.:. Część Pierwsza .:. W miejscu, gdzie liście tańczą...
Szarooka obejrzała się w tył i nieomal jęknęła. Za jej grupą, kilkanaście metrów dalej, biegli Konoszanie. Ku zdziwieniu dziewczyny, był tam także sakryfikant lisa, Kyuubi'ego.
-Pchają nam się na tackę, czy jak? – warknął Hidan, oglądając się za ramię. – Są walnięci, gorzej niż my.
-Sakryfikanci to siła –zauważył cicho Itachi. – A on... Uzumaki, myśli, że jak złapie mnie, znajdzie także Sasuke.
-Tak, czy siak, omijając twojego braciszka... – zaczął Hidan, robiąc zgrabny przewrót wokół jakiegoś konaru. – ...czemu zwiewamy?
-Bo tak jest lepiej, Hidan– syknęła Szarooka, z trudem przeskakując na kolejną gałąź. – Nie mamy siły na walkę. Nie zostawię ciebie i Itachi'ego na konfrontacji technikowej.
Hidan zmarszczył brwi.
-Wokamina... – szepnął. -...gdzieś go zgubiła?
-W Liściu – odpowiedziała.– Przeprowadzi nam tam zwiad. Dlatego musimy im uciec. Nie mogą nas teraz zmusić do walki.
-Brzask nie ucieka –mruknął ponuro Hidan.
-Wykonuje taktyczne odwroty– zaśmiała się dziewczyna. – Podgrzejesz trochę atmosferę, Itaś?
Uchiha tylko skinął głową i wyskoczywszy, odwrócił się, składając pieczecie.
-W Ogniu Ukrycie! –zawołał. – Technika Ogromu Kuli Ognia!
Z ust bruneta wypłynął potężny płomień, który skutecznie powstrzymał grupę Konoszan. Uchiha szybko odwrócił się i dogonił Hidana oraz Kat. Dziewczyna obejrzała się za siebie i zauważyła, że odległość od pościgu zwiększyła się o kilka metrów. Oprócz sakryfikanta lisa, blondynka rozpoznała także szarowłosego Hatake, Kopiującego Ninja oraz różowowłosą dziewczynę, która, o ile dobrze Dealupus pamiętała, tworzyła drużynę wraz z Uzumaki'm i młodym Uchihą.
-Szkoda, że nie ma Ziutka –zauważył Hidan. – Skombinowałby jakąś zaporę.
Szarooka przegryzła wargę i wykonała zgrabny obrót, stając na gałęzi drzewa. Z kieszeni płaszcza wyjęła niedużą kulkę i rzuciła ją na ziemię. Odskoczyła szybko, nim przed nią wyrosła potężna brama z ziemi.
-I ty nie masz chakry, huh?– zapytał Hidan.
-Nie mam, kochanie –odpowiedziała. – Tam była zapieczętowana chakra Wokamina z żywiołem ziemi. Ja własnej chakry nie posiadam nawet na to, by stworzyć zwykłego klona.
-Nadal nas ścigają –zauważył Itachi.
-Upierdliwi są – westchnął Hidan.
-Mają Wolę Ognia – odparł Uchiha.
-A my mamy Wilczy Zew –warknęła dziewczyna, wyciągając kolejną, granatową tym razem kulkę. – Wilczy Skowyt!
Z rozbitej kulki wyskoczyły granatowe wilki, bardziej lub mniej uformowane z chaosu. Zwierzęta z przerażającym skowytem rzuciły się na Konoszan, co o wiele skuteczniej powstrzymało pościg, niż dotychczasowe działania.
-Tobie nawet jak się chakrę zabierze i tak jesteś okropna – mruknął Hidan. – A miałem nadzieję, że dziś się nie dasz rady obronić.
-Tobie to tylko jedno w głowie – zauważył spokojnym tonem Itachi.
Hidan zaśmiał się i zeskoczył za Kat na ziemię. Uchiha stanął obok nich i cała trójka wcisnęła się pod jakieś skały, chcąc tym samym ukryć się przed wrogami. Uchiha, który teraz jako jedyny w grupie był w stanie używać ninjutsu, wykonał technikę Klonowania oraz Zamiany i posłał trzy osobniki podobne do drużyny w kierunku, gdzie wcześniej biegli.
-Ja naprawdę tak marnie wyglądam od tyłu? – szepnął Hidan.
-Gorzej, skarbie –odpowiedziała dziewczyna. – Ale tyłek masz ładny.
Jashinista zachichotał cicho i wcisnął się bardziej w skałę, przyciągając do siebie dziewczynę. Itachi także się cofnął o krok, ukrywając w mroku głazów. Drużyna z Konoha przemknęła obok nich, zapewne ścigając klony.
-Nigdy nie rozumiałem, jak można się nabierać na takie sztuczki – szepnął zadowolony Hidan. – Mhm...Katuś, jakiego szamponu używasz?
-Własnego – odpowiedziała.– Albo Deidarze podbieram. Itachi, gdzie oni są?
-Biegną dalej –poinformował Uchiha, mrużąc oczy, w których błyszczał szkarłatem sharingan. –Wiesz, że Deidara obwinia mnie za ten szampon? A ja naprawdę mam swój. Deidary pachną tak... mdło.
-Mnie się tam podobają –zaśmiał się Hidan.
-Bo ty lecisz na słodkie, Hidanuś – zauważyła dziewczyna. – Ile wytrzymają klony?
-Jeszcze kilka minut –poinformował Itachi. – Najpierw pęknie zamiana, później same klony. Skoro Hidan leci na słodkie, może chce tą różową lalę...
-Słodkie, nie tandetne –zaoponował Jashnista. – Dam ci przykład. Katuś umazana czekoladą. Jest słodka. Różowa lala z Konoha. Jest tandetna. Łapiesz różnicę, Itaś?
-Poniekąd – szepnął cicho Uchiha. – Pękły.
Szarooka zerwała się z miejsca, a za nią skoczyli członkowie Brzasku. Trójka ninja skierowała się na prawo od początkowego kierunku biegu. Nagle Szarooka uniosła głowę i warknęła krótko pod nosem. Skoczyła na Uchihę i zdjęła go z linii ataku. Dwójka uderzyłaby o skały, gdyby nie Hidan, który złapał Dealupus i podtrzymał bruneta.
-Jak? – syknął cicho.
-Sharingan Hatake – odparł Itachi. – Powinienem to przewidzieć. Moje klony bez trudu przejrzy, twoich by nie zdołał przeniknąć, Katuś.
-Nic nie szkodzi – szepnęła dziewczyna, wyciągając z drzewa rzucone przez ninja Liścia ostrza. – Poradzim ysobie.
-Walczymy? – zapytał zdezorientowany Hidan.
-Chyba nie mamy wyjścia –zauważyła dziewczyna. – Itaś, weźmiesz Hatake, a ty, Hidan, tę różową. Ja zajmę się Uzumaki'm.
-Sakryfikant? – zapytał Uchiha.– Katuś, to nie za dużo na ciebie dzisiaj?
-Sądzę, że nie –odpowiedziała spokojnie. – Różowa ma dużo siły, zmiotłaby mnie z tej ziemi. Hidan sobie poradzi. Do Hatake nie widzę innej możliwości. A specjalności sakryfikantów to mój konik. Tak jest dobrze.
Trójka ninja odskoczyła na bok, gdy w ich stronę poleciała fala kunai.
-Rozproszyć się... –szepnęła dziewczyna.
Hidan i Itachi skoczyli na boki i zaatakowali swoich przeciwników, a Szarooka zeskoczyła z drzewa, stając naprzeciw Uzumaki'emu.
-Jesteś mój – szepnęła.
Blondyn w odpowiedzi warknął i powiódł wzrokiem za Itachi'm, który szybkimi skokami wykonywał krótkie sparingi z Hatake.
-Czemu nas ścigaliście? –zapytała spokojnie dziewczyna.
-Chcemy Uchihy – zauważył ponuro blondyn, wyciągając zza paska kunai.
-Którego? – drążyła.
Uzumaki widocznie się zawahał, ale zaraz zmrużył oczy.
-Sasuke... –szepnęła dziewczyna cicho. – ...dlatego potrzebny wam jest Itachi. Naruto Uzumaki... tak masz na imię, prawda?
Chłopak skinął głową.
-Przykro mi... – szepnęła.- ...ale mam zamiar włączyć także i Sasuke do Brzasku.
-Ty...! – warknął chłopak.
Blondyn zaatakował, a dziewczyna zwinnie uniknęła ciosu. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła karteczkę i ścisnąwszy ją w ręce, skoczyła na Naruto. Uzumaki nie zdążył się uchylić i papier przylgnął do jego policzka, po chwili krusząc się. Na skórze pozostał nikły ślad pieczęci – Znak Demoniego Ubezwłasnowolnienia.
Chłopak, nieświadomy zabiegu Szarookiej, złożył pieczecie, jednak jego Podział Cienia nie dał nic.
-Daj sobie spokój już, Naruto – poradziła mu. – Pieczęć, którą ci założyłam, blokuje przepływ chakry pochodzenia demonicznego, a więc i Kyuubi'ego. To silna zapora, nie sądzę, żeby nawet cała chakra lisa zdołała ją złamać.
Blondyn tylko warknął.
-Jeśli nie będę mieć chakry, pokonam cię własnymi rękoma – zauważył. – A jeśli połamiesz mi ręce, będę kopał, jeśli oberwiesz mi nogi, będę gryzł, jeśli oderwiesz mi głowę, zabiję spojrzeniem, jeśli wydłubiesz mi oczy, przeklnę cię, żebyś zdechła. Ale nie przegram!
Dziewczyna uśmiechnęła się nieco smutno i pokiwała głową.
-Ty naprawdę masz wielką siłę – zauważyła. – Tobi się nie mylił. Ty masz siłę.
Blondyn tylko mruknął coś pod nosem i zaatakował, a Dealupus sparowała wszystkie jego ciosy, niezależnie, czy były to cięcia kunai, czy razy od pięści. W końcu jednak blondyn przyparł dziewczynę do jakiejś skały i spojrzał w szare oczy blondynki.
-Zostanę Hokage! – zawołał.– I sprowadzę Sasuke! Sprowadzę go!...
-Ty masz marzenia i ja mam swoje – zauważyła cicho. – Są sprzeczne, więc któreś z nich musi polec.
-Któreś z nas musi polec –odpowiedział.
Z kieszeni dziewczyny wypadła mała karteczka i zasyczała cicho. Uzumaki spojrzał pod nogi w tym samym momencie, co i dziewczyna.
-Cholera... – szepnęła blondynka.
Dealupus chwyciła Uzumaki'ego za głowę i ukryła go pod swoimi ramionami. Notka wybuchowa spaliła się do końca i wybuchnęła, naruszając kruchą strukturę skał. Ziemia pod stopami Dealupus chrzęsnęła nieprzyjemnie.
-Hidan! – zawołał. – Ita...
Jej krzyk urwał się, a dziewczyna wraz z Uzumaki'm wpadła do głębokiego korytarza, którego cienkie wejście odsłoniła notka wybuchowa. Hidan, osłoniwszy się kosą przed ciosem Haruno, warknął i uderzył różowowłosą w policzek tak, że dziewczyna odleciała w tył kilka metrów.
-Katuś! – zawołał. – Kat!
Itachi osłonił się przed ciosem Hatake i zablokował jego kolejny atak.
-Tam jest też wasz człowiek– warknął. – Każdy chce ratować swojego!
Kakashi zmrużył lewe oko, w którym wirował sharingan, ale mimo słów Uchihy nie ruszył się o milimetr. Haruno chciała zaatakować Hidana, jednak białowłosy odskoczył.
-Sakura, dość! – zawołał Hatake.
Dziewczyna stanęła z boku, gotowa do walki.
-Co proponujesz?... –zapytał cicho Hatake.
-Chwilowy rozejm – szepnął Itachi. – Nie na rękę jest walka ani nam, ani wam. I wasz i nasz człowiek jest w niebezpieczeństwie. Jaskinie tutaj są zabójcze, wiesz o tym. Dopóki nie wyciągniemy ich na powierzchnię, nie będziemy walczyć.
-Skąd mam wiedzieć, że to nie żart? – zapytał Hatake.
-Bo ja nigdy nie żartuję –zauważył spokojnie Itachi. – Kakashi... znasz mnie.
-Myślałem, że cię znam –warknął szarowłosy.
-Znasz mnie – uparł się przy swoim Uchiha. – Brzask może być dla was zły, ale ma honor. Nie łamiemy danego słowa. Zresztą... możesz mnie nawet związać, odprowadzić do Liścia, możesz mnie nawet zabić. Tylko pozwól mi ją wyciągnąć.
Hatake zmrużył nieco oczy i po chwili skinął głową, opuszczając ręce. Uchiha odetchnął i skinął na Hidana, który natychmiast stanął przy nim, patrząc ponuro na szarowłosego ninja Liścia.
-Co teraz? – zapytał cicho Hatake.
-Wyślę zwiadowcę – zauważył Itachi. – Powie nam, co z naszą dwójką. Potem ich wyciągniemy.
-Nie ufam ci, Uchiha –warknął szarowłosy.
-Uważałbym cię za głupca, gdybyś tak uczynił – odpowiedział brunet. – Nam się nie ufa. My możemy pozwolić sobie na zaufanie względem własnych członków, ale wy nigdy nam nie ufajcie. Przynajmniej...
-...nie teraz – odparł z dziwnym uśmiechem Hidan. – Nie, dopóki nastanie Nowy Dzień. Jej Dzień.
Szare oczy otworzyły się powoli, jednak zaraz zacisnęły się z powrotem, gdy ból rozlał się falą po kruchym, ludzkim ciele. Dziewczyna jednak zacisnęła zęby i otworzyła oczy, powoli unosząc się do pozycji siedzącej. Czuła na placach własną, gęstą i ciepłą krew, która powoli spływała z poszarpanego przez wybuch barku. Leżący na jej kolanach Uzumaki wyglądał na nieprzytomnego, ale oddychał, a więc i żył.
-Cholera... – szepnęła.
Nagle i chłopak otworzył oczy i niemal natychmiast odskoczył od dziewczyny. Nie miał widocznych ran, co Szarooka skwitowała pomrukiem zadowolenia – nie chciała, by blondynowi coś się stało, był w końcu potrzebny Brzaskowi. Żywy.
-Ty... – warknął Naruto.
-Uspokój się – szepnęła, próbując wstać. – Jakakolwiek walka jest teraz nie na miejscu, wiesz?...
Blondyn jednak nie zareagował pozytywnie na słowa dziewczyny – mocno uderzył ją w policzek, a zaraz potem w brzuch. Blondynka zachwiała się i upadła na kolana, wykaszlując z ust pomieszaną z zapienioną śliną rudą krew. Uzumaki chciał uderzyć ponownie, ale zauważył, ze dziewczyna nie walczy. Zacisnęła drżące palce na materiale własnego płaszcza i oparła czoło o chłodną skałę, pozwalając by krew z jej ust leniwie wypłynęła na ziemię.
-Czemu nie walczysz? –zapytał ją.
-Bo nie chcę, Naruto –szepnęła. – Po prostu nie chcę.
Uzumaki pokręcił zaszokowany głową i usiadł ciężko na ziemi.
-Nie chcesz mnie złapać? –zapytał cicho. – Mam w sobie demona w końcu, a ty jesteś z Brzasku.
-Nie chcę, Naruto –przyznała, zlizując z warg słodkawą krew. – Nie teraz. Może później, ale nie teraz. Teraz nie jesteś nam potrzebny, Naruto.
-Myślicie, że dam wam się złapać?! – warknął.
-Nie, Naruto – przyznała, unosząc oczy. – Po tobie spodziewam się długiej i męczącej walki, Uzumaki Naruto. I niepewnego zwycięstwa.
Blondyn zamrugał kilka razy oczyma, a dziewczyna usiadła z trudem na ziemi i ściągnęła z siebie płaszcz –biała koszulka, którą nosiła pod spodem, ubrudzona była jej własną krwią.
-Cholera... – szepnęła.
Blondyn zmrużył nieco oczy, a po chwili spojrzał zaciekawiony na dziewczynę.
-Ty... osłoniłaś mnie –zauważył.
-Być może – szepnęła, delikatnie dotykając palcami rozległej rany. – Odruch.
-A jednak – rzucił.
-Martwy na nic nam się nie przydasz, Naruto – przyznała szczerze. – Sakryfikanci muszą być żywi, zwłaszcza ci, którzy zawierają w sobie powyżej pięciu ogonów.
Uzumaki prychnął tylko i spojrzał w górę – ponad nimi, kilkadziesiąt metrów w górę, jarzył się wylot z jaskini, przez który wpadli. Odwrócił głowę dopiero wtedy, gdy usłyszał, jak dziewczyna syczy z bólu. Blondynka rozdarła materiał koszulki i z trudem odrywała strzępy od skóry – wybuch niemal wtopił tkaninę w jej ciało. Przy każdym szarpnięciu splecionych ze sobą nitek, rana rozrywała się i mocno krwawiła, brudząc ubranie dziewczyny.
-Okropnie to wygląda –skwitował Uzumaki.
-Jeszcze gorzej boli –zauważyła.
W końcu jednak rana była względnie czysta, więc dziewczyna wyciągnęła z kieszeni płaszcza kilka bandaży, ale po chwili z jękiem zrezygnowania je odłożyła – nie potrafiła sama osłonić białym materiałem rany.
-Pomóc ci? – zapytał cicho Uzumaki.
-Ty? – zapytała go zaskoczona. – Jesteś naszym wrogiem. Czemu tak łatwo chcesz mi pomóc? Jeszcze przed paroma minutami chciałeś mnie zabić.
-To było przed paroma minutami – ofuknął ją. – Teraz chciałbym ci pomóc.
Dziewczyna tylko skinęła głową, a chłopak podszedł do niej i wziął od blondynki białe pasma bandaży.
-Masz jakieś imię? –zapytał. – Czy Brzask nie ma imion ludzi?
-Brzask nazywa wszystko, co jest mu drogie, by w razie zagrożenia, wołać jego imię – odpowiedziała. – Kat. Mam na imię Katharsis. Mów mi Kat.
-Dziwne imię – skwitował,delikatnie bandażując ramię dziewczyny.
-Starodawne – zauważyła. –Takie imiona nadawano w czasach Pierwszego i Drugiego Hokage.
Uzumaki parsknął cicho ze śmiechu i zawiązał bandaż na ramieniu blondynki.
-Rodzicie cię pokarali, czy jak? – zapytał.
-Nie znałam swoich rodziców, Naruto – zauważyła. – Zginęli, nim zdołałam nawet o własnych siłach otworzyć oczy.
Chłopak spojrzał nieco zasmuconym wzrokiem na blondynkę.
-Moi też – mruknął. –Zginęli.
-Więc jednak coś nas łączy, Naruto – zauważyła cicho, zakładając ostrożnie płaszcz na ramiona. – Być może jesteśmy także podobni i w innych sprawach.
-Wątpię – parsknął.
-Ja nie – szepnęła, unosząc wzrok.
Jasne światło wyjścia na chwilę zamigotało i do uszu blondynki doszedł głośny odgłos łopotu czarnych, kruczych skrzydeł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top