1
Rose przeciągnęła się szeroko i uśmiechnęła patrząc na pogodne niebo nad sobą. Dziś znów było słonecznie i bardzo ciepło. Lato dopisywało w najlepsze i słychać było cykające owady w trawie. Uwielbiała tą porę roku. A jeszcze bardziej uwielbiała wakacje. Ostatnia sesja egzaminów na uczelni dała jej porządnie w kość, więc teraz niemal każdy dzień spędzała na jeździe na rowerze, spacerach lub wylegiwaniu się nad pobliskim jeziorem. Po prawdzie nie cierpiała ostrych upałów, ale dzisiaj nie było aż tak gorąco. Rose cieszyła się kolejnym, wspaniałym dniem i już nie mogła się doczekać aż wróci do Londynu. Bardzo tęskniła za domem i swoją rodziną. Poza tym jej mama obiecała, że gdy tylko Rose wróci, pojadą na wycieczkę do Francji, na co dziewczyna ucieszyła się jeszcze bardziej. Od tamtej pory nieustannie odliczała dni do wyjazdu i nic nie mogło zepsuć jej dobrego nastroju. Nawet Becky i jej przyjaciółki w końcu znudziły się gnębieniem i od pewnego czasu unikały jej jak ognia. Zresztą Rose podejrzewała, że sporą zasługą była tu akcja Kioshiego. Gdyby ich porządnie nie nastraszył i nie zaatakował wtedy w jej obronie, raczej Becky jeszcze tak szybko by się nie znudziła uprzykrzaniem życia Rose.
Dziewczyna sposępniała nagle, a uśmiech zszedł jej z twarzy. „Kioshi...". Była ciekawa, co się z nim działo. A z pewnością dawno wrócił do swojego świata. Od kąd ostatni raz się widzieli, minęły już ponad trzy miesiące. Niby mało, ale i tak Rose troszkę poczuła tęsknotę. Ale w końcu nie robiła sobie nadziei, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Może już dawno o niej zapomniał. W końcu Kioshi był youkai, a konkretniej, mitycznym kitsune. Z tego co czytała w komiksach, tego rodzaju demony i bestie raczej nie przepadają za ludźmi, a nawet wręcz były przedstawiane jako okrutne istoty. Ale Rose wiedziała, że Kioshi taki nie był. Różnił się od swoich pobratymców. Był inny. Wyjątkowy. A przede wszystkim był dla niej najlepszym przyjacielem. Westchnęła cicho. Tak. Pewnie już dawno o niej zapomniał. W końcu należy do innego świata. Pewnie taka znajomość raczej nie ma zbyt wielu szans na przetrwanie...
Rose pokręciła do siebie głową i w końcu postanowiła wziąć się w garść. Był taki piękny dzień, a ona niosła właśnie w siatce pudełko lodów truskawkowych. Jeśli zaraz nie doniesie ich do swojego mieszkania, to niechybnie rozpuszczą się w truskawkową zupę. Przyspieszyła krok i kontynuowała marsz w stronę bloków mieszkalnych. Mimo wszystko wciąż była pogrążona w myślach i nawet nie zorientowała się, że jej nogi same z przyzwyczajenia skręciły w pobliże japońskiej dzielnicy. Dziarsko szła przed siebie, minęła pierwsze japońskie restauracje udekorowane czerwonymi lampionami, i przeszła przez kolejne skrzyżowanie ulic machając swoją siatką zakupową.
Nagle kątem oka mignął jej jakiś cień i Rose gwałtownie zatrzymała się na chodniku. Obejrzała się za siebie, ale niczego nie dojrzała. Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi i już miała iść dalej, ale po chwili wahania cofnęła się. Ostrożnie rozglądała się dookoła i w końcu rozumiała, co zwróciło jej uwagę. Momentalnie zesztywniała rozwierając oczy jeszcze bardziej. Po środku uliczki, która zaczynała się szerokimi kamiennymi schodami, siedział lis. Ale nie był to prawdziwy lis, a raczej lisi duch. Jednakże nie była to też pospolita zjawa. Lis świecił się delikatną, srebrzysto-mleczną aurą, a na jego szyi widniał naszyjnik zrobiony z czerwonego sznurka i niebieskiego klejnotu. Lis wyraźnie wpatrywał się w Rose i nie poruszył się nawet o cal. Natomiast ta wlepiła w niego spojrzenie i już wiedziała, że był to youkai. Przez kilka sekund oboje patrzyli na siebie, aż w końcu lisi duch poderwał się spokojnie z ziemi i odwrócił się za siebie. Zrobił parę kroków, po czym obejrzał się z powrotem na Rose. Mrugnął do niej srebrnymi oczami. Rose zrozumiała, że lis chciał, aby za nim podążyła, a więc tak też zrobiła. Lis wspinał się po schodach i minął jedną z wielu czerwonych bram Tori. Rose cały czas szła za nim, zastanawiając się gorączkowo, o co też może mu chodzić. Czyżby kolejny youkai chciał od niej pomocy? Mimo wszystko była cała spięta i nieco wystraszona. Wiedziała, że nie wszystkie youkai są tak miłe i życzliwe jak Kioshi. Gdy tak wspinała się po schodach, prędko pomyślała sobie, czy w razie czego potrafiłaby użyć swoich magicznych mocy w samoobronie. Ale nie miała zielonego pojęcia o zaklęciach magów. Kioshi nauczył ją jedynie zaklęcia na miksturę z księżycowej lilii, dzięki której mógł odzyskać swoją prawdziwą postać. Czy mogła nawiązać jakąkolwiek walkę z niebezpiecznym demonem? Szczerze w to wątpiła. Ale gdy patrzyła cały czas na małego lisiego ducha, który prowadził ją do świątyni, poczuła, że nie miał złych zamiarów. Chyba, że wszystko się zmieni gdy dotrą na górę. Rose zacisnęła mocno dłoń na siatce zakupowej i z szybko bijącym sercem szykowała się w myślach na to, co zobaczy przed świątynią.
Lis ostatnie stopnie schodów przebiegł truchtem i w końcu zatrzymał się. Gdy Rose również dotarła na miejsce, oparła się o kolana z lekkim dyszeniem i spojrzała na lisa.
- No więc? O co chodzi? Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
Lis nie odpowiedział, tylko znów wpatrywał się w nią srebrzystymi oczami, a jego puszysty ogon zakołysał się lekko. Rose wsparła ręce o biodra z irytacją.
- Słuchaj, jest dziś gorąco, a ja mam w siatce pudło lodów, które właśnie zamieniają się w papkę. Chyba nie kazałeś mi się tu wspinać tylko po to, by teraz zgrywać głupa i siedzieć jak te posągi przy drodze??
Lis wciąż milczał i tylko błysnął ze spokojem oczami. Już Rose miała warknąć do niego kolejne obelgi, gdy nagle usłyszała inny głos, który rozległ się kilka kroków dalej:
- A jak powiem, że uwielbiam lody, to zostaniesz chwilę ze mną?
Dziewczyna zesztywniała i podniosła głowę w stronę głosu. Dopiero teraz dostrzegła, że tuż przed niewielką, starą świątynią siedział znacznie większy lis, który zdecydowanie nie był duchem. Srebrno-biała bestia o gęstym falującym futrze i żółtych oczach, które wesoło patrzyły na Rose. Na pysku widniały błękitne wzorki, a z tyłu kołysało się dziewięć wielkich ogonów. Rose rozdziawiła aż usta i pomału podeszła bliżej, niedowierzając. W końcu podbiegła do lisa wypuszczając z ręki siatkę i rzuciła mu się na szyję.
- Kioshi!
Zawołała i wtuliła twarz w jedwabiste futro. Kioshi uśmiechnął się i musnął delikatnie nosem jej włosy.
- Witaj, Rose. Wiedziałem, że pójdziesz za moim wysłannikiem.
Dziewczyna odsunęła się i uśmiechnęła szeroko.
- A więc ten mały lisek to twoja sprawka?
- Oczywiście, że tak. To mój posłaniec. Bestie na takim poziomie jak ja mogą wysyłać zwierzęcych posłańców, na przykład w celu przekazania wiadomości. I na szczęście nie pomyliłem się, iż od razu podążysz za nim.
Rose uderzyła go lekko pięścią.
- Wystraszyłeś mnie! Bałam się, że to jakiś niebezpieczny youkai, albo że na górze czeka na mnie jakiś potwór, który mnie pożre! Wiesz ile ja się najadłam strachu?!
Kioshi spoważniał, a jego lisie uszy oklapły.
- Przepraszam. Byłem pewien, że lubisz takie stworzenia, a mój posłaniec wygląda dość uroczo. Nie chciałem cię przestraszyć.
Jeszcze przez chwilę Rose patrzyła na przyjaciela groźnie, po czym uśmiechnęła się i znów przytuliła do niego.
- Żartuję sobie. No może troszkę rzeczywiście się wystraszyłam, ale od razu wyczułam, że ten duszek jest niegroźny. Cieszę się, że to ty. Kioshi, bardzo za tobą tęskniłam.
Dodała cicho. Kioshi znów się uśmiechnął i przytknął do niej łeb pieszczotliwie. Tymczasem mały lisek, który przyprowadził pod świątynię Rose, skinął głową i po chwili zniknął, rozwiewając się w powietrzu niczym delikatna mgiełka.
Rose siedziała na schodkach świątyni i zajadała się połową lodów z pudełka, dziabiąc je plastikową łyżeczką. Obok niej siedział Kioshi w ludzkiej formie i również jadł lody, którą sporą porcję Rose podzieliła mu na popękanej miseczce, znalezioną w świątyńce.
- Bardzo smaczne. Lepsze niż lody, które jadam czasem w moim świecie – Stwierdził Kioshi, oblizując lisie pazury.
Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Prawda? Bardzo je lubię. Truskawkowe to moje ulubione.
Włożyła do ust kolejny kawałek pysznego deseru i chwilę trzymała lody na języku nim się rozpuściły do końca.
- A więc, co tu w sumie robisz? Naprawdę przyszedłeś tylko po to, by mnie odwiedzić? - Zagadnęła wesoło.
Kioshi uśmiechnął się.
- Mówiłem szczerze. Pomyślałem sobie, że sprawdzę, co u ciebie słychać. Jak się czujesz i czy nadal ta Becky ci dokucza. Choć nie byłem pewien czy czasem nie wróciłaś z powrotem do rodziny.
Rose zarumieniła się lekko na policzkach.
- To naprawdę miłe z twojej strony. Bardzo chciałam cię znowu zobaczyć. I pojawiłeś się idealnie, bo za tydzień wyjeżdżam do Londynu. Możemy spędzić razem trochę czasu. Jeśli oczywiście chcesz.
Chłopak skinął głową.
- Jasne, że chcę. Wciąż jest wiele miejsc, których nie znam. Może pokazałabyś mi coś więcej z ludzkiego świata.
- Nie ma sprawy. Wiesz, przy okazji mnie ciekawi jedno.
- Tak?
Rose popatrzyła na niego uważnie.
- Czy nauczyłbyś mnie jakiś zaklęć magów? Chciałabym... wiesz, umieć się bronić w razie czego przed gorszymi youkai, no i trudno nie przyznać, że chcę spożytkować jakoś swoje moce, skoro jestem magiem. Tak jakby.
Wyszczerzyła się szeroko. Kioshi zaśmiał się nieco.
- Czemu nie? Znam parę prostych zaklęć, które być może ci się spodobają. Ale jeśli byś chciała zostać pełnowymiarowym magiem, na przykład takim, który potrafi pieczętować youkai, to już byś musiała zasięgnąć porady bezpośrednio u innych magów.
Rose od razu pokręciła głową.
- Och, nie. Nie mam aż takich ambicji. Za bardzo bym się bała. Chcę tylko umieć chociaż zrobić cokolwiek. Nawet te lecznicze zaklęcie, które wtedy użyłeś na moim policzku, było bardzo fajne.
- Nie widzę problemu. Pomyślę nad tym. A teraz opowiadaj, co u ciebie? Czy te dziewczyny nadal cię dręczą?
Rose zachichotała lekko.
- Nie. Już dawno odpuściły. To dzięki tobie.
I przez następną godzinę oboje opowiadali sobie wzajemnie o codziennym życiu. Rose przez cały czas była zaciekawiona światem youkai i wypytywała Kioshiego o wszystko, co się tylko dało z nim związane. Szybko się przekonała, że różnił się nieco od tego, co widziała w komiksach. Co się w sumie dziwić. To naprawdę był totalnie inny świat.
- Tak, jest ogromny i pełen stworzeń oraz roślin, których oczywiście nie zobaczysz w twoim świecie. Ale też pod wieloma względami jest bardzo podobny. I my mamy swoje domy, sklepy, jadłodajnie czy też wielki cesarski pałac – Powiedział Kioshi – Również czas płynie tam inaczej niż w ludzkim świecie. Podczas gdy tu minęły trzy miesiące, jak zauważyłaś, od kąd się widzieliśmy ostatni raz, u mnie minęło zaledwie pięć tygodni.
Rose zdumiała się.
- Naprawdę? Niesamowite. Bardzo bym chciała zobaczyć twój świat. Musi być super.
Kioshi uśmiechnął się nieznacznie.
- Wiesz, to nie jest dobre miejsce dla ludzi. Żyją tam w końcu wyłącznie istoty takie jak ja. Może i świat ayakashi bywa fascynujący, ale dla śmiertelników jest przede wszystkim bardzo niebezpieczny. Nie wszyscy są przyjaźnie nastawieni wobec ludzi.
Dziewczyna nachmurzyła się i skinęła ponuro głową.
- Tak, wiem. Szkoda.
Kioshi chwilę wpatrywał się w nią i sam pomyślał, że w innych okolicznościach chciałby pokazać jej swój świat. W końcu teraz, gdy są przyjaciółmi, coraz bardziej poznawali się wzajemnie i dowiadywali się o sobie nowe rzeczy. W głębi serca wiedział, że zapewne Rose bardzo by się spodobał świat ayakashi, ale z drugiej strony przeszywał go strach, że mogłoby się jej stać coś złego. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby Rose zginęła już po pięciu minutach przebywania w tym świecie...
Patrzył na swoje lody w miseczce w zamyśleniu, nie zwracając uwagi na to, że roztapiały się w błyskawicznym tempie, aż w końcu Rose wskazała na nie łyżeczką.
- Nie jesz już?
- Co? - Spytał tępo odrywając w końcu oczy od lodów.
Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Lody. Rozpuszczają ci się. Radzę je szybko zjeść.
- Ach, tak. Racja.
Kioshi nabrał ostatnią garść lodów pazurami i włożył je do ust.
- A tak w ogóle, cieszę się, że u ciebie również jest wszystko dobrze. Wyglądasz inaczej niż jeszcze trzy miesiące temu – Zagadnęła Rose.
Kioshi spojrzał na nią zdziwiony.
- Tak myślisz? A jaką dojrzałaś różnicę?
- No, na przykład, wydajesz się migotać taką jakby magiczną aurą. Stałeś się taki bardziej mistyczny niż zwykle.
Kioshi zaśmiał się nieznacznie.
- Jesteś niesamowita, wiesz? Jestem zdumiony, że wyczuwasz moją aurę. Pewnie zwiększyły się twoje zdolności. I masz rację. Od kąd wróciłem do swojego świata, nie mam już problemu ze swoją mocą. Mogę dowolnie zmieniać formę i takiego, jakiego teraz mnie widzisz, to moja właściwa przemiana, jaką używam w świecie ludzi. Choć u siebie też czasem chodzę jako człowiek. Jest to dość wygodne.
Rose zachichotała i popatrzyła na jego długi lisi ogon, który w tej chwili spoczywał spokojnie na deskach świątyni. Wcześniej Kioshi miał dwa ogony, a teraz zdecydował się na zaledwie jeden. Ale wciąż na głowie widniały lisie uszy.
- I wciąż jest to szalenie urocze – Przyznała na głos – Ale twoja prawdziwa postać jest najbardziej imponująca. Czy dużo jest bestii takich jak ty?
Kioshi zastanowił się chwilę.
- Hm, jeśli chodzi o bestie, jest bardzo wiele różnych gatunków, ale dziewięcioogoniaste lisy to duża rzadkość. Poza mną żyją jeszcze może ze dwa. Wielu uważa, że jesteśmy na tym samym poziomie co same bóstwa, ale tak naprawdę daleko mi do nich. Bestie są bardzo silne, ale są istoty znacznie i potężniejsze.
Rose pokiwała głową.
- Rozumiem. To wszystko naprawdę brzmi niesamowicie. Tak fantastycznie. Chciałabym zobaczyć inne bestie.
Kioshi spoważniał znowu i lekko westchnął do siebie. Już nie śmiał wspomnieć, ile sam by mógł jej pokazać, gdyby tylko nie była człowiekiem.
W końcu Rose wstała ze schodków i przeciągnęła się.
- To jak? Jutro nauczysz mnie jakiś zaklęć?
Kioshi uśmiechnął się ze spokojem.
- Jeśli tego pragniesz, jak mówiłem, nie mam nic przeciwko. Cieszę się, że przyszłaś.
- A ja, że mnie odwiedziłeś. Dziękuję – Odparła, również się uśmiechając – A więc do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia, Rose – Skinął głową Kioshi.
Rose popatrzyła jeszcze na niego wesoło, po czym chwyciła siatkę i puste po lodach pudełko i oddaliła się do domu. Kioshi jeszcze długo patrzył za nią, nie przestając się uśmiechać. Naprawdę musiał przyznać, że Rose była wyjątkowa. Byłaby świetnym magiem. Postanowił zostać tutaj tak długo, aż nie wyjedzie do rodziny. Cieszył się z jej towarzystwa. Dopiero, gdy ją poznał, dotarło do niego jak bardzo w rzeczywistości brakowało mu rozmów z drugą istotą, szczególnie, gdy inne bestie nie przepadały za nim.
Ziewnął szeroko, po czym przemienił się w mniejszą formę lisa, by pobiegać trochę po okolicy dla rozrywki.
🌸
Nazajutrz Rose i Kioshi spotkali się znów pod starą świątynią w japońskiej dzielnicy i zgodnie z obietnicą, lisi chłopak miał przygotowane kilka pomysłów na naukę zaklęć. Przy okazji Rose przyniosła ze sobą górę kanapek, by mogli razem zjeść lunch pomiędzy ćwiczeniami. Oboje siedzieli na kocu, a Kioshi tłumaczył przyjaciółce podstawy używania magii.
- Jak już wspomniałem, masz bardzo silną energię, to też zaklęcia na podstawowym poziomie z pewnością nie będą stanowić dla ciebie problemu. Być może nawet możesz używać bardziej zaawansowanych. Ale najpierw musisz nauczyć się aktywować tą moc i ją przywoływać.
Rose skinęła głową, chłonąc w skupieniu każdego jego słowo.
- O to jak to się robi. Przypatrz się uważnie – Dodał Kioshi, po czym wyciągnął przed siebie dłoń. Na sekundę skoncentrował się i nagle jego ręka zaświeciła się błękitnym światełkiem. W powietrzu pojawił się wir energii, który przypominał iskrzącą mgiełkę i po chwili energia zniknęła. Kioshi spojrzał na Rose.
- Spróbuj wyczuć w sobie tą energię, a potem przywołaj ją do dłoni. Nie spiesz się. Na początku może wydawać się to trudne, więc próbuj do skutku.
Dziewczyna znów skinęła głową i uniosła rękę przed siebie. Zamknęła mocno powieki i spróbowała odszukać w sobie tą magiczną moc. Przypomniało jej się jak wcześniej użyła swojej mocy przy zaklęciu, który dał jej Kioshi. Wtedy było o tyle prościej, że zaklęcie samo aktywowało jej moc, ale zapamiętała te uczucie, gdy przez jej nadgarstek aż po palce przepływała ciepła energia. Skupiła się z całej siły i nakazała w myślach, by moc się pojawiła. W końcu na ułamek sekundy jej ręka rozjarzyła się białą aurą, ale natychmiast zniknęła. Rose sapnęła.
- Spokojnie, spróbuj jeszcze raz. Dobrze ci idzie – Uśmiechnął się Kioshi.
Rose uspokoiła oddech i jeszcze raz zacisnęła oczy. Wyczuła jak strumyczek tej mocy krąży gdzieś w jej wnętrzu i próbowała pokierować nim do dłoni. Jeszcze troszkę... już prawie... W końcu poczuła, że moc zareagowała i jej dłoń znów zaświeciła się białym światełkiem. Rose otworzyła powoli oczy i lekko uniosła palce. Energia okręciła się wokół ręki, po czym przybrała postać mgiełki, jaką wcześniej wyczarował Kioshi. Moc zawirowała z cichym szumem, po czym rozwiała się. Rose uśmiechnęła się szeroko, rozpromieniona z radości. Kioshi skinął głową z aprobatą.
- Świetnie. Szybko to opanowałaś.
- Mam dobrego nauczyciela – Odparła szczerząc się.
Kioshi zaśmiał się lekko.
- Miło mi, że tak mówisz. To teraz następny krok. Myślę, że wystarczy jak na razie będziesz umiała wystrzeliwać wiązkę mocy, na przykład, w postaci kulki. Może też być iskra lub strumień wiatru. Forma jest dowolna. To najbardziej podstawowe z podstawowych zaklęcie.
Znów wyciągnął przed siebie swoją dłoń i skoncentrował się. W ciągu zaledwie dwóch sekund jego ręka zaświeciła się, po czym natychmiast energia przybrała formę niebieskawej kuli. Na nieme polecenie Kioshiego, kula energii świsnęła do przodu i gruchnęła w ziemię, wzburzając piasek.
- Ooo, to jest super! - Zawołała Rose, a jej oczy zaświeciły się z ekscytacji.
Kioshi uśmiechnął się do niej.
- Jestem pewien, że opanujesz to bez wysiłku. Spróbuj.
Rose wyciągnęła dłoń i na chwilę skupiła się. Moc znów zakręciła się wokół jej palców i dziewczyna z całej siły skoncentrowała się na formowaniu energii w kulkę. Ale było to już nieco trudniejsze. Moc natychmiast rozwiewała się, a gdy po kilku próbach w końcu ukształtowała się w kulę, nim Rose ją rzuciła, ponownie magiczna energia rozpadła się. Rose sapnęła z goryczą.
- Trudne to jest.
- Nic nie szkodzi. Mamy dużo czasu. Próbuj dalej – Powiedział ze spokojem Kioshi.
- Oczywiście, że będę próbować dalej! Nie spocznę dopóki tego nie opanuję! - Zawołała dziarsko Rose, a jej oczy zaświeciły się znowu z entuzjazmem.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Rose wstała z koca i wyciągnęła teraz przed siebie obie dłonie. Przywołała magię i kolejny raz nakazała jej w myślach ukształtować się w kulkę. Podczas gdy mozolnie, ale z pełną determinacją ćwiczyła zaklęcie, Kioshi zajadał się kanapkami, rozpierając się wygodnie na kocu. Nawet nie zwracał uwagi na pokrzykiwania Rose, która coraz bardziej rozzłoszczona, wciąż próbowała utrzymać magię w postaci kulek. Ale raz za razem moc rozlatywała się. Kioshi ugryzł wielki kawał kanapki i pogrążył się w rozmyślaniach.
W pewnym momencie rozległo się ciche podzwanianie dzwoneczków, rozwieszonych nad wejściem do świątyni, i czujne uszy Kioshiego poruszyły się nieznacznie. Nagle zastygł lekko i przerwał jedzenie kanapki. Poczuł gdzieś w pobliżu znajomą energię. Nie do końca wyraźną, ale jednak. Był już dość wyczulony na nawet najdrobniejszą odznakę aury i w końcu wyprostował się nieco i rozejrzał. Z kolei Rose zupełnie niczego nie zauważyła, całkowicie skupiona na ćwiczeniu zaklęcia. Kioshi zmarszczył brwi i wyczuł, że energia lekko się zwiększyła. Natychmiast skierował spojrzenie w miejsce oddalone od niego o jakieś kilka metrów i zaczął intensywnie się w nie wpatrywać. Po chwili na ziemi zmaterializowało się widmowe stworzenie, które przypominało łasicę. Stało na dwóch łapkach, a na szyi widoczna była obróżka w postaci złotego sznurka i szmaragdowego klejnotu. Kioshi zmarszczył brwi jeszcze mocniej i spoważniał wiedząc, do kogo należał ów posłaniec. Powoli wstał z ziemi i podszedł do łasicy. Tymczasem Rose znów cicho zaklnęła, gdy jej biała kulka rozleciała się, kiedy już przeleciała w powietrzu kilka cali. Sapnęła ciężko ocierając czoło. Dopiero teraz zauważyła jak Kioshi na chwilę oddalił się w przeciwną stronę.
- Kioshi?
Chłopak stanął przed łasicą z ponurą miną, a ta wpatrywała się w niego zagadkowo srebrnymi oczami. W końcu stworzenie rozwarło pyszczek i oznajmiło piskliwym głosem:
- Wiadomość dla Dziewięcioogoniastego zwanego Kioshi! Masz natychmiast udać się do pałacu! Sprawa dotyczy podróżowania do świata śmiertelników! Jeśli się nie zjawisz, zostaniesz surowo ukarany! Podpisano: cesarzowa Asami Saiko!
Po wygłoszeniu wiadomości łasica natychmiast zniknęła w kłębach delikatnej mgiełki, a Kioshi wciąż wpatrywał się w miejsce jej zniknięcia, zaciskając mocno pięści.
- Kioshi, co się dzieje? - Zaniepokoiła się Rose, podchodząc do niego - Czy to był... posłaniec?
- Tak – Odparł cicho – Posłaniec z mojego świata.
Rose zaciekawiła się od razu, ale widząc bardzo poważną minę Kioshiego zrozumiała, że nie była to dobra wiadomość. W sumie jej treść była wystarczająco niepokojąca.
- Co to za cesarzowa, o której powiedział posłaniec?
Kioshi westchnął głęboko próbując zapanować nad nerwami.
- To władczyni Niebiańskiego Cesarstwa. Innymi słowy, rządzi wszystkimi istotami i prawami, jakie są obecne w tym świecie. Można było przewidzieć, że w końcu po mnie przyjdzie...
Dodał jeszcze ciszej, a jego pięści zacisnęły mocniej. Rose zapytała ostrożnie:
- Co to znaczy, że jak się nie zjawisz, to zostaniesz ukarany? Czy... czy nie wolno ci przebywać w świecie ludzi?
- Tak naprawdę nie istnieje takie prawo, które by zabraniało przedostawania się youkai do ludzkiego świata. Każdy może podróżować gdzie chce i kiedy chce. Asami ma tylko dość męczący zwyczaj wtrącania się w nieswoje sprawy. Chce wtedy wiedzieć w jakim celu wyruszasz do świata ludzi, czy coś przynosisz ze sobą i tak dalej.
Rose sposępniała poważnie.
- A więc jest zła, że lubisz ludzi...
- Nie. Ona po prostu wyjątkowo szczególnie się mnie uczepiła – Odparł z gniewem Kioshi – Tylko zasłania się swoim cesarskim tytułem, a tak naprawdę pewnie znowu chce wybadać, co robię w waszym świecie. Unikam jej od dawna, ale widać odkryła jakimś sposobem, gdzie przebywam. Przeklęta kobieta...
Zakipiał z wściekłości. Rose posmutniała wiedząc, co to oznaczało.
- Czyli musisz już wracać. A dopiero co się zobaczyliśmy.
Kioshi uspokoił się na te słowa i spojrzał na nią.
- Wybacz, Rose. Obawiam się, że tak. Jeśli nie przyjdę, może tu wysłać swoich pomagierów, którzy tylko narobią bałaganu. Nie chcę kłopotów.
Rose zacisnęła ręce i spuściła głowę. Tak długo czekała na te spotkanie. Tak bardzo chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu nim wyjedzie do Londynu. Nie mówiąc już o tym, że zaczęła trenować swoją moc. Nie mogła znieść myśli, że teraz mają się pożegnać. Tak szybko...
- Rozumiem – Powiedziała cicho – Miałam nadzieję, że... zostaniesz jeszcze troszkę.
- Wiem, przepraszam cię. Ja też chciałbym zostać. Uwierz mi.
Kioshi podszedł do niej i przytulił ją do siebie, by dodać dziewczynie otuchy. Rose odwzajemniła objęcia i zacisnęła oczy z goryczą. Już miała powiedzieć: „do zobaczenia", gdy nagle rozległo się ciche „pufnięcie" i przed nimi ponownie zmaterializowała się łasica w złotej obroży.
Kioshi odsunął się i spojrzał na stworzenie ze zdziwieniem.
- Co jest? Jeszcze coś od mnie chce?
Łasica stanęła na dwóch łapkach i odezwała się, patrząc zarówno na Kioshiego, jak i Rose.
- Wiadomość dla Dziewięcioogoniastego zwanego Kioshi! Przyprowadź ze sobą dziewczynę, z którą obecnie przebywasz w świecie śmiertelników! Jest to rozkaz od samej cesarzowej Asami Saiko! Oczekuje się twojego powrotu w czasie niezwłocznym!
Po czym łasica zniknęła z kolejnym cichym „pufnięciem". Przez chwilę Kioshi i Rose stali jak wryci i w końcu lisi chłopak odezwał się, całkiem zdezorientowany:
- Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego Asami chce, abym cię do niej przyprowadził? I skąd w ogóle się dowiedziała o tobie??
Rose teraz poważnie się wystraszyła.
- Ja też tego nie rozumiem. Czy zrobiłam coś złego? Może złamałam jakieś wasze prawo, przyjaźniąc się z tobą?
Kioshi pokręcił głową z namysłem.
- To zupełnie bez sensu. Prędzej to do mnie ma jakieś absurdalne wymówki, byle tylko zatrzymać mnie przy sobie. Ludzie nigdy jej nie obchodzili i nawet nie zapuszcza się do świata śmiertelników. Hm, odnoszę wrażenie, że ta napuszona kobieta mnie śledzi. Pewnie jej posłańcy donieśli, że nawiązałem z tobą bliskość. Szlag.
Rose zadrżała lekko. Bardzo chciałaby zwiedzić świat youkai, ale teraz na myśl o tym, że sama cesarzowa chce ją widzieć, przeszył ją lęk.
Kioshi popatrzył na nią i zauważył, że dziewczyna momentalnie pobladła na twarzy. Już nie wiedział czy być bardziej wściekły, czy przerażony rozkazem Asami. Bił się z myślami, co robić. Może i należał do najpotężniejszego gatunku bestii, ale nawet on nie mógł zignorować rozkazu Asami. Obojętnie jak bardzo by jej nie cierpiał.
- Kioshi – Odezwała się w końcu Rose – Nie mamy innego wyjścia. Nie chcę abyś miał kłopoty przeze mnie. Dam radę. Nie boję się.
Uśmiechnęła się. Kioshi długo się wahał i podjął niepewnie:
- Sam nie wiem. Może lepiej jak się gdzieś ukryjesz albo po prostu wezmę na siebie jej humory i nie obchodzi mnie, co sobie pomyśli...
Rose pokręciła głową.
- Nie zgadzam się na to. Wciąż chcę poznać twój świat i pod tym względem nie zmieniłam zdania, więc skoro ta cesarzowa chce mnie widzieć, zjawię się. Nie mam zamiaru ukrywać się jak jakiś tchórz. Niech zobaczy, że ludzie też mają swoją dumę.
Ale Kioshi wciąż miał markotną minę.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Ostatecznie cesarzowa chyba nie jest złą kobietą, prawda?
Chłopak westchnął lekko.
- No, sama w sobie nie jest taka zła. Nie lubię jej, ale to nie zmienia faktu, że raczej nie jest wrogo nastawiona do ludzi. Nie powinna ci zrobić żadnej krzywdy. Tak sądzę. Pewnie tylko chce wybadać, kim jesteś.
Rose uśmiechnęła się szerzej.
- No i sprawa załatwiona.
Powiedziała dziarsko, a jej oczy znowu zaświeciły się z entuzjazmem. Kioshi znów westchnął, ale uspokoił się nieco i w końcu uśmiechnął.
- No dobrze, skoro cię ta wyprawa nie przeraża... Ech, miejmy to już za sobą. Mam nadzieję, że ta wizyta nie potrwa długo. Pokażę się jej, przedstawię ciebie i odprowadzę cię z powrotem do domu. Nie chcę abyś przebywała tam dłużej niż jest to konieczne. Będę spokojniejszy, gdy szybko wrócimy.
Rose pokiwała głową.
- Dobrze. Obiecuję, że nigdzie więcej nie pójdziemy, tylko prosto do tej cesarzowej. To kiedy ruszamy?
Kioshi pogładził machinalnie swoje srebrne włosy.
- Będziemy musieli już teraz, w tej chwili. Im szybciej tym lepiej, nim Asami wyśle kolejnego posłańca i mnie zwymyśla. Jesteś na to gotowa?
Rose przytaknęła i wyprostowała się hardo.
- Tak.
Kioshi chwilę wpatrywał się jeszcze uważnie w przyjaciółkę, ale widząc ogień w jej oczach, uśmiechnął się lekko. Wiedział, że dziewczyna naprawdę jest znacznie silniejsza niż to widać na pierwszy rzut oka. W głębi serca wiedział, że da sobie radę. Nie była wszak zwykłym człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top