Grzechy i grzeszki Wattpada, czyli mocno wkurzony Pingwin
Eloszki! TlenWPaski wprawiła mnie w bojowy nastrój, więc przybyłam zwalczać błędy wszelakie i wypleniać z Wattpadowiczów złe nawyki. Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak uwypuklenia problemu schematów i Marysujek, ale żyję w przekonaniu, iż coś, co zostało powiedziane sto razy, nie musi być powtarzane po raz kolejny. Taka hipsterska pionierka ze mnie, joł. Tych głupot mniejszych i większych jest tyle, że za nic nie zdołam tego zliczyć, a co dopiero opisać, więc jak czegoś tu nie ma, to nie plujcie na mnie jadem, mogę zrobić drugą część. Nawet nie pytajcie, co mi i Tlenowi załączyło takiego wkurwa, ale cudem się powstrzymuję od przeklinania, a mam wielką ochotę.
A i gwoli ścisłości, to ten rozdział różni się od ,,Pisarskich absurdów'' głównie konwencją - tam jest miło i zabawnie, tutaj będę ciskać gromy. Wkurza mam, no :C
To tego, zapraszam do czytania i podsyłania wynalezionych przez siebie grzeszków. I ostrzegam, że może być to rozdział bez ładu i składu. No bywa.
1. Dwa punkty widzenia (i więcej)
To samo w sobie grzechem nie jest, ale nie oszukujmy się, większość nie potrafi poprawnie zastosować tego zabiegu. Mam wrażenie, że problem jest dodatkowo pogłębiany przez beznadziejną literaturę młodzieżową (i Greya), gdzie można zauważyć tendencję do używania takiej narracji w zły sposób. Co zatem sprawia, że Pingwin toczy pianę z dzioba? Powtarzanie DOKŁADNIE tej samej sceny, ale oczami innego bohatera. A najlepszy jest fakt, że w 99% przypadków różnicę można dostrzec tylko przez formy czasowników: najpierw mamy ,,spojrzałam w jego błękitne oczy'', a potem ,,spojrzałem w jej orzechowe tęczówki''. Jaki jest sens w pisaniu tego samego dwa razy? Jak chcecie ukazać uczucia dwójki bohaterów, wybierzcie narratora trzecioosobowego wszechwiedzącego. Co prawda nie daje to aż takiego pola do popisu w kwestii opisu emocji, ale no trudno. Ewentualnie już piszcie z dwóch narracji pierwszoosobowych, jednak pchajcie fabułę do przodu, nie maglujcie w kółko tego samego.
Do tego dochodzi kwestia pierdyliarda narratorów. Po jaką cholerę robić narrację pierwszoosobową z punktu widzenia pięciu bohaterów, jak można zrobić narratora wszechwiedzącego?
2. Szwendus pospolitus
Czyli sytuacja z większości opowiadań, w których autor kompletnie nie ma pojęcia, jak poprowadzić fabułę z punktu A do punktu B, więc bohater szwenda się bez celu po mieszkaniu czy lesie, myje się kokosowym żelem, ogląda filmy, idzie na zakupy, bla bla. Ok, to miałoby sens, ale jakby COKOLWIEK z tego wynikało. Jak ktoś ma zamiar pisać tonę zapychaczy, bo mu się nie chciało planu robić, a na spontana nie umie wyklepać na klawiaturze niczego sensownego, to ja podziękuję.
3. Syndrom synonimów
Tak tę chorobę nazwała Tlen. Obie nawołujemy do zbadania się, bo epidemia tego paskudztwa sięga coraz dalej. O co chodzi? Niektórzy tak bardzo boją się powtórzeń, że na jedną postać używają dwadzieścia określeń i już Cthulhu jeden wie, o co chodzi. Spotkałam się z takimi kwiatkami, że w scenie dialogu między dwójką postaci autorka tak nawaliła określeń na bohaterów, że to wyglądało jak scena zbiorowa. Jak widzę ,,orzechowooka i miodowowłosy'' (autentyki!), to śmieję się rozpaczliwie, zwijam w kłębek i umieram z żalu. Jak jeszcze te synonimy bezsensownie są spisane z synonimy.net, a autor nawet nie sprawdza, co dokładnie znaczą, to tylko windą na dziesiąte i skok.
4. Zdrobnienia i psucie klimatu.
Umarłam, jak w scenie grozy zobaczyłam ,,buzię''. Potem jeszcze ,,twarzyczkę'', a gdzie indziej były ,,łapki'' i ,,pupa''. Ludzie, to taki horrorek dla dzieciaczków czy jak? Może teraz w podstawówkach czyta się o rozpruwaniu brzuchów i rzucaniu flakami, mój brat w sumie całymi dniami gra we FNAFa czy inne Slendery, ale nawet on by się popłakał ze śmiechu, jakby zobaczył cholerną ,,buzię'' w scenie, która miała budzić przerażenie.
Zostawiając horrory, Tlen już kiedyś psioczyła na ,,pierożki'' i ,,małych strażaków''. Wyobrażacie sobie romantyczna scenę seksu, gdzie występują muszelki i siusiaki? No nie dość, że większość tworów wattpadowych klimatu nie ma wcale, to jeszcze takie perełki można znaleźć.
5. Horrory, czyli matkobosko.
Zapamiętajcie raz na zawsze: horror nie równa się creepy pasta i nie równa się stosy flaków! Horror ma straszyć przede wszystkim klimatem, ale, jak napisałam w powyższym punkcie, klimat jest skutecznie mordowany już w zarodku, więc no, chyba się nie da inaczej niż hektolitrami krwi.
6. Duchowe, czyli Jezusienazarejski!
Weszłam ostatnio w tę piękną kategorię i mózg mi uszami wypłynął. Z jednej strony poradniki ,,jak walczyć z depresją, czyli nie tnij się, bo po co'', a z drugiej ,,tnę się, bo nikt mnie nie kocha''. Chyba nie o to chodziło twórcom Wattpada. No brak mi słów.
7. Solmejty i inne ,,inspiracje''.
No bo po co wysilać szare komórki, jak można sobie zgapić pomysł ze ,,Zmierzchu'' i na nim zbudować opowiadanie? Pewnie nie uwierzycie, bo sama nie wierzyłam, ale niektórzy żyją w przekonaniu, że soulmate to pojęcie ze starych wierzeń o wilkołakach! *skacze przez okno*
8. Nieistniejące stwory.
Kiedyś się osmarkałam ze śmiechu, jak zobaczyłam w komentarzu pod pewnym opowiadaniem zarzuty, że autorka się nie zna, bo jej wampiry to coś tam inaczej robiły, niż te w najpopularniejszych dziełach. Jeśli coś nie istnieje, to nie istnieje do cholery, a w związku z tym nie ma żadnej prawdy objawionej na ten temat! A sobie róbta wampiry, które zmieniają się w koczkodany albo wróżki wyżerające ludziom wątroby, no kto zabroni?
9. Starzy ludzie, czyli wampiry.
Ostatnio trafiłam na wampirzycę, która miała 180 000 (słownie sto osiemdziesiąt tysięcy) lat! Ciekawi mnie, czy wyglądała tak:
Po co robić tak stare postaci, już nie popadając w przesadę, ale i tysiącletnie się zdarzają, skoro to nie ma sensu? Bo szpan, że taki stary i ,,mondry'' bohater? I tak się będzie zachowywał na najwyżej 5 lat, więc nie rozumiem. *wybiega z krzykiem*
I czemu w każdym opowiadaniu o krwiopijcach jest wampirza monarchia? Czemu laska trafia do wampirzego księcia? CZEMU?! ;-;
10. Bezprawie.
Czyli absolutny brak policji czy jakichkolwiek służb albo ich ogromna głupota. Nie chce mi się komentować pary morderców z zakrwawionymi nożami wesoło hasających przez miasto w biały dzień, dobranoc.
11. Imperatyw narracyjny.
O tym będzie osobny rozdział i to pewnie niedługo. O co chodzi? O to, że w wielu opkach przeróżne sytuacje wynikają z dupy, nie mają sensu i pojawiają się, bo autor tak chciał. Zero ciągu przyczynowo-skutkowego, zero logiki, bo po co to komu?
12. Nie, to nie jest książka!
Płacze moje pingwinie serducho, jak ktoś opowiadanie 500 słów na rozdział, z masą błędów, obrazków wklejonych między opisy i wciśniętym Herim Stajlsem nazywa książką. I płacze moje pingwinie wszystko, jak ktoś się porównuje do Tolkiena albo Sapkowskiego. No chyba nie.
Patrzcie, moja pęseta spontanicznie popełniła samobójstwo. Chyba miała dość mojego narzekania.
I w ogóle przytyję przez Wattpada, bo jak się wkurzam, to jem. W trakcie pisania tego rozdziału zjadłam potężny obiad, jakieś jogurty, ciastka, wypiłam dwie kawy i chyba muszę sięgnąć po coś mocniejszego.
Helena, mam zawał. Idę turlać się po podłodze, to zawsze poprawia humor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top