martwić się o Jace'a...
Nie wiedziała tylko, że w tamtym momencie Jace przechodził obok jej sypialni i niechcący usłyszał swoje imię, przez co aż przystanął. Nawet jeśli wiedział, że nie powinien podsłuchiwać rozmowy Melissy i Neila, to nie zmieniało faktu, że serce mu się ścisnęło, kiedy usłyszał, że swoim zachowaniem zmartwił Melissę. Gdyby tylko nie dręczyły go koszmarne sny, wszystko byłoby znacznie prostsze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top