Rozdział 4
Tom POV
Nie spałem od kilku dni. Niewiele też jadłem. Każdy dzień zlewał się w jeden długi, przytłaczający ciąg myśli, od których nie potrafiłem się uwolnić. Chciałem zapomnieć. O wszystkim.
Chciałem zacząć od nowa.
Gdyby istniała jakaś opcja resetu, z pewnością bym ją wybrał. Gdyby można było umrzeć i odrodzić się jako ktoś inny, może wtedy miałoby to jakiś sens. Może wtedy zrozumiałbym, po co właściwie tu jestem.
Słowo „zapomnieć" dudniło mi w głowie.
A co najlepiej pomaga zapomnieć?
Alkohol.
Siedziałem na parapecie, popijając już nie wiem którą butelkę. Palce zaciskały się na chłodnym szkle, a świat wokół mnie zaczynał się rozmywać. Czułem, jak wszystko wokół wiruje - ściany, sufit, światła latarni za oknem. Przeciągnąłem dłonią po twarzy, czując ciepło rozchodzące się po moim ciele.
To było za dużo. Nawet jak na mnie.
Chciałem zejść z parapetu, ale równowaga odmówiła mi posłuszeństwa. W jednej chwili znalazłem się w powietrzu, a w następnej - z głuchym hukiem wylądowałem na łóżku. Materac przyjął mnie z cichym jękiem sprężyn, tłumiąc dźwięk upadku, ale byłem pewien, że ktoś w sąsiednim pokoju musiał to usłyszeć.
Nie miałem siły się ruszyć. Leżałem z plecami wgniecionymi w pościel, podczas gdy moje nogi nadal zwisały z parapetu. Gdyby był dzień, przypadkowi przechodnie mieliby niezły widok.
Parsknąłem cicho pod nosem.
Cholera.
To było żałosne.
Ale nie miałem już siły, by cokolwiek z tym zrobić.
Tord POV
Huk.
Nie był głośny, ale w nocnej ciszy brzmiał jak wystrzał.
Otworzyłem drzwi swojego pokoju i spojrzałem w stronę sąsiedniego. Tom.
W tym samym momencie drzwi od drugiego pokoju uchyliły się i zobaczyłem zaspanym wzrokiem Edda. Niby nic dziwnego, ale fakt, że wychodził z pokoju Matta, mając na sobie tylko za dużą bluzę - miejmy nadzieję, że miał też bokserki - trochę mnie zaskoczył.
Edd wyglądał, jakby ledwo kontaktował. Nie zauważył mnie. Po prostu przetarł oczy i od razu skierował się do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Nie zamierzałem wtrącać się w ich życie prywatne.
Zatrzymałem się przed drzwiami do pokoju Toma.
Westchnąłem.
Mogłem to olać. Po prostu wrócić do siebie i udać, że nic nie słyszałem. Że nie obchodziło mnie, co się z nim dzieje.
Ale to byłoby kłamstwo.
Nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka.
I to, co zobaczyłem, było...
Rozbrajające.
Tom leżał na łóżku jak szmaciana lalka, plecy wygięte w dziwnym kącie, a nogi wciąż zwisały z parapetu. Jak, do cholery, można było zasnąć w takiej pozycji?
Na podłodze leżało kilka pustych butelek.
Zrobiłem krok do przodu, marszcząc brwi. Alkoholowy odór unosił się w powietrzu, drażniąc moje zmysły. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę.
Tom.
Głupi, uparty Tom.
Tom, który doprowadzał mnie do szału.
Tom, którego nie potrafiłem przestać kochać.
Westchnąłem i podszedłem bliżej.
Nie mogłem go tak zostawić.
Tom POV
Było mi cholernie zimno.
Chciałem się ruszyć, ale moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Głowa pulsowała tępym bólem, a świat wokół mnie wydawał się rozmazany.
Czułem coś ciepłego.
Czyjeś dłonie.
Poruszyłem się lekko, próbując zrozumieć, co się dzieje.
- Nareszcie - usłyszałem znajomy głos.
Zmarszczyłem brwi.
- Tord...?
Co on tu robił?
Zamrugałem, próbując skupić wzrok. Siedział na skraju łóżka, a jego dłoń...
Dotykała mojej.
Chciałem ją cofnąć, ale on ścisnął ją mocniej.
- Jesteś idiotą, Tom - powiedział cicho.
Chciałem rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale nie miałem na to siły.
Nie wiem, czy to przez alkohol, czy przez zmęczenie, ale przez chwilę po prostu leżałem, czując jego dłoń na swojej.
I zamiast się odsunąć, zacisnąłem palce wokół jego dłoni.
Nawet jeśli jutro będę tego żałować...
Teraz nie chciałem go puszczać.
[570 słów]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top