Druga strona medalu, czyli gdy ci źli nie są... źli

Witam w kolejnym rozdziale. Trochę mocno spóźnionym, ale w końcu pokonałam przeciwności losu i udało mi się go dokończyć.

 Początkowo miał to być Filozoficzny Pingwin, ale stwierdziłam, że do tej poważnej serii mam za dużo tematów. Dziś nie będzie typowo o pisaniu, za to troszkę sobie porozkminiamy pojęcia ,,wróg'', ,,ten zły'', ,,złodupiec'' i ,,rywal'', które są często mylone.


Ten zły, co chce władzy nad światem

Nie mam zamiaru tłumaczyć różnic między dobrem a złem, a raczej chcę pokazać, w jaki sposób ukazywany jest mrok w powieściach, przede wszystkim fantasy.

Weźmy pierwszą lepszą serię z tego gatunku. Niech będzie Harry Potter. Niestety dzieł Tolkiena nie czytałam, choć wiem, że idealnie by pasowały jako przykład. Możecie mnie zlinczować, ale klasyczna fantastyka do mnie nie przemawia :C

Zatem mamy Harry'ego - chłopca, który przeżył, wybrańca, odważnego i lojalnego młodzieńca, dobrego przyjaciela. Nawet jeśli okularnik miał momenty, w których nie zachowywał się, jak należy, to z pewnością możemy go zaliczyć do grona dobrych postaci. W sumie nic dziwnego, w końcu główny konflikt miał tylko dwie strony - ci dobrzy i Voldemort. A jak wiadomo, Voldzio pozbawił młodego czarodzieja rodziny, więc Harry automatycznie był po dobrej stronie. Proste i logiczne.

Ale skupmy się na Voldim, czyli postaci, która była czystym złem. Nie było w nim żadnych uczuć, nie mógł odczuwać miłości, nikt go nie kochał. Tom Riddle od początku miał w sobie coś niepokojącego. Wszystko, co robił, jako najpotężniejszy czarnoksiężnik, było złe. Tak samo jego poplecznicy należeli do najgorszego sortu czarodziejów.

Tutaj mamy przedstawiony klasyczny konflikt - dobro vs zło. Nie ma możliwości, by zastanawiać się, czy druga strona ma rację. Zakładam, że nie ma ludzi, którzy kibicowaliby Voldkowi, więc od razu widzimy, że jest to opowieść, która już na samym początku pokazuje czytelnikowi, kto w tej wojnie ma rację. I nie mówię, że autorka powinna ukazywać czyste zło jako coś, co jest w porządku. Wiem, że tolerancja i poprawność polityczna, ale jeszcze nie jest z naszym społeczeństwem aż tak źle, by usprawiedliwiać Voldka.

Antagonistów, którzy są czystym złem często daje się do powieści dla młodszych czytelników. Motywy polityczne, zemsta, odmienne poglądy czy rywalizacja są dla dzieci zbyt skomplikowane, więc ukazanie im kogoś, kto jest zły, bo jest zły i dlatego główny bohater z nim walczy, to najprostsze rozwiązanie.


Ten zły, któremu współczujemy

Podobny przypadek do pierwszego, a jednak różni się jednym szczegółem. Ów antagonista jest zły, bo ma powód. Najpewniej skrzywdzono go w dzieciństwie. Albo stał się mroczny, bo go coś opętało, postradał zmysły, został przeklęty itd. 

Jest to przypadek, gdy czytelnik jest pewien, co do winy złego bohatera, a jednak jest mu go żal. Osobiście uwielbiam, gdy, mimo że kibicuje protagoniście, lecą mi łzy podczas sceny śmierci jego wroga. To sprawia, że czuję, jakby opowieść była bardziej realistyczna. Mamy tu dwie strony konfliktu i obie są ludzkie, obie postaci mają uczucia i swoje powody.

Jak dla mnie najlepszy przykład to manga i anime ,,Shiki''. Jest jeszcze nowela, ale niestety jeszcze się do niej nie dorwałam :C Serdecznie polecam, jest to jeden z moich ulubionych japońskich tworów.


Wróg

Czyli ktoś, kto niekoniecznie jest zły, ale zdecydowanie ma odmienne cele, niż protagonista. Powiedzmy, że walczą ze sobą dwa państwa - żadne nie jest ani złe, ani dobre, po prostu oba chcą zgarnąć pewien kawałek lądu. Jedno państwo dla drugiego jest wrogiem, mimo że brak tu klasycznego konfliktu, o którym pisałam w kontekście Harry'ego Pottera.

W codziennym życiu mamy to samo - to, że kogoś nie lubimy, nie świadczy o tym, że jest zły. Albo, że my tacy jesteśmy. 

Wcześniej był konflikt dobro vs zło, tutaj mamy konflikt interesów. Czytelnik kibicuje protagoniście, bo jest protagonistą. Jednak, jeśli wróg jest przedstawiony równie dobrze, odbiorca sam może wybrać, po której stronie stanie. Albo w ogóle nie wybierać i po prostu obserwować rozwój akcji.

I znowu posłużę się przykładami prosto z Dżapanii - Code Geass i Death Note. Ten drugi twór pewnie zna każdy, bo trzeba mieszkać w buszu, by nigdy nie usłyszeć o notatniku śmierci. W obu przypadkach mamy przedstawioną walkę pomiędzy wrogami, a jednocześnie rywalami i w obu przypadkach możemy sami wybrać, komu przyznamy racje.

A z dzieł literackich mogę przedstawić Malowanego Człowieka. W nieco późniejszych tomach sytuacja jest dość podobna.


Rywal

Absolutnie nie mylić z wrogiem. Rywalami mogą być także przyjaciele! 

Rywalem jest postać, która ma ten sam cel, co nasz bohater, ale tylko jeden z nich może go osiągnąć. Wcale nie muszą się przez to nienawidzić, co więcej, mogą się nawet wspierać! Jeśli bohaterowie potrafią rozdzielić sferę rywalizacji od codzienności, to nie ma żadnych przeszkód ku stworzeniu przyjaźni.

Ważne, by żadna z postaci nie zachowywała się na zasadzie ,,niby mi zależy, ale pozwolę kumplowi być cały czas przede mną, bo tak''. To już nie jest rywal, to jest przydupas. Prawdziwa rywalizacja jest wtedy, gdy każdy daje z siebie wszystko i walczy do końca.

I możecie mnie zjeść, ale kolejny przykład z anime, choć tym razem dużo bliższy polskiej młodzieży: Król Szamanów. 


Złodupiec

Czyli badass. Nie mylić absolutnie z ,,tym złym''! Złodupiec wcale nie musi być prawdziwie zły, on jest po prostu twardzielem. To ten typ, który załatwia wszystko po swojemu i ma własne zasady. Co prawda, nie zawsze postępuje słusznie, ale zazwyczaj po prostu ma gdzieś moralność. W związku z tym nie da się złodupca określić ani jako złego, ani jako dobrego. On tworzy trzecią stronę i dba o własne interesy. 

Co więcej, gdziekolwiek badass nie pójdzie, tam zrobi rozpierdówę. Pokona wrogów w wielkim stylu i w ogóle się przy tym nie zmęczy. Zaraz potem złapie jakąś seksowną niewiastę, spędzą razem noc i samiec alfa odjedzie w stronę zachodzącego słońca.

Badassów jest masa wszędzie. Możemy tu zaliczyć Deadpoola, Wolverine'a, Dantego z Devil May Cry, Conana Barbarzyńcę, Geralta z Rivii... Ostatnio jest na nich duży popyt, więc znalezienie złodupnego samca alfa nie jest trudne.


Abstrakcyjne zło

Najgorszy możliwy przypadek, jeden z największych grzechów pisarzy, coś, czego absolutnie nie można stosować. Zastanawiacie się, o co chodzi? Chodzi o zło, które nie jest w żaden sposób uosobione. Może to być na przykład klątwa albo jakaś niematerialna istota, która nasyła na głównego bohatera armię potworów bez żadnego powodu. I nie można tego mylić z przykładem ,,tego złego'', bo Voldek czy Sauron byli ukazani. Abstrakcyjne zło po prostu jest i nie wiadomo po co i dlaczego. Ot tak, by protagonista miał z czym się bić.

Jeśli wprowadzasz konflikt i jego drugą stronę, zadbaj, by miało to sens. Skoro już istnieje motyw wojny, to bohater musi wiedzieć, z czym walczy i musi mieć jakąkolwiek szansę na wygraną. Nie znaczy to, że dobra strona musi zwyciężyć, ale jeśli z góry jest skazana na porażkę, to cała historia nie ma sensu.


Co wybrać?

Na pewno nie abstrakcyjne zło, tyle mogę powiedzieć. Skoro już znasz wszystkie typy, to musisz się zastanowić, kim jest Twój antagonista. Dużo zależy od tego, jaki gatunek piszesz. 

Jak już wspominałam, w powieściach dla dzieci najprostszym rozwiązaniem jest ,,ten zły''. W opowieści skupiającej się na psychologii bohaterów, ,,ten zły, któremu współczujemy'' będzie idealny. Wróg wpasuje się w historię o politycznych intrygach, zaś rywal w opowiadaniu, którego fabuła skupia się na spełnianiu marzeń. Złodupiec to typ prosto z powieści akcji, ale jest taki popyt, że można wcisnąć go gdziekolwiek.

Najważniejszą zasadą jest, by pamiętać, że antagonista to bardzo ważny składnik zupy zwanej powieścią i nie można go lekceważyć. Aby wszystko razem smakowało wybornie, autor musi poświęcić mu tyle samo czasu, co protagoniście i pokochać go równie mocno, w końcu i jeden i drugi to jego twory.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top