7. "Miałam Ci zastąpić matkę"

Minęły dwie godziny. Sal już dawno nie spał w takim cieple, w miękkim łóżku, przykryty pościelą. Właściwie, po śmierci jego ojca, gdy miał jedenaście lat, zaczął być traktowany jak przedmiot.

Jednak teraz wszystko miało się zmienić.

Larry delikatnie złapał go za ramię i potrząsnął. Chciał go obudzić, by mógł on w spokoju zjeść coś ciepłego. Nachylił się do jego ucha z uśmiechem.

- Obudź się, Sal - szepnął. - Jedzenie na Ciebie czeka.

Młodszy chłopak mruknął coś pod nosem i otworzył oczy. Położył dłoń na karku księcia i przyciągnął go do pocałunku, który ten odwzajemnił. Nie zauważył, że obok, na łóżku, siedzi Lisa i przygląda się im.

Jednak gdy przetarł oczy i obrócił główkę, zobaczył królową. Podskoczył na łóżku i pochylił się delikatnie, po czym chwycił jej dłoń i złożył na jej zewnętrznej części czuły pocałunek pełen dostojeństwa oraz szacunku. Był naprawdę zdziwiony, że królowa nie wystraszyła się, gdy zobaczyła jego pełną blizn twarz. Jednak ucieszył się z tego powodu.

Lisa zaśmiała się cicho na pocałunek.

- Spokojnie, mój drogi. Nie musisz być tak poważny - powiedziała z uśmiechem na ustach.

- Muszę, Wasza Królewska Mość - powiedział cichutko Sal. - Jesteś matką Jego Wysokości i powinnaś być traktowana z należytym szacunkiem.

Teraz to Larry się zaśmiał, jednak nie powiedział nic na to. Jedynie wziął tacę z szafki nocnej i położył ją na kolanach Sala.

- To dla Ciebie, skarbie - uśmiechnął się. - Poprosiłem naszą kucharkę, aby zrobiła dla Ciebie tyle jedzenia, ile tylko się da.

Trzeba przyznać, że Maple się postarała. Na tacy stało mnóstwo talerzy oraz dwa kubki. Góra tostów z wędliną i serem, naleśniki z owocami, jajecznica ze szczypiorkiem oraz pomidorami, owsianka malinowo-truskawkowa, ciepłe kakao oraz herbata o smaku owoców leśnych.

Sal otworzył szeroko oczy, po czym spojrzał na księcia.

- Wasza Wysokość, ja na to nie zasługuję... - powiedział, patrząc na swojego narzeczonego. - Nie jestem godzien tego wszystkiego zjeść.

- Po pierwsze, przestań się tak do mnie zwracać - Larry pogroził mu palcem. - Nie wypada, byś nazywał narzeczonego "Jego Wysokością". Mówiłem Ci, żebyś mi mówił po imieniu. A po drugie, widzę, że jesteś niedożywiony. Więc będziesz tu siedział, dopóki wszystkie talerze nie będą puste. Rozumiemy się?

Sal westchnął cicho i pokiwał głową, a Lisa wstała z łóżka, pogłaskała błękitne włosy przyszłego zięcia, ucałowała czoło syna i opuściła komnatę, by udać się do kąpieli. Larry natychmiast zajął jej miejsce, chwytając czule lewą dłoń Sala i splatając ich palce ze sobą.

- Jedz, baby - puścił chłopakowi oczko z uśmiechem na ustach. - Musisz być silny. Za miesiąc bierzemy ślub.

- Tak szybko? - spytał cicho, zaczynając jeść jajecznicę. Była tak idealna, jak nigdy. Nie wiedział, że książę chciał poślubić kogoś już za cztery tygodnie.

- Muszę jak najszybciej przejąć tron po moim ojcu, a tym samym zastąpić matkę - westchnął cicho. Wyglądało na to, że już się z tym pogodził. - A koronacja nie jest możliwa bez ślubu. Zatem za dwa tygodnie moja mama zorganizuje bal z okazji naszych zaręczyn, a potem będę Ci zakładać obrączkę na palec - obaj się zaśmiali. - O ile się nie rozmyśliłeś.

- Nie mógłbym, Wasza Wys... Larry - niemal od razu się poprawił, by książę się nie rozzłościł. - Tylko... To wszystko jest dla mnie nowe. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem przed sobą tyle jedzenia, spałem pod ciepłą pościelą... I ktoś mnie przytulił... - jego głos ewidentnie był przygnębiony.

Larry złapał podbródek chłopaka i uniósł go do góry, zmuszając chłopaka, by spojrzał mu w oczy.

- Sal... Wiem, że może to trochę za wcześnie, ale... - westchnął. - Co się stało z Twoją twarzą? To nie tak, że się brzydzę, po prostu chciałbym wiedzieć - pogłaskał kciukiem jego poraniony policzek.

Mięśnie młodszego chłopaka się spięły. Nie lubił, wręcz nienawidził rozmawiać o tamtym dniu. Jednak w głębi serca czuł, że Larry go nie wyśmieje. Że nie powie mu "To wszystko na Twoje własne życzenie" ani że go nie wyrzuci z zamku.

- Widzisz... - zaczął niepewnie. - To moja wina. Pewnego dnia wyszedłem z domu, gdy taty nie było, a mama robiła obiad. Chciałem pobawić się z dziećmi z sąsiedztwa. Nagle usłyszałem głośne szczekanie, potem ból pleców z powodu upadku na chodnik... A potem wbijające mi się w twarz zęby... Pies sąsiada do mnie podbiegł, zaatakował mnie... Zaczął mnie drapać, wygryzać mi skórę i mięśnie... I wydrapał mi oko - pociągnął nosem, czując łzy w zdrowym, lewym oku.

- Jak to? - książę nie mógł tego pojąć. - Przecież masz oboje oczu...

W tym momencie Sal puścił jego dłoń, a następnie delikatnie wyjął szklane oko z prawego oczodołu. Larry nie spodziewał się czegoś takiego. Jednak nie zbrzydził go widok takiego chłopaka. Tak, był on inny, niż mu się wydawało. Ale to nie znaczyło, że go odtrąci. Wręcz przeciwnie - pragnął go jeszcze bardziej.

Sal umieścił oko na miejscu, po czym spojrzał na narzeczonego.

- Dopiero właściciel tego psa go ode mnie odciągnął - kontynuował. - Usłyszał moje krzyki. Chwilę później przybiegła mama... Zadzwoniła na pogotowie, przytuliła mnie, w ogóle nie przejmując się, że moja krew zostaje na jej jasnej bluzce... To była najlepsza osoba, jaką kiedykolwiek znałem.

- Przepraszam, że zapytam, ale... Co się z nią stało? Z nią i z Twoim ojcem...? - spytał Johnson.

- Mama miała wypadek. Przechodziła przez pasy, a jakiś wariat się nie zatrzymał przed nimi... Ani za nimi. Odjechał. A ona tam leżała... I umierała... - jego głos się łamał. - Miała krwotok wewnętrzny, połamane żebra i przebite płuco, przez co dostała odmy... Nim pogotowie zdążyło przyjechać, ona odeszła... - z jego oka poleciała łza. - Ojciec się wtedy załamał. Pewnej nocy nie wrócił do domu... I okazało się, że upił się do nieprzytomności, zasnął w lesie... I umarł z zimna. Miałem wtedy jedenaście lat. Straciłem oboje rodziców i zostałem sam z Elizabeth, Karrenn i Zoe na siedem lat...

Larry bez słowa objął Sala ramionami i ucałował czubek jego głowy. Młodszy zaczął cichutko płakać. Wszystkie emocje, które dusił w sobie przez tyle lat, wyleciały z niego wraz z gorzkimi łzami.

Minęła dłuższa chwila, nim chłopak się uspokoił. Gdy jednak do tego doszło, wrócił do jedzenia. Wszystko zniknęło z talerzy i kubków tak szybko, że nawet sam Fisher był zaskoczony swoim łakomstwem. Jednak książę zdecydowanie go rozumiał. Dawno nie jadł normalnie. Miał prawo być głodny.

Gdy Maple zaniosła wszystkie naczynia do kuchni, aby je umyć, Larry otworzył szafę, aby dać Salowi jakiekolwiek ubrania. Postanowił udać się z nim do pobliskiego sklepu odzieżowego, w którym można było kupić tylko naprawdę drogie ubrania. Chciał kupić mu odzienia zarówno na dni powszednie, jak i kreację na bal.

- Co robisz, Larry? - Sal wydostał się z jedwabnej pościeli i przysunął się bliżej księcia.

- Szukam dla Ciebie jakichś ubrań. Zaraz jedziemy dla Ciebie po jakieś ubrania - mężczyzna wyjął z szafy czarną koszulę zapinaną na srebrne guziki, jasne spodnie ze skórzanym paskiem oraz wypastowane, ciemne buty.

Podał ubrania chłopakowi, który jedynie szeroko otworzył oczy. On ma to założyć? Nie ma mowy. Te ubrania są zbyt drogie. Co, jeśli je zniszczy? Nie może na to pozwolić!

- Nie ma mowy, nie przyjmuję ich! - zaprotestował Sally, chwytając narzeczonego za rękę. - Te ciuchy są zbyt piękne, żebym je założył. Jeśli je założę, będę się z tym źle czuł. Nie zasługuję na tak bogate stroje.

- Sal, nie obchodzi mnie, czy będziesz chciał to założyć, czy nie - Larry spojrzał na niego, ściskając jego dłoń. - Jesteś kimś, kto z całą pewnością zasługuje na noszenie takich szat. I obiecuję, że przy mnie będziesz je nosić. A będę z Tobą do końca życia, więc chyba zostaniesz na to skazany.

***

Królowa Lisa, książę Lawrence oraz jego przyszły mąż Sal, zostali przywitani gromkimi brawami na balu. Ten najmłodszy nie przywykł do tego, że ktoś tak bardzo cieszy się na jego widok, więc nieco się speszył. Jednak gdy przyszły król złożył pocałunek na jego protezie, chłopak uśmiechnął się i poczuł odrobinę lepiej.

Znów Larry'emu przyszło przywitać wszystkim zebranych gości. Westchnął cicho i zrobił krok do przodu.

- W imieniu swoim, mojej matki oraz mojego narzeczonego - zaczął. - witam Was wszystkim na dzisiejszym balu. Jak wiecie, uroczystość ta nie jest tym, czym był bal sprzed dwóch tygodni. Dzisiaj chcemy świętować moje zaręczyny - tłum zaczął wiwatować. Dopiero uniesiona dłoń księcia spowodowała, że wszyscy ucichli. - Chciałbym, abyście coś wiedzieli. Mój partner... On ma specyficzną twarz - mówił, a przyszli poddani słuchali go jak zaklęci. - Nie lubi jej pokazywać w tłumie, ale mam nadzieję, że będziecie dla niego na tyle mili, aby choć odrobinę przestał się krępować. A jeśli ktoś zrobi mu choćby słowną krzywdę, marny jego los - zaśmiał się wraz ze zgromadzonymi gośćmi. - A teraz pora rozpocząć zabawę!

Tradycja mówiła, że na balu zaręczynowym pierwszy taniec należy do przyszłej pary młodej. A zatem Larry odwrócił się w stronę Sala, pochylił się przed nim i podał mu dłoń, którą chłopak z radością przyjął. Stanęli na środku sali, a wszyscy goście zgromadzili się wokół nich.

Sally miał na sobie piękną suknię, która nie miała ramiączek. Dekolt był wycięty w serek, jednak wyglądał naprawdę ładnie. Gorset kreacji był śnieżnobiały, a im niżej schodził, tym bardziej przechodził w piękny, przyjemny dla oka granat. Natomiast Larry miał na sobie ciemny, ale nie czarny smoking, idealnie komponujący się z jego białą koszulą oraz rozczesanymi włosami, zawiniętymi w węzeł tuż nad karkiem. Mikhael czyni cuda.

Książę objął narzeczonego w pasie ramieniem, Sal położył na jego barku rękę. Spletli ze sobą wolne dłonie, a następnie odczekali chwilę, nim królewska orkiestra zaczęła grać piosenkę, przy której pierwszy raz tańczyli. "My life is going on". Larry uśmiechnął się do ukochanego, który odwzajemnił śmiechem. Przyszły król nie mógł tego zobaczyć, ale rozpoznał to po oczach Fishera. Na początku tylko delikatnie się bujali, ale gdy nadeszła druga część pierwszej zwrotki, wyraźnie dało się wyczuć dominację starszego. Mężczyzna obracał młodszego i prowadził go przez całą salę.

Lisa, ubrana w czerwoną suknię z koronkowymi rękawami, przyglądała się uważnie synowi oraz jego wybrankowi. Widziała, jak dobrze się czują w swoim towarzystwie i jak cieszą się sobą nawzajem. Gdy melodia skończyła płynąć w ich uszach, stanęli w miejscu. Larry delikatnie uniósł protezę ukochanego do góry, a następnie złączył ich usta w namiętnym, acz czułym pocałunku. Uśmiechnęli się, nie rozłączając swoich warg. Gdyby można było, przeciągaliby tę chwilę, jak tylko by się dało. Niestety, wkrótce im obojgu zabrakło powietrza. Odsunęli się od siebie, dysząc cicho i patrząc sobie w oczy.

- Kocham Cię - szepnęli w tym samym czasie, na co się zaśmiali.

Przetańczyli razem jeszcze kilka piosenek... Aż nagle Sal zatrzymał się gwałtownie, przez co Larry zderzył się z nim. Spojrzał na niego i zobaczył, że chłopak patrzy gdzieś w dal ponad ramieniem narzeczonego. Książę odwrócił się i zajrzał tam... A osoby, które zobaczył, przyprawiły go o nieprzyjemne dreszcze na plecach. Zresztą nie tylko jego.

W ich stronę powoli kroczyły pani oraz panny Mackenzie. Miały na sobie te same suknie, co na balu dwa tygodnie wcześniej. Sal mocno przytulił się do ukochanego, a Larry objął go czule, jakby chciał schować go przed całym światem i nigdy nie wypuścić. Wszyscy goście skierowali wzrok na te trzy kobiety.

Wyglądały one gorzej niż ostatni raz, gdy Sal i książę je widzieli. Najwidoczniej tak bardzo przyzwyczaiły się do tego, że Fisher wszystko za nie robił, że nie potrafiły zrobić w domu czegokolwiek, nawet ugotować obiadu.

Elizabeth podeszła do mężczyzn i dotknęła ramienia pasierba.

- Sal? - powiedziała, czym bardzo zaskoczyła chłopaka. Od kiedy nazywa go ona jego prawdziwym imieniem? Chyba uderzyła się w głowę. - Możemy porozmawiać? Na osobności?

- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, powiedz to przy Larrym - zmrużył delikatnie oczy, patrząc na macochę i zaciskając palce na marynarce smokingu narzeczonego. - Nie widzę żadnego problemu.

Kobieta westchnęła, po czym zawołała do siebie córki rękoma.

- Przepraszamy, Sal - powiedziała Karrenn, wyraźnie skruszona.

- Przemyślałyśmy sobie to wszystko... I doszło do nas, że bardzo źle Cię traktowałyśmy - dodała Zoe. - Starałeś się, jak tylko mogłeś, żeby nas zadowolić i nie usłyszałeś od nas nawet zwykłego "dziękuję". Chciałyśmy Cię za to przeprosić.

- Miałam Ci zastąpić matkę - Elizabeth spojrzała Salowi w oczy. - Zamiast tego traktowałam Cię jak służącego albo niewolnika. Chciałyśmy Cię prosić o wybaczenie.

Sal spojrzał na ukochanego, po czym obaj wybuchnęli śmiechem.

- Naprawdę myślicie, że tak łatwo Wam wybaczę? - rzucił Fisher, gdy opanował nagły wybuch śmiechu. - Przez siedem lat traktowałyście mnie jak zwierzę. Chociaż nie, bo przecież zwierzęta dostają jeść. Nie obchodzi mnie, co sobie o mnie pomyślicie. Nie mam ochoty widzieć Was więcej na oczy. Zabierajcie się stąd.

Wszystkie trzy kobiety spojrzały zszokowane na księcia, jakby łudząc się, że skrytykuje on opinię Sala. Jednak jego wzrok nie pozostawiał złudzeń. Pani Mackenzie oraz jej córki westchnęły cicho, po czym odwróciły się i zaczęły iść w stronę wyjścia z sali balowej.

Ani Sally'emu, ani Larry'emu nie było ich szkoda. Byli wściekli na kobiety. Kiedy opuściły one pomieszczenie, po całej sali rozbrzmiała piosenka "Undress rehearsal". Książę zaśmiał się, a jego przyszły mąż zarumienił.

- Tę piosenkę - szepnął mu do ucha. - puścimy sobie do naszego pierwszego razu.

Sal otworzył szeroko oczy na te słowa i zarumienił się. Larry zaśmiał się, po czym uniósł nieco protezę przyszłego męża i złączył ich usta w czułym pocałunku.

Teraz nie liczyło się nic. Ani muzyka, ani piękna sala balowa, ani pary wirujące dookoła nich. Tylko oni, ich zbliżone ciała oraz całujące się wargi.

**********

Hejka kochani!

Następny rozdział będzie, no nie oszukujmy się, głównie sceną seksu. Dlatego z góry lojalnie ostrzegam, że jeśli nie lubicie takich scen, to radzę tego rozdziału nie czytać.

A póki co, podobało się Wam? Mam ogromną nadzieję, że tak, bo bardzo się starałam. Do następnego, skarby!

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Timeflies - "Undress Rehearsal"

("It's your undress rehearsal. So takie your cothes off, show me how you show off. It's your undress rehearsal. You're the main attraction. Lights, camera, action!")

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top