Epilog

- Wtedy biskup nałoży Wam korony na głowy - mówiła Lisa, patrząc z uśmiechem na ustach na syna oraz jego męża, którzy stali naprzeciw niej. - a potem Larry wygłosi przemówienie.

Koronacja miała odbyć się za tydzień, a książę dalej nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć do swych poddanych. Wieczorami siedział przy swoim biurku nad najlepszą papeterią jego matki, ale ciągle nie potrafił nic wymyślić. Sal zawsze stał nad nim i obejmował go czule ramionami od tyłu, by go jakoś wesprzeć i choć trochę mu pomóc...

Ale zawsze kończyło się to seksem. Albo na łóżku, albo na biurku, albo na ścianie. W ciągu tygodnia od pierwszego razu Sally stał się łóżkowym zwierzakiem. Spodobało mu się kochanie się prawie co wieczór, a Larry nie narzekał.

- Przygotowałeś już coś, synku? - spytała królowa, uśmiechając się szeroko do księcia.

- Nie do końca - westchnął. - W sensie, próbuję zacząć, ale nie napisałem ani słowa. Nie mam pojęcia, co mógłbym powiedzieć.

- A Sal? Prosiłeś go o pomoc? - spytała, na co obaj spłonęli rumieńcem. Kobieta już wiedziała, o co chodzi. Westchnęła i spojrzała na syna. - Ja tego za Ciebie nie zrobię, choćbym bardzo chciała. To nie moja przemówienie, tylko Twoje. A póki co, powtórzmy wszystko od początku.

***

- Masz już jakiś pomysł? - spytał Sal, stając za krzesłem księcia i obejmując go czule od tyłu za szyję. Jak co wieczór zresztą.

- Chciałbym, Blue - westchnął Larry. - Ale nic nie przychodzi mi do głowy.

Od jakiegoś czasu książę zaczął nazywać swojego partnera "Blue". Uważał to za urocze, a młodszemu to nie przeszkadzało, więc nie widzieli jakiegokolwiek problemu w tym.

Sal wpatrywał się przez chwilę w pustą kartkę, oddychając spokojnie. Próbował postawić się w roli męża i zastanawiał się, co on powiedziałby do mieszkańców Nockfell, którzy właśnie staliby się jego poddanymi. Ale kompletnie nie miał pojęcia.

Nie pomagało także to, że gdy tylko wyjeżdżali z pałacu, ludzie dookoła cieszyli się, że będą mieli nowego króla. Młoda kelnerka z "Knockfall", która dała się poznać jako Ashley, zaprzyjaźniła się zarówno z Salem, jak i z Larrym. Za każdym razem, gdy przejeżdżali niedaleko, dziewczyna częstowała ich ciastem, kawą lub herbatą. Jednakże na szczęście był już marzec, więc pogoda robiła się coraz ładniejsza. Któż by pomyślał, że na początku lutego Larry znajdzie swoją drugą połówkę, a już po dwóch tygodniach później się pobiorą, by po kolejnych czternastu dniach być koronowanymi?

Na początku Sal zawsze jeździł z Larrym na jednym koniu - siedział przed nim, gdyż tylko tak czuł się bezpiecznie. Jednak trzy dni po ślubie poprosił ukochanego, by nauczył go jeździć konno. Książę zgodził się na to i przez cały dzień tłumaczył chłopakowi, jak prawidłowo siedzieć na koniu oraz jak go prowadzić... I udało się. Sally w ciągu całego jednego dnia nauczył się prawidłowo jeździć konno.

- Larry? - Sal spojrzał ukochanemu w oczy, po czym usiadł mu na kolanach i zarzucił mu ręce na szyję, natomiast książę objął go w pasie. - A może po prostu podziękujesz za zaufanie, za to, że są i powiesz, że masz nadzieję, że relacje między Tobą i nimi będą jak najspokojniejsze?

Starszy zamyślił się na chwilę i dokładnie przemyślał słowa ukochanego. Spojrzał na niego i posłał mu czuły uśmiech.

- W sumie czemu nie? Tylko musiałbym to ładnie ubrać w słowa - złożył pocałunek na jego nosku.

- Daj mi pióro - Sal wyjął pióro z buteleczki z atramentem, po czym zaczął pisać przemowę dla męża. Larry natomiast tylko wywrócił oczami, wciąż jednak się uśmiechając.

Po parunastu minutach przemówienie było skończono. Sally odłożył pióro na miejsce, a papier podał mężowi, który zaczął je czytać po cichu. Mowa była idealna. Wprowadził tylko kilka poprawek, a następnie poprosił ukochanego, by usiadł na łóżku. Sam natomiast odchrząknął i zaczął wygłaszać mu przemówienie, jakby był jednym z jego poddanych. Gdy skończył, młodszy zaklaskał w dłonie i uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg zębów.

Larry odłożył kartkę i podszedł do Sala. Usiadł na nim okrakiem, objął jego buzię dłońmi, odchylił jego główkę do tyłu i pocałował go czule.

- Gdy tylko zostanę królem, sprowadzę dla Ciebie najlepszych chirurgów - powiedział, patrząc ukochanemu w oczy. - Zrobią Ci przeszczep oka i skóry tak, że nie będzie śladu po bliznach.

Słowa Lawrenca wzruszyły Sally'ego. Już miał mu dziękować... Gdy przypomniał sobie coś. Posmutniał. Spojrzał na męża i położył swoje dłonie na jego, wciąż znajdujących się na policzkach Sala.

- Skarbie, ja dziękuję... - zaczął. - Ale mój ojciec już kiedyś załatwił mi taką operację i nie skończyła się dobrze. To, co teraz widzisz na mojej twarzy, to końcowy efekt nieudanego zabiegu.

- Chyba mnie nie zrozumiałeś - zaśmiał się Larry, kręcąc głową z rozbawieniem. - Powiedziałem "najlepszych chirurgów". Co znaczy, że nie byle jakich, a takich, którzy mają w Nockfell najbardziej pozytywne opinie. Obiecuję, że dzięki temu Twoja buzia znów będzie gładka.

- Wiesz... Przyzwyczaiłem się już do tego - wyznał  Sal. - Co prawda dalej boli, gdy nie posmaruję tych blizn i chce mi się płakać, kiedy widzę się w lustrze bez protezy, ale to dla mnie nic nowego. Jakoś sobie z tym radzę. Zwłaszcza teraz, gdy poślubił mnie sam książę - zaśmiał się, powodując śmiech także u starszego.

- Mimo wszystko spróbujemy, dobrze? A nuż się uda - złożył czuły pocałunek na czole Sala.

- Widzę, że nie odpuścisz. Niech Ci będzie.

***

Nadszedł dzień koronacji. Sal i Larry byli ubierani w ich komnacie w piękne stroje, czym zajął się Mikhael. Młodszy z młodych mężczyzn posłusznie czekał, obserwując piękne ciało przyszłego króla, które było przystrajane złotem oraz klejnotami.

Lawrence został przywdziany w białą koszulę, której guziki były ozdobione błękitnym szafirami. Czarne spodnie były z zewnętrznych stron pokryte pasami jasnych ametystów, pięknie odznaczających się na tle ciemnego materiału. Równie czarne niczym węgiel buty idealnie wypastowano, przez co książę mógł się w nich niemal przeglądać. Na jego ramiona zarzucono głęboko czerwony płaszcz, obszyty dookoła gronostajowym futrem. Natomiast chwilę później Mike podał mu coś jeszcze.

Był to złoty pierścień, którego oczkiem był piękny akwamaryn. Okazało się, że na łożu śmierci jego ojciec zażyczył sobie, aby jego syn, gdy będzie miał być koronowany na króla, otrzymał ten właśnie pierścień - bowiem sam Jim miał na palcu ten rodzaj biżuterii na swej koronacji. A więc Larry go założył. Czule pogłaskał opuszkami palców klejnot w oczku pierścienia i westchnął.

- Co to? - spytał Sal i podszedł do męża.

- Pierścień mojego taty - odpowiedział i pokazał go ukochanemu. - Chciał, żebym go założył na koronację. Przy swojej on także go miał.

- Jest piękny - niebieskowłosy uśmiechnął się. - A Ty? Przekażesz go komuś?

- Chciałbym synowi, ale to chyba niemożliwe. Chyba że możesz rodzić - zaśmiał się.

- Obawiam się, że nie mogę - odpowiedział ze śmiechem.

Larry usiadł na łóżku, a jego miejsce obok Mikhaela zajął Sal.

Ciemna koszula miała co prawda zwykłe, plastikowe guziki, ale spinki do mankietów były prawdziwymi, niezwykle rzadkimi różowymi diamentami. Sally nie mógł uwierzyć, że taki klejnot został wykorzystany jako dekoracja ubrania. Z drugiej jednak strony czuł się niesamowicie wyróżniony. W końcu jaki zwykły mieszkaniec Nockfell może nosić coś tak pięknego?

Jego spodnie miał ładny, jasnobeżowy kolor, a przy dole nogawek były złote ornamenty roślinne. Wyglądały pięknie. Równie jasne buty były zawiązane białymi sznurówkami.

Gdy przejrzał się w lustrze, zupełnie się nie poznał. Wyglądał jak ktoś kompletnie inny. Jak Sal, który zasnął i jedynie w śnie nosił piękne ubrania. Co prawda już od miesiąca mieszkał na zamku, ale bogato zdobione kreacje wciąż uważał za niestworzone dla siebie.

Larry stanął za nim i objął go w pasie od tyłu. Ucałował czule policzek jego protezy, a następnie spojrzał na ich lustrzane odbicie z uśmiechem na ustach.

- Wyglądamy pięknie, nie uważasz? - spytał starszy, tuląc się do ukochanego.

- Odkąd jesteśmy małżeństwem, zrobiłeś się bardzo skromny - zaśmiał się Sal i obrócił się przodem do męża.

- Możliwe. Ale to tylko dlatego, że koło mnie jest ktoś, kogo kocham ponad wszystko. Jesteś mój i nigdy nikomu Cię nie oddam.

***

Młodzi mężczyźni stali w kaplicy, przodem do biskupa, który akurat brał do ręki większą z koron - tę, która miała za chwilę znaleźć się na głowie starszego. Zarówno za nim, w ławkach, jak i na zewnątrz znajdowali się mieszkańcy Nockfell, którzy pragnęli zobaczyć koronację ich nowego króla. W końcu takie wydarzenie nie odbywało się często, a raz na kilkadziesiąt lat.

Larry i Sal nie rozmawiali ze sobą, ale trzymali się za ręce, uśmiechając się. Nikt nie widział młodszego bez protezy, oprócz jego męża, Lisy oraz Mikhaela. Postanowił, że to najwyższa pora, by w końcu się to zmieniło. Chciał, chwilę przed otrzymaniem korony, odpiąć maskę i pokazać się wszystkim zgromadzonym z obnażoną twarzą.

Wreszcie biskup wziął do rąk koronę, która uprzednio należała do Jima. Larry puścił dłoń Sala i klęknął przed namiestnikiem kościelnym, pochylając lekko głowę do przodu. Gdy tylko korona została mu nałożona, stanął na nogi, a jego miejsce zajął Sal. Wcześniej jednak odpiął swoją protezę i odłożył ją na bok. Dopiero wtedy klęknął. Gdy biskup zobaczył jego twarz, na początku się przeraził, co nieco zraziło Sally'ego. Jednak gdy na jego twarzy pojawił się uśmiech, także niebieskowłosy się uspokoił. Pochylił głowę, a chwilę później pojawiła się na niej korona. Nie była to jednak ta, która należała do Lisy, a nowa - robiona specjalnie na zamówienie królowej.

Wstał. Biskup podszedł do Larry'ego z purpurową, haftowaną złotą nicią poduszką, na której znajdowały się berło oraz jabłko królewskie. Lawrence uniósł nieco dłonie i dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jest zestresowany. Jego palce drżały niczym liście na wietrze. Sal położył dłoń na jego barku i posłał mu czuły uśmiech, głaszcząc jego ramię kciukiem.

Lawrence wypuścił cicho powietrze z ust, po czym wziął do lewej ręki berło, a do prawej - jabłko. Następnie wraz z mężem odwrócił się twarzą do zgromadzonych poddanych. Sal zrobił to samo, i złapał ukochanego pod ramię. Widział na twarzach ludzi szok, gdy zobaczyli oni jego twarz. Niektórzy byli zniesmaczeni, część się uśmiechała, inni pozostali obojętni. Ale jedno jest pewne - nikt nie opuścił kaplicy. Sal posłał wszystkim zgromadzonym czuły uśmiech, na co także ci nieco obrzydzeni zmienili wyraz twarzy.

- Jego Królewska Mość - zaczął mówić biskup. - pierworodny syn Jima Pierwszego Wielkiego oraz Lisy Sprawiedliwej oraz jego małżonek, syn Henry'ego oraz Diane Fisherów. Lawrence i Sal Johnsonowie, królowie Nockfell.

Po chwili po całej kaplicy rozległy się brawa oraz okrzyki imion nowych władców. Obaj spojrzeli na siebie i złożyli na swych ustach przelotny pocałunek.

Co prawda Larry nie marzył o objęciu tronu. Ale kiedy zobaczył, jak jego matka uśmiecha się do niego w najpiękniejszy, matczyny sposób, poczuł, że jednak chce to robić. Że chce rządzić swym państwem, o ile tylko jego mąż będzie chciał robić to razem z nim.

Lawrence oraz Sal opuścili kaplicę, a następnie udali się do pałacu, gdzie na sali miał odbyć się bal z okazji koronacji nowych władców. Stanęli na znajdującym się na jej końcu podeście z tronami, a następnie Larry podszedł do jego krańca. Gdy wszyscy jego poddani zgromadzili się w pomieszczeniu, zaczął swoją przemowę.

- Witajcie - uśmiechnął się. - Cieszę się, że postanowiliście towarzyszyć nam w dzisiejszej uroczystości. To także dla nas dwóch coś nowego. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Jednak zanim zaczniemy zabawę, chciałbym jeszcze komuś coś powiedzieć - odwrócił się w stronę Sala i złapał go za ręce. - Sally, kocham Cię. I to bardziej niż może Ci się wydawać. Dlatego chciałbym Ci coś powiedzieć - uśmiechnął się. - Za kilka dni do pałacu przyjedzie paru mężczyzn. Chirurgów. Poprosiłem ich, aby przybyli i przeprowadzili Ci przeszczep skóry oraz oka. Jestem przekonany, że wszystko się ułoży. - następnie znów spojrzał na poddanych. - Jak widzicie, Sal ma pokiereszowaną twarz. Ale to nie znaczy, że jest gorszy od Was. Chciałbym, abyście traktowali go z szacunkiem. Tak, jakby wyglądał tak samo, jak Wy. Mogę Was o to prosić?

Po całej sali rozległy się brawa. Sal objął dłońmi twarz męża, a następnie stanął na palcach i złączył ich usta w czułym pocałunku. Wzruszył się. Larry mimo wszystko zmienił trochę swoją przemowę. Ale nie przeszkadzało mu to. To była najsłodsza rzecz, jaką ktoś dla niego kiedykolwiek zrobił. Docenił to.

W końcu to jego mąż. Jak mógłby tego nie docenić?

***

Kiedy wszyscy goście już odjechali z balu, Lawrence i Sal wtargnęli do łazienki, łącząc usta w żarliwym pocałunku. Szybko rozbierali się nawzajem, jakby od tego tempa miało zależeć ich życie. Już wkrótce byli całkowicie nadzy. Starszy przyparł młodszego ściany i złapał go za tyłek, tym samym dając mu znak, by podskoczył. Sally zrobił to, a następnie ciasno objął swymi chudymi nogami ukochanego w pasie.

Larry zszedł z mokrymi pocałunkami na szyję męża, który odchylił głowę do tyłu, aby dać starszemu jeszcze większe pole do popisu. Ten wykorzystał to niemal od razu. Cienka warstwa jego śliny wkrótce pokryła całe odsłonięte miejsce, po chwili dołączyło do niej także kilka małych, ale mocnych malinek. Sal jęknął cicho. Podobało mu się to. Jego ciało chwilę później dość dobrze to zamanifestowało - dolna część jego ciała zaczęła budzić się do życia, twardnieć oraz delikatnie pulsować.

- Larry, przestań się droczyć - jęknął cicho, wplatając dłoń we włosy ukochanego. - Pospiesz się, proszę...

- Dobrze wiesz, że uwielbiam się droczyć - szepnął niskim tonem król, uśmiechając się i przygryzając płatek ucha męża.

Mikhael, nim mężczyźni weszli do łazienki, przygotował dla nich lawendową kąpiel z płatkami róż. Zatem Larry chwycił złapał partnera za biodra, wszedł z nim do wody i złożył pocałunek na jego czole.

- Jesteś gotowy na porządną dawkę zabawy, kochanie? - spytał z uśmiechem na ustach.

-  Z rozkoszą, Wasza Królewska Mość - odpowiedział Sal, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.

Ich dłonie natychmiast zaczęły badać nawzajem swoje ciała. Larry szybko znalazł wrażliwe na jego dotyk miejsce na ciele Sala - brzuch oraz biodra. Natomiast u Lawrenca był to mostek oraz dolna część pleców. Ich ciała przeszedł przyjemny dreszcz. Pieścili się nawzajem, dotykając wrażliwych miejsc i kątami oczu obserwując, jak ich policzki robią się coraz bardziej czerwone, a członki - twardsze.

Sal odchylił się do tyłu, przez co jego włosy zanurzyły się w wodzie. Błękitne kosmyki unoszące się na przejrzystej tafli wyglądały pięknie... A dla Larry'ego także podniecająco. Nachylił się i zaczął zostawiać na torsie młodszego czułe pocałunki oraz przyjemne malinki. Sal ułożył skrzyżowane w nadgarstkach ręce nad głową, przybierając w ten sposób uległą pozycję. Larry zamruczał na to.

- Mój mąż staje się uległym kociakiem? Podoba mi się to - przesunął językiem od jego podbrzusza, przez klatkę piersiową, aż po żuchwę i płatek prawego ucha.

Sally wygiął plecy w łuk, jęcząc cicho i pozwalając mężowi na kolejną dawkę pieszczot. Starszy ułożył dłoń na wewnętrznej części jego lewego uda i zaczął go dotykać opuszkami palców. Przygryzł delikatnie wystający obojczyk ukochanego, na co ten jęknął. Dotykając tego miejsca, Larry przełożył drugą dłoń na dolną część pleców męża. Powoli zaczął ją zsuwać wolniej, aż wreszcie włożył w jego wejście palce środkowy i wskazujący. Zaczął nimi robić nożyczki, rozkoszując się jękami wydobywającymi się z ust jego partnera. Młodszy zaczął się coraz bardziej na niego nabijać, pragnąc czuć go w sobie jak najgłębiej.

Lawrence wyjął palce, a następnie w ich miejscu umieścił swojego penisa. Obaj jęknęli w tym momencie. W ich żyłach zaczynała krążyć coraz większa dawka dopaminy, a gdy z ich ust wydobywali się coraz głośniejsze dźwięki - zarówno jęki, jaki i wołanie imion - dołączyła do niej także adrenalina. Larry sapał coraz głośniej, czując, jak mięśnie Sala zaciskając się na jego członku. Natomiast jego partner... Po prostu jęczał. Nie obchodziło go już, że ktoś może akurat przechodzić obok drzwi. To jego mąż i mają prawo się kochać kiedy i gdzie tylko zechcą.

Minęło parę minut, aż wreszcie obaj mężczyźni osiągnęli spełnienie. Larry opadł ciężko na ciało Sala, a nogi młodszego poluzowały uścisk na biodrach szatyna. Ich oddech był szybki i urywany, ale z każdą chwilą zaczynał się uspokajać. Patrzyli sobie nawzajem w oczy, uśmiechając się do siebie i przytulając się.

Byli jednością. I nikt ani nic nie mogło ich rozłączyć. Zwłaszcza teraz, gdy zostali władcami Nockfell.

- Kocham Cię - szepnęli w tym samym momencie, na co się zaśmiali. To niepierwszy raz, gdy się im to zdarzyło.

- Zawsze będę Cię pragnąć, mój skarbie - powiedział Larry, obejmując buzię męża dłońmi.

- A ja Ciebie, Wasza Królewska Mość - odpowiedział Sal, uśmiechając się.

Tej nocy, gdy zasypiali, przytulili się czule do siebie. A gdy Mikhael wszedł do ich komnaty, by ich obudzić, zobaczył ich palce splecione ze sobą. Uśmiechnął się i wycofał z pomieszczenia, aby dać im obu jeszcze chwilę snu.

W końcu ta dwójka na pewno jest zmęczona.

Zwłaszcza po tym, co poprzedniego wieczoru zza łazienkowych drzwi mogła usłyszeć połowa pałacowej służby.

I pomyśleć, że tym, co ich połączyło, było różowo-niebieskie pióro, które spadło Sally'emu z maski...

**********

Hejka kochani!

I tym optymistycznym akcentem żegnamy się z królami Lawrencem oraz Salem. Mam nadzieję, że ich historia Wam się spodobała. Jakieś kolejne propozycje bajek, haha?

Osobiście jestem naprawdę zadowolona z tej książki. Podoba mi się ^^

Pamiętajcie także, że na moim profilu pojawiły się "One-shoty na zamówienie" z Sally Face oraz Słodkiego Flirtu. Jedno zamówienie już mam, ale mam pomysł, aby napisać coś swojego, inspirowanego całkiem ciekawym filmikiem, który znalazłam na YouTube :3

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Nickelback - "Follow You Home"

(" 'Cause you're my Mississipi Princess, you're my California Queen. Like a Duchess of Detroit and every city in between. You can slap me in the face and you can scream profanity. Leave me here to die alone but I'll still follow you home")

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top