Rozdział XIII
Znalezienie odpowiedniego miejsca na odpoczynek nie było trudne, co przyjęły z nieskrywaną ulgą. Lato w Virsewii było ciepłe, lecz nie upalne, a lokalna fauna i flora raczej przyjazne. Wystarczył więc kawałek suchej ziemi, między drzewami, które dadzą cień, a jednocześnie zasłonią je przed wścibskimi oczami.
Opuściły miasto główną drogą prowadzącą na wschód, by po mniej więcej godzinie spokojnego marszu z niej zboczyć. Zrobiły to dyskretnie, o godzinie, gdy wielu podróżnych decydowało się wyruszyć w drogę. Dzięki temu mogły lepiej wmieszać się w tłum. Nikt nie zwrócił uwagi na dwie podróżniczki, które zeszły z głównej drogi. Wybrały mniejszą ścieżkę, której używali głównie farmerzy, a po jakimś czasie ruszyły na przełaj w stronę niewielkiego lasu, który dostrzegły na horyzoncie. Uznały, że jest na tyle oddalony od najbliższych zabudowań, że raczej nie powinny się na nikogo natknąć. Zachowały wystarczająco środków ostrożności, by czuć się bezpiecznie, przynajmniej przez jakiś czas.
Nie minęła kolejna godzina, gdy weszły między drzewa, a po jakimś czasie zdecydowały, że nie muszą dalej szukać. Choć prawdopodobnie, gdyby poszukały nieco dłużej, znalazłyby coś lepszego, zdecydowały, że to im wystarczy. Było dopiero południe, jednak obie były wycieńczone. Brak snu, ale i ciężar ostatnich wydarzeń odcisnęły na nich swoje brzemię.
Dlatego też Bellatrix Olenkin zdecydowała, by odpocząć tu i teraz. Zatrzymała się i dała księżniczce znak, by zrobiła to samo, następnie zsiadła z konia i dokładniej przyjrzała się okolicy. Nie dostrzegła oznak, by w pobliżu norę miało jakieś zwierzę, nie znalazła mrowiska, czy ula, nie rozpoznała też żadnych trujących roślin. Wyglądało na to, że tutaj będą bezpieczne.
– Myślę, że zdrzemniemy się kilka godzin, a gdy słońce zacznie zachodzić, ruszymy w drogę. Dzięki temu powinnyśmy dotrzeć do posiadłości wczesnym wieczorem.
– Tak późno? – Zdziwiła się księżniczka. – Myślałam, że musimy się spieszyć.
– To powinna być idealna pora. Będziemy mniej widoczne w trakcie podróży. Ponadto to mniej prawdopodobne, że Sever będzie miał o tej godzinie gości, których nie chciałybyśmy napotkać. A jednocześnie nie będziemy budzić go w środku nocy.
Valentina nie zamierzała się wykłócać, w końcu była zmęczona i pragnęła, choć chwili snu. Jednocześnie jednak obawiała się tego, co je czeka, jeśli zostaną odnalezione przez ludzi jej wuja.
Zeszła ze swej klaczy i pogładziła ją po szyi w uspokajającym geście. Odstawiła również na ziemię kosz, z którego wydobyło się niezadowolone miauknięcie. Książę miał już okazję wyjść z kosza w trakcie jednej z przerw, na które sobie pozwoliły i do tej pory nie narzekał na ciężkie warunki, powoli jednak jego kocia cierpliwość się kończyła.
– Jestem zmęczona, jednak możemy jechać dalej. – Valentina starała się nie brzmieć na zmęczoną, choć nie było to łatwe. – Niewiele dzieli nas od naszego celu.
– Bezpieczniej będzie, jeśli pojawimy się tam, choć częściowo wypoczęte. Kto wie, jak gospodarz zareaguje na naszą wizytę. Zmęczone możemy przegapić potencjalne niebezpieczeństwa. – Bellatrix zawahała się na chwile, obawiała się bowiem, że jej słowa mogły wystraszyć księżniczkę. – Nie twierdzę, że okaże się naszym wrogiem. Po prostu nie możemy mieć pewności, czy jest naszym sojusznikiem. Dlatego odpocznijmy teraz, a jeśli szczęście nam dopisze, nocą wyśpimy się porządnie.
– Cóż... – Valentina zmieszała się lekko, mimo wszystkiego, co ją spotkało, dalej nie chciała zakładać o ludziach najgorszego. Rozumiała jednak obawy towarzyszki. – Jestem pewna, że pan Sever przywita nas z należytą gościnnością. Nie mam też nic przeciwko spaniu na trawie i z chęcią odpocznę. A wieczorem równie chętnie zasnę na miękkim materacu w gościnnym pokoju. Ktoś tak majętny, jak on, zapewne nie szczędzi na wygodach. Wydawał się dumny ze swojej posiadłości, lecz nie widziałam jej nigdy na własne oczy.
– A więc jest wyjątkowo zamożnym człowiekiem?
Bellatrix również nie chciała w każdym widzieć wroga, jednak Jonah Sever budził w niej pewne podejrzenia. Niełatwo bowiem było wzbogacić się uczciwie.
– Ponoć niektórzy szlachcice spoglądają na niego z zazdrością. Tak twierdził, lecz przyznam, że nie wiem, ile było w tym prawdy, a ile chęci zaimponowania mi. Jest człowiekiem, który lubi się przechwalać. Co do tego nie mam wątpliwości.
– Na czym właściwie tak się wzbogacił?
– Jego ojciec posiadał spory majątek. On go podwoił. Jak mówiłam, wydaje się mieć smykałkę do interesów. Zdecydowanie jest postacią charyzmatyczną.
Valentina pomyślała o rozmowach, które przeprowadziła z kupcem. Nie było ich wiele, jednak za każdym razem pozostawiał po sobie miłe wrażenie.
– Ostatnie lata były dobre dla kupców. – Stwierdziła rzeczowo Bellatrix.
– Z Karpowią handlujemy od lat, ale dzięki małżeństwu moich rodziców granice Laerlli stanęły dla nas otworem. Dla tych, którzy potrafili to wykorzystać, był to interes zmieniający życie. Wtedy też układ sił w królestwie nieco się zmienił. A przynajmniej tak przedstawił mi to ojciec.
– Przyznam, że polityka czy gospodarka nigdy mnie zbytnio nie interesowały. Niemniej moi rodzice pilnowali, bym co nieco wiedziała. – Młoda Olenkin zamyśliła się na krótką chwilę. – Myślę, że miałaś rację księżniczko. Prawdopodobnie to właśnie do kupców powinnyśmy się teraz zwrócić. Nie są tak wplątani w polityczne gierki, jak szlachta.
– W tym momencie trudno mi zaufać komukolwiek z wysoko urodzonych. To oni są w radzie, w której jest też mój wuj. Kto wie, ile już zdołał im obiecać. Za ile zgodzili się mu mnie sprzedać.
Twarz księżniczki spowił smutek. Zawsze wierzyła w uczciwość i honor swoich podwładnych. Nie sądziła, że ludzie, którzy przysięgali jej wierność, mogą knuć za jej plecami. Uważała ich za dobrych, mądrych i kompetentnych. Pomagali królowi rządzić jej krajem. Tymczasem część z nich tylko czekała na moment, by zagarnąć dla siebie jeszcze więcej władzy.
Bellatrix dostrzegając smutek swojej pani, poczuła złość. Gdy myślała o tym, że ktoś mógłby zdradzić tak dobroduszną i prawą osobę, rozpierał ją czysty gniew. Choć nie była z księżniczką zbyt blisko, obserwowała ją od dawna. Według młodej wojowniczki nie było osoby, która bardziej zasługiwałaby na zaszczyt, którym jest korona.
– Każdy, kto współpracuje z twoim wujem, jest pozbawionym honoru łajdakiem. – Stwierdziła Bellatrix twardo.
Valentina nie zwykła wyrażać się o innych w taki sposób, co nie znaczyło, że tak nie myślała. Uśmiechnęła się, słysząc gniewny ton towarzyszki. Choć ona nie była w stanie się teraz złościć, ktoś robił to za nią. Uczucia młodej Olenkinówny wynikały z troski o swoją księżniczkę, a ta o tym wiedziała.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cieszę się, że mam kogoś, komu mogę zaufać. – Bellatrix nie spodziewała się tych słów, a nim zdążyła jakoś zareagować, księżniczka kontynuowała. – Ty i twoja rodzina jesteście prawdziwymi przyjaciółmi mojego rodu. Choć w obecnej sytuacji rodzina Volkov jest podzielona. Ja i mój wuj... jesteśmy wrogami. Nie wiem, jak do tego doszło, jednak tego, co się wydarzyło, nie da już się cofnąć. Walczymy między sobą, a wy opowiedzieliście się po mojej stronie. Choć nawet o to nie prosiłam.
Bellatrix Olenkin chciała powiedzieć, że to jej obowiązek. Że ani ona, ani jej ojciec nie wahali się nawet sekundy. Mogła długo opowiadać o tym, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej. Postanowiła jednak być bardziej oszczędną w słowach.
– Moja rodzina wiele zawdzięcza twojej. Twojemu ojcu. Twej matce. Zawsze będziemy chronić prawowitych następców tronu.
– Jestem za to wdzięczna. Jednocześnie jest mi jednak przykro. Narażacie się. Twój ojciec... – Dziewczyna zamilkła na chwilę, by się uspokoić, gdyż na wspomnienie dobrego i odważnego rycerza natychmiast zalała ją fala smutku. – Chciał mnie chronić. Przeze mnie on...
– Nie myśl o tym w ten sposób księżniczko. – Przerwała jej. – Mój ojciec zginął za to, w co wierzył. Zginął za swój honor. Za swoje przekonania. Swoje cele. Pragnął, byś zasiadła na tronie. Byś była bezpieczna. Zrobił to dla dobra królestwa, które kochał. Naszego domu. Wierzył, że to ty zapewnisz nam dobrobyt, pokój i uszczęśliwisz naszych ludzi. Wierzył w to, o to walczył i o to zginął. – Była pewna tego, co mówiła. Opowiadał jej o swojej młodości, o stoczonych bitwach, tych realnych i tych, które toczył sam ze sobą. Pragnął, by ona również znalazła coś, co będzie dla niej tak ważne. – Całe życie walczył w imię swych ideałów. Wcześniej u boku twego dziadka, a później ojca. Nie raz o włos uniknął śmierci, był jednak pogodzony z taką możliwością. Więc nie czuj wyrzutów sumienia. Mój ojciec był dzielnym człowiekiem. Był rycerzem. I zginął za swoje ideały tak jak wielu przed nim. To właśnie w ten sposób pragnął odejść. Znałam go dobrze. Wiem, że tak właśnie było.
Valentina zdawała sobie sprawę jak blisko Bellatrix była ze swym ojcem. Niemal za każdym razem, gdy rozmawiała z Zoranem Olenkinem, wspominał z dumą o swojej jedynej córce. Tak często widywała ich razem i nie miała wątpliwości, że ich więź była silna. Gdy jej ojciec odszedł, żałoba pochłonęła ją całkowicie. Teraz patrzyła na młodą dziewczynę, którą spotkało to samo. A jednak stała przed nią, dumnie wyprostowana, opanowana i gotowa do działania.
– Jesteś bardzo silna. To godne podziwu.
– Mam obowiązki, które nie mogą czekać.
– Jeśli jednak potrzebowałabyś chwili, by odetchnąć, być może o czymś porozmawiać... – Nie wiedziała, czy powinna próbować spoufalać się w ten sposób. W końcu nie były ze sobą zbyt blisko. Pragnęła jednak jakoś pomóc. – Wiedz, że z chęcią cię wysłucham.
– Dziękuję księżniczko. Będę o tym pamiętać.
Bellatrix zaczęła przygotowywać się do odpoczynku. Nie zamierzała zwierzać się czy żalić, uważała bowiem, że choć księżniczka jest empatyczną i troskliwą osobą, która pragnie pomagać, nie powinna zrzucać na nią swoich problemów. Wierzyła, że w tej chwili powinna skupić się przede wszystkim na tym, by to Valentina poczuła się pewniej i bezpieczniej. Odrobina snu mogła w tym pomóc, dlatego też zabrała się do pracy. Na początek zajęła się Szarlotką, gdyż jej też należała się chwila wytchnienia. W międzyczasie rozplanowywała już, gdzie mogą rozłożyć koce. Valentina natomiast skupiła się na swojej klaczy, lecz po chwili ciszy odezwała się nieco niepewnie i jakby lękliwie.
– Myślisz, że twoja pani matka jest bezpieczna? Myślę nad tym od jakiegoś czasu. Może powinnyśmy były ją ostrzec? Nie wiem, co zrobi teraz mój wuj, jednak śmierć twego ojca to nie coś, co można zatuszować. Gdy wszyscy się o tym dowiedzą... Nie wiem, do czego się posunie.
Bellatrix zachowała spokój, choć po raz kolejny poczuła bezradność i złość. Martwiła się o matkę, Velibor Volkov był bowiem człowiekiem pozbawionym skrupułów, co już niejednokrotnie udowodnił. Wierzyła jednak, że nie skrzywdzi jej matki, ta bowiem nie stanowiła żadnego zagrożenia.
– Moja matka to dama w każdym tego słowa znaczeniu. Nie jest w pełni Virsewianką. Wychowywała się w Astri. To surowy kraj, ale podobno piękny. Ojciec mawiał, że matka jest właśnie taka. Jak górskie kwiaty. Piękna i na pozór delikatna, ale przetrwa wiele. Służyła na dworze przez lata i przystosowała się do tutejszych zwyczajów. Potrafi poruszać się między żmijami, których na królewskim dworze było pełno, w czasach, gdy twoja pani matka tam przybyła. Oczywiście martwię się o nią. Ta sytuacja jest... Tak wiele złego może się jeszcze wydarzyć. Wiem, że gdy usłyszy o ojcu, będzie zrozpaczona. Byli dla siebie całym światem. Jednak... – Kolejne słowa wypowiedziała z pewnością. – To silna kobieta. A przede wszystkim inteligentna. Poradzi sobie. Ojciec zawsze powtarzał, że jestem uparta po niej. A upartością można wiele zdziałać.
– Mój ojciec mówił mi dokładnie to samo. Twierdził, że wiele odziedziczyłam po mamie. W tym ośli upór.
– Były przyjaciółkami. Musiały mieć ze sobą wiele wspólnego.
– Nie miałam okazji poznać mamy zbyt dobrze. Byłam dziewczynką, gdy zniknęła z mojego życia, ale wszystko, co o niej słyszałam, pokrywa się z tym, jak ją zapamiętałam. Choć każdy mówił mi o niej coś innego. Każdy skupiał się na czymś innym. Lubię słuchać, jak pani Enora mi o niej opowiada.
Valentina uśmiechnęła się delikatnie. Znała matkę Bellatrix dość dobrze, gdyż swego czasu spędzała w pałacu mnóstwo czasu. Była najbliższą damą dworu jej matki, a także przyjaciółką, którą poznała jeszcze przed przybyciem do Virsewii. Enora Olenkin była dla Valentiny jak dobra ciocia i mimo że wychowywała własną córeczkę, przybywała na dwór, gdy tylko jej pani ją potrzebowała. Kobieta zniknęła z pałacu po śmierci królowej i od tego czasu poświęciła się przede wszystkim swojej rodzinie. Mimo to zawsze okazywała księżniczce mnóstwo serdeczności.
– Będę modlić się o to, by pani Enora była bezpieczna.
– Dziękuję księżniczko.
Bellatrix rozłożyła na ziemi koc, a obok odłożyła ich niewielki dobytek. Nie można było porównać tego do wygodnego łóżka, jednak w tym momencie musiało to im wystarczyć. Valentina nie zamierzała narzekać, nie była jednak pewna, czy będzie mogła zasnąć w takim miejscu. Odkąd opuściła mury pałacu, przez cały czas towarzyszył jej większy lub mniejszy strach.
– Myślisz, że tutaj będziemy bezpieczne? – Nie chciała zabrzmieć na wystraszoną, jednak jej towarzyszka natychmiast zrozumiała jej obawy.
– Tak. Nie mają pojęcia, w którą stronę ruszyłyśmy. Twój wuj nie ma aż tylu ludzi, by porozsyłać ich w cztery strony świata. Jest mała szansa, że ktoś nas tu znajdzie. A nawet jeśli, to nie martw się, nie pozwolę, by ktokolwiek nas zaskoczył. Będę spać z jednym okiem otwartym.
– Możemy spać na zmianę. Tak, żeby ktoś zawsze pilnował.
– Nie. – Stwierdziła rzeczowo, aczkolwiek delikatnym tonem. – Wtedy się nie wyśpisz. Nie wypoczniesz.
– A co z tobą? To ty potrafisz władać mieczem. Jeśli ktoś z naszej dwójki powinien być w pełni sił, to ty.
– Mną nie musisz się martwić. Często biwakowałam z ojcem. Czasem byliśmy całą noc na nogach, a następnego dnia byliśmy gotowi na nowe wyzwania. To dla mnie nic nowego.
– Nie jestem przekonana... – Valentina zastanowiła się chwilę, aż w końcu w jej głowie pojawiła się myśl. – Wiem! – Zawołała z nutą zadowolenia i ekscytacji. – Książę Suflet będzie stał na czatach.
Dziewczyna sięgnęła do kosza i otworzyła go, a kot szybko skorzystał z nowo zyskanej wolności i wyskoczył na zewnątrz. Nie wydawał się zbyt zadowolony ze swojego obecnego położenia. Las był interesujący i pełen nowych zapachów, Książę był jednak typem kanapowca i wolałby teraz leżeć na jednym ze swoich kilkunastu posłań, lub znaleźć miejsce, w którym nie powinien spać, lecz nikt by go nie wygonił. Pod żadnym względem nie prezentował się jak czujny strażnik i obrońca, zwłaszcza gdy zaczął czyścić własny ogon.
Bellatrix przez chwilę przyglądała się zwierzęciu, nie wiedząc, jak właściwie ma odpowiedzieć na taką sugestię. Nie chciała bowiem zabrzmieć niegrzecznie.
– Książę jest doprawdy majestatycznym stworzeniem. – Zaczęła dyplomatycznie. – Myślę jednak, że twój kot, choć zdecydowanie wyjątkowy nie będzie zbyt... – Przez chwilę szukała odpowiedniego słowa. – ... Zbyt obowiązkowym strażnikiem.
– Książę ma wyczulony słuch. I węch. I doskonały wzrok. To kot. Drapieżnik. Łowca. – Ton księżniczki wskazywał na to, że wierzy w to, co mówi. – Da nam znać, jeśli zbliży się ktoś lub coś, co może nam zagrozić.
Choć pomysł wydawał się młodej Olenkin absurdalny, postanowiła tego nie mówić. Zamiast tego postanowiła wysłuchać księżniczki, ta bowiem wydawała się bardzo zdeterminowana i pewna swego.
– A w jaki sposób Książę da nam znać?
– Obudzi nas. I nam powie.
Valentina odpowiedziała, jakby było to coś oczywistego, czego nie trzeba tłumaczyć. Wyraz twarzy Bellatrix Olenkin podpowiedział jej jednak, że nie dla każdego było to tak oczywiste. Młoda Volkov przywykła do tego, że ludzie, którymi się otacza wiedzą dużo o jej możliwościach. Powszechnie wiedziano, że księżniczka ma dar, który pozwalał jej na niezwykłą bliskość z przyrodą, zwłaszcza ze zwierzętami, jednak niewielu wiedziało, jak dokładnie działały jej moce. Czarownice, jak nazywano takie kobiety w Virsewii, były obecnie niezwykle rzadko spotykane, a ich moce mogły być różnorodne, księżniczka była więc dla wielu zagadką.
– Miałam na myśli, że... – Zaczęła już mniej pewna siebie. – Mi powie. Jeśli coś się stanie, obudzi mnie i mi o tym powie. Naprawdę. Wiem, że brzmi to dziwnie... – Już dawno nie musiała nikomu tego tłumaczyć. Poczuła tę samą niepewność, jak wtedy gdy była dzieckiem i próbowała wytłumaczyć dorosłym, że nie zmyśla. – Książę to mądry kot. Potrafi zrozumieć polecenia, które mu wydaję. Większość z nich. O ile nie są zbyt abstrakcyjne. My... potrafimy dogadać się w takich kwestiach.
Bellatrix zauważyła wszystko. To jak pewność siebie księżniczki spadała z każdym słowem. Jakby była coraz bardziej świadoma tego, że jej nie uwierzy. Ta zadowolona z siebie i podekscytowana kobieta, nagle stała się mała, jakby nie chciała, by ktokolwiek ją dostrzegł. Spojrzała na kota, który z podejrzliwością wąchał leżący na trawie liść.
– Myślę, że taki strażnik na pewno nie zaszkodzi. Przez naszą dwójkę nawet mysz się nie prześlizgnie. – Dziewczyna przykucnęła przy kocie i pogładziła go po grzbiecie, co ten przyjął z zadowoleniem. – Liczę na ciebie Książę.
Valentina uśmiechnęła się, widząc tę dwójkę razem. Doceniła też, że towarzyszka potraktowała ją poważnie, mimo iż to, co mówiła, mogło wydawać się absurdalne. Bellatrix wstała i rozciągnęła się nieco, po czym zwróciła się do księżniczki.
– Połóż się i spróbuj nieco zdrzemnąć. Ja i Książę wszystkim się zajmiemy. Gdy się obudzisz, ja też chwilę się zdrzemnę. Więc nie przejmuj się mną.
– Dobrze. Położę się, jak tylko porozmawiam z Księciem. Wytłumaczę mu wszystko.
– Oczywiście. Nie krępuj się. Ja rozejrzę się jeszcze nieco po okolicy. Może jest tu coś ciekawego. Z chęcią zjadłabym poziomki.
– Jeśli znajdziesz poziomki i przyniesiesz mi kilka, będę bardzo wdzięczna.
– Jeśli je znajdę, przyniosę ci całą garść.
Bellatrix nie oddaliła się zbyt daleko. Zarówno Valentina, jak i jej zwierzęcy przyjaciel byli w zasięgu jej wzroku. Dlatego też dostrzegła, jak księżniczka przykuca przy kocie i mówi coś do niego. Wyraz jej twarzy był wówczas łagodny, ale chwilami stawał się poważny. Olenkin nie mogła dosłyszeć, co dokładnie mówi zwierzęciu, jednak nie były to wcale pojedyncze słowa, tak jak się spodziewała. Księżniczka mówiła pełnymi zdaniami, co jakiś czas zatrzymując się i słuchając uważnie, zupełnie jakby kot miał jej odpowiedzieć. Po chwili młoda wojowniczka uświadomiła sobie, że tak właśnie jest. Zwierzę jej w jakiś sposób odpowiadało, choć nie miała pojęcia co takiego może jej mówić.
Słyszała o darze księżniczki i wiedziała o nim dość dużo. Jej ojciec od czasu do czasu wspominał o umiejętnościach dziewczyny, jednak nie chciała być wścibska i starała się nie dopytywać, choć nie mogła powiedzieć, by jej to nie ciekawiło. Zdecydowanie wiedziała więcej niż postronni, jednak mniej niż najbliżsi księżniczki. Z jednej strony nie był to sekret, z drugiej król pilnował, by ludzie wiedzieli tyle, ile sama Valentina chciała przekazać.
Bellatrix nie wiedziała, czy powinna przyglądać się w tej chwili swojej księżniczce, jej wzrok jednak wciąż wracał w jej stronę. Chciała mieć pewność, że jest bezpieczna. Mimo że była tak blisko, zamartwiała się. Ponadto, choć nie chciała tego przyznać, sposób, w jaki Valentina rozmawiała ze swoim zwierzęcym przyjacielem, sprawiał, że czuła delikatne ciepło na sercu.
Po chwili to przyjemne uczucie zastąpił gniew. Ponownie pomyślała o bólu i strachu, który czuła ta dobra i łagodna dziewczyna. O tym wszystkim, co przeszła, choć na to nie zasłużyła. Bellatrix Olenkin poczuła nową falę determinacji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top