Rozdział I

Księżniczka Valentina Viara Volkov szybkim krokiem przemierzała korytarze pałacu, witając serdecznie służbę i strażników. Nerwowo przygładzała swoje długie, proste włosy, a także ledwo widoczne wgniecenia na błękitnej sukni. Nie była pewna czy spotkanie królewskiej rady już się zakończyło, a nie chciała, by król na nią czekał. Byłoby to niestosowne i niegrzeczne, a na takie zachowanie ktoś o jej pozycji nie mógł sobie pozwolić. Starała się zawsze być punktualna, jednak gdy jej szukano, niekiedy ciężko było ją odnaleźć, by chociażby przekazać ważne wieści.

Tak też było tym razem. Zaledwie kwadrans wcześniej, gdy wróciła z konnej wycieczki, dowiedziała się, że ojciec chce się z nią zobaczyć od razu po spotkaniu rady. Musiała się jeszcze przebrać i doprowadzić do porządku, gdyż nie wypadało pokazywać się w pałacu w stroju do jazdy konnej i w ubłoconych butach. Założyła więc prostą, dzienną suknię w kolorze pogodnego nieba, przepasaną pod biustem srebrzystą tasiemką, a włosy jedynie rozczesała. Wyglądała skromnie jak na księżniczkę, jednak na co dzień nie przepadała za zbytnim przepychem. Co prawda przed radą powinna prezentować się jak księżniczka w pełnej krasie, jednak wolała to, niż sprawić, że ojciec będzie na nią czekać. Ostatnimi czasy widywali się rzadziej i nie wiedziała, ile czasu ojciec będzie mógł jej poświęcić. Każda minuta była więc dla niej cenna.

Miała wiele szczęścia, gdy tylko bowiem skręciła w korytarz prowadzący do odpowiedniego pomieszczenia, drzwi pokoju narad otworzyły się, a doradcy jej ojca zaczęli go opuszczać. Przywitała się z każdym, w tym z jej wujem, który ominął ją, jakby jej nie dostrzegając, po czym weszła do pokoju, zamykając za sobą ciężkie, drewniane drzwi. Nie przejmowała się chłodnym zachowaniem krewniaka, gdyż ten tak właśnie miał w zwyczaju się zachowywać, zwłaszcza po trudnych, wielogodzinnych rozmowach z innymi członkami rady.

Pokój, w którym odbywały się te ważne dla państwa spotkania, był przestronny i dość skromnie udekorowany w porównaniu do innych części pałacu. Dominował tu długi, ciężki stół, przy którym stało dwanaście wygodnych krzeseł. To ustawione u szczytu było nieco większe i bardziej ozdobne, gdyż w trakcie narad zasiadał na nim władca.

Król Virsewii stał przy dużych, otwartych na oścież drzwiach prowadzących na balkon, z którego rozciągał się widok na znajdującą się poniżej dolinę. Pałac otaczał las, stary i pamiętający wiele, uznawany za własność korony, pełny małych kapliczek i świętych drzew. Korona dbała, by nie uprawiano w nim kłusownictwa, w końcu tak stare lasy były uważane, za niemalże święte. Na horyzoncie zaledwie godzinę drogi od pałacu malowało się duże, pełne życia miasto — Rew. Stolica Virsewii była klejnotem w koronie tego niewielkiego, aczkolwiek liczącego się na arenie narodowej państwa. Jego Król przez chwilę spoglądał gdzieś w dal, trudno powiedzieć czy na las, czy może miasto, po czym odwrócił się w stronę wejściowych drzwi, a gdy zobaczył córkę, uśmiechnął się szeroko.

– Tina... Obawiałem się, że Laurys cię nie znajdzie. Zawsze narzeka, że musi trzy razy obiec cały pałac, nim na ciebie natrafi.

Księżniczka uśmiechnęła się na myśl o najbliższym słudze jej ojca. Pracował dla króla od niemal trzydziestu lat i był częścią życia księżniczki od dnia jej narodzin. Był już nieco starszym mężczyzną, nadal miał w sobie jednak wiele sił, by gonić za królewską córką, gdy ta była nieco zbyt niesforna.

– Przysięgam, że nie sprawiałam mu dziś żadnych problemów – odparła, unosząc prawą dłoń, jakby naprawdę składała przysięgę.

– Cieszy mnie to, ponieważ nie miał dziś łatwo.

– Pracowity dzień?

– Mało powiedziane. A teraz chodź i przywitaj się z ojcem.

Valentina szybko pokonała dzielący ich dystans i wtuliła się w swojego króla i ukochanego ojca. Mężczyzna objął ją delikatnie i pogładził po kruczoczarnych włosach. Nie mieli okazji zobaczyć się w ciągu ostatnich kilku dni, władca Viserwii był bowiem w ostatnich tygodniach niezwykle zajęty. Po chwili odsunęli się od siebie i przysiedli na krzesłach ustawionych przy stole.

– No dobrze, to co dziś robiła moja księżniczka?

Choć nie działo się dziś nic niezwykłego, dziewczyna nie mogła się doczekać, by opowiedzieć ojcu o swoim dniu.

– Wybrałam się na konną wycieczkę do lasu. Widziałam sarnę z młodym. Na szczęście nie było z nami psów, więc spokojnie ich minęliśmy. Ten malec był niezwykle uroczy i ciekawski. Jutrzenka była dziś bardzo grzeczna. Wydaje mi się, że, już nieco wydoroślała.

Klacz, którą dostała od ojca na swoje siedemnaste urodziny, była nieco krnąbrna i na pozór zbyt charakterna dla z natury łagodnej księżniczki. Z czasem jednak nawiązały pewną więź, a dzięki treningom i wspólnie spędzonym chwilom stały się dobrze dobraną parą. Obecnie klacz tylko swoją właścicielkę darzyła pewnymi względami i każdy, kto nie wiedział o jej niezwykłej więzi ze zwierzętami, nie mógł zrozumieć, jak udało jej się zapanować na tak żywiołowym zwierzęciem.

– Cieszę się, że miło minął ci dzień. I że Jutrzenka lubi swój nowy dom.

– A jak tobie minął dzień ojcze? Wyglądasz na nieco... – Młoda kobieta zastanowiła się jak właściwie dobrać słowa. – Na nieco zmęczonego. A dopiero minęło południe.

– Kolejna trudna rozmowa. Im bliżej twoich osiemnastych urodzin tym ich więcej. Dają mi do zrozumienia, że się starzeję. Rozumiesz to? Czy wyglądam staro?

Król Virsewii skończył czterdziestą ósmą wiosnę i choć był równie pełen życia, co dwadzieścia lat wcześniej z roku na rok coraz widoczniej się starzał. Ciemnobrązowe włosy i broda były poprzetykane nitkami siwizny, a wokół zielonych oczu widoczne były liczne zmarszczki.

– W żadnym wypadku tato. Czym znów cię zamęczają?

– Tym, co zawsze. Chcą, żebym znalazł sobie żonę. Albo tobie męża.

Księżniczka nie okazała po sobie zmartwienia. Zamiast tego wyżej uniosła głowę i odpowiedziała lekkim tonem.

– Ależ powinni już wiedzieć, że Książe Suflet to jedyny młody i wysoko urodzony młodzieniec, który gości w moim sercu.

– Ma już sześć lat. Wydaje mi się, że nie można nazywać go młodzieńcem.

– Ma duszę kociaka.

– Myślałem, że nadętego paniczyka.

– To zależy od jego nastroju.

Król Viserwii zaśmiał się lekko, znając bardzo dobrze humory kota swojej córki. Potrafił wymienić wiele momentów, w których Książę Suflet złamał dworską etykietę, zwłaszcza gdy był kociakiem.

– Rozumiem. Nie martw się Valentino. Nie znalazłem i pewnie nigdy nie znajdę mężczyzny, który byłby cię godzien. Może ty takiego znajdziesz.

– Przysięgam, że będę mierzyć wysoko.

– Grunt byś była szczęśliwa. Pamiętaj. Powtarzam to w kółko, bo tego właśnie chcę. Niestety nie wszyscy są w stanie uszanować wolę swojego władcy. – W ostatnich słowach króla było słychać nutę złości.

– Jesteś bardzo krnąbrnym królem ojcze. Oboje to wiemy. Jednak cieszę się, że stawiasz na swoim, bo dzięki temu jesteś tak wspaniałym królem. I wspaniałym ojcem.

Choć Valentina często okazywała ojcu wdzięczność i miłość, Miran Volkov za każdym razem nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy słyszał pochwałę z ust ukochanej córki. Czuł ulgę, wiedząc, że prawidłowo wywiązywał się z ojcowskich obowiązków. Nie był bowiem pewien czy trudniejsze było dla niego bycie królem, czy też samotnym ojcem dla dorastającej panny.

– Cieszy mnie, że tak myślisz. Może w takim razie zaszczycisz mnie krótkim spacerem? Udało mi się znaleźć dla Laurysa jakieś zajęcie, a więc mam chwilę wolnego czasu nim przypomni sobie, że nie znalazł dla mnie jeszcze żadnych listów czy dokumentów do przeczytania. Chciałbym z tobą porozmawiać o przyjęciu. Chcę, by było idealne. Takie jak sobie wymarzyłaś. A zostały ledwo dwa tygodnie.

– Jak mogłabym odmówić?

Miran Volkov wstał, po czym podał dłoń swojej córce, by jej pomóc. Młoda kobieta nie ukrywała swojego szczęścia, ostatnimi czasy bowiem stęskniła się za obecnością ojca. Choć bywały okresy, gdy nie widywali się zbyt często, nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by spędzali razem tak mało czasu. Zaledwie miesiąc wcześniej jej ojciec wrócił z długiej podróży do sąsiedniego państwa Karpovii, gdzie odwiedzał swojego dobrego przyjaciela i sojusznika, a jednocześnie króla tego górzystego kraju. Gdy Miran Volkov wrócił, natychmiast pochłonęły go sprawy państwowe, w tym organizacja przyjęcia urodzinowego jego jedynego dziecka. Kochana przez wszystkich księżniczka miała oficjalnie stać się kobietą, a to nie mogło obejść się bez echa.

Ojciec i córka udali się prosto do pałacowych ogrodów, gdzie najczęściej spacerowali. Valentina złapała ojca pod ramię, jak miała w zwyczaju w trakcie ich spacerów i podziwiała piękno tego miejsca, będącego owocem ciężkiej pracy wielu pałacowych ogrodników. Księżniczka kochała kwiaty, król więc dokonał pełnych starań, by mogła je podziwiać, gdy tylko miała ochotę. To dla swojej żony kazał rozbudować to miejsce, postawić liczne ławeczki, altanki, ale i sprowadzić wiele egzotycznych i obcych dla tego regionu roślin. Miejsce to nie straciło swojego uroku po jej odejściu. Wciąż zapierało dech w piersi, zwłaszcza późną wiosną i wczesnym latem. Kiedyś przemierzał te same ścieżki z małżonką i cieszyło go, że to miejsce dzięki jego córce wciąż ma ten sam urok.

– Wyglądasz doprawdy uroczo w tej sukni. Podkreśla niezwykły fiolet twoich oczu. Asha także pięknie wyglądała w błękicie.

– Dziękuję ojcze.

– Czy ta suknia nie jest już nieco za stara? Może życzysz sobie nową w tym samym kolorze?

– Nie trzeba ojcze. To jedna z moich ulubionych sukni. Jest idealna do takich spacerów, nie uważasz?

– Zdecydowanie. Czy w takim razie jest coś innego, czego twoje serce pragnie?

– Och, a więc do tego to zmierza. Mówiłam, że nie chcę nic konkretnego na moje osiemnaste urodziny. Wystarczy mi, jeśli znajdziesz choć jeden dzień tylko dla mnie.

– Ależ zrobię to. Przysięgam. Jednak chcę też podarować ci coś, co będzie ci przypominać o tym dniu. Mogłabyś poratować ojca i chociaż coś zasugerować.

– No dobrze... więc... hmm... – Na twarzy księżniczki pojawił się uśmiech, który jej ojciec zwykł nazywać uśmiechem chochlika.

– Valentino, pamiętaj, że ma być to prezent dla ciebie i tylko dla ciebie.

– W takim razie wszystko zepsułeś, bo już miałam pomysł. Widzisz ta szkoła... – Król przerwał jej, wzdychając z nutą rezygnacji.

– Tym zajmę się jako władca. Bardzo podoba mi się ten pomysł Tino. Jednak nie mogę jeszcze nic zdziałać w tym kierunku. To wymaga pewnych poważnych zmian, których wiesz, że nie mogę wprowadzić ot tak, bez poparcia mojej rady. Zapewniam cię jednak, że staram się ich zmiękczyć. Pamiętaj. Kropla po kropli i uda mi się wydrążyć skałę.

– Rozumiem. Będę cierpliwa. Szkoda tylko, że im dłużej się sprzeciwiają temu pomysłowi, tym mniej młodych dziewcząt ma szansę nauczyć się czytać.

– Jest to coś, co znajduje się wysoko na mojej liście. Zaakceptowali już wiele moich zmian, więc i na to wkrótce przystaną. A na razie zdradź mi, czym mogę cię uszczęśliwić. Piękna suknia z jedwabiu? Egzotyczny ptak we wszystkich kolorach tęczy? A może naszyjnik tak ciężki od brylantów, że będzie cię boleć szyja?

– W takim razie... Może jakaś ozdoba do włosów. Będę już kobietą. Będę mogła upinać je wysoko, jak na damę przystało. Jakaś spinka lub siateczka, byłyby przydatne. Mam tylko te po mamie.

– Doskonały pomysł. Zapomniałem o tym zupełnie. Tak przywykłem, że nosisz włosy nisko... To będzie ogromna zmiana. Będziesz dorosła. Nim się obejrzę, nie będę ci już potrzebny.

– Nawet tak nie żartuj. Potrzebuję cię. Chcę, byś był przy mnie i dzielił ze mną każdy ważny moment w moim życiu.

– Cieszy mnie to. Zwłaszcza że chciałbym służyć ci radą w pierwszych latach twoich rządów.

Księżniczka nie dała po sobie poznać, jak bardzo ucieszyły ją te słowa. Nie spodziewała się, że ten temat zostanie poruszony tak szybko.

– Moich rządów?

– Nie udawaj zdziwionej. Od zawsze ci powtarzam, że jesteś moją następczynią. Przygotowywałem cię do tego.

– Jednak wciąż możesz mieć syna, który...

– Nie chcę syna. Nie chcę też kolejnej żony. Chcę zobaczyć jak moja kochana i mądra córka zasiada na tronie. Właśnie to powiedziałem dziś całej mojej radzie. Zamierzam sporządzić odpowiedni dekret, który zatwierdzą i w ten sposób staniesz się moim oficjalnym i prawowitym następcą. Jeśli coś mi się stanie, będziesz pierwsza w linii do tronu. A jeśli uznam za stosowne zakończyć swoje rządy wcześniej, przypadną one tobie bez żadnych niedomówień.

– To... To wspaniale ojcze. – Serce księżniczki zabiło szybciej. – Ale czy rada się na to zgodzi?

– Potrzebuję większości głosów. Jest kilka osób, którym ten pomysł się nie podoba. Niektórzy wciąż nie są przekonani. Jednak ci, którzy dobrze cię znają, popierają mój pomysł. Tak więc planuję zamknąć tę sprawę jeszcze w tym miesiącu. Wówczas mógłbym ogłosić cię moim następcą w trakcie twojego urodzinowego przyjęcia. Tego dnia będziesz też oficjalnie w odpowiednim wieku, by przejąć władzę bezpośrednio po mnie. Regent nie będzie ci potrzebny.

– Naprawdę to dla mnie zrobisz?

– Miałaś jakieś wątpliwości?

– Nie. Ja... Wierzyłam, że będziesz próbował. Jednak wiem, że Virsewia, choć jest naszą dumą, ma też swoją historię i kulturę. Byłabym pierwszą królową. Żadna kobieta wcześniej nie rządziła tym państwem samotnie.

– Owszem. Zawsze musi być ten pierwszy raz nieprawdaż?

Valentina od zawsze była przez ojca traktowana z miłością, szacunkiem i dumą. Traktował swoją córkę tak, jak ojcowie mieli zwyczaj traktować pierwszych synów. Spędzał z nią czas, dbał o jej dobro i szczęście, a także zapewniał pełnoprawną edukację. Księżniczka znała cztery języki, potrafiła grać na trzech instrumentach, szyć i śpiewać. Potrafiła także jeździć konno, doskonale znała zasady etykiety, ale także miała szeroką wiedzę w dziedzinie geografii, historii, matematyki i nie tylko. Uczono ją dyplomacji, ale i sztuki wojennej. Zawsze poważnie podchodziła do nauki, gdyż miała zostać kiedyś królową, a przynajmniej tak mówił jej ojciec. Znała więc realia jej własnego kraju.

– To nie będzie proste. – Stwierdziła zadumana.

– To ogromna odpowiedzialność, a więc oczywiście, że to nie będzie proste. Ponieważ jesteś kobietą, będzie to jeszcze trudniejsze. Jednak pamiętaj, że jesteś ukochaną królewną swojego ludu. Gdziekolwiek się nie pojawisz, witają cię okrzyki radości. Jestem królem, a nawet ja nie dostaje takich owacji. Jesteś jak twoja matka. Masz te same włosy, oczy, ten sam uśmiech. A przede wszystkim to samo wielkie serce i mnóstwo miłości do bliźnich. Potrafisz zjednać sobie ludzi. Jesteś bystra, odważna, kreatywna i masz wiele pomysłów, które będę wspierał. Nie ma osoby, która lepiej poprowadziłaby to państwo. Nieważne co mówią jacyś zgrzybiali lordowie. Zresztą jest wielu wysoko postawionych mężczyzn, widzących w tobie potencjał. Będziesz największym władcą z naszej dynastii. Chociaż... Nie będzie to aż takie trudne.

– Ciebie będzie trudno przebić ojcze. Dziadek podejmował pewne wątpliwe decyzje, jednak ty wyprowadziłeś nasz kraj na drogę ku rozwojowi.

– Jak tylko mogłem.

Księżniczka przypomniała sobie wyraz twarzy wuja, gdy mijała go w drodze do sali narad. Był dość spokojną osobą i nie okazywał wiele emocji, tym razem był jednak wyraźnie czymś poruszony w negatywny sposób.

– Wuj Velibor pewnie też nie popiera twojej decyzji.

– Mój brat o dziwo zachował dziś zimną krew. Nie sprzeciwił się otwarcie, choć wyraził swoje obawy. Jest jednak twoim wujem i na swój sposób jesteś mu bardzo droga. Wydaje mi się, że zaczyna się przekonywać do mojej decyzji.

– Wujek jest tradycjonalistą. Bardzo długo namawiał cię do drugiego małżeństwa. Przestał dopiero po własnym ślubie. Nie przepadał też za mamą. I jestem pewna, że nie w smak mu moje panieństwo.

– Twoja matka pochodziła z zupełnie innej kultury niż nasza. Tam, gdzie ja widziałem coś godnego podziwu, mój brat widział bezczelność. Zawsze byli do siebie nieco wrogo nastawieni... Jednak była jego królową. A co do twojego panieństwa... Nie będę kłamać. Wuj chciałby, żebym wydał cię za mąż.

– Co to, to nie. – Stwierdziła krótko, nieznoszącym sprzeciwu tonem.

– To samo mu powiedziałem. Choć nieco innymi słowami.

– Muszę go chyba nieco udobruchać. Gdy ogłosisz mnie swoją następczynią, powiem mu, że bardzo mi zależy na tym, by był moim doradcą, tak jak był wcześniej twoim.

Valentina doceniała inteligencje swojego wuja. Choć ich poglądy na wiele spraw były ze sobą sprzeczne, nie mogła nie dostrzegać jego talentów. Był człowiekiem niezwykle podobnym do jej ojca pod względem wyglądu, nie mogli jednak bardziej różnić się pod względem charakterów i sposobu postrzegania świata. Ojciec niejednokrotnie opowiadał córce, jak był wspierany przez brata w początkowych latach swojego panowania, a był wówczas młody i zagubiony, zwłaszcza iż nie miał zbyt wielkiego poparcia wśród możnych. Dlatego, choć często się z wujem nie zgadzała, szanowała go i wierzyła, że byłby dobrym doradcą.

– Sądzę, że to bardzo dobry pomysł. Jednak zostawmy to na razie. Pozwól, że przejdę do innego równie ważnego tematu.

– To znaczy?

– Pomyślałem, by twoje przyjęcie urządzić tutaj w ogrodzie. Zastanawiałem się jednak, czy wolisz, aby kolorem przewodnim był błękit naszego rodzinnego godła, czy może fiolet, który tak bardzo lubisz.

– Chcę założyć fioletową suknię. Tę, którą uszyto dla mnie w zeszłym miesiącu. Myślę, że w takim wypadku motywem przewodnim może być błękit. Nie chcę być w tym samym kolorze, w którym będą dekoracje.

– Słusznie. Co do listy gości... Niestety twoja droga ciotka nie da rady przybyć ze względu na słabe zdrowie. Tak długa podróż byłaby dla niej ryzykowna. Wiem, że ci na tym zależało, mam więc nadzieję, że nie będzie cię to mocno smucić.

– Spodziewałam się tego. Przykro mi, ale grunt by poczuła się lepiej. Mam nadzieję, że mimo wszystko w najbliższym czasie się zobaczymy. Wiem, że ma wiele obowiązków, jednak minęło już kilka lat, odkąd ostatnio miałyśmy okazję porozmawiać twarzą w twarz.

Z siostrą jej zmarłej matki łączyło ją znacznie więcej niż z bratem jej ojca. Być może było tak, ponieważ obie były kobietami, a może dlatego, że łączyły ich podobne poglądy. Ciotka była też znacznie bardziej wspierająca w edukacji księżniczki. Była także łącznikiem między młodą kobietą a kulturą jej zmarłej matki, z którą mieszkając w Virsewii, na co dzień nie miała do czynienia. Choć nie widywały się często, systematycznie pisały do siebie listy.

– Pięć lat. Byłaś wtedy małą dziewczynką.

– Tak... To była siódma rocznica śmierci mamy. Szkoda, że ciotki tu nie będzie. Chciałabym, by zobaczyła, jak staję się kobietą. Wciąż pewnie widzi we mnie tę niesforną trzynastolatkę.

– Biegającą za swoim kotem, krzycząc na cały głos.

– Książę Suflet był wtedy bardzo niegrzecznym kotem. Teraz nieco wydoroślał.

– A skoro mowa o naszym Księciu... Jak mijają wam wasze pogaduszki?

– Są coraz bardziej, cóż, można by rzec, że ambitne.

Księżniczka nie była pewna jak opisać ojcu ten fenomen, w końcu trudno było to zrozumieć komuś, kto nigdy sam tego nie doświadczył.

– Magiczne zdolności pojawiały się sporadycznie w rodzie twojej matki, a jednak nie spodziewałem się, że przypadną tobie. Szkoda, że Virsewia jest pod tym względem nieco zacofana. Może powinienem ściągnąć nauczyciela z Laerlli. Jestem pewien, że twoja ciotka chętnie kogoś nam poleci.

– Ojcze to jedynie swego rodzaju talent. Dość ciekawa umiejętność, jednak nie sądzę, by było to coś wartego większej uwagi.

– Jesteś wyjątkowa Tino. Potrafisz coś, co może zrobić kilka osób na całym wielkim świecie.

– I nie sądzę, bym kiedykolwiek wykorzystała to do czegoś znaczącego. Udało mi się co najwyżej dowiedzieć się, gdzie Książę Suflet schował moje perłowe kolczyki. A i Jutrzenka dzięki temu bardziej mi ufa.

– Umniejszasz sobie.

– Nie ojcze. Po prostu mam wiele, moim zdaniem znacznie bardziej imponujących talentów. Na przykład... Ostatnio nauczyłam się piec suflet.

– Naprawdę?

Księżniczka mimo swojej wysokiej pozycji lubowała się w przebywaniu w pałacowej kuchni i uczeniu się przepisów od tamtejszych kucharek. Potrafiła więc gotować, choć zdecydowanie bardziej interesowały ją wypieki. W pałacu powszechnie za zaszczyt uważało się, bycie poczęstowanym przygotowanym przez księżniczkę smakołykiem. A na to mógł zasłużyć zarówno lord, jak i prosty służący, choć zdecydowanie najczęściej ten zaszczyt przypadał królowi.

– Tak. Właściwie, to znam przepis na kilka rodzajów sufletów. Szukam tego najlepszego.

– W takim razie któregoś dnia musisz mi go przyrządzić. Nie wierzę, że jeszcze nie miałem okazji go skosztować.

– Przygotuję go na naszą jutrzejszą, poranną herbatkę. Nie odmówisz mi towarzystwa przy porannej herbacie. Prawda tato?

– Myślę, że Laurys zdoła znaleźć nieco wolnego miejsca w moim planie dnia.

Król i księżniczka kontynuowali spacer, mieli bowiem jeszcze wiele do przedyskutowania. Nikt nie śmiał im w tym przeszkodzić, wszyscy bowiem wiedzieli, że nie należy przerywać ojcu i córce, gdy zaczną jedną ze swoich zapalczywych dyskusji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top