Pakty paktami ale najpierw cherbatka

Po tych słowach obydwoje zamilkli na jakiś czas a ciszę przerywały jedynie głosy z pokładu i przeburkiwanie z żołądka współ zakładnika. Chwile mijały, cisza się dłużyła a nienawiść w sercu garrego narastała coraz mocniej i mocniej. Z każdą przepływającą do jego umysłu myślą wiązała się istna lawina wrogości jaką w tej chwili odczuwał, ból, czuł ból, i chciał żeby oni też go czuli, chciał mordować, krzyczeć, bić, ale nie był w stanie. Rozmyślania jednak przerwało mu coś, coś lepkiego i widocznie ciagnistego co ruwnie zaskoczenie co szarpnięcie łajby skapnęło na jego obolałą głowę. Do nozdrzy chłopaka znowu zawitał rozpoznawalny zjełczały zapach który po chwili zaczął wypełniać żutliwie jego drogi oddechowe. Natychmiast dotknął głowy poznając również dziwie pustą fakturę płynu. Spojrzał do góry jak najszybciej mógł ale zamiast ujrzeć cokolwiek zobaczył ciemność, jaką oczywiście mógł spodziewać się w tak słabo oświetlonym miejscu. Jednak było w niej coś nienaturalnego.
-Witaj garry
Usłyszał nagle głos gdzieś w głowie. Stonowany poważny głos podstarzałego kupca pochodzącego raczej z mroczniejszy części kontynentu. Było w nim coś nienaturalnego podobnie jak w ciemności którą się otaczał. Nagle w ciemności pojawiła się para kompletnie żółtych przymrużonych ślepi.
-Może jakieś podziękowania by się należały?
Chłopaka wbiło w podłogę, nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. W ciemności pojawił się dodatkowo zemsty zadziorczy nieproporcjonalny do oczu uśmiech przechylający się na prawą stronę ukazując błyszczące podłużne i ostre jak brzytwa zęby. W pewnej chwili z ciemności coś wyskoczyło, przebiegło chwile po suficie i wylądowału tuż przed zdezorientowanym chłopakiem żucając na siebie cień świateł sąsiedniego celi korytarza. Garry rozpoznał posture tego co się przed nim znajdowało. Tuż przed nim zasiadał czarny lis wlepiający w niego żółte ślepia, ale dopiero teraz mógł przyjrzeć się istocie. Postura lisa dalej była zachowana jednak z bliska dopiero ukazywała swoje nie futrzaste oblicze. Tak zwierze kompletnie nie miało futra, była jakby jedną czarną smolistą masą ulepioną w kształt lisa z długimi jak u zająca i równie spiczastymi uszami. Pytsk był raczej wypuklejszy i podłużny niż szpiczasty jak u lisa, nos który ledwo było w zarysach widać był podłużny nieco w kształcie rombu nałożonego na czubek pyska. Posiadł również miejscami jaskrawo żółte obręcze oplatające między innymi prawą przednią łape. Starzec w klatce obok również przypatrywał się zwierzęciu, ale nie reagował bo widział jedynie nie uśmiechniętą stronę głowy.
-Jakie to uczucie poznać kogoś dzięki komu jeszcze chodzisz po tym świecie?
Zapytał triumfalnie wyczekując łapczywie na odpowiedź.
-...Wolałbym zginąć razem z nimi...
Odburknął ponuro z widocznym zawahaniem spowodowanym obecnością niespotykanego gościa.
-Może byś i wolał ale jak widać żyjesz... Ale nie przychodzę tu abyś mi dziękował za swój los. Chociaż byłoby to mile widziane -Wtrącił po czym wstał z wyprostowanej pozycji i jak wilk polujący na ofiarę zaczął powoli krążyć wokół niego stawiając kuśliwie łapę za łapą- Przychodzę tu żeby złożyć ci ofertę
Garry zainteresował się nieco ale wolał poczekać na rozwój wydarzeń
-Mógłbym zabić wszystkich tych piratów, jednego po drugim, podpalić statek albo zatopić go dając jedynie tobie uciec -Wymieniał jakby nieco się rozmażając-
Ale wiem że tobie by to nie wystarczyło, sam chcesz wymierzyć sprawiedliwość, w końcu oni ich zabili. Wybić własnoręcznie, jednego po drugim, zatopić statek. Tylko wtedy będziesz usatysfakcjonowany i ja to wiem.
Podjudzał go co widocznie działało w połączeniu z nienawiścią skutkowało
-Mów dalej...
-Wiedziałem że cię zainteresuje. Dam ci siłę, broń, i moc aby zabić każdego z załogi tak brutalnie jak bedziesz chciał, pomyśl tylko ile bólu ci sprawili i innym, zasługują na to. Będziesz miał moc jakiej mało któremu śmiertelnikowi dane jest kiedykolwiek doświadczyć. Zemsta jest słodsza jeżeli sam jej dokonasz, Tom by tego chciał.
-Tak, chciałby tego...
-Ty również... Ale jak wiesz nie ma nic za darmo, oczekuje czegoś w zamian
-Wiem... Czego chcesz w zamian?
Starzec na te słowa zmartwił się nieco.
-I właśnie tu pojawia się haczyk, pragnę czegoś o czym ty nie możesz wiedzieć, bo jeżeli odmówisz z tą wiedzą jedynie naprzykrzy ci to życia jeszcze bardziej
-Oferta w ciemno?
-Dokładnie, ale nie musisz się zgadzać, możesz tu zostać i gnić jak ten starzec siedzący obok ciebie. A ja po prostu rozpłyne się, tak samo jak się pojawiłem-zatrzymał się przed nim i wyciągnoł w jego strone prawą łape na kturą garry popatrzył się w pierwszej chwili jak na zbawienie- To jak będzie?
Człowiek nawet nie myślało tym żeby gnić tu do końca życia. Jego ręka już wysuwała się żeby zatwierdzić umowę ale nagle z chęci wyrwał go starzec
-Ej młody
Gary odwrócił głowę w jego stronę
-Powodzenia, tylko pamiętaj. Doceniaj to co daje ci życie. I weź to, na pamiątkę
Mężczyzna wyjął zza pazuchy drewnianą maskę pomalowaną na zdarty już pomarańczowy. Widocznie była na animskiego kota. Była ona zakończona trójkątnym pyskiem. Z tyłu głowy miała dwa pasy aby się trzymała.
-Dostałem ją kiedyś od brata, strażnika jednego z animskich miast... Spal tą łajbę... Będę ci wdzięczny, uśmiechnął się po czym znowu odkaszlnął
-Dziękuję -Odwrócił się ponownie do zwierzęcia- Zgadzam się.
Stwierdził i dotknął łapy.
-Nie pożałujesz paktu, paktu z demonem. Ale po tych słowach było już za późno żeby się wycofać.
-Nie pożałujesz - na ręku chłopaka zaczęły pojawiać się jakieś czarne nierozpoznawalne symbole a uśmiech demona rozszerzył się jeszcze bardziej-  A teraz tak jak obiecałem, broń którą będziesz potrafił się posługiwać.
Tuż za demonem zmaterializowała się wbita w ziemię kamienna kosa. Czemu wykonana była z kamienia? To już chyba kwestia upodobań.
-Jest dla ciebie, będziesz potrafił się nią posługiwać, przynajmniej przez jakiś czas... Miłej zabawy. Lis rozpłynął się pozostawiając garego sam na sam z kosą. W oczach chłopaka nagle pojawił się błysk którego nigdy wcześniej nie czuł
-On by tego chciał...
Wyszeptał ponuro po czym wstał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top