Rozdział 4
~7:01,piątek,garaż Taehyunga~
Ver spała spokojnie na kanapie w pozycji na wpół siedzącej,a Tae leżał jej na kolanach.Żółty kocyk znajdował się na podłodze.
Dziewczyna poruszyła się lekko i obudziła się czując na sobie jakiś ciężar.
-K...Która godzina?-mruknęła przeciągając się-Tae- potrząsnęła go lekko-ej,herbatka.
-Co jeeest?- ziewnął i popatrzył na nią-trzeba wstać,prawda?
-Tak,uwierz mi też się nie chce.Dobra spadaj-zrzuciła go z siebie-idę się ogarnąć,a ty może zrób coś do jedzenia.
-Mhm-pokiwał głową mając wciąż zamknięte oczy.
-TAEEE!!!! Budzimy się budzimy! Już siódma!-pstryknęła mu kilka razy palcami koło ucha,żeby go porządnie rozbudzić klepnęła go niezbyt mocno w twarz.
-Już,już! Spokojnie!
-To co masz zrobić?
-Myślisz,że nie zapamiętałem-popatrzył na nią z wyrzutem-apodyktyczna babo?
-Wolę się upewnić,leniu.To co masz zrobić?
-Pójść do kuchni zrobić coś do jedzenia,a ty masz iść się ogarnąć.
-Dokładnie,masz doskonałą pamięć,Herbatko- zmierzwiła mu włosy.
***
~7:13,piątek,kuchnia Tae'go~
Kuchnia była mała,ale jednocześnie przestronna i funkcjonalna.Na wyspie stały już dwa kubki i czajnik z herbatą,zaparzoną przez Tae.Sam chłopak stał przy blacie i w skupieniu robił kanapki.
-Mniam,z czym są?-zapytała podchodząc do niego.
-Z serem,szynką i ogórkiem.Niektóre są z dżemem...Nie rusz!!-uderzył ją w dłoń,która już,już sięgała po plasterek świeżo ukrojonego ogórka.-Jak nie masz co zrobić z łapami to idź se nalej herbaty.
-Idź se nalej herbaty-mruczała rozzłoszczona pod nosem-HERBATY!-wyrzuciła ręce w górę wracając do stolika.Wzięła kubek i nalała do niego gorącego napoju.
-Nie unoś się tak.
-To rób szybciej te kanapki! Myślisz,że dwie parówki i popcorn to dużo jak na jeden dzień?!
-Znowu nie jadłaś obiadu w szkole?
-Yyy...Tak się złożyło.
Pokręcił ze smutkiem głową-dzisiaj dopilnuję,żebyś zjadła.
-Bo ci się to uda,Herbatko.
***
~7:41,piątek,w drodze do szkoły~
-Tae... O której jest autobus?
-O 7:50,musimy się pospieszyć.
Szli ramię w ramię pustą ulicą,po obu stronach stały jednopiętrowe domki,wszystkie z jednakowymi trawnikami,ogrodzeniami,oknami i skrzynkami na listy.Około kilometra przed nimi był przystanek autobusowy,tym autobusem mieli dostać się dokładnie pod liceum w Seulu.Niebo nad nimi było pokryte szarymi chmurami bez choćby minimalnych przebłysków.Tam gdzie droga była nierówna lub pęknięta znajdowały się kałuże powstałe najwidoczniej od padającego nocą deszczu.
Doszli do przystanku,dwie minuty później nadjechał autobus-cały niebieski,z numerem lini nad szybą i kilkoma osobami w środku-dwoma starszymi babciami siedzącymi obok siebie rozwiązując krzyżówki,trzema kobietami w garniturach i facecie w dresie i ze sportową torbą rzuconą niedbale na siedzeniu obok.Weszli,pokazali kierowcy swoje bilety miesięczne i usiedli jak najbliżej wyjścia.
~Piątek,13:10,lekcja matematyki,Seul High School~
Veronia rysowała na końcu zeszytu twarze bliżej nieokreślonych właścicieli,jednym uchem słuchając słów pana Sung'a, a drugim je wypuszczając.Za oknem padało,krople deszczu waliły o szybę niczym wielkie pociski złożone z samej wody utrudniając koncentrację.
-Panno Stark!-zawołał pan Sung,a dziewczyna uniosła głowę i skupiła wzrok na nauczycielu.Mężczyzna stał między środkowym,a prawym rzędem ławek i wyraźnie nie radził sobie ze skupieniem uwagi swoich uczniów.
-Słucham?
-Nie denerwuj mnie Stark!-wrzasnął.
Sytuacja znowu się powtarzała-co najmniej raz w tygodniu zwracał Veroni uwagę,i co najdziwniejsze tylko jej,za coś co na lekcji robiła większość klasy.Ona grzecznie pytała się o co mu chodzi a on zaczynał swoje lamenty żaląc się na nie szacunek do przedmiotu,ogólną głupotę uczniów i swoją pracę.Na końcu wzywał dyrektora,który "miał zrobić z nią porządek",jednak dyrektor notorycznie ignorował podstarzałego staruszka słowami "młodzież tak ma,a matematyka nigdy nie była interesującym przedmiotem".Po tym Veronia dostawała zadanie do rozwiązania na tablicy,a do domu cała klasa dostawała trzy dodatkowe zadania jako dodatek do już i tak gigantycznej pracy domowej.
Veronia Stark całym sercem zgadzała się jednak ze słowami zarządcy tej oto placówki edukacyjnej.Matematyka była,jest i będzie bez sensu.To powinno stać się nowym mottem zawieszonym na budynku liceum zamiast tandetnego "wiedza uszlachetnia".
~Piątek,przerwa po lekcji matematyki,korytarz~
Po długim korytarzu z zielonymi ścianami wlekli się zmęczeni uczniowie.Deszcz nadal padał,co wcale nie pomagało w poprawie nastroju.
-Ver!-dobiegł ją czyiś głos zza pleców.Odwróciła się.
-Sue!Cześć! Jak się masz?!
-Dobrze,chciałam cię zaprosić na zakupy.Masz chęć?-blondynka popatrzyła na Veronię z nadzieją.
-Jasne.Podaj tylko czas i miejsce-wyjęła komórkę,by móc sobie zapisać ewentualną datę.
-Ta sobota,pasuje ci?
Skinęła głową.
Z umową,że potem ustalą godzinę i szczegóły wymieniły się numerami telefonów.
Ver popędziła do Yoongi'ego,którego zobaczyła na końcu korytarza razem z jakimś innym chłopakiem nie widzianym przez nią nigdy w szkole.
-Cześć-przywitała się.
-Hej-odpowiedział Yoongi i zaraz wskazał na kolegę obok-przedstawiam ci Lennart'a Andersson'a,jest Szwedem i nowym uczniem w naszej szkole jest na drugim roku.A to,jest Ver.Veronia Stark.
Ukłonił jej się,w jego szarych jak kamień oczach pojawił się błysk chciwości jednak zaraz został stłumiony przez zwykłą obojętność.Przyjrzała mu się lepiej-miał nie wiele mniej niż dwa metry wzrostu,długie blond włosy w kolorze suchej słomy związane w luźny kucyk na plecach.Skórę miał bladą i gładką.Na sobie miał błękitny garnitur z fioletowym krawatem.Od jego postaci bił wewnętrzny chłód,a sztywność widziana była wyraźnie w jego ruchach.
-Miło cię poznać-uśmiechnął się do niej,jednak ten uśmiech nie dosięgnął jego oczu,które nadal pozostały zimne.
-Ciebie też-wyciągnęła rękę,a on ją uścisnął-i co?-podjęła konwersacyjnym Ver-Yoongi dobrze sobie radzi wcielając się w rolę szkolnego przewodnika po zawiłych szkolnych korytarzach?
-Daje rade-odparł blondyn wciąż patrząc się na nowo poznaną koleżankę.
-Cieszę się,dobra to ja spadam,Yonguś?Wiesz przypadkiem gdzie mogę znaleźć Herbatkę?
-Herbatkę?-zaskoczony Szwed popatrzył na swego przewodnika-o czym ona mówi?
-Amerykański humorek z koreańskich imion.Później przedstawię ci naszą paczkę.
-No to wiesz gdzie się podziała ta Herbatka czy nie wiesz?
-Nie wiem.Sama se go szukaj.
-Wal się.
-A do czego on ci potrzebny? Nie masz kogo dręczyć?
-Dokładnie- uśmiechnęła się szeroko- idę na stołówkę.
***
~piątek,liceum Seul High School,dalszy ciąg przerwy,stołówka~
Ver weszła do stołówki,wypatrzyła na końcu sali stolik,przy którym siedzieli jej przyjaciele,podeszła do nich i usiadła na wolnym krześle.
-Co tam u was?
-Cichooo!-Namjoon położył palec na ustach i jeszcze bardziej skupił się na kartce przed sobą,oraz czerwonym długopisem w swojej prawej ręce.
-Oj spokojnie,spokojnie Namjusiu.I tak nic pewnie nie wymyśliłeś.
-Och bo się zdziwisz-wymruczał ze złością Koreańczyk.
-No to co tam wyryłeś na tej biednej karteluszce?
-Nie interesuj się.
-Cham-odwróciła się,zwracając się do Hoseok'a-a ty? Co robisz?
-Jem,nie widać?-zapytał zirytowany,wziął z tacki hamburgera i wgryzł się w niego.
-To żryj.Hosie-Koński Ryju-zaśmiała się krótko.
Hoseok zawarczał groźnie i popatrzył na Ver z rządzą mordu w brązowych oczach.
-Ver-Tae wyciągnął ku niej paczkę paluszków-chcesz?-popatrzył na nią naglącym wzrokiem.
Veronia westchnęła,wiedząc,że inaczej chłopak się od niej nie odczepi postanowiła posłusznie skorzystać z jego hojności.
-Dziękuję,jesteś bardzo miły.Gdzie Andre? Nie widziałam go dzisiaj.
-Nie ma go.Mam nadzieję,że w następnym tygodniu się pojawi.Dzwoniłem do niego i pisałem,ale nie odpowiada.
-Myślisz,że mogło mu się coś stać?
-Nie wiem.Wolałbym,żeby po prostu się okazało,że zapił i,że ma przez to ogromnego kaca,albo że nie chce mu się przyjść do szkoły i zgubił telefon.
-Jesteś naiwny.
-Wiesz co się stało?
-Nie,nie wiem.Ale bardzo chciałabym wiedzieć.
Siedzieli tak wszyscy przez chwilę myśląc o własnych sprawach.Veronia skubała znudzona białą ceratę w czerwone kratki pokrywającą stolik.Było na nim kilka starych plam po jakimś soku,który widocznie nie dał się zetrzeć lub po prostu nikt tego nie zrobił.Wokół niósł się gwar rozmawiających i śmiejących się uczniów,który stale utrzymywał się na pewnym poziomie decybeli,ale i tak od tego hałasu mogła zacząć boleć głowa.
W pewnym momencie do ich stołu podszedł Yoongi razem z tym nowym Szwedem.Wyglądało na to,że Yoongi pokazał mu już całą szkołę.
-Cześć.Chciałem wam przedstawić nowego ucznia tej szkoły Lennart'a Andersson'a.Jest Szwedem i jest na drugim roku.
-Miło was poznać-Lennart uścisnął wszystkim siedzącym przy stoliku chłopakom dłonie.
Szwed nie wzbudzał w Veronii zaufania.Nie podobała jej się ta jego sztywność i fałszywe uśmiechy,on coś ukrywał,a ona chciała się dowiedzieć co.Zastanawiało ją,dlaczego w ogóle się tu pojawił,za blisko trzy tygodnie miał być koniec roku szkolnego,a mogła się założyć,że egzaminów i tak by już nie pisał.Więc w jego przypadku chodzenie do szkoły nie miało teraz większego sensu.Do tego nie wyglądał jej wcale na te szesnaście,czy tam siedemnaście lat,które powinien mieć uczeń każdy uczeń w jego klasie.Chłopcy natomiast minimalnie tylko się nim zainteresowali.Wypytali go o niektóre rzeczy i znowu zajęli się swoimi sprawami.
Przypomniała sobie jak to ona była nowa...To się stało na pierwszym roku liceum. Namjoon,Yoongi,Hoseok,Tae,Jeongguk i Andrew znali się jeszcze z podstawówki.Ona nie uczestniczyła w rozpoczęciu roku,dlatego nie miała okazji nikogo wcześniej poznać.Szła dziedzińcem z naręczem papierów i wypełnionych formularzy,które miały zostać dostarczone do sekretariatu,by potwierdzić swoje zapisanie do placówki.Wpadła wtedy na jakiegoś chłopaka.Okazało się,że to Taehyung.Veronie zachwiała się,ale on ją podtrzymał,żeby nie upadła.Papiery rozsypały się,a schowana w brązowym futerale gitara Taehyung'a wylądowała obok nich.
-Przepraszam!-Ver spaliła buraka i zaczęła się gorączkowo tłumaczyć-ja jestem nowa,szłam do sekretariatu,bo muszę zanieść papiery i ciebie nie widziałam...To moja wina bardzo cię przepraszam,nic się nie stało z twoją gitarą?Jak tak to mogę ją odkupić to w końcu moja wina,to ja na ciebie wpadłam...Wybaczysz mi?-w całej jej wypowiedzi pobrzmiewał ciężki amerykański akcent,jak zawsze gdy mówiła bardziej pod wpływem emocji i szybciej.Przez to "sekretariatu" przeinaczyło się w "sekretariata", "gitarą" w "gitarę",a "moja" w "moje".
-Nic się nie stało naprawdę-chłopak uśmiechnął się do niej uspokajająco.Schylił się i zaczął zbierać kartki,a ona zaraz do niego dołączyła-nie jesteś stąd,prawda?-pytał kucając na ziemi.
-Jestem ze Stanów Zjednoczonych.
-No to wszystko wyjaśnia.Ja jestem Tae Kim i jestem na pierwszym roku,a ty?
-Veronia Stark,też pierwszy rok-uspokoiła się widząc,że chłopak jest do niej przyjaźnie nastawiony.
-A te papiery to po co?-zaczął czytać przypadkowy formularz-twój ojciec jest architektem?,a urodziny masz...trzydziestego czerwca!Ooo bardzo przydatna informacja.-Odłożył go na kupkę.-Spokojnie ja też ci powiem później trochę o sobie.
Veronia dalej wpatrywała się w jego czarne,pełne ciepła oczy.Miała też wielką ochotę pogładzić go po włosach,ale zamiast tego zapytała-grasz na gitarze?
-A tam-machnął niedbale ręką-czasem sobie coś tam pobrzdąkam i powyję jak wilk do księżyca nic specjalnego.A ty na czymś grasz?
-Na keybordzie,niewiele.I wyję pod prysznicem jak każdy chyba.
Oboje się zaśmiali,z daleka wyglądali jak para starych przyjaciół.
-Proszę-podał jej uprzątnięte z ziemi dokumenty-wiesz gdzie jest sekretariat?
-No właśnie nie bardzo-odpowiedziała ze zmieszaniem,wpatrzona w swoje stopy.
-Zaprowadzę cię tam,chodź-podniósł swoją gitarę i przewiesił futerał przez ramię.Veronia ruszyła za nim.
Kiedy znaleźli się przed sekretariatem dziewczyna weszła do niego,a Tae obiecał jej,że na nią poczeka.Po załatwieniu formalności wyszła,a chłopak zaciągnął ją do stołówki.
-Teraz moja droga Veronio poznasz moich,a niedługo też i twoich przyjaciół-uśmiechnął się szelmowsko.
-Haha,dobrze-teraz była przy nim już całkowicie odprężona.
Zaprowadził jej do dużego,jasnego pomieszczenia z mnóstwem stolików i krzeseł.Podeszli do stolika na samym końcu,siedziało tam pięciu chłopaków,z czego tylko czterech było Koreańczykami.
-Moi najdrożsi-Tae ukłonił im się teatralnie-przedstawiam wam naszą nową koleżankę Veronię Stark,wasze niedorozwinięte móżdżki może zastanawiać fakt,dlaczego nie wygląda jak każda obywatelka Korei,więc od razu wam odpowiem na to pytanie.Veronia pochodzi ze Stanów Zjednoczonej Ameryki,a dokładniej ze stanu Nowy Jork.Teraz moja droga przedstawię ci ich wszystkich.To,ten dziwaczny Koreańczyk,tak naprawdę nim nie jest,tylko jest wrednym rudym Rosjaninem Andrew,ksywa Andre-zielonooki pomachał do niej.
Tae kontynuował-tutaj masz nadpobudliwego tancerza i gadułę z końskim pyskiem czyli Hoseoka.Tu jest stary maruda,który udaje,że potrafi pisać piosenki.Nasz dziadek Yoongi!Obok siedzi wszystko potrafiący i wysoki jak wieża,czerwonowłosy Jeongguk!Mamy jeszcze NamJoon'a,rapującego blond kujona na potęgę.Który jest beznadziejny w tańcu.
-Cześć-uśmiechnęła się do nich i pomachała im ręką,Zaraz się ożywili.
-Ładne są te twoje różowe włosy.Jakie pierwotnie były?A czarne.
-Ładny pierścionek,z czego jest zrobiony?
-Umiesz na czymś grać?
-Jak wygląda Nowy Jork?
Została ciepło przez nich przyjęta,a trzy następne lata sprawiły,że całkowicie się z nimi zżyła,nie wyobrażała sobie teraz rozstania się z chłopakami,najlepiej dogadywała się z Taehyung'iem i Namjoon'em.
-Ver?-głos drugiego z wyżej wymienionych przerwał jej rozmyślania.
-Tak?-uśmiechnęła się do niego ponuro.
-Co tak siedzisz?Stało się coś? Źle się czujesz?
-Niee.Dobrze jest,serio-posłała mu uśmiech-gdzie jest ten nowy?
-Poszedł już,raczej się z nim nie zaprzyjaźnimy.
-Dlaczego?
-Coś mi się w nim nie podoba.
-No,to mamy podobne zdanie.
***
~piątek,19:00,dom Ver~
Zmęczona Veronia weszła do domu zdjęła mokrą kurtkę i ubłocone buty.
-Halo!-krzyknęła przerzucając się już na angielski.
Odpowiedziała jej cisza,jak zawsze nikogo o tej porze w domu nie było.Weszła do minimalistycznie urządzonego salonu.Ściany pomalowane na szaro nie były zajęte przez żaden obraz.Na przeciw telewizora stała duża,ciemna kanapa,obok której znajdowała się lampa,a za nimi drzwi prowadzące na taras.
Ver szybko wspięła się po schodach do swojego pokoju znajdującego się na piętrze naprzeciwko sypialni brata i niedaleko sypialni rodziców.
Ściany jej pokoju,poznaczone najróżniejszymi plakatami amerykańskich zespołów takich jak: Imagine dragons,Panic! At the disco,Twenty one pilots,Fall Out Boy i My chemical romance.Komiksowych postaci między innymi Iron mana,Batmana i Spider-mana, pomalowane zostały na lawendowy odcień fioletowego.Meble zrobione z drewna miały kolor biały,a niektóre czarny.Na biurku,powalanym różnymi papierami stał laptop i metalowy stojak pełen kolorowych kredek i mazaków,złamanej linijki oraz ledwo piszących długopisów i neonowych zakreślaczy.Półki uginały się pod ciężarem najróżniejszych książek i filmów.Fantastycznych,przygodowych,przyrodniczych,biograficznych,komediowych,edukacyjnych i kulinarnych.Te ostatnie nie były jednak zbyt często używane,na co wskazywała cienka warstwa kurzu osiadła na nich.Trzy regały poświęcone były na rzecz kolorowych egzemplarzy najróżniejszych mang i Marvel'owskich komiksów.Łóżko z wieloma wielokolorowymi poduszkami najróżniejszych kształtów i rozmiarów,z falbankami i frędzelkami.
W pewnym momencie przyszła do niej wiadomość,po krótkiej wymianie SMS'ów ustaliły,że o 12:30 Veronia ma przyjść pod dom Sue.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top