Rozdział 6

~23.05,niedziela,7:00,dom Ver~

Ver otworzyła oczy,wstała i podeszła do okna.Na niebie kłębiły się białe chmury,zza których przebijały się promienie słońca.Ptaki siedzące na sośnie śpiewały swoją poranną piosenkę.Na ulicy nie było żadnych samochodów ani autobusów.Nie było też żadnych ludzi.W końcu to niedziela i do tego rano.

Przebrała się z piżamy w krótkie spodenki w kwiatki i koszulkę z tarczą Kapitana Ameryki.Następnie stanęła przed lustrem,rozczesała włosy i podjęła marne próby uplecenia warkocza takiego jak zrobiła jej Sue.Po kilkudziesięciu minutach,wyrwanych włosach i kołtunach dała sobie spokój zawiązując po prostu kucyka.

Postanowiła wziąć ze sobą plecak i tam spakować sobie ubrania,podejrzewała że jak zawsze po takich spotkaniach postanowi zostać na noc.Na takich można by to nazwać "zgrupowaniach" często tak się zdarzało,robiło się późno,wszyscy rozchodzili się do domów,a jej się nie chciało i zostawała na noc w domu gospodarza.

***

~9:32,niedziela 23.05,dom Sue~

Sue park siedziała na parapecie ze swoim puchatym czarnym kotem rozłożonym wygodnie na jej kolanach.Drapiąc go za uchem wyglądała przez okno.Myślała o Veroni. Różowo-włosa bardzo ją interesowała i pociągała.Zawsze gdy patrzyła jej w oczy zatapiała się,właściwie prawie że pływała w jej błękitnych jak ocean oczach.Zachwycająca była jej kondycja i gra na szkolnym boisku.Intrygowała ją jej odmienność-nie interesowała się kosmetykami ani ubraniami jak większość dziewczyn,przyjaźniła się z chłopakami i tworzyła z nimi paczkę zamiast się z nimi umawiać no i nie wyglądała tak delikatnie jak inne.

Mówiąc najprościej:Sue zakochała się w Veroni i nie mogła nic z tym zrobić.

Zrzuciła kota z kolan i szybko zeszła z parapetu,postanowiła zmienić się tak,by przypodobać się dziewczynie.Ruszyła do szafy,jednak nie znalazła tam żadnych ubrań,które odpowiadałyby jej nowemu celowi.Musiała koniecznie się zmienić.Postanowiła zrobić listę,która wyglądała tak:

1.Kupić skórzaną kurtkę.

2.Zdobyć koszulki amerykańskich zespołów (najlepiej rockowych,popowych i metalowych).

3.Poprawić swoją kondycję,być lepszą w grze.

4.Nosić kolczyki i inną biżuterię.

5.Przefarbować włosy.

6.Zmienić swoje postępowanie i zachowanie (zostać pyskatą i żywą,być mniej nieśmiałą i grzeczną).

7.Dowiedzieć się o zainteresowaniach Veroni i też się tym zainteresować.

Na tym na razie lista się kończyła,ale na pewno to nie było wszystko co musiała zrobić.Było od groma niezapisanych punktów,które trzeba było wypełnić by osiągnąć cel.

Sue poszła do sypialni dziadków.W niej na toaletce stało szklane pudełeczko,w którym babcia trzymała biżuterię.Znalazła kolczyki-wiszące srebrne igiełki,ale z pierścionków żaden jej nie odpowiadał.Postanowiła jutro po szkole udać się do centrum handlowego i pochodzić po sklepach w poszukiwaniu potrzebnych ubrań.

***

~12:45,23.05,niedziela,kilkaset metrów od domu Namjoon'a~

Po południu zrobiło się cieplej,termometry pokazywały temperaturę ok.24 stopni celsjusza.

Ver szła chodnikiem w stronę domu Namjoon'a myśląc intensywnie o Andre.Rudzielec nie odzywał się już od kilku dni,a jak byli u niego w domu to nikogo tam nie zastali.Chłopcy najprawdopodobniej myśleli,że aż tak tym się nie przejmowała,ale prawda była inna-chciała wiedzieć co się dzieje z jej przyjacielem,nawet z tym szczególnie wkurzającym.Postanowiła,że jak nie odezwie się w przeciągu nadchodzącego tygodnia to weźmie sprawy w swoje ręce i zacznie go szukać,ale miała szczerą nadzieję,że do tego nie dojdzie.

W końcu doszła do celu.Rodzina Kim była dosyć bogatą rodziną,co pokazywał ich duży dom.Dwupiętrowy dom jednorodzinny z okazałym tarasem i basenem z tyłu rozległego ogrodu od razu przykuwał uwagę obok wszystkich innych małych,skromnych domków znajdujących się po obu stronach ulicy.Podeszła do furtki i nacisnęła dzwonek,kilka sekund później mogła już spokojnie wejść na kamienną ścieżkę,przejść przez mostek,pod którym w małym stawiku pływały pomarańczowe i żółte rybki,a następnie wejść przez drzwi i udać się prosto do salonu,gdzie czekał już na nią uśmiechnięty Namjoon.

-Jak zawsze pierwsza-powitał ją trzymając w ręce paczkę żelków.

-Nie podoba się coś? Daj-wyrwała mu z ręki paczkę,otworzyła i wzięła do ust parę żelkowych robaków-no co? Dziś jadłam tylko czekoladowe płatki!

-Nic-zapewnił ją z łobuzerskim uśmiechem na twarzy-pomożesz mi to wszystko przygotować?

-Jasne,gdzie masz miski?

Kwadrans później przybyli już Tae i Yoongi,a niedługo po nich Hoseok razem z Jeongguk'iem.Wszystkie przekąski,które Ver przygotowała już wcześniej z Namjoon'em bardzo chłopakom podpasowały.Razem usiedli na kanapie.Dziewczyna oczywiście obok Tae'go i Yoongi'ego,a Hoseok ułożył się wygodnie na kolanach niezbyt z tego zadowolonych Jeongguk'a i Namjoon'a.Uprzednio pozasuwali oczywiście w całym pomieszczeniu rolety,ale słońce i tak miejscami się przebijało.

Na początek pooglądali jeden z najbardziej w szkole lubianych filmów akcji,czyli "Szybkich i wściekłych 6".Następnie nadeszła pora na " Avatara",najulubieńszy i najukochańszy film Namjoon'a.

Wiele razy wyjaśniał dziewczynie gdy go pytała dlaczego lubi właśnie ten film,on wymieniał jej wszystkie jego zalety i problematykę.Nie rzadko wspominał również o niesamowitej obsadzie,dobrej reżyserii i wpadającej w ucho ścieżce dźwiękowej.

Sama Ver gustowała bardziej w produkcjach bardziej bohaterskich, lub thrillerach. Lubiła też adaptacje książek i młodzieżówki.
Hoseok za to uwielbiał musicale i komedie.Z tych pierwszych zawsze mógł zaciągnąć kilka pomysłów na teksty (podobnie zresztą jak Namjoon),a przy tych drugich miał okazję po prostu dobrze się pośmiać.

W przerwie między "Avatarem" a innym cudownym filmem Ver postanowiła coś im pokazać.

-Moi drodzy-wspięła się na stół z rękami ukrytymi za plecami-chcę wam coś pokazać.Coś bardzo fajnego.Słuchacie mnie?

Wszyscy pokiwali głowami.

-Zacznijmy od tego,że wczoraj byłam razem z Sue na zakupach i tam zajrzałam do herbaciarni i wiecie co znalazłam?To!-wyjęła pudełeczko i pokazała im.

-Oświecisz nas może co to jest?-spytał Namjoon marszcząc brwi-mam szczerą nadzieję,że to nie są żadne narkotyki.

-Jakie narkotyki?! Och Namjoon'uś zamknij się.Myśl trochę.To jest mój drogi Yerba Mate.Opowiem wam trochę o niej.Yerba Mate,zwana też chimarrão,erva mate lub indiańskie caã mati.Głównie popularna w krajach Ameryki Południowej:Argentynie,Paragwaju,Urugwaju i Brazylii.Myśleliście pewnie,że to kubek- potrząsnęła fioletowym poozdabianym naczyniem podobnym do mini wazoniku-ale to nie prawda.To jest MATERO.Wykonane z tykwy.A to-pomachała im dziwną,srebrną słomeczką-nie jest zwykła "słomeczka",nazywa się Bombilla i jest zrobiona ze srebra.Sam napój składa się z wysuszonych,zmielonych liści oraz patyczków Ostrokrzewu paragwajskiego.Jednak wiecie co jest w tym najlepsze?

-Nie,nie wiemy.Jesteśmy zwykłymi,prostymi ludźmi księżniczko i nie mamy pojęcia o takich rzeczach.Oświeć nas o pani-powiedział żartobliwie Hoseok.

-Ależ oczywiście,że was oświecę,ciemny ludzie.Yerbę można zaparzyć nawet siedem razy,a ona nie traci swoich właściwości!A do tego jest lepsza niż kawa.Szybciej postawi cię na nogi i ożywi.Pijcie Yerbę.

-Cudowna reklama.Ile ci zapłacili?-Jeongguk zaczął klaskać a razem za nim reszta.

Ver ukłoniła się i zeskoczyła ze stołu-to co? Może zamówimy pizzę? Ty stawiasz Namjoon,prawda?

-Jasne.Mamy już dziewiętnastą,więc chyba najwyższa pora coś zjeść.Jaką zamawiamy?

Po dość długich i odrobinę agresywnych uzgodnieniach,doszli do wniosku iż zamówią hawajską i ,obie XXL z trzema sosami czosnkowymi  i pomidorowymi.Z dwiema litrowymi butelkami Pepsi i Fanty.

Namjoon złożył zamówienie i poszedł po coś do swojego pokoju.Ver podeszła do Yoongi'ego.

-Jakieś wieści od Andre?-zapytała,chociaż podejrzewała już jaką otrzyma odpowiedź.

-Nic,zastanawiam się czy nie pójść z tym na policję-westchnął ciężko i schował telefon do kieszeni-dzwoniłem i pisałem do niego przez te wszystkie dni,a on nie odpowiada.

-Jeśli koniecznie chcesz iść zgłosić to na policję,to zrobimy to jutro,jeszcze przed szkołą.

-My?-popatrzył na nią zaskoczony.Jak wszyscy wiedział,że dziewczyna nie przepadała za policją,ani innymi służbami porządkowymi.

-Tak,myślisz,że puszczę cię samego do nich?-położyła mu rękę na ramieniu i spojrzała mu w oczy-zrobimy to razem.Razem zgłosimy zaginięcie Andre-popatrzyła na niego,przeszywając go swoimi niebieskimi oczami i szybko odeszła w swoją stronę.

-Okej-powiedział wciąż zaskoczony Yoongi patrząc za oddalającą się dziewczyną.

Chwilę później Namjoon zszedł do salonu niosąc za sobą pudełko.

-Moi najukochańsi,chyba wiecie co to jest.

-Nie-odpowiedział mu chór zgodnych głosów.

Westchnął zniecierpliwiony-to jest twister,taka gra.

-Aaa! Ok! Dlaczego masz ją w takim pudełku?

-Nieważne,wszyscy wiedzą o co chodzi?

-Tak!-spotkał się z twierdzącą odpowiedzią,więc zaczął rozkładać matę na podłodze.

-Zaczynamy! Najpierw ja.

-Niespodziewane-mruknęła Ver z założonymi na piersi rękoma-no kręć wesołku,kręć.

Zakręcił-lewa stopa na czerwone,prawa ręka na żółte-odczytał na głos i zajął pozycję.

-Teraz ja!-Hoseok zajął zielone i niebieskie kółko.

Następnie byli Jeongguk,Yoongi i Tae.Po zajęciu swoich pozycji zachęcali przyjaciółkę,by do nich dołączyła,ale ta postanowiła obserwować rozgrywkę i czekać pod pretekstem "ktoś przecież musi odebrać pizzę".

-Aleś ty drętwa-Hosie wystawił język w jej stronę.

-Żadna "drętwa" tylko rozsądna.Zdążę zjeść całą pizzę zanim wy się odplączecie.

-Pizzę?

-Nie pamiętasz?Nienawidzę hawajskiej.Ananas na pizzy! Ohyda! Kto to wymyślił?!-wzdrygnęła się z obrzydzeniem chcąc bardziej podkreślić swoje słowa.

-Nie przesadzaj.

Kilkanaście minut później zadzwonił dzwonek,Namjoon sądząc,że to dostawca pizzy wydostał się szybko spod swoich dziwnie poskręcanych kolegów i udał się na zewnątrz.Potem wszedł niosąc dwa duże kartonowe pudełka i siatkę z sosami i napojami.Postawił wszystko na stoliku.Reszta nie przejmując się grą rzucili się na jedzenie.Tae razem z Ver szybko wzięli w posiadanie połowę ,jeden sos czosnkowy i połowę co prawda butelki Pepsi.Zajęli część kanapy i zabrali się za jedzenie.

W międzyczasie Namjoon włączył zaplanowany film.Szczerze...Ver już wolała ten horror.To co zobaczyła...On po prostu włączył film przyrodniczy o drzewach,a dokładnie o sośnie.

-Co to ma być?!-wrzasnęła.

-To moja droga film o sośnie,oglądaj,oglądaj.

-Grr... Wal się-ugryzła duży kawałek pizzy dziękując za to szczęście,że ma się czym zapchać.

-Nie denerwuj się tak-Tae uśmiechnął się do niej pocieszająco-potem będzie coś innego.Przynajmniej mam taką nadzieję-dodał ponuro,wiedząc,że jego przyjaciel potrafi być czasem naprawdę złośliwy,podał jej butelkę Pepsi.

-No mam nadzieję-wzięła dużego łyka napoju i położyła głowę na ramieniu przyjaciela.

Po zabijającym wewnętrznie filmie przyrodniczym Tae potrząsnął Ver,która już zdążyła mocno zasnąć.

-Co jest? Koszmar się skończył?-popatrzyła na niego z nadzieją-to koniec,tak? Powiedz,że to koniec błagam cię.
-Tak,to koniec.Rozumiesz? Koniec,to serio był koszmar.Cholera,chyba zabiję Namjoon'a.
-Tak,zaplanujemy morderstwo razem.

W połowie drugiego horroru,czyli gdzieś około dwudziestej czwartej Ver postanowiła wrócić do domu.Nie lubiła horrorów. Były przewidywalne, a niektóre nawet i nudne.Niewiele filmów z tego gatunku potrafiło ją naprawdę nastraszyć,była po prostu zbyt trzeźwo i realistycznie  myśląca by się ich bać.Pożegnała się ze wszystkimi,zapewniła Tae'go,że przeżyje i wyszła.Miała do przejścia około sześciu kilometrów.

Noc była chłodna i panowała lekka mgła.Latarnie rzucały żółte światło na chodnik,nikogo w zasięgu wzroku nie było.Wcisnęła słuchawki do uszu i włączyła muzykę.Szła szybkim krokiem nie patrząc za siebie.

Gdy szła na skróty przez park poczuła na sobie czyjeś spojrzenie,zignorowała to myśląc,że to skutek horroru.Po kilku minutach mocny ucisk między łopatkami,świadczący o czyjejś obserwacji nie dawał jej spokoju,odwróciła głowę i przeczesała wzrokiem ciemny park,nikogo nie było.Była prawie pewna,że tylko jej się wydaje,ale i tak przyspieszyła kroku.

Muzyka przestała grać,wyjęła słuchawki z uszu i razem z telefonem schowała do kieszeni i tak nie miała już ochoty słuchać.

-Po co uciekasz?-usłyszała głos w swojej głowie.Miał niespotykaną barwę.Słowa wypowiedziane tym łagodnym wręcz miłym tonem mogły zmrozić krew w żyłach.

-Jezu,czym ty jesteś?-pomyślała,nie wiedząc,że właśnie nawiązuje niewidzialne połączenie.

-Nie ważne kim jestem,później się dowiesz.Jesteś taka ładna...A twoje serce...Chcę je mieć!-ostatnie zdanie wykrzyczał.

-Zostaw mnie,proszę zostaw mnie-nietrudno było jej się domyśleć jak z tym czymś rozmawiać.

-Prośby nic ci tu nie dadzą moja droga.Chcesz mnie zobaczyć?

-Nie-gdy usłyszała za sobą kroki zaczęła biec.Plecak podskakiwał jej na plecach,na żwirowanej drodze trudno się biegło,ale nie zwracała na to uwagi.Za nią czaił się potwór,a ona nie zamierzała czekać,aż ją zeżre.Bała się,ale z drugiej strony ją to fascynowało.Rozmowa w myślach...To było bardzo ciekawe i niezwykłe.

-NIE UCIEKAJ-poczuła coś za swoimi plecami,przyspieszyła.Biegła praktycznie na złamanie karku.Wybiegła z parku,biegła jeszcze przez kilka ulic.Niedaleko domu zwolniła,aż w końcu stanęła w miejscu będąc pewną,że niczego za nią nie ma.Głęboko oddychając udała się do domu.

Szybko zdjęła buty w przedpokoju i poszła na górę.Wszyscy już spali,u niej w domu nikt za bardzo się nie przejmował kiedy wraca i czy jest w nocy w domu.Może na początku tak było,gdy miała trzynaście-czternaście lat.W późniejszych latach mogła wracać kiedy chciała.Wzięła szybki prysznic,ubrała pidżamę i wślizgnęła się pod kołdrę.

Nie zasnęła od razu.Przez długi czas myślała o zdarzeniu w parku,gdyby teraz tak na to spojrzeć to wolałaby gdyby jej się pokazał,zakładając oczywiście,że to była prawda,a nie wymysł jej wyobraźni.Gdyby go zobaczyła to najprawdopodobniej mniej by się go bała,przynajmniej by wiedziała jak wygląda i byłaby spokojniejsza.Gdy w końcu udało jej się zasnąć zaczął się koszmar.

Jakaś nieznana jej kobieta w średnim wieku szła do jakiegoś miejsca.Ubrana była w marynarkę i spódnicę do kolan,długie,jasne włosy związane w ciasny kucyk sięgały jej do połowy pleców.Przy każdym kroku jej długie piętnastocentymetrowe szpilki uderzały o chodnik.Wiatr zawiał,a kilka liści zleciało ze stojącego za ogrodzeniem dębu.Veronia miała silne przeczucie,że zaraz coś się stanie i to coś złego.Odkryła,że może się ruszać w tym śnie.Postanowiła skorzystać z tej możliwości i podeszła do kobiety.

-Dzień dobry-zaczęła grzecznie,lecz ta chyba nie zwróciła na nią uwagi-proszę pani!

Odpowiedziała jej cisza.

Zamachała jej ręką przed twarzą,ale nie otrzymała odpowiedzi.Najwyraźniej nie mogła w żaden sposób porozumieć się z osobami,szkoda.

Mogła tylko biernie patrzeć,a w razie gdyby chciała to miała możliwość przybliżyć się lub oddalić.Przyjrzała się bardziej otoczeniu,rozpoznała w nim dzielnicę Mapo-gu,a dokładniej jej zachodnią część,w okolicach sądu. 

Zaczęło wiać mocniej,wszystkie "ruchome" bilbordy zgasły.Poczuła chłód,słońce schowało się za chmurami przez co wszystko stało się ciemniejsze,a ludzie szli dalej jakby tego w ogóle nie widzieli.Nagle zza dębu wyszedł mężczyzna,ubrany w czarny płaszcz sięgający mu prawie do kostek,czarne buty od garnituru i czarny kapelusz nasunięty na twarz w niemożliwy sposób zasłaniający całą jego twarz.Podszedł do kobiety.

Ver nie zważając na to,że to i tak nic nie da spróbowała ją ostrzec-uwaga! Niech pani się od niego odsunie!

-Nie wtrącaj się-rozległ się głos w jej głowie.Dziewczyna znieruchomiała z przerażenia,to ten sam głos,który mówił do niej w parku.Złapała się za głowę.

-Wynoś się!-krzyknęła rozpaczliwie,choć przeczuwała,że robiła to na marne.Czuła,że jego nie da się tak po prostu "wyrzucić".

-Cicho siedź-rozkazał jej-patrz.

Mogła tylko bezsilnie patrzeć na to co działo się przed nią.Mężczyzna zdjął kapelusz,lecz mimo tego nadal nie mogła ujrzeć jego twarzy.Ku kobiecie wysunęły się ogromne,czarne macki,z których kapała ciemna,nieznana jej ciecz.Ofiara krzyczała podczas gdy macki oplatały ciasno głowę i szyję a później całe ciało.Widocznie w oplatających ją mackach musiało być coś co przebijało skórę.Było na niej pełno małych ranek,z których nieustannie płynęła krew.Co najdziwniejsze ludzie,którzy przechodzili obok szli tak jakby nic się nie działo,na nic nie zwracali uwagi.

Nagle wszystko ustało.Kobieta upadła niczym szmaciana lalka na chodnik,a czerwona substancja nadal wypływała z jej licznych ran.Skóra stała się żółtawa i wysuszona jakby  nie było w niej nawet kropli wody.

Krzyknęła cicho i odwróciła się chcąc uciec.Gdy to zrobiła złapała spojrzenie czerwonych oczu,pozbawionych emocji,a jednocześnie przerażających i złych.Chciała im się bliżej przyjrzeć i wtedy wszystko się rozpłynęło.

Ver otworzyła szeroko oczy i usiadła na łóżku,była cała spocona i do tego wystraszona.Miała wrażenie,że wariuje,nie umiała znaleźć innego powodu.Najpierw rozmawia z głosem w swojej głowie,a potem tej samej nocy właściciel głosu z parku zabija swoimi mackami nieznaną jej kobietę i patrzy się w nią swoimi przerażającymi,czerwonymi oczami.
Tej nocy dziewczyna już nie zasnęła,co prawda próbowała,ale gdy tylko zamykała powieki na dłużej niż kilka chwil miała przed oczami oczy tego potwora, a jego głos rozbrzmiewał jej w głowie.Przewracała się z boku na bok nie potrafiąc znaleźć sobie wygodnej pozycji.Przez resztę nocy patrzyła się bezsensownie w ciemny sufit.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top