Rozdział 23

~9.6,środa,01:15,dom Andre,salon~

Siedzieli w salonie-mama,tata i Andre,oglądając telewizję.Taka godzina? Wydawało się to dziwne,ale był to film,na który od dłuższego czasu czekali.Był nadawany o takiej a nie innej porze,ponieważ wcześniej trwały najróżniejsze programy.
Andre,który siedział najbliżej wyjścia usłyszał chrobotanie czegoś w zamku.Zaniepokojony zwrócił się do ojca.
-Tato...Ktoś chyba majstruje przy zamku.
-Bez paniki.Wydaje ci się,to pewnie przez film-machnął lekceważąco na syna i otoczył żonę lewym ramieniem-nie przeszkadzaj.
Skinął ze zrezygnowaniem głową.Może faktycznie tylko mu się zdawało...
Kilka minut później był już jednak pewien,że miał rację.Do pokoju wszedł mężczyzna.W długim,czarnym płaszczu i kapeluszu o tym samym kolorze naciągniętym na twarz.
Wyglądało na to,że tylko Andre go zobaczył.Czuł,że ta postać ma złe zamiary.Dlatego postanowił się odezwać.
-Proszę nie rób im nic-poprosił,ale on nawet się nie poruszył.Nadal stał z rękoma splecionymi za plecami.
-Kochanie?-Zapytała matka odwracając się w stronę syna-Wszystko dobrze? Do kogo mówisz? Ktoś tu jest?
Wtedy już miał całkowitą pewność,oni go nie widzieli.
-Nie mamo,wszystko dobrze-skłamał-muszę do łazienki-poderwał się z kanapy i blady jak ściana wyszedł do łazienki,a on podążył za nim.
Zamknął za sobą szczelnie drzwi i usiadł na klapie od kibla.Przerażony popatrzył na mężczyznę.
-K-kim jesteś?-Zapytał drżącym głosem.
-Ja-pokazał na siebie-jestem Oprawcą,a ty-wskazał palcem chłopaka-jesteś moją Ofiarą.
-Co?! Jaką "ofiarą"?!
-Krzycz ciszej jeśli możesz,bo twoi starzy pomyślą,że jesteś chory psychicznie.
-Odpowiedz mi kim jesteś-rozkazał stanowczo.
-Jak już mówiłem,jestem Oprawcą.
-Więc,drogi Oprawco.To twoje imię,tak?Daj mi i mojej rodzidnie spokój, dobrze? Zgadzasz się?
-Jesteś na liście moich Ofiar.Nie zostawię cię,ale dam ci spokój.Śmierć zawsze daje spokój.Po śmierci już nic cię nie obchodzi, masz wszystko gdzieś!Proste.No,a teraz chodź-pstryknął palcami,a Andre natychmiastowo się poderwał.Wyszli z łazienki i wrócili z powrotem do salonu.
Oni nadal go nie widzieli.Dla nich widzialny był tylko ich syn,stojący przed nimi,zakrywające im tym samym telewizor.
-Przesuń się-warknął na niego ojciec i zamachnął się.
Jednak matka lepiej przyjżała się swojemu dziecku-coś się stało kochanie?
Andre nie odpowiadał.
-Ech...Młody co jest?-Zapytał ojciec wyłączając telewizor.
Andre popatrzył z niepokojem na nich,a potem na potwora.Oprawca uśmiechnął się okrutnie.
-Oni już nie będą nam potrzebni.Prawda?-Z jego otwartych ust wyskoczyła czarna,oślizgła macka z kolcami, która owinęła się wokół siedzących na kanapie rodziców i wyrzucił ich ma chodnik przez otwarte okno.Andre nawet nie krzyknął.To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
-No,o wiele lepiej.A teraz idziesz ze mną Ofiaro-wsunął kolce i prawie,że delikatnie owinął się wokół przerażonego chłopaka-spokojnie,już nie żyją.

***

~9.6,środa,5:49,dom Ver,pokój Ver~

Ver obudziła się w dość niewygodnej pozycji.Prawa ręka razem z nogą zwisały jej z brzegu łóżka,a włosy zasłaniały twarz.Z wysiłkiem stoczyła się z łóżka i od tego czasu leżała na podłodze z zamkniętymi oczami.Była cholernie zmęczona.Niby spała,ale cały czas miała przeczucie, którego nie mogła zwalczyć.Przeczucie,które mówiło jej,że coś jest bardzo,ale to bardzo nie tak.Gdy usłyszała dźwięk budzika jęknęła głośno i podniosła się z podłogi.Gdy stanęła już na nogi nadal z zamkniętymi oczami wzięła z krzesła przygotowane już wczorajszego dnia i przebrała się.Po tym poszła do łazienki.Przemyła tam twarz lodowatą wodą w celu przebudzenia się,ale mało co to dało.Trzeba było widocznie poczekać na kawę.Umyła zęby,jednocześnie czesząc włosy i zaszła na dół do kuchni.Po zrobieniu i wypiciu Boskiego Napoju,wzięła plecak i poszła do szkoły.
Idąc zajrzała na chat.
Iron_Woman:Cześć,co tam?
Iron_Woman:Muszę coś zrobić
Użytkownik Iron_Woman zmienił pseudonim użytkownika Russian_Snout na Andre😸
Iron_Woman:😂😂
Red_Princess:Cześć Ver
Iron_Woman: No hej.Jesteś już w szkole?
Red_Princess:Nie,ale zaraz będę
Iron_Woman:Wow,ktoś wcześniej ode mnie 😱😱
Iron_Woman:Gratuluję 👏👏🎉🎆🎈🎊🎇🎉🙌
Red_Princess:A dziękuję 😆😆
Red_Princess:Już jestem
Iron_Woman:No brawo
Madman:Co to ma być?! Ja jeszcze nawet nie wylazłem z domu!
Iron_Woman:To naprawdę bardzo źle obyeatelu.Mandacik się należy 👮
Red_Princess:😂😂
Iron_Woman:Czskajcie chwilę
Iron_Woman: Patrzcie
Użytkownik Iron_Woman zmienił pseudonim użytkownika Like_Psychologist na Miś_Yogi
Iron_Woman:Hahaha
Cookie:Muszę wam coś powiedzieć
Madman:Tutaj to raczej napisać😂
Iron_Woman:Może na przy stoliku,wtedy wszyscy będą
Cookie: No ok
Iron_Woman:To jest jakaś zła wiadomość?
Cookie:Tak.
Cookie: Dołująca
Iron_Woman:To tym bardziej powiesz w szkole
Cookie:Spoko
Cookie:Dobra spadam,pa
Iron_Woman:Pa 👋
Użytkownik Iron_Woman zmienił pseudonim użytkownika Not_Songwriter na MrEmotions
Iron_Woman:Tak lepiej
Red_Princess:Ver,kiedy będziesz?
Iron_Woman: Zaraz
Iron_Woman:Już.
Red_Princess: Nie widzę cię
Iron_Woman:To patrz lepiej
Red_Princess: O,tu jesteś
-Cześć-przywitały się ze sobą nawzajem i schowały telefony.
-Biegamy dzisiaj?-Zapytała Ver,siadając na ławce obok przyjaciółki.
-Tak,o osiemnastej bądź pod moim domem.
-Spoko.
-Spoko,sroko-poczochrała ją po włosach,wstała i poszła w swoją stronę.
I tak Ver pozostała sama,ale nie na długo.Tylko na parę minut,póki nie zjawił się Tae.Przyjaciel najpierw przyjżał jej się uważnie,a potem zaczęli już rozmawiać o zwykłych,błachych sprawach,aż w końcu rozmowa zeszła ma wczorajszy dzień.
-Mojemu tacie bardzo się podobało-oznajmił-a twoim?
-Też,ale sądzę,że moglibyśmy poprawić ro i owo.
-Też tak muślę.Przede wszystkim,niektórzy za wcześnie,albo za lóźno wchodzili i to było za szybko śpiewane.No i najważniejsze:dlaczego po angielsku?! Jesteśmy przecież Koreańczykami!
Ver chcrząknęła znacząco,tym samym zwracając uwagę przyjacielowi.
-No ale ty świetnie mówisz po koreańsku,więc ze śpiewem yeż nie miałabyś problemów.
-Ro prawda,ale teraz już tego nie zmienisz.A ro i tak nie pójdzie dalej w świat.Jeden szkolny występ i po sprawie.Przecież nie stwprzymy jakiegoś światowej klasy zespołu!
-Niby masz rację,ale może kiedyś coś z tego wyjdzie.
Zaśmiała się-byłony bardzo fajnie.

***

~tymczasem u Andre,10:45,9.6,środa~

Andre powoli otworzył oczy,przytomniejąc.Siedział w kącie pomieszczenia,plecami opierając się o ścianę. Nie był do niczego przywiązany co było dziwne,bo we wszystkich filmach porywacze przywiązują swoje ofiary,tak by nie miały możliwości wydostania się.Próbował wstać.Nie mógł,jakaś siła mu nie pozwoliła,czyli Oprawca wcale nie był taki głupi.Jednak wracając do pomieszczenia-było wielkie,ziemne i puste.Nie dało się wyczuć obecności Potwora.Nie wiedział,nie słyszał i nie widział niczego.

***

~9.6,środa,przerwa obiadowa,stołówka,liceum Seul High School~

Wściekła Ver bębniła palcami o blat i czekała na to,co powie Jeongguk.Dlaczego była wściekła? Ponieważ Andre nie było,a nie poinformował jej o tym tak jak obiecał.To chyba jest dobry powód do wściekłości?
Tymczasem Jeongguk w końcu przyszedł.Był bardzo zdenerwowany i smutny.Ciało Ver napięło się w oczekiwaniu-no to co to jest za informacja?-Ponagliła go.
On usiadł i przejechał wzrokiem po swoich przyjaciołach.
-Wyjeżdżam-oznajmił krótko.
-GDZIE wyjeżdżasz?
-Wyjeżdżam do Londynu,razem z rodzicami.
-Na wakacje tak?-Dopytała Sue.
Po jego minie można było się domyśleć,że dziewczyna nie ma racji-nie,na stałe.Wyjeżdżam dwudziestego piątego, zaraz po zakończeniu roku.
-Cholera jasna.Ale dlaczego?
-Mama dostała tam pracę.
Nikt się nie odezwał.Doskonale wiedzieli,że czegokolwiek by nie zrobili,to nic nie zadziała.

***

~9.6,środa,osiemnasta,pod domem Sue~

Ver stała pod drzwiami w tej samej czarnej bluzie i kapturem na głowie.Z telefonem w dłoni czekała na przykaciółkę.
Iron_Woman:Andre
Iron_Woman:Andre,gdzie jesteś?
Iron_Woman:Andre odezwij się
Iron_Woman:No napisz...
Iron_Woman:Andre kurwa!
Iron_Woman:A ty Sue wyłaź
Schowała urządzenie do kieszeni nerki i czekała dalej.

***

~9.6,środa,19:43,pod domem Andre~

Ver stała pod drzwiami mieszkania Andrew'a i pukała.Nikt jej nie otwierał.Oparła się plecami o drzwi,a one lekko się uchyliły.
-O cholera-szepnęła do siebie i weszła do środka.
Nikogo nie było.Telewizor był włączony,a na stoliku przed kanapą stał stoliczek kawowy,na którym postawiony był kubek z paluszkami w środku,karton z sokiem i miska popcornu. Weszła do pokoju przyjaciela. Telefon leżał na biurku,a łóżko wyglądało jakby nikt na nim nie spał.W kuchni w czajniku była jeszcze zimna woda,która była pewnie zagotowana na herbatę.Można było to stwierdzic po tym,że obok na blacie stały trzy filiżanki i każda miała jedną torebkę herbaty gotową do zalania.
Oczywistym było,że nie wyjechali na żadne wakacje.Raczej,że zostali porwani,albo coś.Weszła do salonu,podeszła do okna i wyjrzała przez nie.Serce jej się zatrzymało.Na chodniku leżeli państwo Bogdanow.Krwawili z malutkich ranek kłutych i oboje mieli rozstrzaskane głowy.Ver wzdrygnęła się, ten widok był okropny.Nadziewniejsze było to,że nikt tego nie zobaczył.Ludzie chodzili po chodniku,jakby absolutnie nic tam nie było.Tak jak w jej snach.Z niepokojem popatrzyła w niebo.Sklepienie zasnuły czarne chmury,silny wiatr rozwiewał jej włosy.Poczuła ucisk między łopatkami,ktoś na nią patrzył.Odwróciła się.Za nią stał on.W czarnym płaszczu i kapeluszu naciągniętym tak by nie można było zobaczyć twarzy.
-Znów się spotykamy,Ver.
-Gdzie jest Andre?To ty to zrobiłeś,prawda?
-Myślałaś,że ktoś inny?
-Miałam zasraną nadzieję.
-Nadzieja jest przereklamowana.
-Możesz nie mówić do mnie w mojej głowie?
-Mogę.
-To dlaczego tego nie zrobisz?
-Dbam o twój wizerunek.Co by pomyśleli ludzie,gdybuś gadała do kogoś kogo nie ma?
-Pomyśleliby,że jestem psychiczna.Spoko,już tak myślą i to tylko przez moje różowe włosy.Gdzie jest Andre?
-Nie odpuścisz,prawa?
-Prawda.
-Tak myślałem.
-To gdzie on jest?
-Dowsiesz się.-to powiedziawszy zniknął,a razem z nim ciała państwa Bogdanow.
Niebo znów stało się błękitne,a wiatr przestał wiać.Została tylko Ver w cichym,opuszczonym domu przyjaciela.Szybko wyszła i pobiegła w stronę schodów.
Gdy schodziła zaczepiła ją jakaś staruszka.
-Dzień dobry pani-powiedziała starsza kobieta-widziałam panią,jak pani wychodziła z domu państwa Bogdanow.Czy u nich wszystko w porządku?Żadnego z nich dzisiaj nie widziałam.
Ver wyminęła ją,nawet nie zwracając na nią uwagi.Była zbyt przerażona.Przypomniała sobie w jednym ze snów pzyśniła jej się ta chatka.Tam na jednej tablic było zdjęcie Andre i informacje o nim.Teraz już zrozumiała.Andre był celem.Musiała go jak najszybciej odnaleźć.Przecież nie było wiadomym w jakim jest stanie.

***

~9.6,środa,23:53,dom Ver,pokój Ver~

Gdy Ver kładła się spać nie wzięła tabletek.Miała nadzieję,że tej nocy przyśni jej się Andre i jego miejsce pobytu.Szybko zamknęła oczy i modliła się o koszmar.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top