Rozdział XXI
Valentina od zawsze lubiła spędzać czas w królewskim lesie. Nikt nie śmiał tego księżniczce zabraniać, choć niekiedy było to problematyczne. W końcu nie wypadało, by księżniczka Virsewii całymi dniami przesiadywała w lesie. Ona jednak dobrze czuła się wśród starych, potężnych drzew i nie zamierzała z tego rezygnować. Gdy była dzieckiem, wspinała się na ich pnie i chwytała się gałęzi, choć takie zachowanie nie przystało królewnie. Gdy była starsza, siadała przy nich i czytała książki. Kochała przebywać w pałacu, lubiła bale i podwieczorki z wysoko urodzonymi damami, ale równie mocno uwielbiała, siedzieć na trawie i słuchać śpiewu ptaków. Uważała, że te wielkie połacie drzew otaczające pałac, również są częścią jej domu.
Lasy, które teraz przemierzały również miały swój urok, jednak przez to, że były mniej znajome, niekiedy wzbudzały w niej pewien niepokój. Nie mogła wyzbyć się wrażenie, że coś może czyhać między drzewami, kryć się w krzewach lub przyglądać się jej z liściastych koron. W końcu królewski las był pełen świętych drzew, małych kapliczek i dobrych duchów, które od lat dobrze życzyły jej rodzinie. Nie wiedziała natomiast czego się spodziewać po miejscach, przez które podróżowały. W lasach mogło czaić się zło. Zwłaszcza w tych starych, o przykrej, być może znanej tylko nielicznym historii. Gdy ktoś znikał w lesie, większość ludzi winiła dzikie zwierzęta, lub interwencję innego człowieka, lecz wielu winiło wyższe siły takie jak gniew duchów lub bożków opiekujących się przyrodą.
Od trzech dni przemierzały pola i lasy, z dala od ludzkich osad, wędrowały coraz głębiej między drzewa i powoli zbliżały się do jednego z Virsewskich pasm górskich. Skoro była poszukiwana, musiały unikać miast i wiosek. Choć przez to droga była znacznie trudniejsza, nie zamierzała narzekać. Nie dzieliła się z Bellatrix swoimi lękami. Sama radziła sobie z nimi wystarczająco dobrze. Zmawiała krótkie modlitwy i dyskretnie prosiła o błogosławieństwo, za każdym razem, gdy czuła, że ich obecność może rozgniewać jakieś tutejsze bóstwo. To pomagało jej się uspokoić. Wierzyła, że duchy przyrody są po jej stronie, w końcu nigdy nie zrobiła nic, by je rozgniewać.
Gdy tej nocy przygotowywały się do snu, Vireswiańska księżniczka była wyraźnie bardziej zaniepokojona niż zwykle. Nie oddalała się od ciepłego blasku ogniska, podczas gdy jej towarzyszka przygotowywała wszystko, by wkrótce mogły położyć się do snu i czuć stosunkowo bezpiecznie i komfortowo. Książę Suflet leżał tuż obok swojej pani i cieszył się z jej bliskości. Wyczuwał jej nerwowość i na swój własny koci sposób próbował ją uspokoić. Nie wiedziała skąd ten lęk, choć podejrzewała, że być może był to niepokój, który po prostu kumulował się w niej od dłuższego czasu.
– Możesz się położyć. – Głos Bellatrix wyrwał księżniczkę z zamyślenia. – Na pewno jesteś zmęczona. Zgaszę już ogień.
– Ty również idziesz spać?
– Za chwilę. Najpierw zrobię jeszcze krótki obchód.
Bellatrix wstała ze swojego wygodnego miejsca i tak jak zapowiedziała, najpierw zgasiła ogień i dokładnie zadeptała żar, by nie doprowadzić do nieszczęścia. Założyła pas z przypiętym do niego mieczem i ruszyła na szybki spacer po okolicy, tak jak robiła to za każdym razem, gdy miały udać się na spoczynek.
Valentina owinęła się swoim płaszczem i położyła na ziemi. Książę Suflet dołączył do niej, lecz nie wydawał się zbyt senny. Księżniczka czuła, że niedługo wyruszy na polowanie, lub zacznie zwiedzać okolicę. Z każdym dniem coraz mniej się o niego martwiła, wydawał się bowiem szybko przyzwyczajać do nowego pełnego przygód stylu życia.
Choć Valentina była zmęczona, sen nie przychodził. Nasłuchiwała i słyszała zbyt wiele, wzbudzających niepokój odgłosów. Pohukiwanie sowy, szelest liści, koncert świerszczy – te wszystkie dźwięki nocą i w samotności brzmiały znacznie bardziej złowrogo. Była w pełni świadoma tego, jak wiele żywych stworzeń znajduje się w pobliżu. Nie była pewna czy to dzięki swoim nowo rozwiniętym umiejętnościom, ale niekiedy miała wrażenie, że czuje ich obecność.
Choć wiedziała, że nie ma czego się bać, nie mogła osiągnąć spokoju. Nie potrafiła zasnąć z taką łatwością jak kiedyś. Wszystko zmieniło się, po tym gdy zbudził ją przepełniony strachem krzyk towarzyszki. Od tamtej nocy, każda kolejna była ciężka.
Usłyszała zbliżające się kroki, tym razem jednak się nie wystraszyła, wiedziała bowiem, że to Bellatrix. Spędzały ze sobą dużo czasu, a więc znały siebie nawzajem coraz lepiej. Valentina była w stanie rozpoznać czyj jest ten lekki, lecz pewny krok.
Bellatrix zamierzała położyć się po drugiej stronie zgaszonego ogniska, tak jak zawsze to robiła. Kładła się na trawie i zasypiała niemal od razu, choć jej sen był dość lekki. Starała się pozostawać czujna, musiała jednak kiedyś odpocząć.
Valentina przyglądała się swojej przyjaciółce, choć w ciemnościach nie była w stanie dostrzec wiele. Zawahała się, nie chciała bowiem okazywać, jak duże ma problemy z radzeniem sobie z sytuacją. Zdawała sobie sprawę z tego, że bywa ciężarem. Jej towarzyszka okazała jej jednak do tej pory wiele wyrozumiałości i liczyła, że podobnie będzie i tym razem.
– Bellatrix?
Wojowniczka była pewna, że jej pani śpi, jej głos więc nieco ją wystraszył. Choć nie dawała tego po sobie poznać, również niekiedy obawiała się tego, co kryło się w ciemnościach.
– Tak księżniczko?
– Czy... – Zawahała się, lecz uznała, że ktoś taki jak Bellatrix nie będzie z niej kpił. – Możesz położyć się bliżej mnie?
– Bliżej? – Nie była pewna, czy dobrze zrozumiała.
– Obok mnie.
– Cóż, jeśli ci to nie przeszkadza... – Przeczesała nerwowo włosy dłonią. – Oczywiście.
Valentina rozłożyła bardziej swój płaszcz, by Bellatrix również mogła się na nim położyć. Olenkinówna była zaskoczona prośbą swojej pani, ale nie zamierzała odmawiać. Obie były kobietami, a więc nie było w tym niczego niestosownego. Pamiętała, że gdy były dziećmi, pewnego dnia bawiły się, przez kilka godzin biegając po pałacowym ogrodzie w trakcie pikniku. Na końcu zasnęły obok siebie na kocu. Teraz miało być podobnie.
Położyła się obok. Było ciemno, nie widziała więc niemal nic, poza tym, że Valentina leży obok niej, zwrócona do niej twarzą. Choć była świadoma, iż nie robi niczego niewłaściwego, nieco się zawstydziła. Nie miała nigdy przyjaciółki, z którą byłaby tak blisko, było to więc dla niej nowe i onieśmielające doświadczenie. Jej księżniczka była tuż przed nią. Na wyciągnięcie ręki. Gdyby chciała, mogłaby jej dotknąć. Oczywiście nie zamierzała tego robić. Wiedziała, że był jakiś powód tej prośby.
Jak się czujesz księżniczko?
– Teraz lepiej. Gdy jesteś bliżej, czuję się bezpieczniej.
– Szczerze mówiąc, mi również to odpowiada. – Po chwili szybko doprecyzowała. – Dzięki temu czuje się pewniej. Im bliżej jestem, tym lepiej mogą cię chronić.
– Oczywiście. Właśnie dlatego wolę, gdy jesteś blisko mnie. I dlatego, że jesteś miłą i słodką osobą.
Bellatrix poczuła ciepło na policzkach. Gdy ktoś taki jak księżniczka prawił komplementy, ciężko było się nie zarumienić. Była wdzięczna za to, że w mroku nie było widać jej reakcji.
– Schlebiasz mi księżniczko.
Zapanowała chwila ciszy. Obie pogrążyły się w myślach i w tej chwili nie były już senne. To Valentina zdecydowała się przerwać milczenie.
– Pamiętasz, jak kiedyś bawiłyśmy się w rycerzy? – Głos księżniczki był delikatny i słodki. – Ty byłaś generałem. Jak twój ojciec. Tłumaczyłaś mi jak być rycerzem. Zrobiłaś dla mnie miecz z patyka.
– Moja matka na nas krzyczała. – Bellatrix uśmiechnęła się delikatnie, pamiętała bowiem bardzo wyraźnie wyraz twarzy swojej matki. Kobieta bała się, że król rozgniewa się, widząc, jak jej córka namawia księżniczkę do tarzania się w brudzie i machania kijem. – Mówiła, że tak nie przystoi. Że jestem dla ciebie złym przykładem. Król Miran stwierdził, że sam chciałby mieć takiego nauczyciela szermierki jak ja. Powiedział coś mojej mamie. Zaśmiała się i już nam nie przeszkadzała.
– Położyłyśmy się na kocu. Był niebieski. Bardzo miękki.
– Pamiętam to wszystko doskonale.
Valentina również bardzo dobrze pamiętała te momenty ze swojego dzieciństwa. Były to jedne z najszczęśliwszych chwil. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie miała kogoś, kogo mogłaby nazwać przyjaciółką. Przynajmniej nie wśród swoich rówieśników.
– Czy jest jakiś powód, dlaczego oddaliłaś się od dworu? Wiem, że mój ojciec chętnie widywał cię w pałacu. A jednak i ty i pani Enor zniknęłyście. Odsunęłyście się nieco od naszej rodziny.
Bellatrix wahała się przez dłuższą chwilę, rozważając, ile może zdradzić. Nie była pewna czy powinna otwierać się w ten sposób przed kobietą, która jest jej księżniczką, a wkrótce będzie jej królową. W tej chwili jednak ciężko było jej postrzegać Valentinę jako następczynie tronu. Przed nią leżała młoda dziewczyna. Wrażliwa, empatyczna, inteligentna i o dobrym, szczerym sercu. Nie chciała, by się smuciła.
– Moja matka była zmęczona. Gdy pani Asha umarła, było jej bardzo ciężko. Została przez jakiś czas, by pomóc, jednak znosiła dwór tylko ze względu na twoją matkę. Bez królowej nie był już dla niej dobrym miejscem.
– Rozumiem. Straciła przyjaciółkę. Została na dworze sama. A ty? Co sprawiło, że ty postanowiłaś oddalić się od wszystkiego związanego z pałacem?
– Chyba po prostu się bałam.
– Czego? Pałac nie jest złym miejscem. Owszem mój wuj zrobił wiele złego, jednak za czasów rządów mojego ojca, panował tam spokój.
Bellatrix odetchnęła głęboko. Nigdy z nikim nie dzieliła się tym, co właśnie zamierzała powiedzieć. Gdyby zwierzyła się matce, czy ojcu, zapewne by ją zrozumieli. A jednak nigdy tego nie zrobiła. Przed Valentiną z jakiegoś powodu nie obawiała się otworzyć.
– Matka wychowała mnie na damę. Może i mój ojciec zrobił ze mnie wojowniczkę, ale nadal jestem panienką Olenkin. Radzę sobie z polityką i zawiłościami dworu. Stąd wiem, że wiąże się to z ogromem presji. Muszę wyglądać jak dama, inaczej będę obiektem kpin. A bycie idealną damą i wojowniczką w pewien sposób się wyklucza. Mam szerokie jak na kobietę ramiona i dość umięśnione ciało, więc niektóre suknie nie wyglądają na mnie dobrze. Mam wiecznie posiniaczone ciało. A przez to, że często godzinami ćwiczę na słońcu, moja twarz jest często zaczerwieniona a skóra opalona. Nie ma we mnie tej delikatności, której oczekuje się od damy.
– Jesteś piękna Bello. Nie powinnaś myśleć inaczej. – W słowach księżniczki wybrzmiała szczerość oraz czułość.
– Od córki Zorana Olenkina oczekuje się czegoś więcej, niż ja sobą reprezentuje. Nie chodzi tylko o wygląd. Moja pasja jest zbyt męska. Jestem kobietą, która uczy się władać mieczem. Która pragnie zostać rycerzem. Wiem, że jestem dla wielu obiektem żartów. Gdybym udzielała się na dworze, musiałabym codziennie znosić krzywe spojrzenia innych. Tak samo mój ojciec.
– To prawda. Pod tym względem, dwór pewnie zawsze pozostanie taki sam.
– Im byłam starsza, tym bardziej bałam się, że przyniosę mojej rodzinie wstyd. Moja matka była towarzyszką królowej. Lśniła na każdym balu niczym klejnot. Albo ją kochano, albo jej zazdroszczono. A mój ojciec był prawą ręką króla. Człowiekiem, który swego czasu zasłużył się jako generał, a później został najbliższym i najbardziej zaufanym doradcą króla Mirana. Jestem i ja. Córka tych idealnych ludzi. Nie tak piękna, elokwentna i dostojna jak matka. A jednocześnie jako kobieta, nie mam szans dorównać ojcu. Nieważne co bym zrobiła, nie byłabym wystarczająco dobra. I czułam z tego powodu wstyd. Gdybym była taka, jak moja matka mogłabym z dumą stać u twego boku jako twoja dama dworu. A gdybym była synem, a nie córką, mogłabym być twoim rycerzem.
– Jesteś Bellatrix Zora Olenkin. Wyciągnęłaś mnie z pałacu pełnego wrogów, zupełnie sama. Utrzymałaś mnie przy życiu przez dość długi czas, a to naprawdę imponujące. Jesteś piękna, dostojna, inteligentna, silna i odważna. Jesteś też wierna i opiekuńcza. Pani Enor i pan Zoran byli mi bliscy. Oboje. I widzę w nich najlepsze cechy ich obojga. Jesteś damą i jesteś moim rycerzem.
– Nie jestem taka jak oni. Nie dorównuję moim rodzicom.
– Masz osiemnaście lat. Oni mieli trochę więcej czasu, by się wszystkiego nauczyć czyż nie? Mój ojciec był wspaniałym królem, a ja mu nie dorównuję, a jednak jesteś wobec mnie wierna i wspierasz mnie w mojej drodze do tronu.
– Owszem, jednak...
– To trudne. – Valentina przerwała jej. – Życie na dworze. Wiem to doskonale. To wszystko, o czym mówiłaś to moja codzienność. Dwie godziny wybierałam suknię na pogrzeb mego ojca. Pragnęłam tylko móc pogrążyć się w żałobie. Musiałam jednak wybrać odpowiedni krój. Musiała być zgodna z obecną modą. Nie mogła być zbyt przesadzona, bo to byłoby w złym guście, ale nie mogła przecież być zbyt skromna. Biżuteria czy buty również miały znaczenie. Moi rodzice pozwalali mi na wiele swobody, niemniej musiałam być przykładną księżniczką przez znaczną większość mojego życia. Więc w pełni rozumiem, dlaczego chciałaś od tego uciec. Prawda jest taka, że sama wielokrotnie chciałam stamtąd zniknąć. Czasem, gdy wychodziłam na spacer do lasu, nie chciałam wracać.
– Przepraszam, że skarżę się na to. A ty jesteś w dużo gorszej sytuacji. Jesteś jedyną córką króla. Presja nałożona na ciebie jest znacznie większa.
– Każdy z nas niesie swój ciężar. Już mówiłam, że nie mam ci za złe tego, że umknęłaś z pałacu. Rozumiem to.
– Przyznam, że... – Prawdopodobnie nie powinna mówić nic więcej, pragnęła jednak wyrzucić z siebie już wszystko. – Miałam jeszcze inne powody.
– Nie dziwi mnie to, że było ich wiele. Sama mogę kilka wymienić, ale z chęcią wysłucham twoich.
– Czułam, że ktoś taki jak ja, nie zasługuje, by być blisko ciebie. Jednocześnie też w pewnym sensie onieśmielałaś mnie. Tym jaka jesteś... idealna.
– Ja idealna? – Valentina zaśmiała się lekko. – Spędziłaś ze mną ostatnio dużo czasu, więc chyba już wiesz, że to słowo do mnie nie pasuje.
– Dalej uważam, że doskonale cię opisuje. Nie byłam nigdy o ciebie zazdrosna. Imponowałaś mi. Podziwiałam cię. I przez to bałam się zbliżyć. Bałam się, że cię zawiodę. Rozczaruję.
– To... – Valentina przez chwilę zastanawiała się, jak powinna zareagować, aż w końcu postanowiła być po prostu szczera. – To bardzo głupiutkie z twojej strony. I urocze. Mam nadzieję, że teraz dostrzegasz, że to ty imponujesz mnie. Swoją siłą, odwagą i sprytem. Cieszę się, że jesteś tu ze mną. Dzięki tobie mam siły, by walczyć.
Bellatrix nie była w stanie powstrzymać uśmiechu. Wierzyła w każde słowo księżniczki. W końcu ktoś taki jak ona nie mógłby kłamać. Była dumna z tego, że zasłużyła na to, by być dla Valentiny kimś ważnym.
– Ja również się cieszę, że mogę być przy tobie i być dla ciebie wsparciem.
Valentina odszukała w ciemności dłoń przyjaciółki i splotła ich palce.
Słodkich snów Bello.
– Słodkich snów Valentino.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top