Najbliższe pingwiniego serducha - Autopsja Jane Doe
Witajcie! Powoli jakoś wracam do życia, choć jest ciężko w tej kwestii. Rozdział "Kursu Wattpada" się tworzy, niedługo wrócę do częstszego publikowania i ogólnie jakiejkolwiek aktywności na Wattpadzie.
Dla ciekawskich - do anime też jeszcze wrócę, jednak do tego tutaj wpisu poczułam się zwyczajnie natchniona i nie mogłam z nim czekać.
https://youtu.be/9-Ac0idNFm0
Dziś w nocy byłam na maratonie horrorów. Ogólnie aż do ostatniej chwili nawet nie wiedziałam, jakie filmy będą, ale horrorów oglądam naprawdę mało, więc mi to zwisało. Jakbyście byli ciekawi, to poza "Autopsją Jane Doe" puścili "Leatherface" i "Piła: Dziedzictwo", ale dwa ostatnie były dość kiepskie ;)
W sumie słyszałam, że "Autopsja" to spoko film, ale jakoś nie byłam do tego przekonana. Opis, plakat i nawet tytuł wydawały mi się wyjątkowo przeciętne i raczej mało intrygujące, kojarzyły mi się bardziej z thrillerem niż horrorem i w sumie z tym ostatnim miałam rację, bo ten film zdecydowanie nie mrozi krwi w żyłach. Mimo wszystko uważam, że horrory nie mają bombardować nas niezliczoną ilością jumpscare'ów, pokazywać potworów z najmroczniejszych głębin ludzkiej wyobraźni ani oblewać ekranu hektolitrami krwi oraz flaków. Dla mnie film grozy ma mieć oczywiście dobrą fabułę i oprawę audiowizualną, choć tego wymagam od każdego dzieła, ale też przemyślany klimat doprawiony tajemnicą. Tutaj zdecydowanie jest klimat i w nim tkwi moc "Autopsji Jane Doe". Od pewnego momentu akcja ma miejsce wyłącznie z prosektorium, zaś widz jest wręcz przygnieciony duszną, klaustrofobiczna atmosferą i poczuciem, że coś złego czai się za drzwiami.
Fabuła jest dość prosta - do prosektorium trafiają tajemnicze zwłoki kobiety, którą przypadkiem odkopano. Ojciec - Tommy - i syn - Austin - muszą do rana zbadać denatkę i odkryć przyczynę jej śmierci. Jako ciekawostkę dorzucę, że wedle amerykańskiego prawa niezidentyfikowane zwłoki trzeba nazwać, dlatego mężczyzna to John Doe, chłopiec Johnny Doe, dziewczynka Jannie Doe, zaś kobieta właśnie Jane Doe. W przypadku zwłok, u których nawet nie można rozpoznać płci używa się po prostu samego Doe.
Nie chcę oczywiście spoilerować, więc nie mogę ani powiedzieć, co mężczyźni odkrywają w trakcie autopsji, ani co dzieje się dalej, jednak wskażę kilka elementów fabuły, które mnie urzekły. Po pierwsze sposób jej prowadzenia. Strzelb Czechowa jest tutaj od cholery, ale to widz musi to wszystko samodzielnie zauważać, bo nikt mu niczego nie powie. Uwielbiam filmy, które pozwalają mi samodzielnie składać do kupy elementy układanki oraz nie wątpią w moją inteligencję, a ostatnio niestety jest moda na wykładanie wszystkiego na tacy. Jeśli postanowicie obejrzeć "Autopsję Jane Doe", wczytajcie się uważnie w tekst, szczególnie w treści z radia. Twórcy na samym początku pokazują jakiś element, aby później wykorzystywać go do zabawy psychiką widza - w normalnych okolicznościach byłby o wiele mniej niepokojący czy nawet przerażający, ale dzięki wiedzy z pierwszych scen sami możemy skojarzyć, co się dzieje poza zasięgiem wzroku bohaterów. Przez cały seans widz dopowiada sobie pewne kwestie, tworzy wzorce, zauważa powiązania między różnymi scenami oraz próbuje rozwikłać zagadkę. Ta warstwa filmu, bardziej kryminalna niż horrorowa, sprawdza się wyśmienicie, dla mnie była świetną zabawą, zaś porównywanie swoich teorii oraz spostrzeżeń z innymi ludźmi to coś, co pingwiny lubią najbardziej.
Drugim elementem fabuły, który zdecydowanie przypadł mi do gustu jest zachowanie i sposób działania głównych bohaterów. Oboje od lat pracują z trupami, więc są do nich po prostu przyzwyczajeni, widzieli zwłoki od każdej strony w każdym stopniu rozkładu. Z tego powodu do pewnego momentu zachowują sceptycyzm, ale kiedy już wydarzenia z prosektorium przechodzą ludzkie pojęcie, działają tak, aby ratować swoje życia, lecz przy tym wciąż nie przestają myśleć. Chyba każdy, kto widział choć kilka horrorów wie, że bardzo często postaci wciąż tylko wrzeszczą, wpadają w pułapki, chowają się po krzaczorach albo zwyczajnie idą za mordercą jak kompletne bezmózgi, zamiast spierdzielać w podskokach.
No i samo rozwiązanie zagadki - czytałam masę komentarzy, że było banalne, przewidywalne i jakieś takie zbyt proste, a do tego zakończenie filmu pozostawiono otwarte. Dla mnie powstał ciekawy paradoks - byłam przekonana, że to nie może być takie łatwe, więc, łącząc do kupy kilka wskazówek od twórców zbudowałam sobie w głowie trzy całkowicie inne scenariusze, a nie trafiłam z żadnym. I chyba z tego powodu zakończenie mi się podobało - było tak niejasne i pełne niedopowiedzeń, że znajdziecie kilka różnych teorii odnośnie tajemnicy Jane Doe. Ja otwarte zakończenia uwielbiam, więc zdecydowanie zabieg w moim guście.
Jak wspomniałam na początku, film nie jest raczej nastawiony na to, aby przerazić nas do omdlenia, więc jumpscare'ów jest dość mało, a do tego "Autopsja Jane Doe" wizualnie pokazuje nam naprawdę niewiele. Zawsze, kiedy widzę potwora wyłażącego na środek ekranu czuję się rozbawiona, tak miałam m.in. na "Obecności 2". Szczęśliwie to dzieło straszy w taki sposób, że manipuluje nami przez Strzelby Czechowa, ale również horrorowe przyzwyczajenia. W sumie kino grozy ostatnio staje się zabawne - kiedyś główny bohater obracał się, niczego nie widział, a potem znowu się obracał i ginął przez potwora. W kolejnych filmach obracał się kilka razy, zanim demon na niego wyskoczył. Teraz to bywa tak, że ten biedny człek obraca się, jakby sam Szatan miotał nim niczym wskazówkami zegara, nim cokolwiek go zamorduje, a zdarza się, iż ostatecznie nic tam nie ma. W "Autopsji" twórcy bawią się właśnie takimi zabiegami - wiedzą, że oczekujemy, iż coś wyjdzie zza pleców, że w dziurze w drzwiach pojawi się jakieś oko. I najlepsze jest to, że czasami wykorzystują to odwrotnie - my myślimy, że jednak nic nie będzie, a tu zaskoczenie, coś tam wyskakuje.
Oprawa audiowizualna przypadła mi do gustu - nie była fenomenalna, ale zdecydowanie pasowała do całości. Przez to, że fabuła cholernie mnie wciągnęła nie byłam w stanie patrzeć na światło, kolorystykę czy nawet grę aktorską osobno, bo zwyczajnie tak oglądam filmy, które dupy nie urywają, więc muszę na czymś skupić moją uwagę. Tutaj sam scenariusz i sposób odkrywania przed widzem historii były główną osią filmu, zaś obraz i dźwięk tylko je podkreślały. Jednak jest coś, co mnie absolutnie zachwyciło - Jane Doe. W trakcie seansu ujrzycie jej twarz pod wieloma kątami, w różnym oświetleniu, w różnych kontekstach. Niewątpliwie budzi niepokój, cały czas ma się wrażenie, że zaraz ruszy oczami i spojrzy prosto na nas, ale przy tym jest przepiękna. Twórcy idealnie dobrali aktorkę (fantastycznie gra nieruchome zwłoki!), która jednocześnie wygląda jak młoda, niewinna kobieta, ale ma w sobie coś tajemniczego i fascynującego. Niektórzy twierdzą, że ta twarz będzie im się śniła po nocach, a ja nawet się cieszę, iż na zawsze zostanie w mojej pamięci jako połączenie piękna, tajemnicy i grozy.
"Autopsja Jane Doe" może i nie jest arcydziełem, może nie straszy jakoś szczególnie, zaś fabuła w ostatecznym rozrachunku nie jest aż tak oryginalna i błyskotliwa, jednak myślę, że na zawsze pozostanie w moich pingwinim serduchu. Są filmy, o których zapominam, jak tylko w kinie zapalają się światła, są takie, które pamiętam, ale nie umiem obejrzeć po raz drugi, ale są też dzieła, które doskonale pamiętam, wspominam, analizują i googluję, aby poczytać opinie oraz teorie innych. Ten horror zdecydowanie zalicza się do ostatniej grupy. Niewątpliwie obejrzę go kiedyś jeszcze raz, aby rozkoszować się gęstym klimatem, pozachwycać twarzą Jane oraz spróbować znaleźć wskazówki, które przeoczyłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top