Rozdział XXIII

Kobieta przyjrzała się swojemu dziełu krytycznie i po dłuższej chwili uznała, że jest z niego zadowolona. Szałas był prowizoryczny, ale stabilny, zapewniał cień i miejsce do ruchu, a więc spełniał swoje podstawowe funkcje. Nie mogła zapewnić księżniczce luksusów, na które ta zasługiwała, ale przynajmniej była w stanie przygotować jej nieco wygodniejsze miejsce do odpoczynku niż goła trawa pod koronami drzew. Była pewna swoich umiejętności, jednak nadal czuła lekką nerwowość. W końcu co innego robić to dla siebie a co innego dla Virsewiańskiej księżniczki we własnej osobie.

– Możesz się położyć i zdrzemnąć, jeśli masz ochotę. – Zwróciła się do towarzyszki. – Nawet jeśli uderzysz w coś przypadkiem, nic nie powinno się stać. Jest stabilny, ręczę za to.

Valentina przyjrzała się konstrukcji z zainteresowaniem. Siedziała na pniu tam, gdzie Bellatrix posadziła ją ponad pół godziny wcześniej. Lekko skulona i zdecydowanie bledsza niż zwykle. Nie prosiła o tak wiele, jedynie o przygotowanie dla niej miejsca na odpoczynek, jednak najwyraźniej młoda Olenkinówna każde polecenie swojej pani traktowała bardzo poważnie.

– Mogłyśmy podróżować dalej. Przecież i tak tylko siedziałam na koniu.

– Prawie z niego spadłaś. – Bellatrix zadrżała na wspomnienie tego, jak wątło wyglądała jej pani zaledwie godzinę temu i jak chwiała się niebezpiecznie na swoim wierzchowcu. – A gdybyś uderzyła się w głowę? Złamała rękę? W najgorszym wypadku mogłabyś nawet zginąć. Mojej świętej pamięci kuzyn od strony ojca zmarł, spadając z konia. Nie zamierzam ryzykować twojego zdrowia, już i tak popełniłam zbyt wiele błędów. – Wymownie zerknęła na ranną nogę księżniczki. – Możemy zatrzymać się na dzień czy dwa. Okolica jest spokojna. Nie znajdą nas. Jesteśmy bezpieczne i zasłużyłyśmy na chwilę wytchnienia.

Zakręciło mi się w głowie. To wszystko.

Bellatrix przyjrzała się swojej księżniczce. Dostrzegała jej ból, choć ta próbowała go ukryć. W ostatnim czasie spotkało ją wiele nieszczęść a mimo to, dawała z siebie wszystko. Zorientowała się, że jej pani próbuje udowodnić swoją siłę i nie zamierzała jej tego utrudniać, jednocześnie jednak nie chciała, by ta zbytnio się przeciążała.

– Przecież wiem, jak bolesne to może być. Nawet gdybyś nie miała skręconej kostki, zapewne przez ból nie dałabyś rady chodzić. Odpoczniemy. Nie ma w tym nic złego. Zresztą ja też potrzebuję odpoczynku.

– Cóż, jeśli potrzebujesz odpoczynku... – Valentina wiedziała, że tak naprawdę jej towarzyszka mogłaby podróżować przez resztę dnia, ale zamierzała skorzystać z furtki, którą dla niej zostawiono. – Może rzeczywiście powinnyśmy zatrzymać się na dłuższą chwilę. By razem odzyskać siły.

– Nie inaczej. Jestem pewna, że Jutrzenka również nie będzie narzekać.

– Och, ona cieszy się niezmiernie z tego nieplanowanego postoju. Nie przywykła do ciągłej drogi, choć trzeba przyznać, że radzi sobie doskonale.

– Skoro już ustaliliśmy, że zostaniemy tu dłuższy czas, to powiedz mi czego ci potrzeba. Wyłożyłam wnętrze twoim płaszczem. Powinno więc być wygodnie. Wrócę się do tego źródła, które mijaliśmy i przyniosę świeżą wodę, więc o to nie musimy się martwić. Choć przyznam, że przydałoby się coś, żeby ją zagrzać. Jestem pewna, że ciepła woda trochę pomoże. Choć najlepsze byłoby mleko. Matka zawsze przyrządza mi mleko z miodem, gdy boli mnie brzuch. Zioła na pewno też by pomogły, ale zupełnie się na tym nie znam. Ciepłe okłady, bywają w takich sytuacjach niezastąpione. Jednak nic takiego nie mamy.

Ból w końcu przejdzie. – Valentina nie była pena jak zareagować na troskę ze strony towarzyszki. – Dam radę. Nie przejmuj się mną.

– Jak mam się nie przejmować? Prawie spadłaś z konia!

– To... – Choć nie chciała tego przyznać, prawdą było, iż zasłabła w trakcie jazdy. – To naprawdę nic wielkiego. Za bardzo się tym przejmujesz.

– Czy zawsze przechodzisz to tak ciężko?

– Zazwyczaj. Było tak niemal od samego początku, więc w pewnym sensie do tego przywykłam. Zawroty głowy, osłabienie, ból... – Wzruszyła lekko ramionami, próbując nieco załagodzić swoje słowa. – Zazwyczaj jestem wówczas pod opieką pałacowego lekarza, ale bez jego pomocy też dam radę.

– Przykro mi to słyszeć. W moim przypadku to raczej znośne doświadczenie jednak nie mogę powiedzieć, by było łatwo. W każdym razie rozumiem i nie zamierzam zmuszać cię do podróży w takich okolicznościach. Pozwól, że się tobą zajmę. Jak mogę ci pomóc?

– Już wystarczająco zrobiłaś. Po prostu płożę się na chwilę i spróbuję zasnąć. Dziękuję, że tak o mnie dbasz. Jesteś kochana.

Wojowniczka nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, po czym zaczęła przygotowywać ognisko, choć było na to jeszcze nieco za wcześnie. Dopiero po chwili udało jej się znaleźć właściwą odpowiedź na to, co właśnie usłyszała.

– Moim obowiązkiem jest nie tylko zapewnić ci bezpieczeństwo, ale i zadbać o twoje zdrowie i samopoczucie.

– Obowiązki... A już myślałam, że po prostu ci na mnie zależy.

Bellatrix zamarła zaskoczona i wyraźnie zakłopotana. Nie chciała, by jej słowa były odebrane w ten sposób. Pragnęła jakoś naprawić sytuację, jednak w jej głowie pojawił się mętlik. Nerwowość zniknęła, gdy usłyszała melodyjny śmiech Valentiny.

– Przecież żartuję. Nie rób takiej poważnej miny. Przepraszam, jeśli cię zmartwiłam.

– Nie. Ja po prostu... – Zakłopotała się jeszcze bardziej, gdy zrozumiała, że źle zinterpretowała słowa towarzyszki. – Przepraszam, zdaję sobie sprawę z tego, że chwilami jestem zbyt poważna. Czasem nieco się gubię. Nie jestem dobra w odczytywaniu intencji innych ludzi. Zwłaszcza twoich pani.

– Rozumiem. Jestem twoją księżniczką, a nie koleżanką, więc chyba ciężko jest dostrzec granice.

– Owszem... Lecz moja troska o ciebie nie wynika tylko z tego, że jesteś moją księżniczką. Jesteś dobrą osobą, zasługującą na to, co najlepsze.

– Ty również Bello. Kiedyś ci się za to wszystko odwdzięczę.

Nie musisz księżniczko, ale jeśli zechcesz, przyjmę wszystko z radością i wdzięcznością.

Bellatrix spojrzała na swoją panią i przez krótką chwilę wyobraziła sobie, jak po koronacji stoi u jej boku. Widziała wyraźnie Valentinę siedzącą na tronie, w złotej koronie na głowie. I siebie, tuż obok w błękitnym płaszczu z wyszytym rodem Volkowów. Wierzyła, że takie właśnie jest ich przeznaczenie, w końcu dotarły już tak daleko i to zupełnie same.

– Na razie to ja z wdzięcznością skorzystam z tego, co udało ci się zmajstrować.

– Pozwól, że ci pomogę księżniczko.

Podeszła do Valentiny i pomogła jej wstać, po czym poprowadziła do schronienia, które dla niej przygotowała. Volkówna ostrożnie usiadła na prowizorycznym posłaniu, gdzie od jakiegoś czasu drzemał już Książę Suflet. Kot zrobił dla niej nieco miejsca, co było aktem łaski i dobrej woli z jego strony.

– Mam nadzieję, że uda ci się zasnąć.

Jestem zmęczona, więc nie powinnam mieć z tym większych problemów. A ty jakie masz plany?

– Spróbuję zorientować się lepiej w naszym położeniu. Może zrobię krótki zwiad. Pewnie postaram się przy okazji coś upolować.

– W takim razie powodzenia. Nie przemęczaj się tylko. Też skorzystaj z tej okazji, by porządnie wypocząć.

– Tak zamierzam zrobić księżniczko.

Bellatrix skinęła jej delikatnie głową, po czym zostawiła ją samą. Nie lubiła bezczynności, ponadto wiedziała, że może zrobić dla swojej pani coś więcej. Na odpoczynek będzie miała jeszcze czas, a w tej chwili powinna skupić się na swoich obowiązkach. Nic nie szło ostatnimi czasy po jej myśli, jednak jej determinacja nie malała. Wręcz przeciwnie, im więcej czasu spędzała z Valentiną Volkov, tym bardziej pragnęła zobaczyć tą piękną i dobroduszną kobietę siedzącą na Virsewskim tronie.

***

Dziewczyna ponownie poruszyła ręką, sprawdzając, czy na pewno może nią swobodnie poruszać. Opatrunek był dość ciasny i niezbyt wygodny, jednak nie krępował ruchów, a to było bardzo ważne. Nie chciała, by na potencjalnie nieprzyjaznym terytorium jej ciało było ograniczane. Cieszyło ją, że rana rzeczywiście nie okazała się zbyt poważna i wystarczyło ją oczyścić, nałożyć maść na skaleczenia i świeże bandaże.

Znachorka, którą znalazła, zdecydowanie znała się na rzeczy, nie liczyła drogo za swoje usługi, miała wszystko, czego Bellatrix potrzebowała i co najważniejsze nie zadawała pytań. Najbardziej zadowolona była jednak chyba z tego, co udało jej się od niej kupić. Uszczupliła znacząco ich fundusze, ale dzięki temu weszła w posiadanie niewielkiej, aczkolwiek bogato wyposażonej podręcznej torby. Przypięła ją do pasa, a ciężar tego wyposażenia nie przeszkadzał jej zbytnio, a wręcz przeciwnie, był dość przyjemny, w końcu udało jej się dokonać tego, co planowała. Kupiła dodatkowe bandaże, maść oczyszczającą rany i inną maść uśmierzającą ból. Miała nadzieję, że nigdy im się nie przydadzą, jednak czyhało na nie tak wiele niebezpieczeństw, że wolała mieć w zanadrzu coś do opatrywania ran. Zaopatrzyła się również w kilka mieszanek ziół, które miały pomóc na różne dolegliwości od bólu po problemy żołądkowe.

Choć Bellatrix nie była pewna czy powinna udawać się do miasta i zostawiać księżniczkę zupełnie samą, teraz nie miała już żadnych wątpliwości, że była to dobra decyzja. Teraz mogła pomóc swojej pani, zamiast bezczynnie patrzeć, jak ta cierpi. Valentina nie chciała puszczać jej do miasta, jednak Olenkinówna przedstawiła całą listę argumentów za tym, by to zrobić i ostatecznie przekonała towarzyszkę podróży. Owszem przyjście tu było ryzykowne, ale jeśli mogła jakoś ulżyć księżniczce w cierpieniu, zdobyć prowiant i przy okazji pomyszkować nieco po mieście i być może usłyszeć co nieco o tym, jak się mają sprawy w królestwie, to warto było ryzykować. To Valentina Volkov była poszukiwana i w dodatku bardzo rozpoznawalna, Bellatrix natomiast mogła z łatwością wtopić się w tłum.

Welesgród był najprawdopodobniej największym miastem w okolicy, nietrudno więc było natknąć się na nie podczas jednego z dłuższych i dokładniejszych obchodów. Dostrzegła je ze szczytu wzgórza. Gdy tylko zauważyła tak duże miasto, z łatwością określiła ich położenie na mapie. Nie zboczyły aż tak bardzo z drogi, którą dla nich opracowała, a dotarcie do Welesgrodu zajęło jej zaledwie trzy godziny, a więc mogła sobie pozwolić na tę wycieczkę i bez problemu wrócić przed zachodem słońca.

Nie chciała marnować czasu i zostawiać Valentiny samej dłużej niż to konieczne, dlatego od razu zabrała się za drugą rzecz z listy. Mogła z łatwością upolować w lesie coś dla siebie, jednak nieco trudniej było znaleźć coś treściwego dla kogoś, kto nie jada mięsa. Valentina nie była uczona tego, jak znaleźć dla siebie pożywienie w dziczy, a Bellatrix również nie była w tym zbyt dobra.

Dieta Valentina opierała się obecnie na tym, co udało im się kupić, oraz na darach lasu takich jak owoce, orzechy, jadalne korzonki czy kwiaty. Już od dwóch dni jej posiłki składały się wyłącznie z tego, co zebrały w lesie, a więc nie było tego dużo. Co prawda Valentina przyznała, że może zjeść mięso, jeśli nie będzie innych opcji, jednak Bellatrix chciała tego uniknąć. Zamierzała więc zrobić większe i bardziej przemyślane zakupy.

Krążyła od stoiska do stoiska, aż wypełniła po brzegi plecak, który zawczasu kupiła. Zaopatrzyła się również w niewielkie naczynia, które mogłyby służyć do gotowania w plenerze. Uznała, że dzięki temu będzie mogła przygotować dla Valentiny bardziej jadalne posiłki z zakupionych w mieście produktów jak kasza czy ziemniaki.

W międzyczasie nasłuchiwała i rozglądała się, by dowiedzieć się jak najwięcej. Udało jej się przede wszystkim potwierdzić to, co już wiedziały. Według tego co mówiono, księżniczka Valentina Viara Volkov zaginęła, a jej zrozpaczony wuj wynagrodzi każdego, kto ją do niego przyprowadzi lub pomoże ją odnaleźć. Zoran Olenkin zginął podczas próby zamachu na królewskiego brata i prawdopodobnie to on i jego ludzie są odpowiedzialni za zniknięcie królewny. Nie udało jej się dowiedzieć niczego o swojej matce, postanowiła jednak interpretować to pozytywnie. Gdyby nie żyła lub miała zostać skazana, to ktoś by o tym plotkował, tymczasem wyglądało na to, iż Enor Olenkin zapadła się pod ziemię.

Gdy zrobiła już wszystko to co najważniejsze, postanowiła wybrać się na główny plac, gdyż to tam można było usłyszeć najwięcej ciekawych nowinek. W tak tłocznym miejscu nikt nie zwracał uwagi na samotną dziewkę przemykającą ulicami. Bellatrix nie była pięknością, która zwracałaby na siebie uwagę, nie wyróżniała się też zbytnio niczym innym. Jedyne co mogłoby ją zgubić to ubiór, gdyż kobiety w Virsewii nieczęsto nosiły spodnie. Cudzoziemki jednak niekiedy nie dbały o przystosowanie się do tutejszej mody i obyczajów. Płaszcz zasłaniał też jej sylwetkę, przez co brak sukni nie rzucał się w oczy, a gdy osłaniała kapturem twarz, można ją było wziąć za drobnego mężczyznę.

Gdy odnalazła centrum miasta, udała się do tablicy informacyjnej, gdzie każdy, kto chciał, mógł zamieścić ogłoszenie. Notek było tam dziesiątki, jednak większość nie była zbyt ciekawa. Ktoś szukał pracownika, kto inny oferował swoje usługi. To, co ciekawiło Bellatrix to tak zwana rubryka informacyjna. Prowadzono je w większości dużych miast i zawarte tam informacje można było uznać za dość pewne.

Tak jak się spodziewała, większa część była poświęcona zaginięciu księżniczki Valentiny Viary Volkov. Zamieszczono tam nie tylko jej rysopis, ale i niewielki portret oraz instrukcję gdzie udać się, gdyby posiadało się jakieś informacje na jej temat. Niżej znajdowała się informacja o innej zaginionej, wysoko urodzonej dziewce – Bellatrix Zorze Olenkin. Nie była zaskoczona tym, że najwyraźniej dołączyła do listy poszukiwanych, na szczęście jednak nie zamieszczono jej portretu, a jedynie krótki rysopis.

Bellatrix miała dość pospolitą urodę, jasne włosy i oczy jak większość tutejszych dziewcząt. Ponadto na pierwszy rzut oka nie przywodziła na myśl wysoko urodzonej panienki. Jej sylwetka była dość atletyczna, a skóra opalona, co przywodziło na myśl raczej pracującą całymi dniami w polu chłopkę. Mimo to ryzyko, że ktoś je rozpozna i wyda, właśnie znacząco wzrosło.

Oprócz tego wszystko co miała okazję przeczytać, wskazywało na to, że Velibor Volkov zaczął czuć się pewnie ze swoją nową, wyższą pozycją, zaczął bowiem działać. Nazywano go regentem, co wskazywało, że oficjalnie powierzono mu władzę, na czas zniknięcia księżniczki. Olenkinówna podejrzewała, że Velibor czeka z oficjalnym przejęciem władzy, aż wybrana przez króla Mirana nieoficjalna następczyni zostanie uznana za zmarłą. Co prawda według prawa to Velibor był prawowitym następcą tronu, ale koronacja musiała być zaakceptowana przez królewską radę, a ta prawdopodobnie wciąż debatowała nad prawami królewskiej córki do tronu. Miran Volkov otwarcie mówił o swoich planach i z tego, co słyszała od ojca, połowa rady go popierała, a część była niepewna tej decyzji. By Velibor został zaakceptowany jako następca, musiał mieć większość w radzie.

Bellatrix zdawała sobie sprawę z tego, iż Miran Volkov po przejęciu władzy wprowadził wiele zmian, które niejako osłabiły jego władzę, zrobił to jednak dla dobra królestwa. Był świadkiem jak władza skupiona w pełni w rękach jednej osoby, może doprowadzić do złego. Virsewia brała udział w wielu konfliktach, których można by uniknąć, gdyby tylko władzy nie dzierżyła nieodpowiednia osoba. Dopiero teraz pojęła w pełni, jak roztropny był ich król.

Jako regent Velibor miał więcej władzy niż jako książę, jednak nadal mniej niż król. Mógł niestety wprowadzać pewne zmiany i tymczasowe prawa za zgodą większości królewskiej rady. Najwyraźniej udało mu się przekonać ich do pewnych przedsięwzięć, gdyż kontrole w dużych miastach miały zostać zaostrzone, ponoć w celu znalezienia ludzi Zorana Olenkina, którzy brali udział w zamachu na rodzinę królewską.

Bellatrix odeszła od tablicy nie oglądając się za siebie. Dowiedziała się wystarczająco dużo i nie zamierzała bardziej ryzykować, zwłaszcza że nagle ta wyprawa stała się bardziej ryzykowna. Ich plan nadal pozostawał taki sam. Muszą udać się do Karpowii i szukać pomocy u króla Roberta. Pod jego opieką miały szanse coś zdziałać.

***

Valentina miała wrażenie, że jej ciało jest niezwykle wręcz lekkie i drobne. A wszystko wokół nagle stało się większe. Znacznie większe. Ona jednak przemykała po leśnej ściółce zwinnie niczym lis, zupełnie nie przejmując się swoim niewielkim rozmiarem. Z jednej strony widziała wszystko niezwykle wyraźnie, z drugiej jednak kolory były dziwne, mniej zróżnicowane. Zieleń niemalże ją otępiała, natomiast pozostałe barwy wydawały się jakby przytłumione i nienaturalne. Tym również się nie przejmowała, był to bowiem doprawdy piękny sen. To był ten sam świat, na który patrzyła każdego dnia, a jednak wyglądał zupełnie inaczej, niemal magicznie.

Sen ten niestety urwał się nagle i w ten sposób wróciła do smutnej rzeczywistości. Pierwsze co poczuła to nieprzyjemny ból w podbrzuszu, ciągły i o różnej intensywności. Był na szczęście dość znośny, usiadła więc i rozbudziła się do końca, nie chciała bowiem dłużej spać. Wyglądało na to, że Bellatrix jeszcze nie wróciła, była więc zupełnie sama, Książę Suflet bowiem najwyraźniej również poszedł zwiedzać okolicę, gdy ona sobie drzemała. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało, był w końcu pałacowym pupilem i choć wierzyła w jego umiejętności i wolę przetrwania, nie mogła nie myśleć o tym, jak wiele znacznie większych od niego drapieżników kryło się w lesie.

Jej niepokój prędko znikł, gdyż już po chwili Książę wskoczył do środka radosny i pełen energii, a swoją obecność dodatkowo oznajmił głośnym ni to miauknięciem, ni to mruknięciem. Od razu zaczął łasić się i kręcić na posłaniu, odsłaniając zachęcająco brzuszek. Valentina uśmiechnęła się na ten przeuroczy widok i natychmiast pogłaskała swojego pupila.

– Gdzie byłeś Książę? Jakie przygody przeżywałeś?

Zwierzę nie odpowiedziało jej, było bowiem zbyt pochłonięte przyjemnością, jaką dawało mu bycie głaskanym po brzuszku. Niewielu ludzi zasługiwało na takie zaufanie i możliwość dotykania tak delikatnej części jego kociego ciałka.

Valentina czuła jego radość, poczucie bezpieczeństwa i kompletne rozluźnienie, a te wszystkie pozytywne emocje sprawiły, że on również poczuła się lepiej.

– Czasem myślę sobie, że chciałabym być kotem jak ty Książę. Być księżniczką tylko z imienia. Nie martwić się losami królestwa i wszystkich jego mieszkańców. Po prostu hasać sobie gdzie tylko mnie łapy poniosą. W twojej małej główce nie ma miejsca na wielkie myśli. To musi być takie... Przyjemne. Takie proste. W mojej głowie jest zbyt dużo obaw, zbyt wiele problemów do rozwiązania. Nie mogę się od nich uwolnić. Jestem zbyt świadoma tego jakie to wszystko ważne.

Książe popatrzył na swoją panią, po czym przekręcił się, żeby mogła pogłaskać go w innym miejscu i tak też zrobiła.

– Jestem Valentina Viara Volkov. Księżniczka Virsewii. Następczyni tronu. Mam swoje obowiązki wobec moich poddanych i nigdy ich nie porzucę. A ty jesteś Książę Suflet I i masz swoje obowiązki. Musisz być szczęśliwym kotkiem. Czy to jasne?

Valentina wiedziała, że kot nie zrozumiał ani słowa, jednak mimo to doskonale wykonywał powierzoną mu misję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top