Rozdział 11

~28.05,piątek,przerwa obiadowa,Seul High School,stołówka~

Ver razem z Sue podeszła do stolika,przy którym siedzieli akurat wszyscy chłopcy.

-Witajcie-powitała ich władczym uniesieniem dłoni,a oni na nią spojrzeli-wczoraj ta oto Sue Park zapytała mnie czy może należeć do naszej tak zwanej "paczki".Ja się oczywiście zgodziłam...

-Dlatego od tej pory Sue należy do naszej Paczki Przegrywów-dokończył za nią Andre-powodzenia w dalszym życiu-wyszeptał do ucha Sue i poklepał ją po plecach podsuwając jej krzesełko-siadaj.

-O! A ja mam od razu pomysł!-ożywił się Namjoon i uśmiechnął się szeroko.

-ŻADNYCH FILMÓW PRZYRODNICZYCH!-wrzasnęła na całe gardło Ver,nie zwracając uwagi na tłum gapiących się na nią uczniów-NEVER!!!-zawsze,gdy była pod wpływem emocji,lub chciała podkreślić swoje słowa używała do tego angielskiego.
-Obiecuje,żadnych filmów przyrodniczych. Nawet nie wejdziecie do mojego domu.Pójdziemy za to na rowery.
-Rolki-wtrąciła się Veronia.
-Na rolki też,a następnie...Coś wam ufunduję.Sue ty też idziesz z nami,jesteś w końcu częścią paczki.
-A Lennart?-zapytał Yoongi-on nie ma jeszcze żadnych przyjaciół.
-Nie-warknęła różowo-włosa-nie lubię go-skrzywiła się z nie smakiem.
-Właśnie, niego nie-dołączył się Andre z Hoseokiem.
-Dobrze-zgodził się w końcu niechętnie Yoongi-bez Lennart'a.
-Super.No to spotykamy się o trzynastej pod szkołą.

***

~28.05,piątek,koniec lekcji,Seul High School,dziedziniec~

Po skończonych lekcjach Ver usiadła na ławce przed szkołą,czekając na Andre.Chłopak poprosił ją w szatni,by na niego poczekała,a ona jako dobra i przykładna przyjaciółka oczywiście się zgodziła. I takim oto sposobem czekała już pół godziny.Nie żeby się spieszyła czy coś i tak oprócz gigantycznej pracy domowej nie miała nic do roboty.Więc nawet siedzenie na niewygodnej ławce pod placówką edukacji wydawało się lepszą opcją.
-Przepraszam,że musiałaś czekać-podszedł do ławki i stanął za nią.
Odwróciła się do niego,od razu zauważając różnicę.Założył czarną koszulę i marynarkę.Jednak ciemne jeansy zostawił na sobie.
-A po kiego ty się tak odstawiłeś,co?-spytała patrząc na niego zaskoczona.
-Pójdziemy na spacer-odpowiedział jej dumnie wypinając pierś.
-Czy ty nie bierzesz tego czasem za randkę? No wiesz...Ludzie najczęściej stroją się na randki,więc się nie dziś,że tak pomyślałam!-wstała i stanęła obok niego-to co idziemy? Tylko żadnego trzymania za rączkę!
Poszli idąc obok siebie,ale się nie dotykając.
-Gdzie idziemy?-spytała po kilku minutach drogi.
-Na Drogę Dzwonów-odparł z uśmiechem.
-Ok,sopoko,cacy.A co tam będziemy robić?
-Zobaczysz.

***

~28.05,piątek,19:34,Seul,Droga Dzwonów~

Robiło się już ciemno,a latarnie powinny się zapalić dopiero o dwudziestej,ale i tak paliło się już dużokolorowych lampionów,którymi obwieszone były najróżniejsze knajpy,sklepiki i stragany.Ver musiała przyznać,że wyglądało to bardzo ładnie.
-Ver...-Andre zwrócił się w jej stronę.
Spojrzała na niego pytająco-co?
-Wszystko z tobą w porządku?
-Tak wszystko jest okej-tylko słyszę głos,który pojawia się w moich snach i morduje innych ludzi przez co nie mogę spać,Na,a jak już o tym mówimy to przez to,że nie mogę spać muszę ćpać by jakoś utrzymać się na nogach, bo Yerba Mate na dłuższą metę nie pomaga.Przykro mi.Nie no,ale tak to spoko,jest okej.Pomyślała sarkastycznie, uśmiechając się sztucznie-skąd wnioski,że jest coś nie tak?
-Wyglądasz na zmęczoną...A  Tae mówił mi,że znów bierzesz-wyjaśnił zmartwionym tonem rudzielec.
-Och Andre,Andre.Jestem czysta od pierwszej klasy.Nic nie biorę,serio!
-Spokojnie,wierzę ci i o nic cię nie oskarżam.To tylko pomysł Tae'go.Jednak wyglądasz na zmęczoną.Koszmary?-spytał,patrząc na nią badawczo.
-Można tak powiedzieć.
-Na dobry sen pomaga ciepłe mleko-odparł z prawie,że dziecięcym uśmiechem.
-Taaa,jasne-prychnęła.
-Niby takie słowiańskie banialuki,ale to naprawdę działa! Spróbuj!
-Dobrze spróbuję-zaśmiała się,unosząc ręce do góry w geście poddania.

Andre zaproponował jej,żeby weszli do knajpy.Wnętrze było zatłoczone,jednak udało im się znaleźć pusty boks,ze stolikiem.

-Knajpa z chińskim żarciem? Serio?-oparła głowę na ręce i wpatrzyła się w chłopaka-co zamawiamy?-spytała go po chwili.

-Zupę?-uśmiechnął się do niej szeroko.

-Zupę? Może być i zupa.Tylko jaka?

-Polecam zupę Pak Choi,dobra jest.Ja stawiam.

-Ok,zaufam twojemu osądowi-zaśmiała się krótko.

Chłopak zawołał kelnerkę do ich stolika,zamówił dwie zupy i zapłacił.Teraz pozostało im tylko czekać.Po kilkudziesięciu minutach kelnerka przyniosła na tacy dwie białe miseczki z ciepłą zupą,znad których unosiła się para.Kobieta popatrzyła na nich chwilę,po czym oznajmiła:

-Mamy kilka naprawdę ciekawych ofert dla par.Specjalny truskawkowy napój w kubku w kształcie serca...

-Nie jesteśmy parą!-przerwała jej gwałtownie Ver,śmiejąc się przy tym-jesteśmy po prostu przyjaciółmi!

-Jasne rozumiem-pokiwała głową,patrząc na nich z powątpiewaniem,jakby nadal była pewna,że są razem-w takim razie proszę,oto wasza zupa,smacznego-uśmiechnęła się do nich i podeszła do następnego klienta.

-Wiedziałam,że takie coś się stanie-mruknęła Veronia,znad talerza-a przynajmniej się tego spodziewałam,a ty? Spodziewałeś się czegoś takiego?

-Szczerze to nie.Jednak nie wykluczałem takiej sytuacji,ale bardziej myślałem,że pomyślą o randce,a nie,że jesteśmy parą.

-Może myśleli,że jesteśmy parą,która jest na randce?-wzięła do ust łyżkę zupy,połknęła i wzdrygnęła się-dobra ta zupa-stwierdziła-chociaż jeszcze za ciepła.

-Mówiłem,że dobra.Zawsze mam rację-powiedział zadowolony z siebie.

-Taaa,zawszee masz rację-pokiwała głową z udawaną pewnością.

Po zjedzeniu wyszli z knajpy i szli dalej samym środkiem deptaka Jongo w Seulu.Ver rozglądała się i podchodziła to prawie każdego stoika.Ze słodyczami,naszyjnikami,indiańską biżuterią,szalami i chustami,pamiątkami z Korei,łapaczami snów,z kimonami (chociaż nie wiedziała skąd się to wzięło),kosmetykami,tanimi perfumami,zabawkami dla dzieci,pluszakami,wachlarzami,przewodnikami turystycznymi,lampionami,miniaturami dzwonu Jongo,kocami,owocami,pieczywem,popcornem,tradycyjnymi koreańskimi potrawami,popcornem,watą cukrową i pocztówkami z Korei.Było też wiele artystów ulicznych.Połykaczy ognia,tancerzy,grajków (najczęściej grających na gitarze lub skrzypcach),piosenkarzy (głównie amatorzy),mimów,magików i aktorów.Mimo,że nie był to sezon turystyczny to i tak kręciło się tu mnóstwo ludzi.Po deptaku przechadzały się na przykład grupy znajomych,zakochane w sobie pary,rodzice z dziećmi,starcy,ale też i zagraniczni biznesmeni,którzy przybyli do Seulu,by przedstawić swoje projekty i inwestycje lub samotni,smutni ludzie nie wiedzący co ze sobą zrobić.

Ver stanęła obok Andre i razem z nim słuchała śpiewu chłopaka.Chłopak ubrany był w czarny garnitur i brokatowy kapelusz,obok niego tańczyła dziewczyna w długiej czarnej sukni.Razem niesamowicie się dopełniali.

-Wszyscy mówią: "Nie możesz się obudzić, to nie sen."-miał głęboki,niski głos.Śpiewał po angielsku,dzięki czemu dziewczyna mogła łatwiej rozróżnić i zrozumieć słowa.

-"Jesteś częścią maszyny,nie jesteś człowiekiem.Masz zrobioną twarz,żyjesz na ekranie."-dokończyła dziewczyna delikatnym,melodyjnym głosem.

-"Masz niskie poczucie własnej wartości więc napędza cię paliwo".

Ver miała uczucie,że ta piosenka mówi w pewnym sensie o niej.Od kiedy miała koszmary nie spała wiele,czuła się jak jakiś trybik w maszynie Potwora z jej snów,a jej paliwem były  tylko dopalacze i energetyki.Wysłuchała się bardziej w piosenkę.

- Oo ooo oo ooo o oo.W moim kodzie musi być chyba błąd.

-Oo ooo oo ooo o oo.Te głosy nigdy nie dadzą mi spokoju.

-Mam złote serce i zimne ręce-ten wers zaśpiewali razem.

-Jesteś tak obłąkany jak ja?-zaczął znowu chłopak.

Tak jestem-pomyślała Ver.

-Jesteś tak dziwny jak ja?

Jestem.

-Podpalasz zapałki tylko po to, by połykać ogień tak jak ja?

Podpalam zapałki,by patrzeć na to jak inni się palą.

-Nazywasz się pieprzonym huraganem jak ja?

Jestem jebanym huraganem emocji,który może w każdej chwili przybrać na sile.

-Wskazujesz palcami bo nigdy nie weźmiesz na siebie winy tak jak ja?

Czuję się wina,że  wciąż biorę.

-Wszyscy mówią: "Nie możesz się obudzić to nie sen."-popatrzył prosto na nią.Jego ciemne oczy wwierciły się w jej wnętrze.Wreszcie po kilku długich chwilach spojrzał na swoją towarzyszkę.

-"Jesteś częścią maszyny, nie jesteś człowiekiem.Masz zrobioną twarz żyjesz na ekranie."

-"Masz niskie poczucie własnej wartości więc napędza cię paliwo."

-Oo ooo oo ooo o oo.W moim kodzie musi być jakiś błąd.

-Oo ooo oo ooo o oo.Te głosy nigdy nie dadzą mi spokoju.

Nigdy.

-Mam złote serce i zimne ręce-wspólnie zakończyli piosenkę.Z otaczającego ich tłumu rozległy się brawa.Ver nie klaskała tylko z uznaniem kiwnęła artystom głową.Chłopak ściągnął swój kapelusz i wyciągnął go w stronę widowni,oczekując datków.Do środku wpadło kilka monet i banknotów.Oboje się ukłonili i zaczęli się zwijać.Ludzie rozeszli się.Andre też chciał już iść,ale przyjaciółka zatrzymała go.Poprosiła by na nią poczekał,a sama poszła do dwójki artystów.

-Ładny występ-pochwaliła się stojąc kilka kroków od nich.

Odwrócili się do niej.

-Dziękujemy-odpowiedziała jej dziewczyna.Teraz Ver mogła jej się bliżej przyjrzeć,Jej czarne,proste włosy,ciemne oczy i oliwkowa cera wyraźnie wskazywały na to,że jest latynoską,Tak samo jak jej kolega.Chociaż miała niejasne przeczucie,że ta dwójka jest rodzeństwem-cieszę się,że ci się podobało.

-Ładna sukienka-uśmiechnęła się do niej-nagrywacie na YouTubie?

Pokręciła przecząco głową.

-Powinniście.Naprawdę śpiew ładnie wam wychodzi.Jesteście niesamowicie zgrani!-patrzyła na nich z podziwem.

-Tak,to może dlatego,że jesteśmy rodzeństwem-zaśmiała się-ja jestem Augustina.A mój brat to Rodrigo.A ty?

-Veronia.

-To chyba nie jest koreańskie imię?-wtrącił się Rodrigo.

-Nie,jestem Amerykanką.A wy?

-Jesteśmy z Hiszpanii,ale wolimy śpiewać po angielsku.

-Mam trochę nietypowe pytanie.Mogłabym z wami śpiewać?Nie są mi potrzebne pieniądze,chodzi mi bardziej o samozadowolenie.

-Naprawdę?Chciałabyś?-spojrzał na nią ze zdziwieniem-spoko.Masz mój telefon-zapisał szybko swój numer-i Augustiny-dopisał telefon swojej siostry.I podał go Ver.

Ona natomiast dała mu karteczkę ze swoim i swoim imieniem-śpiewacie tylko tu?

-Nie jeszcze w innych miejscach.Nie zawsze musisz z nami śpiewać.Będziemy cię informować gdy będziemy mieć występ.

-Jasne.Dobra zwijam się,bo mój przyjaciel się niecierpliwi-rzuciła znaczące spojrzenie na przestępującego z nogi na nogę Andre-pa.

-Pa!-pomachali jej uśmiechając się.

Podeszła do przyjaciela i dalej szli.

-Zgadnij kto będzie z nimi śpiewać-powiedziała zadowolona z siebie.

-Serio?!Przecież ty nawet chyba im nie pokazałaś jak śpiewasz!-odpowiedział jej zdziwiony.

-Wiem-usiadła na nagrzanym od słońca murku-po prostu mi zaufali.

-Miło.

-No,bardzo.

-Zaraz będzie północ.

Na deptaku Jongo północ była chyba najważniejszą godziną.O tej godzinie wielki dzwon Jong dzwonił.Było to związane z tym,że kiedyś ten dzwon oświadczał zamknięcie bram miasta.Teraz bram nie było,ale dzwon pozostał.Mimo dość późnej godziny,ludzi było pełno.W końcu to była jedna z największych atrakcji turystycznych w Seulu.

Ver ułożyła wygodnie głowę na ramieniu Andre.Poczuła od niego wodę kolońską i zapach chińskiego żarcia.Westchnęła i wpatrzyła się w pokryte gwiazdami niebo.Chłopak objął ją ramieniem i razem siedzieli na murku patrząc w górę.

W rozdziale wykorzystano przetłumaczony fragment utworu Halsey pt.:"Control"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top