Taka tam nawijka o życiu i w ogóle

Mam potrzebę pisania jakichś bzdur w internecie, ok? No i ten rozdział nie będzie o niczym konkretnym, tylko się Wam pożalę, pochwalę i ogólnie mam zamiar klepać na klawce to, co akurat mi przyjdzie na myśl, ale przede wszystkim, to chyba podsumuję swoje życie.

Właśnie jest 21:30, chciałabym pójść spać żeby odespać ostatnie dwie doby praktycznie bez snu oraz całe 2 tygodnie, w trakcie których spałam 4-5 godzin dziennie, ale nie mogę zasnąć i się nudzę. Ucięłam sobie dwugodzinną drzemkę wcześniej i chyba mój organizm już jest tak przyzwyczajony do sesji, że uznał, iż tyle mi na dzisiaj wystarczy. Ale jeszcze chwila, kilka dni, przygotowanie wystaw, sporządzenie dokumentacji wszystkich prac, egzamin, wyprowadzka i w końcu spokój. Ale strasznie mi smutno, że wracam do Polkowic, mimo iż tylko na 2,5 miesiąca. Przez ten rok studiów moim największym osiągnięciem było permanentne wyjście z piwnicy (bo wcześniej wolałam spędzać czas sama ze sobą) i poznanie cudownych ludzi. No i wyjście z domu bez cyckonosza, nawet jeśli w środku nocy. Jeszcze nigdy nie byłam w połowie czerwca aż tak opalona (jeśli w ogóle byłam) i to nie jest zasługa zmian klimatycznych C: No i tak ogólnie to narzekam strasznie na te studia (jak i wszystkie moje znajomki z uniwerka), ale jak się ma doborowe towarzystwo, to można jakoś przeżyć przyklejanie worków na śmieci i makaronu na brystol oraz oglądanie ludzi masturbujących się publicznie w szklanych trumnach.

No i tak zgrabnie przejdę do kolejnej kwestii. Moja kumpela jest wolontariuszką w Akademii Przyszłości, czyli tak zwanym tutorem. A znaczy to tyle, że co tydzień spotyka się ze swoją podopieczną z podstawówy i pomaga jej ogarnąć materiał szkolny, zdobyć pewność siebie i rozwinąć umiejętności. To brzmi absolutnie super i stwierdziłam, że też się zapiszę, jak tylko będę w Zielonej na dłużej. Może ktoś z Was ma z tym jakieś doświadczenie?

Idąc dalej, wczoraj rozmawiałyśmy z moimi dziołchami o życiu, śmierci i końcu świata za 50 lat. No i rozmowa zeszła na wegetarianizm.  A ja już wcześniej nad tym myślałam. I wiecie co? Kocham mięsko, serio. Ale kocham też warzywa. No i postanowiłam ograniczyć kupowanie mięsa, jak na razie do co najwyżej jednego razu w tygodniu. Nie chcę całkowicie przechodzić na wegetarianizm, jak ktoś poczęstuje, to chętnie przyjmę, ale nie chcę sama kupować ponad swoje potrzeby. Bo nie wiem czy wiecie, ale jemy za dużo mięcha. Nie namawiam nikogo do zmiany nawyków żywieniowych, to tak tylko w ramach ciekawostki.

Postanowiłam też kilka dni temu, że w maju przyszłego roku zdam jeszcze jedną maturę (albo dwie, jak mi dobrze pójdzie nauka i dam radę na rozszerzeniu). A mianowicie niemiecki. Nigdy się tego języka nie uczyłam w szkole ani na żadnych płatnych lekcjach, ale jakoś w grudniu postanowiłam, że chcę szprechać. Internet, telewizja, radio. Gadanie z Niemcami w specjalnych apkach, Duolingo, Świnka Peppa, Rammstein. Zrobiłam sobie niedawno na próbę arkusz maturalny no i zdobyłam całkiem ładny wynik, sporo ponad próg zdawalności. Traktuję to jako swój olbrzymi sukces, bo nie uczyłam się regularnie od grudnia, miałam trzy zrywy, każdy około 2/3 tygodni, między nimi nic, zero. Nauczyłam się też cyrylicy i czytam już w miarę sprawnie, choć nie wiem, gdzie kłaść akcent (bo ten w rosyjskim nie jest stały). A jeśli w końcu mnie wezmą do tych cholernych Czech na Erasmusa (w tym tygodniu mam dostać emaila z odpowiedzią), to planuję nauczyć się i tego języka, szczególnie, że będę obowiązkowo chodzić na zajęcia z zaawansowanego czeskiego. Będę poliglotką prima sort.

A tak na koniec to powiem tylko, że czuję się szczęśliwa i to nie przez to słońce. To był najlepszy rok mojego życia. Częściowo się usamodzielniłam, poznałam cudownych ludzi, zacieśniłam więzy z rodziną, przeżyłam masę zabawnych chwil, nauczyłam się sporo sama w domu dzięki swojemu samozaparciu, a studia, choć nie są idealne, otworzyły mój umysł na wiele spraw, o których wcześniej nie myślałam. Wyszłam z piwnicy, polubiłam ludzi, zaczęłam nudzić się, będąc sama w domu dłużej niż kilka godzin. I w sumie prawie nic nie poszło zgodnie z planami sprzed kilku lat, a nawet i sprzed roku, ale jest super, nawet, jeśli narzekam na swój kierunek (i dalej będę, bo mnie dużo rzeczy wkurza). A przede mną moja pierwsza wyprawa do Anglii, być może semestr w Czechach, później być może inny kraj, np. Portugalia, planuję zostać wolontariuszką Akademii Przyszłości, zamieszkać w akademiku (będzie wesoło), zdać dodatkową maturę (i po licencjacie może iść na filologię, ale to tylko mgliste przebłyski planów). Ale nawet jak nic z tego nie wyjdzie, to i tak jest spoko. Bawię się super, mam nadzieję, że Wy też. A jak się siedzi w pięcioosobowej grupie, to nawet całonocne wkuwanie jest zabawne.

PS. A rozdziały o studiach będą na dniach, serio, tylko się muszę w końcu wyspać po tych wszystkich przeglądach i egzaminach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top