2."Miłego wieczoru!"
- Będę najpiękniejszą dziewczyną na balu! - zapiszczała Karrenn, tuląc do siebie mocno swoją suknię.
- Nieprawda, to ja będę najpiękniejsza - wtórowała jej Zoe, gładząc materiał swojej kreacji.
Sal jedynie stał z boku i patrzył, jak dziewczyny zachwycają się swoimi strojami. Nie usłyszał od nich żadnego "dziękuję". Mimo że się do tego przyzwyczaił, było mu przykro. Spędził naprawdę dużo czasu nad sukniami i ledwo czuł palce - ciągle trzymanie igły oraz poprawianie materiału w maszynie do szycia było naprawdę męczące.
- Obie wyglądacie przepięknie, dziewczynki - Elisabeth klasnęła w dłonie. - Jestem pewna, że jedna z Was skradnie serce księcia. Zasługujecie na to.
Sally pociągnął cicho noskiem. Z ogromną niepewnością wyciągnął dłoń w stronę macochy i delikatnie poklepał ją po ramieniu.
- Pani matko... - zaczął niepewnie. - Czy... Czy ja także mógłbym pojechać na bal, razem z Wami?
Wszystkie trzy kobiety najpierw popatrzyły na niego, potem na siebie nawzajem... A na koniec wybuchnęły gorzkim, złośliwym śmiechem.
- Ty chcesz jechać na bal? Sarah, przyjrzyj się sobie, złotko - Elisabeth przetarła oczy, które zrobiły się mokre od śmiechu. - Jak Ty wyglądasz? Naprawdę uważasz, że książę zwróciłby na Ciebie uwagę? Poza tym, jesteś chłopcem. Książę z pewnością jest normalny i woli kobiety.
Czyli ja jestem nienormalny, tak?, pomyślał Sal, łapiąc się za łokcie.
- Nie powiedziałem, że będę się starać o jego serce - powiedział cicho. - Po prostu chciałbym pojechać z Wami. Dawno nigdzie nie wychodziłem...
- I nie wyjdziesz. Jeszcze przyjdzie Ci do głowy zacząć flirtować z Lawrencem - macocha Sala zmrużyła na niego oczy. - On będzie którejś z Twoich sióstr, złociutka.
- Oczywiście, to pewne... - chciałby sam w to wierzyć. - Dobrze, zostanę w domu...
Doskonale wiedział, że tak się nie stanie. Jego suknia także była już gotowa. Poprawił gorset oraz doszył kokardę. Postanowił, że gdy kobiety opuszczą mieszkanie, on zaczeka parę minut, a następnie sam, na piechotę, uda się na bal.
Nie widział innego rozwiązania. Tak strasznie chciał wreszcie wyrwać się z tego więzienia i spędzić choć jeden wieczór poza domem, z innymi ludźmi, bawiąc się.
I tak będzie.
Na pewno.
- Sarah, siostrzyczko, czy będziesz tak dobra i zrobisz nam fryzury i makijaże na ten bal? - zapytała przesłodzonym głosem Zoe.
- Oczywiście - Sal uśmiechnął się lekko. Nie było tego widać przez protezę na jego twarzy, ale łatwo dało się to rozpoznać po oczach. A raczej oku. - Pozwólcie tylko, że najpierw pójdę po zakupy na obiad.
Chłopiec dygnął delikatnie, po czym wyszedł z pokoju, zabrał koszyk z kuchni i udał się do najbliższego sklepu spożywczego.
Wrócił z mnóstwem kolorowych warzyw oraz owoców, których nigdy nie próbował. Chciał zrobić z nich sałatkę i sprawdzić, jak smakują. Odstawił kosz do kuchni i udał się na strych, aby się przebrać.
Jednak gdy wszedł do swojego "pokoju", pękło mu serce.
Na podłodze walały się strzępki białego i różowego materiału z sukni należącej do matki Sala. Dookoła leżały rozsypane perły z naszyjnika i bransoletki, które Diane dostała od Henry'ego jako prezent ślubny. Piękna kokarda została rozcięta na pół. Sally już wiedział. Kobiety odkryły jego sekret i zniszczyły piękną suknię.
Tak bardzo żałował, że w ogóle wziął ubranie do rąk. Kreacja oraz biżuteria matki były jedynymi pamiątkami, jakie Sal po niej miał. A teraz... Wszystko przepadło. Nie ma już kompletnie nic.
Zapłakał cicho. Zdjął protezę, rzucił ją na siennik... I rozpłakał się.
W tym momencie do pokoju weszły Elizabeth, Karrenn i Zoe. Na ich twarzach gościły złośliwe uśmiechy, a w oczach było widać ogromną satysfakcję z tego, co zrobiły.
- Naprawdę liczyłaś, kochanie, na to, że pozwolimy Ci jechać na bal? - macocha spojrzała Salowi w oczy, śmiejąc się gorzko. - Pomyliłaś się. Nie odbierzesz dziewczynkom serca księcia.
- Mówiłem, że nie dlatego chcę tam jechać! - krzyknął chłopak. Pierwszy raz w życiu postawił się kobiecie. - Chcę wreszcie wyjść z tego pieprzonego więzienia! Traktujesz mnie jak niewolnika, a nie pasierba! Nie widzisz tego?!
- Zamknij się - kobieta patrzyła na niego niewzruszona. - Możesz być pewna, Sarah, że nigdzie dziś nie pójdziesz.
- Wyglądam na więźnia?! - Sally był nieugięty. - Chciałem choć raz wyjść z domu i spędzić czas na zabawie z innymi ludźmi. Jesteś pieprzniętą wariatką!
Chłopak uciszył się, czując na policzku bolesne pulsowanie i słysząc głośny plask. Uderzenie było tak mocne, że niebieskowłosy zatoczył się i upadł na podłogę, przez co jego przybrane siostry wybuchnęły śmiechem.
- Chyba za dużo wymagasz od losu, Sally - rzuciła Zoe. - Bóg nie ma na Ciebie czasu.
- Nie martw się, jako pierwsza dostaniesz zaproszenie na mój ślub z Lawrencem - Karrenn skrzyżowała ręce na pokaźnych piersiach i pochyliła się nieco.
- To ja będę jego żoną! - oburzyła się młodsza z dziewcząt.
- Spokojnie, dziewczynki - Elizabeth odwróciła się do córek i spojrzała na nie z ciepłym uśmiechem. - Idźcie już do pokoju, Sally zaraz do Was przyjdzie i się Wami zajmie, prawda? - powiedziała głośniej ostatnie słowo, patrząc na swego pasierba.
- Oczywiście... - szepnął Sal.
Kobiety opuściły pomieszczenie, a Sal wybuchnął płaczem. Chciał spędzić najpiękniejszy wieczór swojego życia na rozmowie z nieznajomymi, tańcach i zabawie. A zamiast tego... Będzie musiał zostać w domu, jedynie słuchając grającej w pałacu i lecącej w świat muzyki oraz płacząc z żalu.
Gdyby spotykał się z kimkolwiek, pewnie nie bolałoby go to aż tak. Ale chłopak tak naprawdę nie miał nawet prawdziwego przyjaciela, z którym mógłby gdziekolwiek wyjść. Zresztą, Elizabeth pewnie by mu nawet na to nie pozwoliła, w końcu ma "obowiązki domowe". Dlaczego akurat on musiał dostać tak okropną macochę?
Otarł szybko łzy i założył z powrotem protezę. Uderzenie Elizabeth pewnie nie bolałoby aż tak, gdyby trafiła tylko w skórę. Ale jej palce spotkały się także z bliznami na twarzy chłopca oraz ranami, które nocą piekły niemiłosiernie, gdy Sal zapominał je posmarować specjalną maścią.
Wyszedł z pokoju i udał się do sypialni sióstr. Każda z nich otrzymała makijaż pasujący do koloru jej sukni.
- Muszę wyglądać pięknie - zażyczyła sobie Karrenn, zarzucając włosy z ramienia na plecy. - Zrób tak, żeby to na mnie książę zwrócił uwagę.
- Przykro mi, ale nie wiem, co konkretnie lubi książę... - powiedział niepewnie Sal. - Wolałabyś warkocza czy koka?
- Cokolwiek, bylebym wyglądała ładniej niż ona - rzuciła złośliwie spojrzenie młodszej siostrze, na co dziewczyna syknęła przeraźliwie.
Sally pokiwał delikatnie głową i zdecydował się zrobić siostrze warkocza, a następnie porządnie poluzować pasma i powpinać w nie ozdobne wsuwki.
Cały efekt był zdumiewający, zwłaszcza gdy na koniec popsikał fryzurę lakierem ze srebrnym brokatem. Pięknie komponował się on z pudroworóżowym jedwabiem sukni.
- A Ty? - Fisher spojrzał na młodszą z dziewcząt. - Czego sobie życzysz?
Zoe chwyciła mocno podbródek protezy Sala i przyciągnęła go do siebie.
- Jeśli to nie mnie wybierze książę, obiję Ci tę obrzydliwą buźkę, Sally - warknęła cicho, po czym zabrała dłoń i położyła ją na kolanie.
Chłopak natychmiast zabrał się do pracy. Upiął włosy siostry w koka w kształcie kokardy i udekorował go błyszczącymi cyrkoniami. Na koniec użył limonkowego brokatu i za pomocą zwykłego lakieru umieścił go we włosach dziewczyny.
Zarówno Karrenn, jak i Zoe natychmiast wstały z miejsc i podbiegły do szafy, w której na wieszakach wisiały ich suknie. Bez ceregieli opuściły swoje codzienne sukienki, wydając półnagie ciała na ekspozycję Sala. Chłopak musiał przyznać, że obie dziewczyny są śliczne. Był niemal pewien, że jedna z nich zostanie żoną Lawrenca.
Pomógł siostrom założyć i zapiąć suknie, po czym uśmiechnął się pod nosem. To, co widział, było naprawdę piękne.
Następnie każda z dziewcząt sięgnęła do swojego biurka i wyjęła z niego własnoręcznie zrobione maski. Karrenn miała maskę królika, a Zoe - chomika. Obie przedstawiały podobizny tych zwierząt, ale nie przypadły Salowi do gustu. Według niego, były zrobione niestarannie - tak, by po prostu były. Chłopak wolał jednak nic nie mówić. Był niemal pewien, że jedno jego słowo może spowodować kolejne kłopoty u macochy.
Sal z utęsknieniem patrzył, jak trzy kobiety wsiadają do stojącej przed domem karocy i odjeżdżają w kierunku pałacu. Gdy zniknęły mu z oczu, zapłakał cicho. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe...?
***
- Dlaczego to musi być takie ciasne? - jęknął Larry, patrząc na Mikhaela.
Młody mężczyzna właśnie był ubierany na bal... Co zdecydowanie mu się nie podobało. Ubrania, które miał tego wieczoru założyć, były dosyć obcisłe, co nie było dla niego zbyt wygodne. Był przyzwyczajony do luźniejszych koszul oraz spodni. Natomiast te tak bardzo przylegały mu do ciała, że niemal uniemożliwiały oddychanie i chodzenie.
- Spokojnie, Wasza Wysokość - Mike uśmiechnął się lekko do księcia. - Mogę Ci obiecać, że z czasem przestaną być tak obcisłe.
- Nie rozumiesz? Duszę się w tym! - przyszły król wywrócił oczami.
W tym momencie do komnaty weszła jego matka. Widząc swojego syna w idealnej koszuli ze złotymi spinkami do mankietów oraz guzikami, złoconych spodniach z szerokim, czarnym pasem oraz jasnych, wypastowanych butach, niemal go nie poznała. Książę zazwyczaj nosił ciemne ubrania, dlatego widok go ubranego w coś jaśniejszego był tak szokujący.
- Lar-bear, wyglądasz przepięknie - podeszła do niego i przyłożyła złożone jak do modlitwy dłonie do ust. - Prawie jak Twój ojciec, gdy się poznaliśmy.
- Mamo - jęknął Larry. - Wyglądam beznadziejnie i ledwo w tym, do cholery, oddycham. Nie da się tego jakoś poszerzyć?
- Na pięć minut przed zabawą? Jesteś poważny? - kobieta spojrzała na niego załamana. - Nie ma takiej możliwości.
- Książę, jeśli będzie Ci niewygodnie, zawsze możemy przyjść i Cię przebrać - zaproponował z uśmiechem na ustach Mikhael.
- Dobra, okej. Dam sobie radę - Lawrence wywrócił oczami, a następnie sięgnął po leżącą na szafce obok łóżka maskę wilka. Założył ją, a następnie udał się, wraz z matką na salę balową.
Lisa założyła na twarz maskę lisicy i posłała synowi uśmiech, chcąc jakoś go wesprzeć. Gdy tylko weszli do pomieszczenia, zagrały fanfary.
- Jej Królewska Mość, królowa Lisa, oraz Jego Wysokość, książę Lawrence - usłyszeli głos jednego ze sług.
Oboje stanęli na podeście, na którym znajdowały się także ich trony. Lisa spojrzała na Larry'ego i kiwnęła głową. To jego rolą było rozpoczęcie balu. Westchnął cicho. Zrobił krok do przodu i spojrzał w tłum. Zauważył, że wszystkie młode kobiety były w niego wpatrzone jak w obrazek. Irytowało go to. Czuł, że większość z nich chce po prostu dołączyć do rodziny królewskiej. Nie takiej partnerki szukał.
- Witajcie - zaczął przyszły król, wciąż uważnie obserwując wszystkich zebranych. - Cieszę się, że tak wiele z Was przyjęło zaproszenie mojej matki... I moje oczywiście... - dodał z niechęcią. - I przybyło na dzisiejszy bal. Mam nadzieję, że spędzicie dziś niezapomniany wieczór i będziecie się dobrze bawić. Jak wiecie, dzisiaj mam za zadanie wybrać sobie przyszłą żonę. Mam zamiar porozmawiać dziś z każdą z Was. Dzięki temu dziś znajdę dziewczynę, która za miesiąc za mnie wyjdzie. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak rozpocząć zabawę. Miłego wieczoru!
Po jego krótkim wstępie, usłyszał gromkie brawa. Ukłonił się, po czym wrócił do matki. Spojrzał na nią i uśmiechnął się, co kobieta odwzajemniła.
Jak nakazywała tradycja, pierwszy taniec księcia miał być z jego rodzicielką. A zatem Larry ukłonił się i podał kobiecie dłoń. Ta z chęcią ją przyjęła i dała się poprowadzić na środek sali. Larry ułożył prawą dłoń na talii matki, a ona swoją lewą - na jego prawym barku. Chwycili się za wolne ręce, a chwilę później już wirowali między gośćmi. Mimo że Johnson na takiego nie wyglądał, znakomicie tańczył. Juliet go nauczyła.
- Na pewno znajdziesz odpowiednią dziewczynę - powiedziała do niego Lisa, uśmiechając się.
- Bardzo bym chciał. Problem w tym, że wszystkie wyglądają pięknie - skrzywił się nieco. - I jestem prawie pewien, że większość z nich chce po prostu wkraść się do naszej rodziny.
- Nie uważasz, że to trochę naturalne? W końcu właściwie żadna z nich nie miała okazji z Tobą porozmawiać na żywo. Bazują na Twoim wyglądzie i tym, co o Tobie słyszały.
- Wiem, mamo - westchnął cicho. - Ale to nie na tym ma polegać, co nie? Chcę choć trochę poznać każdą z nich, stąd mój pomysł na rozmowę ze wszystkimi dziewczynami - nagle zmienił ton na bardziej patetyczny. - Czy uważasz, że to dobry pomysł, Wasza Królewska Mość? - gdy chciał zażartować, zwracał się w ten sposób do matki.
Lisa zaśmiała się, jak za każdym razem, gdy Larry tak do niej mówił.
- Jak najbardziej, Wasza Wysokość. Uważam, że ten pomysł jest wręcz doskonały.
Oboje zaczęli się cicho śmiać. Gdy muzyka ucichła, Larry odprowadził matkę do tronu. Następnie udał się do stołu, na którym stał szampan w kieliszkach, zabrał dwie sztuki i wrócił do królowej. Podał jej jeden kieliszek, a następnie uniósł nieco swoją maskę i upił część zawartości drugiego.
Nagle usłyszał zbliżające się ku niemu kroki. Poprawił maskę i odwrócił się. Podchodziła do niego dziewczyna w pięknej, lawendowej sukni, mieniącej się w jasnym blasku świateł sali balowej. Gdy uniosła nieco swoją maskę rysia europejskiego, Lawrence rozpoznał w niej Juliet. Podszedł do dziewczyny i uśmiechnął się do niej, delikatnie unosząc także swoją maskę.
- Witaj, Wasza Wysokość - blondynka dygnęła przed księciem i odwzajemniła jego uśmiech.
- Cześć, Jules - Larry ukłonił się przed przyjaciółką. - Jak się masz?
- Nie mam na co narzekać - wzruszyła swoimi nagimi ramionami. - A Ty? Jak się czujesz?
- Dalej ledwo oddycham w tych ciuchach, ale jest lepiej, niż było na początku - zaśmiał się cicho - A ogólnie... Wciąż nie podoba mi się ten cholerny bal. Dobrze wiem, czego tak naprawdę chcą te wszystkie laski, które dziś tu przyjechały.
- Więc może na rozerwanie się zaprosisz mnie do tańca? - zaśmiała się Juliet. - Widziałam, jak tańczyłeś z Jej Królewską Mością i muszę przyznać, że idzie Ci coraz lepiej.
- Nie gadaj, tylko chodź - Larry chwycił przykrytą białą rękawiczką dłoń przyjaciółki, a następnie porwał ją do tańca.
Kątem oka widział, jak wszystkie zgromadzone dziewczęta patrzą z nienawiścią na Juliet. Pewnie dlatego, że to ona została pierwszą partnerką Larry'ego do tańca.
- Widzisz te twarze? - zaśmiała się zielonooka dziewczyna, patrząc Johnsonowi w oczy. - Wyglądają, jakby zaraz miały mnie zabić.
- Spodziewaj się tego - książę również zaczął się śmiać. - W końcu każda poddana marzy, by jako pierwsza zatańczyć z przyszłym królem.
- W takim razie czuję się bardzo usatysfakcjonowana, że to mi przypadł w udziale ten zaszczyt - Juliet puściła Larry'emu oczko.
- Nie śmiałbym pozwolić innej dziewczynie zatańczyć przed Tobą - zażartował, przez co dziewczyna się zarumieniła.
- Larry... Moglibyśmy wyjść na chwilę na zewnątrz? Muszę Ci coś powiedzieć.
**********
Hejka kochani!
Tak, wiem, że ten rozdział jest krótszy od poprzedniego. Ale mniej więcej takie właśnie będą. Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać.
Jak myślicie, co Juliet chce powiedzieć Larry'emu? Najciekawszą odpowiedź nagrodzę dedykacją w kolejnym rozdziale.
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Taylor Swift - "Love story"
("Romeo, take me somewhere we can be alone. I'll be waiting, all there's left to do is run (...) Marry me, Juliet. You'll never have to be alone. I love you and that's all I really know")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top