Rozdział 18

~4.6,piątek,5:40,dom Ver,pokój Ver~

Koszmaru nie było,ale jak zawsze obudziła się wcześnie.Wstała z łóżka i przebrała się.Włożyła na siebie jedną z nowych koszulek,zielone,krótkie spodenki i jeansową kurtę z zapełnionymi kieszeniami.Odłączyła telefon od ładowania i włożyła do wewnętrznej kieszeni.Zeszła na dół do kuchni.Była sama,rodzice jeszcze spali.Wzięła czajnik elektryczny i nalała do niego wody z kranu.Włączyła go,by woda w środku mogła się zagotować na kawę.Nie mogła sobie zrobić Yerby,ponieważ skończyły jej się liście,a nie chciało jej się iść do centrum.Wyjęła z szafki paczkę kawy,a z innej kubek.Wsypała do środka cztery łyżki proszku.Paczkę włożyła z powrotem do środka.Czajnik zapiszczał,odłączyła go od prądu i chwyciła za rączkę.Nalała wody i odłożyła urządzenie na miejsce.Patrzyła jak para unosi się znad kubka i wdychała zapach kawy.Dolała odrobinę zimnej wody z butelki i zamieszała łyżeczką.Po czasie,w którym zdążyła wyjąć sobie gofra i go zjeść,nadszedł czas na dolanie mleka.Wyjęła karton z lodówki i nalała do kubka trochę białej,mlecznej cieczy,następnie odłożyła ją na miejsce.Potem znowu zamieszała,aż napój nie przybrał jednolitej,właściwej barwy-jasnego brązu.Upiła łyka,była idealna,jak zawsze.Już kilka lat temu ustaliła sobie odpowiedni proces przygotowywania porannej kawy.Praktykowała go każdego dnia,ale ostatnio zaniedbała rytułał.Za wiele się działo,by o tym myśleć.Potrząsnęła głową,chcąc opędzić się od natrętnych myśli.Wolała rozkoszować się smakiem kawy z gofrem.Gdy już skończyła poszła z powrotem na górę.W pokoju spakowała wszystkie książki i zeszyty,które potrzebne jej były na dzisiejszy dzień.Do plecaka włożyła matematykę,koreański,historię,geografię,angielski i fizykę.Butelkę wody włożyła do bocznej kieszonki.Popatrzyła na zegarek,za kwadrans siódma.Zarzuciła plecak na plecy,zeszła schodami na dół,wyszła z domu,zamknęła drzwi frontowe na klucz i podeszła do furtki.Otworzyła ją za pomocą klucza i wyszła na chodnik.Zatrzasnęła ją za sobą i ruszyła w stronę szkoły.Gdy szła wyjęła telefon.Włączyła Instagrama,zrobiła sobie zdjęcie z drzewem w tle i wstawiła je na swój profil.Następnie weszła na konfę,przejrzała poprzednie rozmowy i napisała:

Iron_Woman:Elo ludu.

Cookie:No elo.Co tam?

Iron_Woman:Jest ok.

Iron_Woman:Co robisz?

Cookie:Wychodzę do szkoły.

Iron_Woman:Ja już wyszłam.

Iron_Woman:I'm awesome!

Cookie:Nie.

Iron_Woman:Wal się.

Iron_Woman:Nie możesz zaniżać mi poczucia własnej wartości.

Cookie:Mogę.

Cookie:Dobra wsiadam na rower.Do zobaczenia.

Iron_Woman:Nara.

Wyłączyła internet,wyciszyła i wyłączyła telefon,wkładając go do kieszeni.

***

~4.6,piątek,przerwa obiadowa,stołówka,liceum Seul High School~

Ver siedziała po turecku na krześle przy ich stole.Miała zamknięte oczy,słuchawki wciśnięte w uszy i kołysała się w rytm muzyki.

Running from the fame
In a rented Beemer, 140 in the rain
I remember, I was hoping for a change
Funny how I really don't want it, once it came
Paparazzi on a lookout
Come on, little baby, look proud
By the way, though, she hates being called a model.
That ain't fair, cause she's only into books now.
We fucked around made a new sound, god damn
Fucked around, made a news. How?, god damn
Fucked around, made a few stacks, god damn
I fucked around I got the blues now
I'm staying in Brussels and London now
And only my real people come around
The people that I'm leaving in the past
Keep calling to lend them a couple thou', huh

I don't like that
I don't really like that
I remember messaging my idols
Hoping that they write back
But they never write back
Why they never write back?
I remember teasing my demons
Hoping that they bite back, argh!
I don't like that
I don't really like that
Now I got these kids in my DMs
Begging me to write back
I don't write back
Why I never write back?
I remember messaging my heroes

Feeling like a psychopath

Now this is the season for fox hunting
And they will not stop till they got something
This relationship got their heart jumping
I'll say it now, make sure I'm not mumbling
I'm in love with her
There you go, put it in your article
I just fell in love, doesn't mean that I'm a fool
They've been, uh, turning love into a carnival
They've been, uh, wondering if I'm honorable
Listen up though, here's the thing
I only care what my momma and my sister think
Fuck going online, that ain't part of my day

And they been lying non stop, so you click the link

I don't like that
I don't really like that
I remember messaging my idols
Hoping that they write back
But they never write back
Why they never write back?
I remember teasing my demons
Hoping that they bite back, argh!
I don't like that
I don't really like that
Now I got these kids in my DMs
Begging me to write back
I don't write back
Why I never write back?
I remember messaging my heroes

Feeling like a psychopath

Bardzo jej się podobała ta piosenka.Odkryła ją niedawno.Śpiewał ją Taco Hemingway.Polski raper,który potrafił też bardzo dobrze śpiewać po angielsku.Miała wielką ochotę posłuchać reszty jego utworów.Nawet tych polskich,miał ładny głos i śpiewał z sensem co doceniała.

Włączyła You Tube'a w celu znalezienia innych utworów rapera.Wcisnęła pierwszy lepszy pod tytułem: "Mięso".Zaczął śpiewać.Na szczęście napisy były po angielsku,dzięki czemu mogła zrozumieć.

Siedzę dwie godziny w Planie B sam.
Miałaś już być moją żoną, ale dalej bez zmian.
Trzy godziny w Planie B sam.
Miałaś już być moją żoną, ale dalej bez zmian.

Życie to stek bzdur. Z tymże ja poproszę krwisty.
Nie odbierasz telefonu, więc wysyłam listy.
Już przestało padać i na miasto pełzną glizdy.
Pewnie wszystkie też na randkę z tobą. Co za pizdy.
Moje kiedyś zdrowe płuca produkują gwizdy.
Klekotanie, szumy, świsty. Piłem gin przed wizytą internisty.
Ciągle mówię mu o płucach, ale on mnie nie chcę słuchać
Mówi: "sukinsynu, idź z tym".
Zdrowy mózg stale produkuje złe sny.
A wspomnienia gonią mnie jak ta linijka z "Beksy:.
Dałem ci unikatowe rzeczy jak te Peweksy,
ale ty mówisz o mnie teraz per "eks-typ".
Nie mam ciebie, nie mam nic, tylko teksty.
Które w mym notesie ciągle gryzą się jak wściekłe psy.
Od szaleństwa ciut-ciut, w mózgu chłód i brud.
A serce trzęsie się jak epileptyk.

Tyle godzin w Planie B sam.
Miałaś już być moją żoną, ale dalej bez zmian.
Życie to:
Bieg przez kosmos. Trochę łez, czasem rozkosz.
Potem: lepka pajęczyna w pustym portfelu.
Życie to:
Bieg z flagami między barykadami,
podczas gdy śmierć goni i krzyczy: "Stać, obywatelu!".
Proszę otworzyć neseser. Okey. Proszę nam podać swój PESEL. Okey.
Proszę nie martwić się światem i pańskim własnym jestestwem.
Proszę pamiętać: nie ma duszy, pan po prostu jest mięsem.
Proszę nam podać swój PESEL.

Wszyscy szczęśliwi ludzie: proszę przestać mnie wkurwiać,
bo wszystkim szczęśliwym ludziom planuje dzisiaj coś urwać.
I wszystkie te ząbki śliczne chodniczkiem się będą turlać,
jak ciągle mi tak będziecie tu świecić nimi, no kurwa mać.
To nie komedia. Antygona ma wzór wam dać.
Tutaj ma być tragedia. Obok antyczny chór ma stać.
Proszę, idźcie się zabić, poważnie, sam mogę sznur wam dać,
albo jakiś karabin, lecz idźcie wy wszyscy w trumnach spać.
Ja nie sypiam. Łykam energetyki,
widzi pan, no jak mam sypiać, gdy wszędzie przeklęte krzyki?
Słyszę imprezowiczów rozmowy i lepkie rzygi
i jeszcze mi skrzypek gra coś pod oknem, choć nieźle skrzypi...
Poza tym czekam. Czekam na jej telefon.
W płucach wiruje tytoń a w żyłach pływa żelbeton.
I znów mi ucieka życie, ja znowu gonię peleton,
lecz życie jest coraz szybsze i czmycha z moją kobietą.
Olej sypianie, spanie zostaw szkieletom.
Czekam na ciebie w Planie B. Będę tu czekał wieczność.
Piszę, a ty ani me ani be, zrozum ranisz i hańbisz mnie.
Przecież właśnie widziałem, na mieście bawisz się? Zabij się.
Ciągle czekam. Plac Zbawiciela, chodź zbawić mnie.
Nie będę gryzł ani strzelał, chodź ze mną napić się.
Przecież widzę, że widzisz co ci tu piszę,
więc jutro spiszę to wszystko i wszystko to upublicznię.

Tyle godzin w Planie B sam.
Miałaś już być moją żoną, ale dalej bez zmian.
Życie to:
Bieg przez kosmos. Trochę łez, czasem rozkosz.
Potem: lepka pajęczyna w pustym portfelu.
Życie to:
Bieg z flagami między barykadami,
podczas gdy śmierć goni i krzyczy: "Stać, obywatelu!".
Proszę otworzyć neseser. Okey. Proszę nam podać swój PESEL. Okey.
Proszę nie martwić się światem i pańskim własnym jestestwem.
Proszę pamiętać: nie ma duszy, pan po prostu jest mięsem.
Proszę nam podać swój PESEL

Była zachwycona.Jego pięknym,męskim głosem.Treścią,muzyką i całym brzmieniu piosenki.Jednak musiała przerwać swój zachwyt,bo ktoś klepnął ją w ramię.

Otworzyła oczy i wyjęła słuchawki.Spojrzała pytająco na Taehyung'a.

-Czego?-Warknęła nieprzyjemnie,rozzłoszczona,że przerwał jej zachwycanie się nad Taco.

-Chciałem ci tylko powiedzieć,że po lekcjach mamy próbę-odpowiedział jej po tym jak otrząsnął się z zaskoczenia spowodowanego jej zachowaniem.

-Spoko-schowała słuchawki do plecaka,a telefon do kieszeni i wyszła ze stołówki.

***

~4.6,piątek,garaż Taehyung'a,próba~

-"Leove you so bad" jest dwa razy,debilu!-Namjoon darł się na Taehyung'a.

-Doskonale o tym wiem!

-To czemu się pomyliłeś?!

-To ty nie umiesz liczyć!

Autor tekstu chciał rzucić się na przyjaciela,ale Ver stanęła przed Taehyung'iem,chroniąc go swoim własnym ciałem.Chłopak zatrzymał się i opuścił ręce zaciśnięte w pięści.

-Uspokójcie się.Wiem,że wszystkich biorą nerwy,ale tak nic nie zdziałamy.Musimy współpracować,w końcu jesteśmy zespołem,prawda?

Pokiwali zgodnie głowami.

-No,super-odeszła od nich na kilka kroków-a poza tym Tae miał rację,nie umiesz liczyć Namjoon.

-Dlaczego ty jesteś taka spokojna?-Zapytał zdziwiony Andre.

-Po prostu umiem cały tekst i wierzę w nasz sukces.Jakby co to mogę zaśpiewać całą piosenkę za was-uśmiechnęła się słodko.

Po przećwiczeniu układu Sue i Andre wyszli nie widząc powodu,by dalej tam siedzieć.Oni też po kilku próbach zaczęli się zwijać.O osiemnastej piętnaście w garażu został tylko Tae.

***

~4.6,piątek,19:45,Seul~

Ver przechadzała się po ulicy.W domu zostawiła plecak i zjadła szybką kolację,nie miała co robić więc postanowiła wybrać się na spacer.Szła powoli mijając ludzi,ale nie zwracając na nich uwagi.Myślała o Taco i o języku polskim.Jak go słuchała poczuła coś,poczuła sympatię do tego języka.Spodobał jej się.Jego brzmienie,pojedyncze spółgłoski i słowa.To jak układały się w zwięzły tekst.

Gdy przechodziła obok placu zabaw zobaczyła Sue.Dziewczyna biegła w jej kierunku,ale najpewniej jej nie zauważyła.Czerwona z wysiłku,ubrana w sportowy podkoszulek, getry i sportowe buty.Nosiła też zieloną nerkę.Miała włosy związane w wysoki kucyk,a na nich opaskę.W uszach miała słuchawki podłączone do telefonu,który przyczepiony był do jej ręki w specjalnym opakowaniu dla biegających ludzi.Postanowiła ją zatrzymać.

-Ej,Sue!-Krzyknęła i niezbyt rozmyślnie złapała ją za ramię.Sue z rozpędem na nią wpadła,słuchawki wypadły jej z uszu,a ona i Ver leżały razem na betonowym chodniku.

Dopiero po chwili ją rozpoznała-Ver...Nie spodziewałam się tutaj ciebie.

-Tak,wiem ja też nie wiedziałam,że tu będę.A tym bardziej,że będziesz tu ty-złapała szybko za jedną z słuchawek i wcisnęła sobie do ucha.Na szczęście działała.Usłyszała jeden z najnowszych kawałków Imagine Dragons,o co do cholery jasnej tutaj chodzi? Nie spodziewała się takich zespołów po Sue,wyjęła słuchawkę-ty słuchasz Imagine Dragons?-Zapytała z ciekawością Ver.

-Co?Tak słucham-wyrwała jej z ręki słuchawkę i schowała je do nerki,którą nosiła na sobie.Podniosła się i podała przyjaciółce dłoń.

-Nie wiedziałam,że słuchasz takich zespołów-Ver chwyciła pomocną dłoń i wstała stając obok Sue.

-Przepraszam,że na ciebie wpadłam.

-Spoko,zdarza się.Więc biegasz?Ciekawe...-Zamyśliła się na chwilę,ale zaraz wróciła do rzeczywistości-mogę z tobą?-Zapytała nieoczekiwanie-co prawda nie mam na sobie stroju...

-Nie.Znaczy...Nie szkodzi,że nie masz stroju.Możesz ze mną biegać-Sue była lekko zszokowana,ale nie miała nic przeciwko spędzaniu wspólnego czasu z Ver.

-To co biegniemy?Aż do mojego domu,przy okazji pokażę ci gdzie to jest.Spokojnie,to nie daleko-zaczęła biec,a Sue za nią.

Biegły razem w miarę równym tempie.Ver była szybsza,ale to było zrozumiałe,bo Sue biegała dłużej.Pod domem Veroni zatrzymały się.

-Faktycznie niedaleko-wysapała czerwonowłosa,pochylając się i kładąc dłonie na kolanach.

-Chcesz coś do picia?-Zapytała jej lekko zdyszanym głosem.

Ta tylko skinęła głową.

-Poczekaj chwilę-pobiegła do domu i chwilę później wróciła ze szklanką wody.-Proszę.

Gdy szklanka była już do połowy pusta Sue odezwała się,już swoim normalnym głosem-szybko biegasz-pochwaliła ją z uśmiechem i wypiła resztę jednym łykiem.

-To co jutro też?

-Spoko,ale jutro biegam rano.Bądź za kwadrans siódma pod moim domem-oddała jej puste naczynie-dzięki.

-Jasne.W niedzielę też?

-Nie,w niedzielę nie biegam.Muszę już lecieć,pa-potruchtała paręnaście metrów,a potem już spokojnie spacerowała.

-Pa-powiedziała Ver do zdawałoby się samej siebie.Wróciła do domu,odłożyła szklankę do kuchni i poszła do pokoju.Umyła się i przygotowała sobie strój na jutrzejsze bieganie z Sue.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top