Rozdział 31

~17.6,czwartek,5:58,dom Ver,pokój Ver~

Ver otworzyła oczy i przeciągnęła się.Powoli wstała z łóżka.Za oknem było już jasno,a Tatiana nadal spała.Postanowiła jej na razie nie budzić.Sama wzięła ciuchy na przebranie i udała się do łazienki.Po umuciu ciała i włosów,przebraniu i ogólnym ogarnięciu wróciła do pokoju.Tatiana już nie spała.Siedziała zaspana z na wpół przymkniętymi oczami i gniazdem na głowie.
-Dzień dobry!-Krzyknęła jej prawie,że do ucha,Ver.
-Boże...Nie drzyj się tak,błagam...-Wciąż marudząc,zebrała swoje rzeczy i skierowała się to łazienki.

***

~17.6,czwartek,6:26,dom Ver,kuchnia~

Tatiana siedziała nad miską płatków czekoladowych,a Ver przygotowywała kawę,jednocześnie wciąż czytając ze swojego zeszytu.Jednak w końcu i ją dopadł stres przedegzaminowy.
-Tarczyca,przytarczyce,przysadka,nadnercza...-Mamrotała pod nosem materiał z biologii,nieopatrznie wsypując do kubka sześć łyżek kawy.
-Ver-próbowała zwrócić jej uwagę Tatiana,która zauważyła ile dziewczyna wsypała.
Jednak Ver nie zwracała na nią uwagi,tylko wlała gorącą wodę,dolała trochę chłodnej, zamieszała,dodała mleka i po wymieszaniu zaczęła pić.Po wypiciu łyka napoju zmarszczyła z nie smakiem brwi i wykrzywiła usta z obrzydzenia.Szybko wypluła ze swoich ust cały płyn,wprost do kuchennego zlewu.Gdy chciała już wylać resztę,Tatiana powstrzymała ją.
-Ver! Czekaj. Dasz wypić?-Spojrzała na "kawę".
-Naprawdę nie radzę,to paskudstwo.
-Ale daj-podeszła do niej i wyjęła jej kubek z dłoni.Upiła łyk i przełknęła.-Dobre.-Stwierdziła,a Ver popatrzyła się na nią jak na kosmitkę.
-Masz wypaczony gust jakiś-wydała osąd i powróciła do czytania notatek.
-Nic więcej nie zjesz?-Zapytała ze zdziwieniem Tatiana.
-Tat...Mi więcej nie potrzeba.Ta kawa wyniszczyła mi kubki smakowe przynajmniej na połowę dnia.
-"Tat"?
-Taki skrót.Skrótowiec,zdrobnienie,przydomek,ksywka.Jak chcesz tak zwij.Może być też "Tati" lub "Tatiś".Mi tam nie przeszkadza. I mam to gdzieś,czy ci się podoba,czy nie.
-Podoba mi się.
-Doskonale.

***

~17.6,czwartek,7:26,pod szpitalem miejskim w Seulu~

-Więc tak:w razie co masz do mnie numer,więc dzwoń.Wszystko masz? Dobrze wszystko? Ok. Jak już będziesz u Andre to zrób mu zdjęcie i wyślij do mnie dobra?
-Zwolnij-Tatiana położyła jej uspokajająco dłoń na ramieniu-wdech i wydech-uśmiechnęła się do niej łagodnie.-W połowie zaczęłaś mówić po angielsku i to zajebiście szybko,więc nie mogłam cię zrozumieć.Dam sobie radę-zapewniła ją-leć bo do szkoły się spóźnisz! Spokojnie,wydam pozytywną opinię!-Pomachała jej na pożegnanie.
-Dzięki!-Odmachała jej i popędziła na przystanek.

***

~17.6,czwartek,przerwa obiadowa,stołówka,liceum Seul High School~

-Nie powinniśmy tak się martwić.To przecież tylko Andre-stwierdził Namjoon-Ver.
-Co?
-Za bardzo się martwisz.On z tego przecież wyjdzie.
-No właśnie nie wiem-zmartwiona ukryła twarz w dłoniach.
-A co takiego jest z nim nie tak?-Próbował zrozumieć Tae.
-Widzieliście te n bandaż na jego szyi? Tam są rany.Te rany nie chcą się zagoić i to właśnie jest niepokojące.
-Pójdziemy dzisiaj wszyscy do niego,co?
-Jasne-wspólnie podjęli jednogłośną decyzję.

~biblioteka~

Ver weszła do biblioteki,zamnęła za sobą drzwi i podeszła do biurka,przy którym już od siódmej trwał Alec.
-I jak? Praca się podoba?-Zagadnęła go.
-Jest ok.Jeszcze nie podciąłem sobie żył z nudów.
-Z nudów? Podcinanie sobie żył jest bardzo poważnym i wielce smutnym tematem.Nie możesz sobie z niego żartować!-Ochrzaniła nowego bibliotekarza i oparła się dłońmi o blat biurka.
-A kto powiedział,że żartuję?
-Ja.Ja tak powiedziałam.
-A jak tam twój przyjaciel?-Zmienił temat.
-Jest ok,ale nie mogę się przecież nie martwić.
-A ja myślałem,że ty jesteś wolna od zmartwień-zażartował,ale zaraz spoważniał-potrzebujesz o tym porozmawiać?
-Nie.Potrzebuję spowiedzi.
-Może coś bardziej wykonalnego?
-Tak.Arkuszu egzaminacyjnego.Najlepiej gdyby był jeszcze z odpowiedziami.Byłoby miło.
-Bardzo kurwa śmieszne.
Uśmiechnęła się do niego i poklepała go po ramieniu-jestem z ciebie dumna-powiedziała i nie czekając na odpowiedź wyszła z biblioteki.

***

~17.6,czwartek,16:34,sala 58,szpital miejski w Seulu~

Dzisiejszego dnia przyszli wszyscy od razu po szkole.Ledwo co mieścili się w sali,ale jakoś dawali radę.Andre czuł się lepiej,więc bez problemu siedział na łóżku.Tae przyniósł gitarę,dzięki czemu mogli śpiewać przy jego akompaniamencie.Gdzieś kwadrans po siedemnastej poczuła w tylnej kieszeni spodni wibrujący telefon.Wyjęła go,na wyświetlaczu było napisane "Rodrigo". Poszła w bardziej ustronne miejsce i odebrała połączenie.
-Halo?
-Cześć Ver.Nie przeszkadzam ci?
-Trochę.
-Trudno,ale wierz mi,chcesz to usłyszeć.Niedawno zadzwoniono do nas z baru,w którym kiedyś graliśmy.Okazało się,że potrzebują na dzisiaj zespołu.Co prawda jesteś nowa,ale przydałaby się jakaś nowość.Przyjdziesz? Czekamy w klubie .....Na dziewiętnastą.Będziesz?
-Tak...Będę-popatrzyła na roześmianych niczym nie martwiących przyjaciół.Uznała,że tutaj będzie tylko zakłócać atmosferę,tą swoją ponurą miną.-Wiem gdzie to jest.
-Spoko,dzięki.Pa!
-Pa.
Rozłączyła się i włożyła telefon do kieszeni.
Podeszła do Tatiany.
-Muszę coś załatwić-szepnęła jej do ucha-około dwudziestej pierwszej będę.Dasz radę?
-Jasne.Tylko o mnie nie zapomnij!
-Nie zapomnę.Pa.
-Pa!

***

~17.6,czwartek,18:24,dom Ver,pokój Ver~

Ver wyjęła z szafy swój dawno już skompletowany strój na występy i ubrała go.Wzięła mały plecako-worek,do którego włożyła słuchawki,klucze do domu i kartki z tekstami piosenek.Telefon włożyła do kieszeni i tak oto gotowa udała się na przystanek.

***

~17.6,czwartek,18:46,bar ...,Seul~

Bez problemu odnalazła bar,o którym mówił Rodrigo.Weszła,a w środku pokierowała ją kelnerka.
W pokoju technicznym znajdowali się już Augustina i Rodrigo.
-Cześć-Augustina jak zawsze ją uścisnęła.
-Hej.To co? Scena czeka?
-Tak.Boże jak ja się denerwuje.
-A myślisz,że ja nie?
Roześmiały się obie i wtedy podszedł do nich Rodrigo.
-Chodźmy już.
W trójkę weszli na scenę.Każdy dostała po mikrofonie,a chłopak zaczął swoją przemowę.Po niej zaczęli śpiewać.Poleciała pierwsza pinatural

No ja Was przepraszam,ale na telefonie to ja kurwa nie potrafię.
1.Imagine Dragons Natural
2.Alan Walker Alone
3.Ed Sheeran I see fire

Will you hold the line? When every one of them is giving up or giving in, tell me In this house of mine? Nothing ever comes without a consequence or cost, tell me Will the stars align? Will heaven step in? Will it save us from our sin? Will it? 'Cause this house of mine stands strong That's the price you pay Leave behind your heartache, cast away Just another product of today Rather be the hunter than the prey And you're standing on the edge, face up 'cause you're a Natural A beating heart of stone You gotta be so cold To make it in this world Yeah, you're a natural Living your life cutthroat You gotta be so cold Yeah, you're a natural Will somebody Let me see the light within the dark trees' shadows and What's happenin'? Lookin' through the glass find the wrong within the past knowin' We are the youth Call out to the beast, not a word without the peace, facing A bit of the truth, the truth That's the price you pay Leave behind your heartache, cast away Just another product of today Rather be the hunter than the prey And you're standing on the edge, face up 'cause you're a Natural A beating heart of stone You gotta be so cold To make it in this world Yeah, you're a natural Living your life cutthroat You gotta be so cold Yeah, you're a natural Deep inside me, I'm fading to black, I'm fading Took an oath by the blood of my hand, won't break it I can taste it, the end is upon us, I swear Gonna make it I'm gonna make it Natural A beating heart of stone You gotta be so cold To make it in this world Yeah, you're a natural Living your life cutthroat You gotta be so cold Yeah, you're a natural Natural Yeah, you're a natural

Podczas piosenki Ver mogła dokładniej rozejrzeć się po pomieszczeniu.Jak na czwatkowy wieczór było sporo ludzi.Niektórzy siedzieli przy stolikach,ale większość przysunęła sobie krzesała tuż pod scenę i uważnie oglądali występ.Wiszące różnokolorowe żarówki,zostały rozwieszone po całym suficie,co wyglądało bardzo ładnie.

Lost in your mindI wanna knowAm I losing my mind?Never let me goIf this night is not foreverAt least we are togetherI know I'm not aloneI know I'm not aloneAnywhere, wheneverApart, but still togetherI know I'm not aloneI know I'm not aloneI know I'm not aloneI know I'm not aloneUnconscious mindI'm wide awakeWanna feel one last timeTake my pain awayIf this night is not foreverAt least we are togetherI know I'm not aloneI know I'm not aloneAnywhere, wheneverApart, but...

Oh, misty eye of the mountain belowKeep careful watch of my brothers' soulsAnd should the sky be filled with fire and smokeKeep watching over Durin's sonIf this is to end in fireThen we should all burn togetherWatch the flames climb high into the nightCalling out for the rope, sent by and we willWatch the flames burn on and on the mountain side heyAnd if we should die tonightThen we should all die togetherRaise a glass of wine for the last timeCalling out for the ropePrepare as we willWatch the flames burn on and on the mountain sideDesolation comes upon the skyNow I see fire, inside the mountainI see fire, burning the treesAnd I see fire, hollowing soulsAnd I see fire, blood in the breezeAnd I hope that you'll remember meOh, should my people fallThen surely I'll do the sameConfined in mountain hallsWe got too close to the flameCalling out father hold fast and we willWatch the flames burn on and on the mountain sideDesolation comes upon the skyNow I see fire, inside the mountainI see fire, burning the treesAnd I see fire, hollowing soulsAnd I see fire, blood in the breezeAnd I hope that you'll remember meAnd if the night is burningI will cover my eyesFor if the dark returns thenMy brothers will dieAnd as the sky's falling downIt crashed into this lonely townAnd with that shadow upon the groundI hear my people screaming outNow I see fire, inside the mountainI see fire, burning the treesAnd I see fire, hollowing soulsAnd I see fire, blood in the breezeI see fire, oh you know I saw a city burning (fire)And I see fire, feel the heat upon my skin (fire)And I see fire (fire)And I see fire (burn on and on and mountains side)


Po zakończonym występie zeszli z powrotem za kulisy.
-Nieźle nam poszło-stwierdził wesoło Rodrigo, a potem zwrócił się do Ver ze smutnym uśmiechem-masz jutro egzaminy,prawda?
-Tak.Cieszy cię to?
-Nie! Absolutnie!-Uśmiechnął się szeroko.
-To czego się szczerzysz?
-Po prostu cieszę się,że ja mam szkołę już za sobą.
-Bardzo śmieszne,naprawdę.Dobra,ja spadam.Jakby co to dzwońcie.

***

~17.6,20:46,nad rzeką Han,Seul~

Ver spokojnie spacerowała po lewym brzegu,przepływającej przez Seul,rzeki Han.Była względnie sama.Tylko w oddali majaczyły niewyraźnie sylwetki ludzi.Między przeciwnymi brzegami postawiony był most.Prosty,elegancki z ładną barierką.Ver weszła na niego,a nogi przełożyła między pręty,tak by spokojnie zwisały.Zapatrzyła się w płynącą rzekę.Ciemna,niezgłębiona toń uspokajała ją i hipnotyzowała.Wiatr zawiał,łagodnie odgarniając jej włosy z twarzy.Rozejrzała się i po upewnieniu się,że nikogo nie ma w pobliżu,zdjęła plecak i wyjęła z niego swój rewolwer.Trzymając go,przyjrzała mu się po raz ostatni w świetle księżyca.Chwilę później,z lekkim uśmiechem, wrzuciła broń do wody.Wstała i podeszła do drugiej strony mostu.Z tej strony rzuciła w woreczku resztę niezużytych naboi.

Potem zeszła z mostu,przeszła przez plażę i ruszyła na pobliski przystanek autobusowy.

***

~17.6,czwartek,21:28,sala 58,szpital miejski w Seulu~

Ver weszła do szpitalnej sali,w której siedziała już tylko Tatiana i jej ciocia.

-Cześć Tat-uścisnęła ją-jak Andre?-Zapytała.

-Zasnął-odpowiedziała jej-idziemy już?

-Tak,chodź.

Zostawiły kobietę sam na sam z chłopakiem i wyszły na zewnątrz szpitala.

~przed szpitalem~

-Dlaczego jesteś tak ubrana?-Spytała ją Tat,przyglądając się jej ubraniu,a z największym zaciekawieniem przypatrywała się kapeluszowi.

-Miałam występ.

-Występujesz gdzieś?

-Tak,z takim rodzeństwem.Dzisiaj śpiewaliśmy w barze.

-Wow-powiedziała z podziwem.

-Chodźmy na przystanek.

***

~17.6,czwartek,23:57,dom Ver,pokój Ver~

Po szybkiej i skromnej kolacji poszły na górę.Umyły się i położyły do łóżek.Tatiana już dawno spała,ale Ver siedziała z latarką w ręku i uważnie czytała swoje notatki.Wokół siebie miała rozłożone podręczniki,pootwierane na różnych stronach.Musiała zdać.Jutro były egzaminy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top